środa, 29 października 2014

Rozdział 8

Miał być wcześniej, ale cóż...fizyka mnie zatrzymała.


8.

Gabinet lekarski, często przeze mnie odwiedzany, był przytłaczającym miejscem. Białe ściany w zielone wzorki, szklane szafki z lekarstwami, beżowe kafelki. Wszystko wyglądało, jakby pozostałości po remoncie każdego pomieszczenia w domu zostały wrzucone do tego pomieszczenia. Uporządkowane biurko z kubkiem parującej herbaty na blacie stoi przede mną, ja sama siedzę w drewnianym krzesełku, przyglądając się pielęgniarce notującej coś w swoim fioletowym dzienniku z kocią łapką na okładce. 
Do takiego wystroju pasowałaby starsza osoba z tłustymi włosami, wielkimi okularami, grymasem zniesmaczenia na twarzy i ogólnej niechęci do życia. Zamiast tego urządziła się tutaj kobieta tuż przed trzydziestką, zadbana, przyjaźnie wyglądająca i z niesamowitym zapałem do pracy. Uwielbiała młodzież, widać to było na pierwszy rzut oka, i doskonale się z nią dogadywałam. Lubiłam u niej przesiadywać, zawsze dowiadywałam się historii związanych z moim bratem, których sam nie chciał mi opowiedzieć.
 Następnym razem poproś brata o mniej chaotyczne zachowanie. 
Przestała pisać, aby zerknąć na mnie spod gęstych, długich rzęs okalających jej oczy w kolorze indygo.
 Dobrze, zapamiętam sobie.  Skinęłam lekko głową.
 Miałaś szczęście  kontynuowała. – Złamanie nie jest poważne, kość się przemieściła o kilka milimetrów. Dlatego obyło się bez rentgena, jednak na wszelki wypadek przejdź się do kliniki. Środek znieczulający przestanie działać za trzy do pięciu godzin. Uważaj na siebie, noś szalik, nie szalej, trzymaj się ciepłych pomieszczeń. Zgaduję, że nie chcesz ćwiczyć.
 Nie chcę – potwierdziłam, przed moimi oczami ukazała się biała karteczka z drukowanym pismem i czytelnym podpisem kobiety.
– Zwolnienie. Do czasu wygojenia się rany musisz chodzić z tym plastrem. Powinno się zagoić w ciągu najbliższych tygodni. Stawiasz się u mnie za tydzień i wtedy zobaczymy, co robimy dalej. Możesz już iść, widzę, że chciałabyś już stąd uciec.
 Rzeczywiście chciałam już sobie pójść. Miło się rozmawia, ale Dominick czeka, a on nie jest zbytnio cierpliwy. To jedna z jego wad. Brunetka sięgnęła do szafki, wyciągnęła z niej lizaka. Uwielbiałam tę kobietę za jej podejście. Na każdą sytuację była przygotowana, nie odmawiała pomocy. Była lekkoduchem, zadziwiające jak dużo można było się o niej dowiedzieć tylko poprzez rozmowy i wizyty w tym pokoju.
– Proszę, to na poprawę humoru.
– Dziękuję.  Wzięłam lizaka z ręki pielęgniarki. – Chciałabym prosić, żeby nie mówiła pani dyrektorce, że tutaj byłam. Mogę na panią liczyć?
 Zawsze – zapewniła, wrzucając kostkę cukru do herbaty.  Idź, bo się rozmyślę.
Wyszłam z pomieszczenia z uśmiechem na twarzy. Rozpakowałam lizaka, włożyłam do ust i delektowałam się arbuzowym smakiem. Idealnie trafiła, arbuzowe lizaki to jedne z moich ulubionych słodyczy. Wyrzuciłam papierek za siebie, nie zważając na wyraźny podpunkt w regulaminie szkolnym: Nie zaśmiecać korytarzy szkolnych. Od tego są śmietniki.
Dominick czekał na mnie na boisku szkolnym, tak jak się umawialiśmy. Z daleko dostrzegłam, że nie jest sam. Mocno trzymał za nadgarstki chłopaka z czerwoną czapką z daszkiem. Stał spokojnie, nic nie robiąc sobie z prób wyrwania się schwytanego. Wyglądał na skoncentrowanego, jakby ta czynność była najważniejszą, jaką miał teraz do zrobienia. Przypominał wojownika stróżującego przed grobowcem samego faraona, dodatkiem był chłopak trzymany przez niego. 
Doszłam do niego i intensywnie przyglądałam się osiłkowi. Mój brat trzymał nie kogo innego jak dobrze mi znanego Toma. Tego, co od samego początku był do mnie wrogo nastawiony. Znaczy to nie tak, sama się tak urządziłam. Ech… teraz to już sama zaczynam się w tym bałaganie gubić. Spojrzałam na Nicka z pytaniem w oczach. Oparłam dłonie na biodrach, przybierając wyczekującą pozę.
 Śledził nas – odparł, puszczając ostrożnie Toma. 
Aha, nie przewidziało mi się.
 Wcale, że nie – zaprotestował wyżej wymieniony z naburmuszonym wyrazem twarzy.
– Właśnie, że tak. – Rzucił ostre spojrzenie w jego stronę. – Była jeszcze dziewczyna, ale zwiała.
 Ach tak? Jak wyglądała? – spytałam, doskonale wiedząc o kogo chodzi. Bill.
 Nie miałem okazji jej się dobrze przyjrzeć. Była do mnie zwrócona tyłem. Jedyne, co pamiętam, to czarne…
– …nastroszone włosy? – dokończyłam za niego.
 Skąd wiedziałaś? Znasz ją? 
Ponownie złapał Toma, który dyskretnie próbował się od nas oddalić.
– To nie dziewczyna. To jego brat. – Wskazałam brodą chłopaka. Dominick z niedowierzaniem w oczach patrzył to na mnie, to na chłopaka. –  Mówię poważnie.
 Dobra, wierzę. A teraz wróćmy do twojej sprawy – zwrócił się do Toma.
 Poczekaj chwilkę.  Okrążyłam tę dwójkę z palcem przyłożonym do skroni. – Gramy– zapytałam w swoim ojczystym języku. 
Odkąd wyjechaliśmy z kraju przestawiliśmy się na inny język, inną walutę. Wszystko było dla nas nowe, ale jakoś już się przyzwyczailiśmy do twardego niemieckiego. Nigdy specjalnie nie przepadałam za tym językiem, pech chciał, że akurat tutaj przyszło mi mieszkać. Można się przyzwyczaić, wyćwiczyć swoje ciało do takiego rodzaju mowy. Ale narodowego języka się nie zapomina, pójdzie z czasem w zapomnienie po dłuższym czasie nieużywania go, jednak zawsze się go przypomni, gdy będzie taka potrzeba.
– Gramy  odpowiedział z amerykańskim akcentem.
Używamy tych zwrotów od gimnazjum. Wymyśliliśmy to, kiedy miałam ciężką sytuację w szkole. Oglądaliśmy jakiś program w telewizji z udziałem psychologów, pokazywali najróżniejsze sztuczki, ta nam się od razu spodobała. 
Ciągłe plotki na mój temat, szyderstwa, plakaty z nieodpowiednimi treściami. Napisy na szkolnej szafce. Najgorszym jednak tym wszystkim był fakt, iż dorośli niczego zdawali się nie zauważać. Nie mieli pojęcia, co się wyrabia pod ich nosami, widzieli tylko to, co chcieli widzieć, słyszeli to, co chcieli usłyszeć. Nie chciałam chodzić do szkoły, najzwyczajniej w świecie pragnęłam się zapaść po ziemię. Czułam się niepotrzebna, bezużyteczna, nieakceptowana. Bo „inna” w ich znaczeniu znaczyło „gorsza”. Jedyną wspierającą mnie osobą był Dominick. Nasza dwójka przeciwko bandzie dziewczyn pragnących uprzykrzyć mi życie, zniszczyć je doszczętnie.
Na każdy zwrot „gramy?” po angielsku odpowiadaliśmy „gramy”. Nie miała znaczenie kto to powiedział, kiedy, gdzie i dlaczego. Był to dla nas sygnał, iż zaczynamy udawać, że jesteśmy razem. Dość dziwny pomysł, ale ważne, że zadziałał. Dwa lata starszy chłopak u moim boku budził respekt w innych, jednak nie oznaczało to, że wszystko zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. 
Pokazywał się ze mną na ważnych uroczystościach, stawał w mojej obronie, wdawał się w bójki, jeśli była taka potrzeba. Niby mała zmiana, ale ludzie zaczęli się do mnie inaczej odnosić. Nadal byłam „tym dziwolągiem z zielonymi włosami”, ale łatwiej było mi to znosić. Znudzili się mną, jednak nigdy nie chcieli nawiązać bezpośredniego kontaktu. Bolało. Mieć świadomość, że jest się odludkiem, kimś, kogo nikt nie zaakceptuje. Wyniszczało mnie, przychodziły różne myśli i przemyślenia do głowy. 
Postanowiłam walczyć, jednak wiedziałam, że będzie to raczej na próżno. Miałam rację, nic to nie dało, zmieniło się moje podejście do ludzi. Postanowiłam, że nie będę taka jak kiedyś. Zamknęłam się w sobie jeszcze bardziej, stworzyłam bezpieczną bańkę. Miałam spokój na jakiś czas, lecz potem historia zaczęła się powtarzać. W liceum. Ludzie szybko zorientowali się, na czym stoją. Złudnym wrażeniem było to, że jest moim chłopakiem, być może dlatego nie byłam nigdy w związku. Nie, wróć. Byłam, jednakże to się nie zalicza do mojej tabeli. Było minęło, nic nie dało się z tym zrobić. 
Przez to, że często udawaliśmy pewne zachowania wpadły nam w nawyk i teraz zachowujemy się. jakbyśmy nie byli bratem i siostrą. Nie przeszkadza nam to, jest nawet lepiej, odrobina normalności każdemu się przyda. Nawet mnie.
 Doskonale.  Usiadłam na ławce, wcześniej strzepując z niej śnieg. Wyciągnęłam lizaka z buzi, z zaciekawieniem zaczęłam go obracać w palcach.  Imię? Wiek, lepiej data urodzenia?
 Przecież mnie znasz  odpowiedział z uśmiechem Tom. Zła odpowiedź.
– Ja tak. – Włożyłam z powrotem słodycz do buzi. Rozprostowałam nogi  do momentu usłyszenia charakterystycznego dźwięku trzeszczących kolan.  Ale Dominick nie.
Prychnął, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Odczekałam chwilę.
– To jak? Powiesz po dobroci czy mam zastosować inne metody?
 Ty nie mogłabyś tego zrobić, kotku.
Zbliżył swoją twarz do mojej. Spoglądał głęboko w moje oczy, jakby doszukiwał się w nich czegoś nadzwyczajnego. Pogrywał sobie ze mną, a ja pozwalałam mu na to. Nie tak się to robi. Dziewczyno, ogarnij się. W wyobraźni potrząsnęłam głową.
 Nie wiesz, do czego jestem zdolna. – Przejechałam mokrym od śliny lizakiem po jego policzku wzdłuż skroni. 
Wyprostował się, ścierając osad z twarzy.
– Tom Kaulitz. Pierwszy września tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty dziewiąty rok.
 Interesujące. Znam skądś tę datę, a ty?  powiedziałam w stronę brata trzymającego się na uboczu. 
Patrzył na mnie z czułością i podziwem, tak jak powinien, a w zakamarkach jego tęczówek kryło się zawzięcie i duma.
– Coś mi w głowie świta  potwierdził, zbliżając się.  Dlaczego za nami szedłeś? – Zmienił ton głosu na ostrzejszy, zupełnie niepodobny do jego łagodnego usposobienia. Dziwiło mnie to, jak dużo był w stanie dla mnie zrobić. Czasami ogarniało mnie wrażenie, że zbyt dużo.
 Nie śledziłem was, już to mówiłem  zaoponował, poprawiając swoją czapkę.  Znalazłem się tam przypadkiem.
 I przypadkiem też uciekłeś, gdy zauważył cię mój… – Słowo nie chciało mi przejść przez gardło. Podświadomość nie chciała go okłamać, dlaczego? Ucisk nie chciał się rozluźnić. Czułam się jakbym miała wielką kluchę w gardle. Przełknęłam ją wraz ze strachem – chłopak. Coś jest na rzeczy, nie sądzisz? – Zadrżał lekko. Zacisnął pięści, aż zbielały my knykcie.  Nieważne. Na dzisiaj damy ci spokój  zbliżyłam się do brata i przylgnęłam do jego piersi  prawda?
 Tak. Zachowałeś się w porządku, nie uciekając. Punkt dla ciebie, koleś.
Objął mnie w tali. Odwróciłam się i zaczęłam podążać w stronę domu. Dominick tuż obok mnie. Uśmiechnęłam się do niego tryumfalnie, a on to odwzajemnił.
 Patrzy na nas?  wypowiedziałam bezdźwięcznie.
Skinął głową.
 Pocałuj mnie w policzek.
Spełnił moją prośbę, lecz niechętnie. Nie wiem dlaczego go o to poprosiłam, może po prostu bałam się Kaulitza? Nie, to niemożliwe, ja nie boję się facetów. Chciałam go do siebie zniechęcić. To było jedyne racjonalne wytłumaczenie, jakie udało mi się znaleźć. 
 Wynagrodzę ci to. Masz szczęście, że jakieś pieniądze ma karcie mam.

*~*

Wściekłość rozlewała się po całym moim ciele. Taka idealna sytuacja, aby z nią porozmawiać, a on jej nie wykorzystał. Zdurniał już przez tę sławę. Tylko głupiec by tak postąpił, nawet ja to wiem. A wybitny w te klocki to ja nie jestem.
Wychyliłem się zza ukrycia, ułożyłem ręce w dziubek.
 Tom! – zawołałem, a gdy odwrócił się w moją stronę, porzuciłem kryjówkę i przywołałem go gestem ręki.  Chodź tutaj.
 Byłeś tu przez cały czas?
Zdezorientowanie na jego twarzy nie dorównywało temu, jakie towarzyszyło mi, kiedy dowiedziałem się, że jestem tym młodszym, lecz było do niego zbliżone.
 Ano byłem.
 I nie mogłeś do mnie dołączyć? Taki tchórz z Ciebie?! Sam musiałem tam przed nimi sterczeć jak jakiś przestępca.
Wściekał się o byle gówno, za przeproszeniem. Powinien mi być wdzięczny, że zostałem.
– Ktoś musiał cię ubezpieczać  odparłem beznamiętnie, wzruszając przy tym ramionami.
– Mniejsza z tym – warknął – Mam wrażenie, że należą do jakiegoś młodzieńczego gangu.
 Do takiego, co ty?  podsunąłem, wyplątując ułamaną gałąź z włosów.
 No co ty.  Popatrzył na mnie z politowaniem.  Nikt nie może być z nami równy. Oni mogą być blisko. Niebezpieczni na pewno są.
 Nie wyglądają na takich.
 Skoro wiesz lepiej, to po co się pytasz?
– Dobra, dobra. Nie bulwersuj się tak, mów dalej  poleciłem, podając mu gumę do żucia.
 I generalnie są tacy dziwni. Ona zachowuje się, jakby miała dwa oblicza. Dobre i złe. Przerażające i urocze. Nie bałem się, co to, to nie. Ale ty na moim miejscu zacząłbyś się trząść ze strachu. A tak w ogóle, to oni ze sobą chodzą, więc odpuszczam.
 Co? Co powiedziałeś?  Liczyłem na to, że się przesłyszałem.
 Głuchy jesteś? Oni ze sobą chodzą. Odpuszczam sobie. Dotarło?
 Tak  odpowiedziałem smutno  Dotarło.  Nagle w mojej głowie zakwitł pomysł. – Porozmawiam z nią.
 Ty? Nie bądź śmieszny – zaśmiał się szyderczo.  Nie masz tyle odwagi.
 Tak sądzisz? Zakład, że z nią porozmawiam? – Wystawiłem do niego rękę.
 Z przyjemnością. – Uścisnął mą dłoń.  O co?
 Jeśli ja wygram, będziesz musiał wykonać jedną moją zachciankę, nieważne jaką.
 Ale jeśli to ja wygram, umówisz się z dziewczyną, którą ci wybiorę.
 Zgoda.
Puściliśmy swoje dłonie. Popatrzyliśmy na logo swojej ulubionej kawiarni i weszliśmy do niej.
 Ciekawe, jak to zrobisz. Minie tydzień, zanim się do tego przekonasz.
 Nie będzie to takie trudne. Spójrz. – Odwróciłem głowę w stronę turkusowowłosej dziewczyny siedzącej przy barku i popijającej gorącą czekoladę.  Zrobię to jeszcze dzisiaj. Za to postawisz mi kawę i ciastko.


~
Kolejna notka – 05.11 ;3

środa, 22 października 2014

Rozdział 7

Trzy osoby na taki sam pomysł wpadły :D Trójkąt? Naprawdę? Hm, ciekawa propozycja, przedyskutuję to jeszcze z nimi.


7.

Minęły dwa tygodnie od spotkania się z zielonooką w naszym domu. Widywałem ją czasami na korytarzach w szkole, ale jakoś nie udało mi się z nią porozmawiać. Po tym, gdy do nas  przyszła, myślałem, że jest z nami w klasie. Wtedy to przynajmniej jakiś kontakt by był. A tak to zero, mam wrażenie, że nas unika. Z jednej strony zasugerowała, że spotkamy się ponownie, a z drugiej nie ma od niej żadnego kontaktu. Nastawienie Toma do niej się trochę zmieniło, ale tylko trochę. Nie chował urazy, przeciwnie, dobitnie ją pokazywał.
Nasze przyjście do szkoły było nie lada wydarzeniem. Staliśmy się numerem jeden na ustach wszystkich uczniów. Zainteresowanie wciąż jest duże, co nie jest zaskoczeniem. Bo w końcu kto powraca do szkoły prawie u szczytu kariery? Sytuacja taka sama jak w poprzedniej, może w znacznie mniejszym stopniu. Uczniowie podzielili się na tych, co nas uwielbiają i na tych, co nas nienawidzą, do tego stopnia, że byliby wstanie zrobić wszystko, bylebyśmy nie postawili tutaj swojej stopy następnego dnia. Nauczyciele byli jedynie bezstronni, chociaż nie szczędzili sobie wszelkich uwag na nasz temat. Czepiali się wszystkiego, co się dało, dosłownie. Szczególnie u biolożki sobie nagrabiliśmy, kobieta cisnęła w nas piorunami z oczu na każdej lekcji.
Turkusowowłosa dziewczyna, nie mogę jej inaczej nazywać, gdyż wciąż nie wiem, jak ma na imię, miała rację. Ta szkoła jest do dupy. Simone nie jest z nas zadowolona, bo nie zachowujemy się jak osobom w naszym wieku przystało. Wie jednak, jak trudno jest Tomowi i mnie wpasować się w inne otoczenie. Nie stawia nam zakazów i nie daje kar, zamiast tego wspiera nas i pomaga odnaleźć się w tym chaosie. A Gustav z Georgiem fundują nam najróżniejsze rozrywki, abyśmy mogli oderwać się na chwilę z prac domowych. Co ja gadam. Z prac domowych? Jak już to z przymusowego robienia zadań oraz męczenia się z projektami na lekcje. Zaległości mamy spore, ale jakoś je nadrobimy. W studiu równie często jesteśmy, jak w szkole, więc mało czasu zostaje na czas wolny. Prawie w ogóle go nie mamy, chodzimy jak takie żywe trupy. Na wpół przytomni.
Teraz siedzimy na ławce w parku. Zmrok zapada, latarnie powoli się rozświetlają. Matki wracają do domów z dziećmi, które wesoło ślizgają się na zamarzniętej trawie.
Od tygodnia sporo śniegu prószyło, zrobiło się zimniej, lecz cieplejsze dni też były.
Zakochane pary przechadzają się ze złączonymi dłońmi, szepcząc sobie słodkie słówka do ucha. Przysięgi, które dla jednej osoby są najważniejszymi słowami wypowiedzianymi we wszechświecie, natomiast dla drugiej są pustymi zdaniami, które pójdą w zapomnienie, gdy nadejdzie do tego okazja. Wiem, jaką wartość mają obietnice i wiem, jakie mogą być ich konsekwencje, dlatego naprawdę rzadko zdarza mi się je składać. 
Złożyłem kiedyś obietnicę, która mocno mnie do czegoś związywała. Niestety nie spełniłem jej i musiałem srogo za to zapłacić. Wylądowałem w szpitalu ze złamanym barkiem, trzema wybitymi palcami, skręceniem kostki i nadgarstka, siniakami na całym ciele, spuchniętymi oczami i policzkami, wstrząśnieniem mózgu oraz krwotokiem wewnętrznym. Sądzę, że to i tak była lekka kara, bo stać ich było na o wiele więcej. Pamiętam, że Tom był wtedy, gdy to zdarzenie miało miejsce, jednak nie mógł mi pomóc w spłacie tego długu. Skutecznie go ode mnie zabrali, a mnie bezbronnego, całego w gorącej, lepiącej się cieczy zostawili na poboczu. Reszta była dla mnie widoczna jak przez mgłę. 
Przysięgi, które są teraz przeze mnie składane są brane na poważnie. Nie chciałbym doznać takiej sytuacji na własnej skórze po raz kolejny. Dlatego też bawią mnie osoby przysięgające sobie coś, nie zdając sobie sprawy z wagi wypowiedzianych słów.
 Tom?  zapytałem, przekręcając się na ławce w jego stronę. – Nie sądzisz, że powinieneś zrobić coś w jej sprawie?
 Nie, dlaczego pytasz?  odpowiedział, zaciągając się kolejnym papierosem tego wieczora.
 Wydaje mi się, że wypadałoby porozmawiać, chociaż spróbować tego dokonać. Wiesz, podoba ci się, a ty zamiast zagadać unikasz jej i pokazujesz, że jest ci obojętna. Tak się nie zdobywa dziewczyny, Tom. W ogóle od spotkania z nią jesteś jakiś inny. Przecież dla ciebie nie powinno to być wyzwanie. Gdzie się podziałeś? Możesz mieć każdą, a boisz się do niej podejść. Do cholery, Tom! Ogarnij się!
Cała ta sytuacja zaczynała mnie już drażnić. Kiedy podoba mu się jakaś dziewczyna, w prosty, nieromantyczny, jak dla mnie, sposób jej to pokazuje. A tutaj, tutaj ma jakiś problem. Ding, blokada się aktywowała. Jakby jego supermocne ego schowało się głęboko i nie chciało wyjść.
 Zachowujesz się, jakbyś to ty miał do niej zagadać, a nie ja. Spokojnie, wiem, co robię.
 Ucieknie ci sprzed nosa, zobaczysz. Zrób coś, a będzie twoja. To twoje słowa, pamiętasz?
 Pamiętam, nie przypuszczałem, że mój własny brat będzie mnie pouczał w sprawie dziewczyn  powiedział z podziwem. Dogasił papierosa na poręczy ławki i rzekł: – W takim razie, co ty byś zrobił, braciszku?
 Na pewno nie to, co ty aktualnie robisz  odparłem zdawkowo, patrząc na niebo, na którym zaczęły pojawiać się gwiazdy.
A dokładniej? 
Jakbyś sam nie mógł czegoś wymyślić, pomyślałem i cicho westchnąłem.
 Najprostszym i zdecydowanie najlepszym wyjściem jest rozmowa. – Usłyszałem głośne sapnięcie z jego strony. Nie spodobał mu się ten pomysł. Nic innego nie mogłem mu poradzić. – Wracajmy do domu, nie mam ochoty wpaść na kolesi z tej dzielnicy.

Kilka dni później.

– Rozumiesz w ogóle coś z tego?  szepnąłem, zaglądając bratu przez ramię.
 Nie. Dla mnie wzory to czarna magia, więc nie wymagaj ode mnie zbyt dużo  skarcił mnie, rysując nieprzyzwoite rysunki na mojej ręce.
 Nie wymagam – obruszyłem się i przepisywałem dalej z tablicy.  Tylko pytam.
 Ta na dziewiątej ma niezłe nogi, nie uważasz?  zagadnął, dyskretnie pokazując brunetkę w szortach. Że nie było jej w takim stroju zimno. No dworze mróz, a ona w krótkich spodenkach chodzi. Palce na pewno jej odmarzły.
– Próbuję się skupić, więc łaskawie daj mi spokój na pół godziny i nic już nie mów.
 Odkąd ty się taki pilny zrobiłeś? Wcześniej dało się z tobą normalnie porozmawiać.– odburknął.
 Puściłem to mimo uszu i zagapiłem się na drzewo za głową rudej dziewczyny siedzącej przy oknie. Przy drzewie pojawił się wysoki chłopak, mierzył co najmniej metr osiemdziesiąt. Jako okrycie wierzchne miał na sobie szarą kurtkę narciarską. Oparł się o drzewo, wyglądał, jakby czekał na kogoś. Oderwałem wzrok od niego i zwróciłem się do bliźniaka.
 Ej, tobie też nie podoba się ten typek?
 Który? –  Rozejrzał się po klasie w poszukiwaniu owej osoby. – Ten w okularach, co właśnie w nosie dłubie? Zdecydowanie tak.
– Nie ten, idioto. Chodzi o tego. – Wskazałem palcem chłopaka za oknem.
Ze szkoły wybiegła uśmiechnięta dziewczyna w glanach po kolana i turkusowych włosach, na których miała czapkę. Chłopak rozpromienił się na jej widok i objął ramieniem, gdy znalazła się przy nim.
 Teraz już tak  warknął zdenerwowany Dred.
 Więc to to miały na myśli dziewczyny, gdy mówiły, że z kimś chodzi  powiedziałem swoje myśli na głos. Opamiętałem się i ugryzłem w język, ale było już za późno.
 Skąd to wiesz? – zainteresował się, wciąż patrząc na tę dwójkę.
 Podsłuchałem jedną z rozmów trzecioklasistek w toalecie.
– Damskiej? – Głupawy półuśmieszek błądził po jego twarzy.
 No tak, a w niby jakiej? – Przewróciłem oczami.
 Co ty robiłeś w damskiej łazience? 
Zdumiony popatrzył na mnie swoimi dużymi oczami.
 Ukrywałem się. – Rumieńce zaczęły palić mi policzki.
– A jej imienia to już nie usłyszałeś? – powiedział uszczypliwie.
 Jakoś nie zwróciłem uwagi. – Zamknąłem zeszyt przedmiotowy i spakowałem swoje rzeczy do plecaka.
 Dobra, czas wziąć spraw w swoje ręce.
Podwinął rękawy bluzy, wstał i ruszył w stronę drzwi od klasy z zamiarem ich uchylenia oraz wyjścia z pomieszczenia. Profesor patrzył na nas ze zdziwieniem, lecz ciągle prowadząc lekcje.
 Co ty wyprawiasz? – zapytałem, gdy już wyszliśmy z pracowni.
 A jak myślisz?  Skierował słowa w moją stronę, kiedy przeskoczył ostatni schodek na parterze szkoły.  Idziemy ich szpiegować. W końcu muszę wiedzieć, czy mam, o co walczyć.
 Nie poznaję cię. Wcześniej nawet nie przejmowałeś się tym, że dziewczyna może być zajęta, po prostu działałeś i już.
Wyszliśmy na dwór. Odnaleźliśmy wzrokiem parę śmiejącą się wniebogłosy, cicho za nimi podążyliśmy.

*~*

Leżałam na ławce szkolnej, kiedy poczułam wibrujący telefon. Ostrożnie rozejrzałam się po klasie, na szczęście wszyscy byli pochłonięci projekcją filmową, więc spokojnie mogłam sprawdzić komu i o co chodzi. Wyjęłam Samsunga z kieszeni spodni. Odczytałam wiadomość. „Spotkajmy się za pięć minut pod drzewem.”. Wysunęłam szybko klawiaturę i wystukałam „Wagary?”. Na odpowiedź nie musiałam długo czekać „Można to tak nazwać.”. Rzadko zdarzało mu się po mnie przychodzić ot tak, ale skoro już to zrobił, to z dwóch ostatnich lekcji się wyrwę. Wstałam z ławki, zabierając swoje rzeczy, wyszłam z klasy. Kątem oka dostrzegłam nauczycielkę wpisującą mi ocenę niedostateczną. Przy wyjściu budynku założyłam czapkę na głowę i szeroko uśmiechnęłam się do brata.
 Mam rozumieć, że usprawiedliwisz mi dzisiejsze nieobecności?  potarłam ręce o siebie, aby ocieplić już lekko zziębnięte palce.
 Tak. – Przewrócił oczami.  A jak dzisiaj w szkole?
– W miarę normalnie. Ciągle tak samo wnerwiająca, jak kiedy chodziłeś do niej.
 Nauczycielka wychowania fizycznego nadal ma wyraz twarzy niezadowolonego buldoga?- Zaśmiał się, a w jego policzkach ukazały się urocze dołeczki. – Chodź tu, bo widzę, że jest ci zimno. 
Objął mnie ramieniem, jeszcze głośniej się przy tym śmiejąc. Teraz już nie mogłam się powstrzymać, zawtórowałam mu.
– Wolałabym jeszcze ładnie pachnieć przez najbliższe godziny  strąciłam jego rękę z ramienia. 
Przeszliśmy na drugą stronę ulicy. Wchodziliśmy na „bezpieczny obszar”.
 Ok, ok. Najwyżej sobie wąsy odmrozisz.
Wyprzedził mnie i sięgnął ręką w stronę jednej z zasp śnieżnych.
– Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne  powiedziałam, a w zamian za to dostałam kulką śnieżną w twarz.
 Ups. Nicka, ja nie chciałem.  Dominick zaczął się cofać.
– Jasne, przecież takie rzeczy dzieją się tylko przypadkiem.  Uśmiechnęłam się serdecznie. Zbliżałam się do niego zdecydowanymi krokami.  Ale nie pozostanę ci dłużna.
Wzięłam rozpęd i powaliłam go na ziemię z całej siły. Usiadłam na nim okrakiem i zaczęłam wkładać mu śnieg za kołnierz kurtki. Śmiałam się jak małe dziecko, widząc jak próbuje mi oddać. Ostatecznie złapał mnie za biodra, podniósł do góry, a gdy tu uczynił, ja zaczęłam się szarpać i wierzgać nogami. Położył mnie obok siebie, a sam wstał z gruntu. 
Otrzepał się i chwycił mnie za nogę z szaleńczym uśmiechem. Zaczęłam piszczeć, ale nie poskutkowało. Przerzucił mnie przez ramię, jak worek z ziemniakami, do którego byłam jedynie wagą podobna. Waliłam go pięściami po plecach, gdy ujrzałam znajomą twarz za drzewem. Co ty tu robisz?, pomyślałam, ale więcej czasu się nad tym nie zastanawiałam, gdyż Nick właśnie się poślizgnął i razem wylądowaliśmy na lodzie. Mocno uderzyłam się w głowę.
 Nic ci nie jest? – zapytał z oszołomieniem na twarzy.
 Nie, chyba nic.  Złapałam się za głowę, która lekko mnie pobolewała.
 O boże, twój nos...  Wskazał lewą dłonią, a ja odruchowo złapałam się za niego. Dotykając go, poczułam ciepły roztwór na palcach. Szkarłatne krople ubrudziły nieskazitelnie czysty śnieg obok mnie.
 Złamałeś mi nos, debilu  warknęłam, uderzając go czystą ręką w ramię. Uśmiechnęłam się lekko, gdy mi oddał.  A teraz zabierz mnie z powrotem do szkoły. Pielęgniarka będzie wiedziała, co z tym zrobić. Migiem  ponagliłam go, gdy wydawał się nieprzekonany do mojego pomysłu.

~
Kolejna notka- 29.10 :>

środa, 15 października 2014

Rozdział 6

Teraz może choć trochę bardziej czytelnie, osobiście wolę czytać wyśrodkowany tekst, ale justować też mogę. I zdecydowanie za dużo się użalam nad sobą. (Piszę to dla Ciebie, Izo, mój ty niedowiarku. Nie wiem czy poprawnie, ale to oznacza – Miłego czytania!) Happī dokusho!



6.

Wyprowadzanie psa, od tej pory, stanie się moim najbardziej lubianym zajęciem w ciągu dnia. I nie mówię tego z przekąsem, co prawda, większość osób też tak myślała. Z czasem jednak opieka nad swoim pupilem spadała na ostatnie miejsce, powodując, że miały mały entuzjazm przy wykonywaniu tego obowiązku. A pies pozostawał zostawiony sam sobie, lecz mimo to nadal cię kochał i mógł wskoczyć za tobą nawet w ogień. Niewyobrażalna dla człowieka jest taka więź, zbyt duże poświęcenie prowadzi do naszej zguby. Dla nas nie istnieje nic stałego. Wszystko się kiedyś kończy, to, co dobre i to, co już zdecydowanie mniej dobre.
Długo zajmie mi przekonanie do siebie tej małej, bezbronnej kuleczki, Jest nieufny, ale nie ma się czemu dziwić, każdy pies z nieciekawą historią jest taki na początku. Potem zdobywa się jego zaufanie i reszta nagle staje się banalnie prosta. Na myśl by mi nawet nie przyszło, że można oddać tak bezbronne stworzenie do miejsca, gdzie na pewno nie zazna tyle miłości, gdybyśmy chowali je w ciepłym domu. W domu, w którym zawsze byłby dostatek wody i karmy z niezbędnymi minerałami.
Poprawiłam zieloną obróżkę na chudej szyi Huntera. Ręce trzęsły mi się, jakbym co najmniej miała zdawać ważny egzamin, a nie po prostu wyjść na spacer z psem. Nigdy nie opiekowałam się psem, nawet jamnikiem swojej ciotki. Inne zwierzęta miałam, ale to nie to samo, co pies. Jemu ciągle trzeba poświęcać uwagę to nie to samo opiekowanie się, jak nad wężem w terrarium – Nie miałam węża, kiedyś musiałam zaopiekować się na jeden dzień pytonem sąsiadki, a że nie było wtedy rodziców, to skorzystałam z okazji. 
Przypięłam smycz do obroży i wyszłam w deszcz na ulicę. Niespecjalnie mi on jakoś przeszkadzał, można się do takiej pogody przyzwyczaić. Raz pięknie, słoneczko świeci, żadnej chmurki na niebie, a już następnego dnia tak jak dzisiaj. Brak słońca, ciągle pada deszcz, a wiatr wieje z każdej strony. Poniekąd to dlatego moja skóra jest nienaturalnie jasna, zbyt jasna. Unikam dni pogodnych, zdecydowanie wolę smutne oblicze świata. Pogoda zupełnie jak moje usposobienie, zazwyczaj pogodna i tryskająca energią, jednak, gdy ktoś porządnie mnie zdenerwuję jestem jak burza, bluzgam, wrzeszczę i biję, nie ominę nikogo.
Skręciłam w stronę parku, dobrze, że blisko niego mieszkam inaczej Hunter miałby kiepskie warunki do załatwiania swoich potrzeb fizjologicznych. Przekroczyłam bramę parku, po cichu licząc, abym nikogo znajomego, o tak wczesnej porze, nie spotkała. Spoglądałam oczami przed siebie, gdy poczułam lekkie szarpnięcie. Odwróciłam się, zdziwiona, ujrzałam psiaka rozglądającego się z zakłopotaniem, zaplątanego w smycz. Na ten widok uśmiech sam zagościł na mojej twarzy.
 Oj, mały  zaśmiałam się rozplątując go. – Następnym razem sam będziesz musiał sobie poradzić.  Kończąc, cmoknęłam psa w ucho i podniosłam się z klęczek.
 Czyli jednak chciałaś tego psa – usłyszałam za plecami.
 Jak widać, następnym razem spróbuj mnie bardziej zaskoczyć  powiedziałam, puszczając do niego oczko.
 To po co się wykłócałaś? – dopytywał.
 Żeby było ciekawiej.
 Aha- skwitował. Zrównał ze mną krok, dalej szliśmy już obok siebie.
 W ogóle, co ty tu robisz? Śledzisz mnie czy jak? –  Nie lubię, gdy ludzie chodzą za mną jak cienie. Jest to na dłuższą metę uporczywe i nieźle daje w kość.
 Tak, wiesz. Tak naprawdę jestem seryjnym mordercą, który właśnie upatrzył kolejną potencjalną ofiarę  parsknął, zakładając kaptur na czubek głowy.
 To nieźle trafiłeś, zaraz sam się staniesz ofiarą.
- Założymy się? 
Wyzwania to moje drugie imię, ale dzisiaj nie miałam na nie zbytnio ochoty.
 Nie, raczej nie.
 Boisz się, że przegrasz? – podpuszczał mnie, zadziornie przy tym ruszając brwiami.
 Chyba ty! Nie bądź śmieszny. Ja nigdy nie przegrywam. Powód leży po stronie bardzo uroczej istotki  ucięłam. 
Zawróciłam w stronę domu, na dzisiaj spacer powinien Hunterowi wystarczyć. Jutro będzie dłuższy, bo bez uciążliwego brata.
 Dziękuję, nie wiedziałem, że jestem uroczy. 
Czy on to wziął na poważnie, czy tylko udawał takiego tępaka?
 Pewnie, że nie jesteś. Mówiłam o Hunterze. – Pies na samo wymówienie swojego imienia zaczął wesoło merdać ogonkiem.
 A już myślałem, że będzie tak fajnie  westchnął. – Stresujesz się?
Ominęłam słupek na swojej drodze i wróciłam do mojego rozmówcy.
– Czym?  Jest ranek, wczesna godzina, a on już zaczyna zadawać trudne pytania.
– Pójściem do domu tych nowych w szkole – powiedział, luźno wzruszając ramionami.
 Skąd to wiesz?  syknęłam, rzucając zdumione spojrzenie w jego stronę. Jak się dowiedział? Przecież nie chodzi już ze mną do szkoły, a nikomu nic nie mówiłam.
– Wiesz, trudno było nie słyszeć wieczorem twojego monologu w łazience. Nie zmieniaj tematu. Prosta odpowiedzieć: tak czy nie? 
 Rzeczywiście mówiłam o tym wczoraj. W myślach, a przynajmniej tak mi się wydawało, jak widać byłam w błędzie. Będę musiała nad tym porządnie popracować, jeszcze chwila, a dowie się jakiś nieodpowiednich rzeczy i pojawi się problem. I jak długo mnie słyszał? Cały mój wywód, a może tylko wzmiankę o nich?
 Tak. Nie. Nie wiem  odpowiedziałam zdesperowana i nerwowo potarłam kark.
 Czyli tak. Nie martw się... – zaczął.
 Wcale się nie martwię  wtrąciłam.
 Martwisz się.  Chwycił mnie za ramiona, zmuszając do patrzenia głęboko w jego miodowe tęczówki. Swoją drogą potrafiły one wybić z rytmu. Posłał mi ciepłe spojrzenie.  I nie próbuj mi wmówić czegoś innego. Pójdziesz tam, powiesz, co trzeba i wrócisz do domu. Tylko tyle musisz zrobić, nic więcej.  Gdyby to wszystko było takie proste, jak brzmi z jego ust.
 Myślisz, że dam radę?  zapytałam mniej pewna siebie, niżbym chciała.
 Ja to wiem. – Przytulił mnie mocno. Miły gest z jego strony, jak na brata jest niebywale troskliwy.  Idź, bo zaraz się spóźnisz na tramwaj. – Wyjął mi smycz z ręki.
– Nie mogę, torbę mam w domu.
 Pewnaś tego?  zapytał, szeroko się uśmiechając.
– To było ukartowane, prawda? 
Przewiesiłam przez ramię torbę, którą mi podał.
 Tak. A teraz idź, szybko.
 Przewróciłam oczami na znak pogardy, ale wykonałam jego prośbę. Odwracając się, dostałam lekkiego klapsa w pośladek. Zignorowałam jego igraszki i szłam w stronę przystanku.
– Dominick?! Trzymaj za mnie kciuki, dobra? – zawołałam w połowie drogi.
–  Jasne.  Uśmiechnął się ciepło i pomachał na pożegnanie. 
Puściłam się biegiem w stronę przystanku, gdyż zza zakrętu wyłaniał się mój dzisiejszy środek transportu.


Sterczałam jak słup soli przed wielkim domem. W głowie mi się nie mieści, jak ludzie mogą tutaj mieszkać, przecież to takie wielkie jest. W innej dzielnicy miasta ta posiadłość nie wyróżniałaby się czymś nadzwyczajnym, jednak tutaj robiła istną furorę.
Ręce pociły mi się, a oczy były rozbieganie, jakby szukały niebezpieczeństwa czyhającego w jednym z krzewów przed gankiem. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi, przypominając sobie o zapewnieniach Nicka. Czekałam na rozwój dalszych wydarzeń. Obejrzałam się za siebie, sprawdzając, czy aby na pewno nikogo za mną nie ma. Odkąd weszłam na tę posiadłość mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuję, jakby nagrywali mnie z każdej strony tajnymi kamerami do szpiegowania. Odetchnęłam z ulgą na widok pustki za plecami. Szczęk otwieranych zamków na powrót zwrócił moją uwagę na drzwi domu. Chwyciłam kurczowo torbę i zagryzłam mocno dolną wargę.
Moim oczom ukazał się On. We własnej osobie stał przede mną w tych drzwiach. Mierzyliśmy się wzrokiem, żadne z nas się nie odzywało. Chłopak, którego miałam unikać, w tym przypuszczeniu utwierdzał mnie kolczyk w wardze, magnetyczne spojrzenie i obuwie. Byłabym pewna, iż mi się przewidziało, gdyby nie to, że się w tym momencie właśnie odezwał.
– Bill! Powiedz mi, że mam zwidy. – Charakterystyczna barwa jego głosu rozniosła się w mojej głowie. 
Jak zahipnotyzowana nawet nie mrugnęłam okiem, nie chciałam się odzywać, On wcale nie musi być rzeczywisty. Zza jego pleców wyłonił się, jak mniemam, Bill. Na pierwszy rzut oka można go było pomylić z dziewczyną. Mocny makijaż, prawie taki jak mój, ale zdecydowanie mniej dokładny, pomalowane paznokcie, długie i nastroszone włosy, a także zgrabna sylwetka. Po prostu dziewczyna idealna.
Spojrzał na mnie tymi samymi oczami, co On i rzucił obojętnym tonem.
 Nie masz ich, Tom. Chyba, że widzimy zupełnie, co innego. Ja tu widzę dziewczynę, atrakcyjną podkreślę, o której mi wczoraj opowiadałeś. Opis jej był nie dokładny, ale ona mi ją przypomina. Nie wiem jak ty, ale ja bym ją zaprosił do środka na twoim miejscu. Pamiętaj, co ci wczoraj mówiłem.
 Ta, jasne, wejdź  zachęcił, otwierając szerzej drzwi.  Czy to byłaś naprawdę ty?
Serce zaczęło mi szybciej bić, w takim tempie to ja zawału dostanę. Pamiętał.
 Sądzę, że i tak ci nie powie. Za rozmowna to ona nie jest, ale to chyba zauważyłeś. – Czarnowłosy pojawił się przede mną. – Cześć, jestem Bill, a to Tom – przedstawił się.  Pewnie jedna z fanek, której dzisiaj, o dziwo, nie widziałem – zwrócił się do Toma. – Czego od nas chcesz? Autografu, zdjęcia?
 Ja ze szkoły jestem  wydukałam zawstydzona zaistniałą sytuacją. Spuściłam głowę i zaczęłam wypatrywać się intensywnie w wykładzinę pod nogami. Jesteś silna, dasz radę. Dominick trzyma za ciebie kciuki, dodawałam sobie odwagi i otuchy.
 A to ta laska, co miała do nas przyjść. – Tom pstryknął palcami i usiadł na fotelu. 
Podniosłam pytająco brwi. Laska? Toś się przeliczył.
 Siadaj, ja zaraz wracam pójdę po herbatę do kuchni, też chcesz? – rzucił przyjacielsko Bill. Z ich dwójki to on wydaje się bardziej sympatyczny. W sumie, co tu mówić, po takim numerze też bym nie pałała do siebie wielkim entuzjazmem. Z jego bratem będzie ciężko, nawet bardzo.
 Nie, dziękuję. Mam swoją. –  Potrząsnęłam torbą, a jej zawartość dała o sobie znać w formie dźwięku. 
Usiadłam na skraju kanapy, rozglądając się po pomieszczeniu. Niczym się nie wyróżniało, salon taki sam jak u typowych bogaczy, może trochę bardziej przyjazne. Robiłam wszystko, co możliwe, żeby tylko na niego nie patrzeć, mimo tego że On ciągle się we mnie wpatrywał.
 Dlaczego to zrobiłaś?  zapytał, lustrując mnie wzrokiem.
Dlaczego? Ależ to dziecinnie proste, bo na to zasługiwałeś, odpowiedziałam w myślach. Udałam, że nie słyszałam pytania, a on sobie odpuścił. Ha, jeden zero dla mnie!
 Jestem, możesz już mówić. Mam nadzieję, że Tom nie był zbyt nachalny.  Popatrzył na niego wymownie. – On naprawdę potrafi być bezczelny, gdy widzi ładną dziewczynę.
 Że co, proszę? – zachłysnęłam się herbatą, którą właśnie piłam.
 Nic, tak sobie plotę trzy po trzy. To, co nam powiesz o szkole, do której uczęszczasz? – zmienił szybko temat, bo zauważył, że wkroczył na niewłaściwy teren.
 Yy…Ona jest do dupy  odparłam zrezygnowana. Co innego miałam powiedzieć? Taka prawda.


*~*

 Aha. Coś więcej? Jakieś zasady?  dopytywałem przybyszkę. 
Odkąd przekroczyła próg domu atmosfera w nim jakby zgęstniała. Wczoraj rozmawiałem o niej z Dredem i powiedziałem, że jeśli ją spotka drugi raz, to musi być miły. Cóż…przynajmniej się stara.
– Naprawdę cię to interesuje? – zapytała, przybierając znudzony wyraz twarzy. Aż tacy nudni jesteśmy?
– Nie, to tylko z grzeczności  odezwał się wreszcie Tom.
Kopnąłem go nogą w kostkę, a on syknął.
 Lepiej się zamknij, miałeś być miły  upomniałem go.
 Tylko dla niej, dla ciebie nie  odpowiedział półszeptem.
 Postaraj się, proszę.
– Musiałbyś mnie na kolanach błagać, żebym zdanie zmienił. – Podniósł wysoko brodę i rzucił wyzywające spojrzenie.
 Na to nawet nie licz.  zakończyłem.  To jak?- zwróciłem się do dziewczyny, która najwyraźniej chciała się stąd ulotnić, bo na swoich kolanach trzymała torbę, która przewieszona była przez ramię.
 Na pewno nie można nosić tak nisko spodni, której zapewne odsłaniają ci pół tyłka – powiedziała Tomowi z wyższością w głosie. Może Dred ma racje? Z nią musi być coś nie tak, chociaż w taki sposób wyraża się tylko o dziewczynach, które mu się podobają. – A ty, Bill, musisz zmyć ten makijaż, bo u chłopaków jest zabroniony, tak jak kolczyki na twarzy. Sadzę jednak, że przymkną na to oko, bo jesteście wartościowymi uczniami. I na dodatek na tyle nadzianymi, żeby przyjść sobie w połowie roku, zrobicie jak chcecie.
Ona chyba uważa nas za snobów, trudno się jej dziwić. Nie jesteśmy zwykłymi nastolatkami, którzy robią normalne rzeczy w swoim wieku. Tworzymy muzykę, żyjemy innymi zasadami, jesteśmy inni, ale nie przeszkadza nam to. Taką sobie drogę wybraliśmy i będziemy się jej trzymać. I żadna przemądrzała smarkula nie będzie mi dyktować, co mam robić. Jest jednak też bardzo interesującą osobą, przyciąga do siebie ludzi, ciekawe, czy o tym wie.
 Tyle? Myślałem, że jest więcej zasad.
 Bo jest ich o wiele więcej, ale kto chciałby je przestrzegać. – Znowu znudzona odpowiedź. 
Przed kim tak grasz, panienko?, pomyślałem.
 Już mi się podoba  zagadnął Dred.  A imię nam swe wyjawisz? 
Brawo, znalazłeś język w buzi. Lepiej późno niż wcale. Nie będzie tak źle, jakoś się dogadacie.
 Może kiedy indziej – odpowiedziała dwuznacznie, jakby sugerowała, że spotkamy się po raz kolejny. Ciekawą osóbką jesteś, turkusowowłosa, ciekawe, czy łatwą do rozgryzienia.  Jutro zobaczycie jak spodoba się wam szkoła. Osobiście chciałabym, żeby się już skończyła.  zastopowała na chwilę – Muszę już się zbierać.  Wyprostowała się jak struna i jak torpeda pognała w stronę wyjścia.
 Zaczekaj!- zawołałem, gdy zniknęła za drzwiami. Uciekła jak spłoszone zwierzę.  I co teraz?  spojrzałem bratu w oczy.
 Nic. I mogę to powiedzieć: A nie mówiłem! Nie mogłem być dla niej miły, zresztą sam to pewnie odkryłeś, ona jest dziwna.  odpowiedział naburmuszonym tonem, zakładając nogę na nogę.
 Inna, nie dziwna, inna.  poprawiłem go odruchowo i usiadłem obok niego na fotelu.
 Niech ci będzie, inna.
 Ale podoba ci się  zauważyłem z przekąsem, za co oberwałem poduszką po głowie.



~
 Ale w sumie, kto pyta nie błądzi. Dzisiaj trochę więcej dialogów ^^ Kolejna notka: 22.10