środa, 26 sierpnia 2015

Epilog

Prawie mam łzy w oczach...

Epilog

Przez ostatnie sześć lat jej życia wszechogarniająca ciemność samotności przeplatała się ze sztucznym światłem, które – wbrew pozorom – nie wnosiło ni krzty nadziei w jej zlodowaciałe serce. Na przemian wykrzykiwała swoje skargi, modlitwy w próżność, by potem przez kolejne dni milczeć niczym grób, nie dając oznak życia. Wciąż przywołując w pamięci rysy jego twarzy, powtarzając to jednosylabowe imię.
Była otoczona przez ludzi, których obie nienawidziły. Siali spustoszenie w jej głowie, naruszali jej prywatność. To te postacie w białych fartuchach odebrały tej kobiecie życie przy tym mężczyźnie. Zamiast bycia przy jego boku, skazali ją na wieczne potępienie. Na życie w cieniu bez tego ciepłego głosu.
Chciała być martwa. Była martwa. Oszalała. Lecz za każdym razem o tym piekle na ziemi przypominało jej te ciche bicie serca, którego już nie potrafiła nikomu podarować.
Obcy przychodzili do pokoju dwudziestoośmiolatki, łapali materiał zszarzałego, białego materiału kaftana bezpieczeństwa pod pachami i ciągnęli do miejsca, gdzie stawała się ich marionetką. Królikiem doświadczalnym, bo w końcu była takim pierwszym przypadkiem w historii medycyny specjalizującej się w zaburzeniach psychicznych.
Przez pierwsze trzydzieści trzy miesiące stawiała opór. Szarpała się w ich silnych ramionach w ataku furii. Krzyczała, choć doskonale wiedziała, że nikt nie przyjdzie jej na pomoc. W krytycznych sytuacjach płakała z bezsilności, widząc ich nieustępliwość i niewzruszenie. Była otoczona przez potwory w ludzkiej skórze.
Zafascynowani specjaliści podłączali jej bezwładne ciało do maszyn, które pozwalały lepiej im ją zrozumieć. A ona godziła się na to z obojętnością, choć w oczach miała wypisane cierpienie. Przykuwana do krzesła poddawała się, nie miała dokąd uciec. Nie miała nikogo, kto by na nią czekał.
Nikt nie chciał kochać zarazy, jaką się stała. Wmawiała to sobie tak często, iż stało się to w jej mniemaniu prawdą. Nie wiedziała, że posiadacz tych najpiękniejszych oczu także nie potrafi sobie poradzić w dalszym życiu. A musiał, bowiem zostawiła mu pod opieką tak wyczekiwany przez nich cud. Pociągnęła siebie i jego na samo dno.
Mimo to czekała cierpliwie na szansę zemsty.
Żółte żarówki w pomieszczeniu zaczęły trzeszczeć i mrugać na skutek przeładowania elektrycznego. Pacjentka powoli zaczynała tracić kontakt z rzeczywistością, przez co naukowcy mieli coraz mniej czasu.
– Tracimy ją! – odezwał się doktor z największym doświadczeniem w tej dziedzinie z całej grupy. Od początki jest z tym przypadkiem i ma ogromną wiedzę na jej temat.
– Nie możemy, jeszcze nie teraz – mruknął młodszy chłopak w kwadratowych okularach. Jack zajmował się monitorowaniem wszystkiego i układaniem jej wspomnień w logiczną całość. – Dacie radę jeszcze przez chwilę?
– Postaramy się, ale niczego nie obiecujemy.
– Potrzebne mi jest tylko to jedno wspomnienie. Potem dajemy jej spokój, odsyłamy do celi i zabieramy się za kolejną część roboty.
Do głównego stołu przysiadł się żółtodziób w tym gronie, który nie do końca pochwalał wszystkie metody stosowane w tym miejscu.
– Nie wydaje wam się, że to trochę nieludzkie? W gruncie rzeczy jest taka jak inni. Chyba przysługują jej jakieś prawa człowieka, nie? – odparł zniesmaczony.
Po sali bez okien rozniósł się stłumiony śmiech połączony ze szmerem szeptów.
– Ludzkie prawa? – prychnął Jack znad okularów. – Sam, zrozum, musimy przeprowadzić badania. I nieważne, jak bolesne mogą się one okazać, mamy za zadanie ją poznać na tyle, ile jesteśmy w stanie. Mamy tworzyć raporty. Każdy dzień zwłoki kosztuje, więc nie przeszkadzaj nam i siedź cicho.
– Ale ona też ma uczucia! – oburzył się tamten, patrząc na bezwładną kobietę o tłustych kruczoczarnych włosach.
– Owszem, ma i to nawet podwójne. No i co z tego? Co nas obchodzą jej uczucia? Mamy zlecenie, mamy procedury, które musimy przestrzegać, więc naprawdę nie musisz tak wytężać swojego małego mózgu. Jedyne prawo, jakie przestrzegany wobec numeru czterysta osiemdziesiąt trzy to to, że zrobić z nią wszystko, byleby zebrać jak najwięcej dokładnych informacji na temat tego schorzenia. – Odwrócił się do chłopaka plecami. – Dajcie pełną moc. Pocierpi przez chwilę, ale jej zdrowie nigdy nie będzie ponad dobrem nauki.
Kiedy przywieźli ją do tego ośrodka, straciła nie tylko pracę, ale i tożsamość. Nie miała już imienia, stała się numerem. Wszyscy doskonale postarali się o ty, by sprawa nagłego zniknięcia jej osoby z show-biznesu ucichła. W końcu rozpoznawalne osoby nie giną bez śladu każdego dnia.
Jedynym, co okazała się pomocne w zatuszowaniu tej sprawy, to fakt, iż wcześniej przebywała w szpitalu. Łatwo udało się upozorować jej śmierć, którą społeczeństwo tak szybko łyknęło.
– To powinno być karalne… – Pogroził długim palcem Sam w stronę Jacka, po czym założył ręce na pierś z wyniosłą miną. – Takie metody stosowało się wiek temu.  
– Może i metody są przestarzałe, lecz wciąż tak samo skuteczne, a to się najbardziej  liczy. O ile szybciej poznaliśmy Veronicę Joseph, nie wyobrażasz sobie tego – zaśmiał się błękitnooki.
– To jaka jest jej historia wpisana do kartoteki?
– Dosyć krótka i pospolita. – Wzruszył ramionami.
– Czyli?
Mężczyzna westchnął, nim zabrał głos:
– Jako mała dziewczynka musiała oglądać, jak jej ojciec pije i bije jej matkę, która dostawała za to, że kolejny raz wciągnęła się w narkotyki. Zdesperowana Veronica przychodziła do kościoła każdego dnia i żarliwie modliła się do Boga o lepsze jutro. Trafiła na księdza, któremu daleko było do przykładu osoby duchowej. Znęcał się nad nią fizycznie i wykorzystywał seksualnie. Jakby tego było mało, trafiła do domu dziecka, gdzie inne dzieciaki wyśmiewały się z niej. Powiesiła się na strychu, ale nie na tyle skutecznie, by umrzeć. Wtedy pojawiła się Dominicka Rauch, a dziewczyna zmieniła swoje miano na Er, jak jej się potem przedstawiała. Rauch miała wszystko – wspaniały dom, kochającą rodzinę, prawdziwych przyjaciół. I żadnych problemów. To ta dziewczyna wzbudziła w Er gniew, więc nie trudno się domyślić, że stała się chorobliwie zazdrosna. Skutecznie i bardzo powoli zaczęła jej to wszystko odbierać. Na pierwszy ogień poszli rodzice, a resztę już w miarę znasz. I wybacz mi brak tych wszystkich fachowych określeń, nie mam teraz na to czasu – skończył beznamiętnym tonem, wracając do ustawiania sprzętu.
– Nie było ci jej żal? Nie zasługuje na odrobinę empatii? – dociekał Sam.
– Psychopaci nie zasługują na współczucie. Są tylko pionkami na szachownicy do zbicia przez królową. Cudem żyje, powinna być nam za to wdzięczna – odburknął Jack. – Gotowi? Ostatnie wspomnienie do raportu z dnia szesnastego lutego dwa tysiące dziewiętnastego roku.

*~*

Dzień okazał się w miarę ciepły, lecz jeszcze nie upalny, i słoneczny. Zupełnie jakby świat dawał mi znać, że to jest właśnie szansa na lepszą przyszłość. Jakby cieszył się na podjęcie takiej, a nie innej decyzji. Na lotnisku nie było zbyt wielkiego ruchu. Pewnie przez to, że jest czwartek i do tego godzina trzynasta.
Rodzice i Reynaldo pożegnali się z nami wczoraj wieczorem, toteż dzisiaj byliśmy z bratem jedynie w swoim towarzystwie. Generalnie lot mieliśmy mieć za piętnaście dwunasta, ale wystąpiły jakieś problemy czy coś i mamy lekkie opóźnienie.
Co jeszcze bardziej paradoksalne, wszystkie bagaże do naszego samolotu zostały zabrane i, jakby nie patrzeć, można by już odlatywać, gdyby nie to, że pasażerów jak nie wpuszczali na pokład, tak dalej nie wpuszczają. Niemcy – niby tacy zorganizowani, ale jak już coś się spierdzieli, to pól dnia trzeba czekać, by zrozumieli co.
– Długo jeszcze będziemy musieli czekać? – odezwałam się, uchylając jedno oko, by móc spojrzeć na brata.
– Nie wiem. Ile jeszcze razy każesz mi to powtórzyć? – jęknął, przecierając otwartą dłonią twarz.
Podciągnęłam się na niewygodnym, plastikowym krześle, z którego powoli zaczęłam się ześlizgiwać prawie że na podłogę.
– Aż się dowiesz – prychnęłam i zwiesiłam głowę za oparcie tak, że mogłam obserwować, co działo się za mną. Co prawda do góry nogami, ale to nie miało najmniejszego znaczenia.
Wystukiwałam nogą dobrze znany mi rytm piosenki. Ta czynność od dzieciństwa pozwalała mi opanować swoje wewnętrzne emocje oraz myśli. To jakiś rodzaj bariery, którą równie łatwo zburzyć, jak stworzyć.
Widziałam zabieganych ludzi. Matkę krzyczącą na dziecko za odłączenie się od niej. Gniew szybko jej mija, kiedy dostrzega, co maluch trzyma w rączce. Dziewczyna żegna się z chłopakiem, który właśnie wyjeżdża za granicę do pracy. Jej szloch słychać aż po drugiej stronie lotniska, gdzie siedzę. Jakby nie patrzeć, to tutaj dopiero widać szczerze uczucia ludzi i ich przywiązanie do siebie.
No cóż, nasi rodzice chyba o tym zapomnieli. Ale co się dziwić. Wstydzą się mnie, więc ograniczają do minimum okazje, w których bylibyśmy widywani jako rodzina. W końcu nie jestem powodem do dumy, nie tak jak Nick.
Uśmiechnęłam się do siebie znad pochmurnych myśli na widok grubszego faceta, który starał się zachować równowagę na śliskiej powierzchni. Przeniosłam wzrok w lewo. I zatrzymałam spojrzenie na osobie, której w ogóle się tu nie spodziewałam. Rozbawienie natychmiast zamieniło się w niedowierzanie.
Coś szturchnęło mnie łokciem w bok.
– Ej, Nicka. Musimy iść, właśnie mamy stawić się do odprawy. – Te słowa doszły do mnie jak zza betonowej ściany.
Poderwałam się z siedzenia, aż niedobrze mi się zrobiło. To dziwne, przecież to za wczesna pora, by już zdążyli wrócić do Hamburga. Odwróciłam się, żeby upewnić się w przekonaniu, kogo widziałam. Od razu nasze spojrzenia się skrzyżowały.
W środku poczułam coś na połączenie niewyobrażalnego szczęścia z uczuciem zbitego psa. Z jednej strony winna, z drugiej coś na kształt motyli w brzuchu(?)…
Przełknęłam głośno ślinę, po czym podniosłam pudełko z podłogi i wyminęłam lekko zmieszanego brata.
– Ale…
– Daj mi tylko chwilę, okay? – poprosiłam cicho.
– No dobra, będę czekał przy wejściu numer sześć. – Wskazał na nie ręką. – Pospiesz się – dodał na odchodnym.
Sapnęłam i zadarłam pewnie głowę do góry.
– Jost musiał nieźle się na was wkurzyć, że tak nagle plany się zmieniły. – Próbowałam się zaśmiać, ale zamiast tego głos ugrzązł mi w gardle.
Ignorując moją zaczepkę, Bill przyciągnął mnie do siebie i przytulił tak mocno, że aż zaparło mi dech w piersiach. Po chwili zdecydowałam się odwzajemnić ten uścisk.

„Nie przeciągaj pożegnań, bo to męczące.
Zdecydowałeś się odejść, to idź”
Mały Książę

Uniosłam wzrok, by móc zobaczyć jego bliźniaka. W postawie Toma widziałam rozczarowanie, które biło boleśnie po oczach. Zmarszczyłam czoło, odsuwając się od wokalisty. Podałam mu do rąk pudełko specjalnie przygotowane dla nich.
Popatrzył na mnie z niemym pytaniem w oczach.
– Chcę to wam dać. Tak od siebie, bez żadnego konkretnego powodu – wyjaśniałam. – Bill, proszę, pamiętaj o tym, co mi obiecałeś.
– Pamiętam i nie złamię tej obietnicy. Słowo się rzekło i tak będzie. – Uśmiechnął się do mnie smutno.
Chciałam już odejść, ale przypomniałam sobie, że mam jeszcze coś tylko dla Toma.
– Przekażesz to Tomowi? – powiedziawszy to, wyciągnęłam kopertę z dopiskiem Argetlam (srebrna ręka, czyli ktoś o nadludzkiej sile fizycznej i psychicznej), w której umieściłam bilet na wyścigi motocyklowe. Bardzo chciał na nie pojechać, więc postanowiłam, że może ze mną na nie pójść. – Bo coś widzę, że nie uda mi się tego samodzielnie przekazać.
Przytuliłam się ostatni raz do muzyka, wdychając powoli mocny zapach jego ciała.
– Dlaczego? – zapytał szeptem, unosząc mój podbródek i zmuszając do tego, bym spojrzała mu głęboko w oczy.
Obawiałam się tego pytania, nie chciałam na nie odpowiadać. Liczyłam, że zrozumie i nie będzie o nic pytał…
– Nie zadawaj pytań, na które nie chcesz znać odpowiedzi.
Bo tak będzie lepiej dla was i dla mnie – taka była moja odpowiedź na to pytanie.
Puściłam go z trudem, jakaś cząstka mnie wciąż tkwiła tutaj. Odwróciłam się powoli z bolącym sercem.
– Pytałeś się kiedyś, która wasza piosenka jest moją ulubioną. Dziś odpowiedź brzmi Geh – powiedziałam przez ramię.
Wolnym, powłóczystym krokiem skierowałam się w stronę wejścia numer sześć, przy którym miał czekać na mnie Nick. Nie powiedziałam słów pożegnania, ponieważ „żegnaj” oznacza odejść. A „odejść” oznacza zapomnieć przytoczyłam sobie w myślach cytat z Piotrusia Pana.
–  Kiedy się zobaczymy? – Młodszy Kaulitz zdawał się nie rozumieć celu mojego wyjazdu. Złapał mnie delikatnie za dłoń, obracając mnie ku sobie.
Tom znał odpowiedź na to pytanie. Zacisnął zęby i powstrzymał się przed wyjawieniem prawdy.
–  Soon – skłamałam.
Puściłam rękę Billa i zmusiłam się do zostawienia ich w tamtym miejscu. Korciło mnie, by spojrzeć na nich tylko ten ostatni raz. Lecz doskonale wiedziałam, że nie mogę sobie na to pozwolić.
Nigdy nie potrafiłam robić czegoś wbrew sobie, toteż tydzień później napisałam list, który miał zmienić wszystko.
I zmienił.

„Jeśli coś kochasz, puść to wolno.
Kiedy do ciebie wróci, jest twoje.
Jeśli nie, nigdy twoje nie było”
Antoine de Saiut-Exupéry – Mały Książę



¿The Ende? 

~
Adeline. - Wtedy to faktycznie się bawiłam, teraz naprawdę podoba mi się wygląd mojego bloga. Bądź okrutna, w końcu najlepiej wychodzi w życiu, kiedy jest się po prostu sobą. Puknąć i może ktoś ją powinien, może wtedy by się zamknęła. Tak, zawsze będzie tą psychiczną. Dobra, na czole, ale już Ci mówiłam, że moje musi być nieskalane. Poza tym Nicka jest postacią, która dużo myśli, mało mówi, a jeszcze mniej robi. Widzę, że zmieniły wydźwięk. No i co z tego? Wciąż mają takie samo znaczenie dla mnie. 
unnecessary - Gdzieś kiedyś usłyszałam, że autorzy dzieł nigdy nie są zadowoleni ze swoich prac. A gdzieś indziej, że to dobrze, iż nie do końca podoba nam się to, co tworzymy. To właśnie pokazuje, że jest jeszcze wiele rzeczy, które chcemy dopracowywać. No cóż, miło to słyszeć. Ja też jestem z nią mocno związana, ale nie znikam na długo. Mam pomysły na dwie historie, teraz jedynie zależy, którą będę doskonalić. Wszystkie zmiany wydają się takie nie nasze. Trzeba się po prostu z nimi pogodzić. Tydzień temu nie było odcinka, ale teraz już wiesz dlaczego.
Sylwia Szymańczuk - Tak, bliżej końca... Do perfekcyjności jeszcze mi daleko, ale cieszę się, że właśnie za taki mój styl uważasz. Ja także widzę poprawę i te wszystkie zmiany, a przede wszystkim widzę te nietuzinkowe charaktery bohaterów, z których jestem naprawdę zadowolona. Długo nie będziesz musiała czekać, przynajmniej mam taką nadzieję. Ja też nie lubię pożegnań. A zakończenie, jak dla mnie, jest takie, jakie być powinno.


I tak oto dobrnęliśmy do epilogu. Jakby nie patrzeć, podoba mi się ta historia. Żaden z bohaterów nie jest doskonały, każdy ma jakąś swoją małą skazę. Może i to opowiadanie nie jest doskonałe, perfekcyjne, ale ono nigdy takie nie miało być. Przekazałam tu wszystko, co chciałam. Z początku bałam się wchodzić w świat pisarstwa, dzisiaj już wiem, że bez z tego nie byłabym tą samą osobą. Miałam kilka kryzysów, ale, jak wiadomo, jesteśmy tylko ludźmi i potrzebujemy czasami przystopować. Chciałam ostatnio rzucić to wszystko w kąt i zamknąć się w sobie, lecz przypomniało mi się, że przecież miałam postanowienie, iż epilog wrzucę w rok założenia tego bloga. Może nie jest to do końca pełny rok, bo właściwie jutro on mija, a że ja dodaję w środę, to i jest w środę. Od roku istnieję w tym świecie, od roku się udzielam pod pseudonimem Dee, który ma dość ciekawy początek swojego istnienia. Przeczytałam wiele historii, które naprawdę zmieniły to, jak patrzę na świat. Poznałam kilka osób, bez których nie wyobrażam sobie teraz tamtych dni. To coś cudownego. Coś, za co nie będę potrafiła się odwdzięczyć. Otrzymałam skarb i  chcę go zatrzymać tak długo, jak tylko będę mogła. Przebrnęło się przez to opowiadanie wiele osób, od samego początku było was 14 329, zaś komentarzy 313, a za każdy jestem ogromnie wdzięczna. Wiem, że nie każdy czytelnik się udziela, więc by tak może zrobicie mi niespodziankę i pokażecie się tutaj wszyscy? Bo ta historia powstała dla Was i będzie żyć, póki Wy będziecie o niej pamiętać. 

9 komentarzy:

  1. Koniec. Eh,serio koniec. Wielka szkoda. Mam nadzieje,ze podzielisz sie z nami jeszcze jakas historia. Obie wiemy o tym,ze potrafisz niezle pisac,ze masz do tego talent :) pamietasz ten krotki fragment opowiadan co wyslalas mi na poczte :) ?
    Coz...w sumie jakbg nie patrzec dzieki Twoim opowiadaniom sie poznalysmy,czyli znamy sie praktycznie rok bo jestem z Toba od poczatku ! Juhu,ale ten czas leci.

    Epilog jest bardzo smutny. Szkoda,ze nie wiemy w jakich okolicznosciach udalo sie zamknac Veronice w takim osrodku. I szkoda mi Nicki.... bardzo. Tak,to bardzo smutne zakonczenie ale wszytstko z Twojej strony bylo idealnie dopracowane,co robi z tych opowiadan idealne :) pamietam jak nie raz mi pisalas,ze rozdzial konczych po nocach bo masz wene albo po prostu,ze obiecalas dac go w srode :) To bylo cholernie mile.

    Cos sie konczy by ustapic miejsca czemus nowemu ;) takze czekam na kolejne dzielo od Dee :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, chciałam Ci podziękować za Twoje piękne opowiadanie. Przeczytałam dziś całe, na co poświęciłam 5h i ani minuty z tego czasu nie uważam za straconej. Twoje pisanie jest magiczne, nie byłam w stanie się od niego oderwać. Zrobiłaś idealnie studium przypadku ludzkiej choroby, ludzkich emocji i zachowań. W swojej 9 letniej blogowej karierze tylko dwa opowiadania wywarly na mnie takie niewyobrazalne głębokie uczucia, Twoje jest trzecim. Nie potrafię opisać jak mi przykro ze to juz koniec, mam nadzieje ze napiszesz coś jeszcze bo naprawdę chce czytać więcej i więcej. Perfekcyjnie dobierasz słowa, idealnie opisujesz sytuacje. Błagam Cie rób to dalej! Widać ze jesteś inteligentna, oczytana dziewczyna z ogromnym talentem. Jedyne czego mi brakowało w opowieści to jakiegoś związku czystej fizycznosci, chociaż nie wiem czy to nie popsuło by całości. Dziękuję, za to co napisałaś. Pozdrawiam Emoticón heart

    OdpowiedzUsuń
  3. Smutno mi, że to już koniec, ale chyba ci to już pisałam, prawda?
    Nie potrafiłam zabrać się za ten epilog. Na początku założyłam, że napiszę ci długi komentarz, więc czekałam aż nie będę niczym zajęta, a teraz... nie wiem, co napisać. Przez ten rok zdążyłam cię poznać, zrozumieć jaka jesteś, jak myślisz i zżyć z tobą, bo nie jesteś i nie byłaś mi obojętna.
    Stworzyłaś Nickę na swoje podobieństwo, włożyłaś w nią swoje serce i wszystkie emocje, a potem opakowałaś zieloną czupryną. Dusza tej dziewczyny jest pełna ran i skaleczeń do tego stopnia, że nie wiem, jak udało jej się normalnie funkcjonować. Mówi się: life is brutal, ale myślę, że w pewnym momencie robi się nazbyt brutalne, a my nie potrafimy sobie z tym poradzić. Trzeba mieć w sobie niewyczerpane pokłady siły, by zrozumieć i nie poddać się, wiesz, o czym mówię, prawda?
    Pewnego dnia życie zagapi się i dostajemy bonus od życia: dwóch bliźniaków. Beztroskich, radosnych... I zmieniają wszystko jak tylko potrafią zmienić przypadkowi ludzie. Bo czasami warto uwierzyć, rozejrzeć się dookoła i zobaczyć, że tak naprawdę nigdy nie jesteśmy sami.
    Przyjaźni to potężna więź i myślę, że jeśli jest prawdziwa to przetrwa na wieki. Nie ważna jest odległość, nie ważne, że czasami ciężko jest przełknąć tą gorzką rozłąkę - nie zostawia się ludzi, którzy wryli się nam głęboko w serce.
    Ze zdziwieniem obserwuje, że mam ściśnięte gardło. Doprawdy, nie spodziewałam się tego. Nie wiem, co w sobie masz, ale wiedz, że jestem po twojej stronie.
    Ściskam mocno i całuję.
    P.S. Czekam na następną opowieść.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem tak jak obiecalam. Przepraszam. to ze nie komentuje tonie oznacz ze nie czytam. Szkoda ze to juz koniec. Opowiadanie genialne. Mam wrazenie ze Nicka jest stworzona na Towje podobienstwo. czekam z niecierpliwoscia na kolejne genialne opowiadanie. Zycze duzo weny na kolejne opowiadani. Powodzenia kochana <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Koniec. Naprawdę koniec. Wow już się przyzwyczaiłam przez ten rok. Mam tysiąc myśli w mojej głowie, tysiąc pytań i może coś tam mi świta, ale nie do końca jeszcze wiem po którą latarnią. Ale najbardziej ten list. CO. W. NIM. BYŁO.

    OdpowiedzUsuń
  6. Byłabym okrutna, nie komentując epilogu w jakikolwiek sposób, zatem robię to, z pewnym opóźnieniem. Jakoś nie miałam do tego myśli tak od razu.
    Mów, co chcesz, ale mniej więcej poukładały mi się wszystkie części tej historii, i również LAA. Twój styl pisania dorastał z każdym rozdziałem, powinnaś kiedyś przeczytać i przekonać się, jakie niesamowite to zjawisko. Zawsze uważałam, że masz talent do pisania i nieważne, jak bardzo bylo mi przykro przez twoje docinki, nigdy nie zmieniłam zdania.
    Ten koniec wydał mi się niedopowiedziany. Akcja się rozwijała, napięcie rosło, do czegoś niby doszło, a potem koniec - żegnam, epilog. Czuję jakiś niedosyt.
    Nie wiem, co przewidziałaś dla Nicki, ale z pewnością nie będzie to nic dobrego. Z kolei list, jestem bardzo ciekawa, co takiego w nim było, że przyszłość Billa i Nicki się połączyła. Mam niejasne wrażenie, że napisała w nim po prostu prawdę - o Er, o Tayu, od wszystkim. Ale z drugiej strony... Czy ona w ogóle byłaby w stanie to zrobić?

    OdpowiedzUsuń
  7. Wchodze tutaj z niesamowita radoscia i pelnia ulgi cieszac sie jak nigdy ze w koncu nadrobie wszelkie zaleglosci u Ciebie a tu pilog?!
    Przegielas. Az ni wiem co powiedziec.
    eee ... oooo ... eh. foch!
    Lece nadrabiac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I już. Czuję gdzieś w środku zalążek żalu, że tak szybko udalo mi si tą historię nadrobić. Myślałam zasidając do niej po paru miesiącach nieobecności że będę się nią nieco dłużej napawać. A ostatnie trzy rozdziały wręcz "połknęłam". Czuję niedosyt, ponieważ ta historia długo się rozkręcała a potem ... bum - koniec. Szkoda, cholerna szkoda, bo już zdążyłam polubić tą Rauch, chociaż okazała się dwuosobową dziewczyną. Mi by to nie przeszkadzało, lubie psychopatów xd.
      Z każdym rozdziałem to opowiadanie stawało się bardziej smutne, wypalając mi dziurę, gdy czytałam kolejne zdania. Jesteś fenomenalna, wiesz? Patrząc z perspektywy czasu zazdroszczę Ci twojego talentu i tego, że tak "łatwo i szybko" przyszła Ci zmiana stylu pisania, bo według mnie właśnie tak to zrobiłaś. Z przecietngo na poczatku opowiadania (chodzi mi wylacznie o styl pisania, bo fabul mialas badzo dobra) stworzyłaś coś, do czego będzie się wracać, coś co zostanie zapamiętane.
      I za to Ci dziękuję. Za tą historię. (choć wciąż czuję smutek, że to koniec, i że jest on tak tragiczny w pewnym sensie dla głównej bohaterki, bo chyba nikt by nie chciał być obiektem badawczym).
      I dodatkowy plus za moj ukochany MUSE.

      Kochana - pozdrawiam!!!
      KBill

      Usuń
  8. A ja dopiero po takim czasie na tym beczę :')

    OdpowiedzUsuń