środa, 8 października 2014

Rozdział 5

Okay, wstawiam tak jak obiecałam. Rozdział nudny, ale inaczej nie potrafię, starałam się jakoś przyśpieszyć akcje, ale nie wiem, czy mi się udało. Miłego czytania!

5.

Poniedziałki. Zdecydowanie najmniej lubiane dni w miesiącu. Dorośli chodzą do pracy, nastolatkowie do szkół, dzieciaki, jeszcze z uśmiechami na twarzach, do przedszkola, a studenci na sesje, które ciągną się w nieskończoność. O jeden dzień za mało weekendu i o jeden dzień za dużo w tygodniu.
Dlaczego nikt jeszcze nie zgłosił ustawy o wykluczenie poniedziałków z tygodnia? Żyłoby się wtedy zdecydowanie lepiej. Każdy narzeka na nie, ale nikomu nie chce się nawet palcem kiwnąć, by rozwijać dalej ten pomysł, wdrążyć go w życie. I tak oto tkwimy w martwym punkcie, zataczając błędne koło.
Gdybym mogła, to z pewnością nie poszłabym dziś do szkoły tylko do…Właśnie, do? Gdzieś na pewno bym się zawieruszyła na cały dzień, byleby tylko mieć spokój od reszty społeczeństwa. Miałabym kolejne nieobecności, kogo to jednak obchodzi? Bo mnie z pewnością nie. Jestem w szkole tylko ze względu na, można by rzec, pakt zawarty dzisiejszego ranka z bratem. Ja idę grzecznie do szkoły, on załatwi sprawę z psem. Szczerze, to wątpię, że uda mu się namówić rodziców do tego pomysłu, ale to już jego problem. Swoją drogą, to nawet nie wiem, jak ja mu się odwdzięczę. Taki prezent to nie jakaś słodka zawieszka do bransoletki, a żywe stworzenie. Wymyślę coś. Z czasem.
Lekcje ciągnęły się niemiłosiernie. Pierwszą i zdecydowanie najgorszą, bo na godzinę siódmą rano, miałam fizykę, na której omawialiśmy zasady termodynamiki i robiliśmy zadania, dla niektórych proste, niestety dla innych, w tym dla mnie, żenująco trudne. Angielski gościł na drugiej pozycji w planie lekcji tego dnia. Kobieta ucząca tego języka, nie potrafiła zrozumieć tego, iż ktoś nie ma ochoty uczestniczenia w lekcji, co skończyło się moim wyproszeniem na korytarz. Nie musiałam chodzić na ten przedmiot, ale ona tego sobie nie zakodowała i wręcz groziła mi, że jeśli nie będę uczęszczać na jej zajęcia, to porozmawia z rodzicami. Oczywiście porozmawiała, rodzice uważali, podobnie, nie tak samo jak ja, więc ich działania były zbytecznie i definitywnie chodzę na tę lekcję. I jeszcze perfidnie próbowała wcisnąć najlepszych uczniów w konkursy.
– Nie będę brać udział w konkursach  prychnęłam, huśtając się na krześle.
– Będziesz. Masz znakomite wyniki i po prostu musisz reprezentować naszą szkołę odpowiedziała spokojnie nauczycielka, patrząc na mnie spod swoich kwadratowych okularów. Czerwone tipsy pasowały jej do oprawek, co komponowało się ze sobą nawet dobrze. Niestety ten obraz był dla mnie wkurzający, zawsze tak samo ubrana. Zupełnie jakby nie miała niczego innego w szafie.
 Nie rozumie pani? Osiągnęłam sukces dzięki własnej silnej woli i inicjatywie oraz dzięki rodzicom. To oni mnie zapisali na dodatkowy język, to oni to wszystko opłacili, to na dodatkowych zajęciach się nauczyłam angielskiego. Nie tutaj – podkoloryzowałam nieco historię. W rzeczywistości nie musiałam się uczyć angielskiego – to mój ojczysty język.  Dlatego, nie będę reprezentować szkoły w czymś, czego nie osiągnęłam w niej. Nie jestem jeszcze na tyle bezmyślna, znam siebie i wiem, że tego nie zrobię. Nie i nie zgodzę się  wyrzuciłam szybko. 
Kilkoro uczniów patrzyło na mnie ze zdumieniem, inni zaś w podłogę. Podniosłam dumnie brodę, czekałam na reakcje nauczycielki. Zagotowała się, zburzyłam jej plan. Pewnie zaraz wylecę z klasy z kwitkiem.
Jak przypuszczałam, tak się stało. Trzeci przedmiot, który jeszcze w miarę znoszę to geografia. Dyskutowaliśmy, a właściwie reszta, bo ja się nie udzielałam w takich typu lekcjach, na temat rodzajów i faz urbanizacji. Oczywiście nie obyło się bez, jak to przesłodzonym głosem wypowiadał nauczyciel  mimo to nadal, go uwielbiam  kartkóweczki na koniec lekcji. Kolejną lekcją była, dopiero zaczynająca się, matematyka, lecz została ona przerwana przez wtargnięcie, bo przybyciem nie można tego było nazwać, dyrektorki do sali matematycznej.
Podniosłam leniwie wzrok i podparłam się brodą o rękę, tak aby widzieć dyrektorkę. Miała czarne gdzieniegdzie przeplatane siwymi kosmykami włosy, ułożone w koka. Szara spódnica do kolan i również szary żakiet, do tego biała koszulka oraz czarne buty z klamerką dopełniające strój. Próbowała się do nas uśmiechnąć, ale na jej twarzy pojawił się tylko grymas.
 W środę do naszej szkoły trafią dwaj nowi uczniowie.  Szepty zaczęły dobiegać z różnych stron, jako jedyna siedziałam sama, więc swoje uwagi mogłam wymieniać tylko ze sobą. – Cisza! Tak lepiej – powiedziała, gdy klasa nieco się uciszyła. –  Proszę was o wyrozumiałość dla nich, co prawda jest końcówka pierwszego semestru, jednak dla nich postanowiliśmy zrobić wyjątek oznajmiła, bacznie nas obserwując. 
Nad nowymi uczniami zastanowię się później, najważniejsi przecież nie są, nie? Wyjątek wyjątkiem, mieli tyle kasy, by sobie przyjść w połowie roku, okay. Nie wtrącam się, kim są i czy w ogóle będą warci mojej uwagi, to okaże się, jak przyjdą. Odwróciłam wzrok i skupiłam go na pogodzie za oknem. 
Zadziwiające, jak szybko potrafi się zmienić pogoda. Zaledwie wczoraj chodziłam w bluzce w krótkim rękawem, dzisiaj już musiałam ubrać bluzę. Chmury kumulujące się nad miastem zapowiadały rzęsisty deszcz. Zajebiście. Wrócę, wyglądając jak zmokła kura, pomyślałam, intensywnie stukając palcem w blat ławki.
 Panno Rauch! Czy panna mnie w ogóle słucha? – Skrzekliwy głos dyrektorki docierał do moich uszu. Siliła się na grzeczność, normalnie by się do mnie inaczej zwróciła, mniej profesjonalnie. 
Zacisnęłam mocno kciuki, aż mi zbielały, spuściłam głowę, wpatrując się w dłonie, które zaciśnięte były na kolanach.
 Tak, słyszę – wychrypiałam.
– Wstań, gdy mówisz do dyrektorki – upomniał mnie Pan Schruder. Czasami wydawało się, że mnie lubi. Puszczając jego uwagę mimo uszu, zsunęłam się jeszcze niżej na krześle.
 Szkoda naszego czasu na tę dziewuchę  odpowiedziała kobieta, wbijając we mnie nienawistne spojrzenie. Oho, ktoś się tu zaczyna zapominać, to nie gabinet, pani profesor, tutaj muszą być chociaż pozory zachowane Przyjdzie do mnie po tej lekcji do gabinetu. JEŚLI tego nie zrobi, wyciągnę odpowiednie konsekwencje.  Uważnie zaakcentowała pierwsze słowo ostatniego zdania.
Pewnie znowu ktoś na mnie nakablował, a tu przykleja gumy do żucia, a tam ściąga, a wtedy to zrobiła sramto i owamtwo. Takie błahostki wędrują w moją stronę kilka razy dziennie. Nie mówiąc już o zeszycie uwag, ten to już był zapchany po brzegi, kartki z niego wylatywały. Nie było ani jednego dnia, bym nie dostała nagany lub uwagi. Problem rozwiąże się tak samo – tłumacząc stanem mojego zdrowia. Oczywiście ja uważam, że ze mną jest wszystko w porządku, jednak pozostali twierdzą zupełnie coś innego.
Po lekcji skierowałam się w stronę gabinetu dyrektorki. Bez pukania weszłam do pokoju numer czterdzieści sześć.
Przyzwyczaiłam już się do jego wnętrza. Kremowe ściany z półkami, po których walały się segregatory i teczki z aktami uczniów. Wielkie okna z białymi żaluzjami opuszczającymi ręcznie. Wąskie, drewniane biurko z monitorem i czarną teczką, zapewne moją. Zawsze na nim leży, gdy tu przychodzę. Rozglądam się ze stoickim spokojem, chociaż moje serce bije w szybkim rytmie, jak do tanga. I czym ja się tak denerwuję? Nic złego dzisiaj nie zrobiłam, a przynajmniej nic, co byłoby ponad normę, uspokajałam się. Usiadłam na fotelu przy ścianie, którego skóra zatrzeszczała pod ciężarem mojego ciała, czekałam. 
Miałam nadzieję, że będzie na mnie czekać, bo w sumie coś ode mnie chce, a nie na odwrót. Co chwila łapałam się na tym, że zerkam w stronę czarnej teczki. Co w niej znajdę? Będą tego konsekwencje? Jeśli tak, to jakie? Wybuchnęłam złowieszczym śmiechem, szybko jednak zakryłam usta dłonią. Nie teraz – upomniałam się. Włożyłam słuchawki w uszy i puściłam na całą możliwą głośność swój ulubiony zespół. Wystukiwałam nogą rytm gitary, a w rękach trzymałam niewidzialne pałeczki, którymi uderzałam w perkusję w mojej wyobraźni. Usta szeptały słowa piosenek, a zamknięte oczy zanosiły mnie do ich teledysków oraz pozwalały bardziej wsłuchać się w sens tekstu.
Przestałam się tak zachowywać, gdy ktoś wyjął mi słuchawki z uszu.
– Nie używamy takiego typu elektroniki w szkole i ty dobrze o tym wiesz.  Kobieta wrzuciła słuchawki do niszczarki, a w moich oczach pojawiły się złośliwe ogniki. 
To nie pierwsza para słuchawek, którą spotkał taki los, za pierwszym razem się wykłócałam, z czasem dałam sobie spokój. Jednak zawsze po takim incydencie planowałam jakiś niemiły żart z udziałem któregoś ucznia bądź profesora. Zacisnęłam zęby, czekając na ciąg dalszy.
 Ekhem  odchrząknęłam, gdy skupiła się na monitorze, a nie na mnie. –  Po co tutaj jestem?
 Ty mi to powiedz.  Spojrzała krytycznie spod okularów usadzonych na jej sępim nosie.
 Przecież nic nie zrobiłam!- oburzyłam się. Dzisiaj byłam wyjątkowo grzeczna, oprócz kłótni i spania na lekcji. Sugeruje mi coś czego nie zrobiłam? To jakiś absurd. Nie wiem jak Nick mógł tu wytrzymać.
– Właśnie. Oto chodzi. – Pokiwała głową z zachętą do dalszej rozmowy. 
Teraz to już nic nie rozumiem, jestem na dywaniku, bo nic nie zrobiłam? Co za powalona szkoła. Patrzyłam się zmieszanym wzrokiem na dyrektorkę.
– Ostatnio dość często przeglądam twoją teczkę oraz patrzę w dziennik na oceny. Wyniki masz tragiczne, a to dopiero pierwszy semestr. Widzę już, że będziesz miała trudności ze zdaniem do kolejnej klasy. Niemniej jednak, jest jedna rzecz, która może cię uratować. Pamiętasz jak mówiłam o nowych uczniach w szkole? – Pokiwałam szybko głową. – Doskonale. Pójdziesz jutro do nich do domu i opowiesz, co i jak. Będziesz do nich przychodzić co jakiś czas, kiedy ci powiem. Są to bliźniacy, Tom i Bill. Więc nie powinnaś mieć problemu z dogadaniem się z nimi. Jeśli sprawdzisz się w tym zadaniu zobaczę, co da się zrobić w twojej sprawie, dobrze?  zapytała z troską(?) w głosie. Nigdy się tak nie zachowała, musi jej zależeć na tych uczniach.
– Mhm  mruknęłam i wyszłam z gabinetu, wróciłam się, albowiem zapomniałam kartki z ich adresem. Założywszy kaptur od bluzy, przekroczyłam próg szkoły i ruszyłam na przystanek.


Sprawdziłam na mapie w telefonie dokładny adres i udałam się w stronę domu, w którym będę musiała jutro zagościć. Dzisiaj przejdę się tam tylko na zwiady, żebym jutro nie błądziła między uliczkami lub kamienicami. Wysiadłam trzy przystanki dalej niżbym normalnie wysiadała, gdybym wracała do domu. Nie wiem czy się cieszyć, czy płakać… Mieszkają tak blisko mnie. Nie będzie tak źle, dasz radę, tylko się nie denerwuj. Mocny wdech i jeszcze mocniejszy wydech.
 Lało jak z cebra, ludzie chowali się pod parasolami lub pod daszkami przy sklepach. Kałuże powiększały się z każdą kroplą deszczu. Książki, które nie zmieściły mi się do torby, trzymałam blisko siebie, aby jak najmniej zamokły. Nie czułam już moich lodowatych dłoni, zęby głośno szczękały. Masz cel, idź do tego domu. Nie możesz teraz zawrócić. A właśnie, że mogę, kto mi zabroni? Jesteś już tak blisko, wykłócałam się ze swoimi myślami.
Biegnący z naprzeciwka chłopak szturchnął mnie i w efekcie wytrącił mi książki z rąk. Wylądowały one teraz z chlupnięciem w brudnej kałuży. Cudownie, jeszcze tego mi brakowało, myślałam, sięgając po książki. Chłopak bąknął tylko „przepraszam” o zaczął się oddalać. O nie, nie ma tak szybko. Chwyciłam go za białego buta, podobnego do tego, którego widziałam wczoraj u gostka, który mnie zaczepił przy schronisku. To ten sam? Uścisk był na tyle mocny, że chłopak zaczął upadać, nieopodal niego stała blondynka w miniówce. W pierwszym odruchu chłopak złapał się tkaniny, która niesfornie zsunęła się ukazując czarne figi właścicielki. Blondynka z zażenowaniem naciągnęła z powrotem spódniczkę, gdy sprawca wypadku opadł na bruk. Chłopak otrzepał się, a gdy już stał, został spoliczkowany przez poszkodowaną. Uśmiechnęłam się pod nosem.
 Teraz masz za swoje. 
Posiadacz obuwia DC odwrócił się w moją stronę, zupełnie jakby usłyszał, co właśnie powiedziałam. Miał taki sam kolczyk w wardze, co tamten. Czy to możliwe? Nie, na pewno nie. Już ci się wątki mylą. Spójrz jeszcze raz. Spójrz.
Spojrzałam, zaciskał mocno szczękę, a jego oczy mówiły, że właśnie w tej chwili chciałby mnie tu i teraz udusić gołymi rękoma. Po krótkiej analizie stwierdziłam, iż to ten sam. Ale ja mam szczęście. Westchnęłam. Odwróciłam się, przyspieszyłam krok, aby nie mógł mnie dogonić i zaśmiałam się głośno, zerkając ostatni raz w jego stronę.
Czyli już wiem gdzie mieszkają, jak tu dojechać. Perfecto. Tylko trzeba tu jeszcze jutro wrócić i postarać się nie spotkać tego gościa po raz kolejny. Mogłam sama wrócić do domu, ale lenistwo przeważyło szale i również to, że było mi okropnie zimno. Sięgnęłam po telefon do torby i wybrałam numer Nicka.
 Przyjedziesz po mnie?  zapytałam, gdy jaśnie pan raczył odebrać.

 Dobraa – ziewnął – Gdzie jesteś?


~
Kolejna notka – 15.10

7 komentarzy:

  1. Wcale nie był nudny :D Jeden z ciekawszych. Dyrektorka - uosobienie całego zła na świecie, postać idealna. W ogóle "panna Rauch" to fajna postać ;D Fajny numer ze ściągnięciem spódniczki, uśmiałam się po prostu. Pozdrawiam ciepło i jak zwykle z ekscytacją czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nasza bohaterka ostro zaczyna z Kaulitzem xD ale w sumie podoba mi się to xD No ja lubię, gdy między bohaterami tworzy się takie spięcie ^^ z tego zawsze wychodzi namiętne uczucie ;> Już się nie mogę doczekać xDD O ile oczywiście dobrze myślę, bo w sumie nie wiem co tam wymyśliłaś xD Niemniej, nie pogniewałabym się jakby powstał tu związek z Tomaszem :D
    Odcinek bardzo dobry ;) Pozdrawiam i życzę dużo weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za komentarz na Hp :) I trzymam cię za słowo. Szczerze powiedziawszy zaczynam czytać twoje opo, bo jakoś nie mam innych blogów jak na razie, które z chęcią mogłabym kontynuować, a poza tym wydanie nowej płyty TH obudziło we mnie dawno drzemiący fangirling :D Także, możesz się spodziewać moich komentarzy, ale ostrzegam,. potrafię być uszczypliwa :D Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem. Co prawda z kilku odcinkowym opóźnieniem, ale ze względu na szkołę jest to nieuniknione.
    Hmmm... Cóż to zagrywki z Kaulitzem? Zaczyna się ciekawie (choć bardzo monotonnie). Aż się boję co będzie podczas spotkać z bliźniakami. Bo wątpię żeby się dogadali. Przynajmniej na początku. Oni wszyscy mają niezły 'charakterek'.
    Mam nadzieję, że starczy mi czasu na twój kolejny odcinek ;)
    Do przeczytania!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahahaaa xd uwielbiam sposób w jaki główna bohaterka poznała Kaulitza !

    OdpowiedzUsuń
  6. Szczerze to nie wiem co mam napisać. Nie wiem czego mam się spodziewać. Myślę, ze pasowali by do siebie z Tomem, bo obydwoje mają ostre charakterki.
    Ale z drugiej strony myślę, że Bill otworzyłby w nią jej wrażliwość, którą wiem, że ma!

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak jak już mówiłam. Buntowniczka razy trzy! :D. W sumie, podoba mi się nawet ten złośliwy, drapieżny charakterek i ta arogancja. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że jestem podobna. Ale to tylko w sytuacjach, które tego wymagają i do odpowiednich osób. Gdybym pyskowała tak wszystkim to już dawno sprzątałabym chodniki, o ile do tego nie potrzeba średniego wykształcenia ;).
    Sądziłam, że panna Rauch mimo wybuchowego charakterku jest dobrą uczennicą. A tu proszę, takie zaskoczenie. Rozumiem- wiek buntu, ale ta dziewczyna nie zdaje sobie sprawy, że- nie szkoła- ale wykształcenie, które nam daje jest priorytetem w naszym życiu? Nie przepadam za takimi młodym ludźmi, którzy olewają sobie szkołę, wmawiając wszystkim, że jest ona im zbędna... To jest po prostu głupota. Ale co zrobić? Pokładam tylko nadzieję, że nasza bohaterka podciągnie się w nauce.
    Wpadła po uszy tak naprawdę. Dwa razy trafiła na Kaulitza i dwa razy ''zjechała'' go od góry do dołu, a najgorsze dopiero przed nią. Fakt, iż będzie musiała jemu i jego bratu pomagać odnaleźć się w nowej szkole. Jestem ciekawa jak to rozegrasz ;).

    OdpowiedzUsuń