29.
Szczerze powiedziawszy, nie mogłem się
doczekać, kiedy przyjdzie Nicka z Hunterem. Jakoś tak od razu żywiej robi się w
jej towarzystwie. Z początku myślałem, że nigdy nam nie zaufa, jak dobrze, że w
tej kwestii nie miałem racji.
Trochę zajęło przekonanie jej do nas, ale
dla chcącego nic trudnego. Nie ma rzeczy nieosiągalnych – są tylko nasze lęki i
przekonania wmawiane od małego. Wciąż mam wrażenie, że znamy maleńką cząstkę
tego, jaka zielonooka jest naprawdę. Gdzieś tam w środku, bardzo głęboko,
skrywa prawdziwą siebie.
Chciałbym poznać ją dogłębniej, zrozumieć
jej tok rozumowania, tyle że ja nie chcę naciskać, a raczej sama z siebie nic
nie powie. Już i tak wiele zrobiliśmy, teraz przynajmniej szczerze się z nami
lubi, przyjaźni. Jeśli będzie chciała, sama zacznie o sobie mówić. Potrzebuje
czasu, a ja mam zamiar go jej dać, ile będzie potrzebować. Każdy potrzebuje
szansy, nie chcę, by jej się zmarnowała.
Po raz pierwszy spotykam tak bardzo
skomplikowaną osobę, a przyznać muszę, że miałem styczność z wieloma personami
jej pokroju. Jest cholernie interesującą i tajemniczą postacią, i to może to
mnie w niej tak przyciąga. Zupełnie jakby miała wszczepiony w siebie magnes z
podpisem „Bill Kaulitz”.
Czasami, gdy byłem mniej zajęty, lubowałem
się w przyglądaniu się jej. Miała w sobie coś, co przykuwało moją uwagę.
Próbuję ją rozgryźć, lecz nawet z Nickowych ruchów potrafię mało wyczytać. Ja,
który jak mało kto zna się na ludziach. Nie potrafię zastosować wobec niej
odpowiedniej taktyki, by załapać w jaki sposób egzystuje.
Sam nie umiem określić, co właściwie czuję
do tej dziewczyny. Jest nietuzinkowa (to z pewnością wiem), wartościowa też,
ale zarazem niezwykle wredna i sarkastyczna, jeśli ma taki grymas, a także
piekielnie inteligentna. Trudno byłoby ją zdefiniować w jednym słowie. Chociaż
może istnieje takie, które by ją opisywało, tylko ja jeszcze na nie nie
wpadłem. Może następnym razem.
Wraz z Tomem zaprzyjaźniliśmy się z Nicką, i choć znamy ją zaledwie kilka miesięcy, odnosimy wrażenie, iż znamy ją o wiele
dłużej. Nie wiem z czego to wynika, ale jest to fascynujące. Jestem pewien, że
wy także znacie takie osoby. Szybko łapiecie wspólny język, podobne poglądy,
czasami te same myśli czy pomysły.
Ile poznanych zupełnie przez przypadek
osób zostaje, zapisuje się w życiu na dłuższy okres, niż na jeden rozdział? Bardzo
niewielki procent, większość odchodzi tak samo, jak przychodzi –
niespodziewanie. Ale ci, co zostaną, okazują się najbardziej wartościowi,
najbardziej piękni wewnątrz, najbardziej szczerzy.
Odnoszę wrażenie, że Nicka mogłaby zostać
przy nas na dłużej, oczywiście jeśli sama by tego chciała. Nic na siłę. W
jakimś stopniu – nie wiem, jak Tom, ale ja z pewnością – zżyłem się z tą
dziewczyną.
Kawałek po kawałku ściąga dla nas swoje
kolejne maski, coraz częściej się uśmiecha, nie krępuje i nie peszy się tak,
jak wcześniej. Zastanawia mnie, jak gruby mur wybudowała wokół siebie, że tak
opornie idzie przełamanie się przez niego. Z innej strony, ciekawi mnie, co
musiało się wydarzyć, że taka wyjątkowa osoba jaką jest Nicka zamknęła się na
świat. Zupełnie się od niego odcięła, przestała ufać napotkanym ludziom,
wyrobiła sobie o nich opinię, stała się samoukiem oraz samowystarczalna.
Często powtarza, że Nick jest jedynym
dobrem, jakie ją spotkało. Mam wrażenie, że jest dla niej tak ważny, jak Tom
dla mnie. Są sobie bliscy, a specyficzna więź między tą dwójką jest widoczna,
dopiero po spędzeniu z nimi trochę czasu. Na pierwszy rzut okna możny by ich
pomylić z parą. Zdaje mi się, że swoją miłość rodzeństwa przekładają ponad
wszystko inne. Oboje są gotowi skoczyć za sobą w ogień, pierwszy raz spotykam
się z taką relacją między rodzeństwem, gdzie są dwie płcie i różnica, choć
drobna, wiekowa.
Właśnie mi się przypomniało, jak raz
założyła się z Tomem i Georgiem, że sama da radę z dziennikarzami. Cóż… jakby
to powiedzieć… Dała sobie z nimi radę, jakby nie patrzeć, tyle że jedna z
reporterek dostała mocny cios pięścią w dolną szczękę. Jak się potem okazało,
poszło o to, że kobieta zapytała, uwaga cytuję, „Jak to jest, gdy jedna dziewczyna przypada na czwórkę chłopców? Chyba
każdemu trudno dogodzić, zgodzisz się?”. Georg wraz z Tomem, widząc to,
zareagowali, wkraczając do akcji.
Trzy dni trwało uspokajanie tego szumu,
który po tym zdarzeniu wybuchł. Wyssane z palca historyjki stworzone przez
dziennikarzy nie robiły zbytniego wrażenie na całej trójce w to zamieszanej.
Niezwykle mnie tym irytowali; ja siedziałem cały poddenerwowany i starałem się
jakoś uciszyć całą tę sprawę, Gustav także się w to zaangażował, zaś święta
trójca miała ubaw po pachy z zaistniałej sytuacji. Aż miało się ochotę trzasnąć
ich wszystkich w głowy, czego nie zrobiłem, choć miałem na to wielką ochotę. I
teraz zaczynam żałować, że zrezygnowałem z tego pomysłu.
W tamtym dniu pokazała, ile ma w sobie
odwagi, determinacji, ale też, że jest wrażliwa na swoim punkcie i gotowa
walczyć o swoje racje do końca. Właściwie na jej miejscu mógłbym zachować się
podobnie, gdyby nie doświadczenie, jakie do tej pory nabyłem. Nic dziwnego, że
Nice puściły nerwy. Doskonale wiem, jak media potrafią uprzykrzyć życie i
zrobić wszystko, by zmieszać z błotem, ba!, oni nawet potrafią zrobić coś z
niczego.
Odpłynąłem, zupełnie utonąłem w swojej
rozległej, jak się okazuje, mapie myśli. Nie wiem na jak długo.
Jednym uchem łapałem słowa historii, którą
raczył mnie bliźniak. Co jakiś czas potakiwałem bądź uśmiechałem się, udając,
że skupiam się na tym, co właśnie do mnie mówi. Jednak po jakimś czasie
zamilkł, dostrzegając, że wcale nie jestem zainteresowany. I nawet zbytnio mu
to nie przeszkadzało.
I tak czas jakoś leciał, aż do momentu, w
którym przyszła nasza przyjaciółka. Momentalnie straciłem jakiekolwiek
zainteresowanie bratem, przyglądając się Nice.
Nie raz łapałem się na tym, że się jej
przyglądam. Wiem, jak to może wyglądać, ale to nie to. Ja jestem przeraźliwie
ciekawski. Zawsze staram się, by nie trwało to zbyt długo, żeby się nie
zorientowała i tym samym speszyła.
Jest późny wieczór, a turkusowowłosa nadal
ma cały makijaż, co właściwie było u niej normą. Jeden szczegół, który
cholernie przyciąga moją uwagę, to idealnie podkreślone kości policzkowe. Nie
przerysowanie ani nie nijakie. Jednym słowem – perfekcyjne.
Znów to robisz, Kaulitz, skarciłem się w
myślach. Wyłączyłeś się z rozmowy, którą właśnie zaczął twój brat z obiektem
twoich myśli. Ocknij się, inaczej ten spacer minie ci w ciągu sekundy.
Odpiąłem psa ze smyczy, by porządnie się
wybiegał. Chwilę potem Nicka zrobiła to samo. Czworonogi zaczęły ganiać się ze
sobą, cały czas trzymając się blisko nas, bym mógł mieć je w zasięgu wzroku.
– To co takiego wymyśliłeś, Tom? –
Spojrzała na niego z rozbawieniem, owijając i zapinając smycz na biodrach.
Wspominałem już, że w jej zielonych
tęczówkach zawsze można dostrzec gwiazdy? Nawet, gdy nie ma ich na niebie. Coś
pięknego.
– Kto pierwszy dobiegnie na drugą stronę
parku, pod wiekową wierzbę, wygrywa – rzucił szybko, startując.
Wymieniliśmy z Nicką krótkie spojrzenia,
po czym ruszyliśmy w pogoń za gitarzystą.
To dlatego założył dres, a nie swoje
ogromniaste worko-spodnie. Spryciarz. Uznam, że wszystkie chwyty dozwolone.
Szkoda tylko, że nie dodał, co jest rzekomą wygraną.
*~*
I biegłam. Po wygraną, naturalnie.
Denerwował mnie fakt, iż Kaulitz nie zachował się czysto już na samym początku.
Ja rozumiem, w środku, na finiszu, ale tak na początku? Chociaż w sumie nie
mogłam się po nim niczego innego spodziewać. To do niego takie podobne.
Właśnie w takich momentach jest najciężej,
wiesz? Wiem, że wiesz, ja też to wiem. Z jednej strony dobrze się bawię, zaś z
drugiej mam poczucie winy w związku z podjętą decyzją. Nie powinnam nic robić
wbrew sobie.
Kogo powinnam usłuchać? Serca rozpaczliwie
wołającego: zostań! Dla nich? Czy umysłu mówiącego: lepiej będzie, gdy
wyjedziesz? Boli, a ten rodzaj katuszy jest najgorszy. Bić się z własnymi
myślami, czy człowiek mógł wymyślić coś gorszego? Muszę sama się z tym zmierzyć,
choć wcale nie chcę. Nie chcę mieć poczucia winy.
Takimi myślami dodatkowo się nakręcałam,
co sprawiało, że machinalnie zwiększałam tempo, jakbym chciała zostawić za sobą
wszystkie wewnętrzne rozterki i poczuć się przez chwilę wolną, beztroską dziewczyną,
którą niegdyś byłam.
Powoli zaczęłam doganiać Toma, właściwie
to miałam go prawie na wyciągnięcie ręki.
Hunter ze swoim towarzyszem, którego
imienia niestety nie pamiętam, biegli tuż przy naszych bokach, jakby nam
dopingowali.
Przed nami uformowało się wysokie wzgórze.
Z rozpędem zaczęłam wspinaczkę, spocone dłonie trochę utrudniały mi całą
czynność, ślizgając się na trawie. Nie poddam się, o nie. W szczególności, że
udało mi się wyprzedzić, minimalnie, co prawda, obu Kaulitzów.
Zziajana truchtałam dalej. Lecz nie długo
dane było mi cieszyć się przewagą, jaką sobie zapewniłam, gdyż po chwili
upadłam na dłonie. I to nie było potknięcie, ktoś złapał mnie za nogę i
pociągnął w dół.
– Pierdolę, Tom! – warknęłam. – Podrzesz
mi spodnie.
– Ale to nie ja – odezwał się oskarżony,
zdziwiony, biegnąc po mojej lewej stronie. Nie zatrzymał się ani na sekundę,
nawet dłoni nie podał. Dżentelmen się znalazł.
– Bill – szepnęłam, podniósłszy się, po
czym ruszyłam w pogoń za braćmi. Nie dam im wygrać, ani mi się śni.
Po jakimś czasie byłam mocno zmęczona, a
wierzby jak nie było wcześniej widać, tak teraz nie mogę jej dostrzec. Zaczęłam
myśleć, że pomyliłam drogi, w końcu jest ciemno, takie rzeczy się zdarzają.
Nie przypuszczałam, iż mogę mieć niczego
sobie kondycję. Biorąc pod uwagę, że w szkole nigdy nie ćwiczę. Przyczyna nie
tkwi w nauczaniu ani w stanie mojego zdrowia, chodzi o blizny – panicznie się
ich wstydzę. W życiu nie zdjęłabym koszulki przy tylu dziewczynach, jeszcze
zaraz okropne plotki by się po całej szkole rozeszły. Nie potrzebuję rozgłosu,
już i tak wszyscy wiedzą, kim jestem.
Zwolniłam, zauważając, że wokół mnie nie
ma żadnego z Kaulitzów. Ha, kolejny raz mi się udało. I kto jest górą? No kto?
Oczywiście, że ja. Teraz niech tylko ktoś mi powie, gdzie jest ta wierzba i
będę wniebowzięta.
Co jakiś czas odwracałam się, by
sprawdzić, czy doganiają mnie. Jak na razie nie widzę nawet małego skrawka ichniego
ubioru, a pomylić ich z kimś nie mam szansy – park prawie że opustoszał.
Praktycznie wygraną miałam już w kieszeni,
nie mam się czym martwić. To raczej oni powinni, w końcu to lekki obciach
przegrać, nie pierwszy raz, z dziewczyną. Urazi to ich dumę, w szczególności
Toma, jakoś o Billa się zbytnio nie martwię, on przynajmniej umie grać fair.
Zatrzymałam się nagle, wpadając na czyjąś
klatkę piersiową. Bez żadnych podejrzeń odwróciłam się w stronę osoby, na którą
wpadłam, z zamiarem przeproszenia i pobiegnięcia dalej.
Zamiast tego, stanęłam jak wryta.
Mrugnęłam kilkakrotnie, by upewnić się, że to nie wytwór mojej zszarganej
psychiki. Niestety, na moje nieszczęście, Tay był prawdziwy. Wtem do moich
nozdrzy brutalnie wdarła się słodko-gorzka woń, jego charakterystyczny zapach.
Poczułam ogarniające mnie zimno oraz lęk.
Miałam ochotę się rozpłakać, lecz sparaliżowane ciało nic sobie nie robiło z
zachcianek umysłu.
Nie jestem gotowa na to spotkanie, jest
zdecydowanie za wcześnie. Dopiero co zaprzyjaźniłam się z bliźniakami. A teraz
mam to tak po prostu stracić. W ciągu kilku minut. Za jakie grzechy? Bo z
pewnością nie za moje.
Spojrzałam odważnie na starego
przyjaciela. Tyle czasu go nie widziałam, już pogodziłam się z myślą, że ma mnie gdzieś i że nigdy więcej się nie zobaczymy. Ale, jak widać, los chciał
czegoś zupełnie innego i postanowił skrzyżować nasze drogi.
Czy to ten moment, w którym wszystko
zaczyna się walić, by potem cudownie wrócić do normalności? Chociaż u mnie nie
ma mowy o powrocie do poprzedniego stanu. Jeśli coś się teraz zawali, a na
pewno tak będzie, już tego nie zdołam odbudować. Zbyt wiele będzie mnie to kosztować,
a marnować swojego czasu na coś, co nie ma racji bytu, nie zamierzam.
Gdzie jest mój obrońca, kiedy go
najbardziej potrzebuję? Wierząc w chrześcijaństwo, wierzę w Aniołów Stróżów.
Więc… Aniele, gdzie się podziałeś?
Zmierzyłam chłopaka przed sobą bacznym
spojrzeniem. Budzi we mnie niepokój, co nie wróży niczego dobrego. Nie powinnam
się go bać, nie po tym, co mnie spotkało, a jednak odczuwam ten rodzaj
niepokoju. Dlaczego nie mogę stąd zniknąć, rozpłynąć się w nicości czy
cokolwiek?
Zapomniałam o oddychaniu, by nie musieć
zatruwać się jego wodą kolońską, co spowodowało, iż serce zaczęło bić mi w
zaskakująco szybkim tempie (oby mi nie wyskoczyło z piersi, tylko tego jeszcze
mi brakuje), a w uszach słyszałam każde, osobne tętnienie krwi.
Skupiłam się na Tayu, ile byłam w stanie.
Niech zostawi mnie w spokoju. Szkoda, że tego nie zrobił, musi mieć w tym
wszystkim jakiś interes. Jednego jestem w stu procentach pewna – z pustymi
rękoma nie ma zamiaru odejść. Zawsze dostawał to, co chciał.
Na rozgrzanym mostku czułam chłód bijący z
wisiorka, jakby dawał o sobie znać, bym przypadkiem o nim nie zapomniała.
Błagam, niech to się wreszcie skończy. Mam
dość. Ja już nie daję rady. To wyniszcza mnie zarówno fizycznie, jak i
psychicznie. Cierpienie jest moim nieodłącznym przyjacielem, jestem do niego
przywiązana na wieczność.
Od zawsze na zawsze.
W tle usłyszałam szczekanie przeplatane z
wyciem psów, lecz zignorowałam to. Teraz najważniejszy jest Tay, nic poza nim
nie ma znaczenia.
– Co za piękna gwiaździsta noc, nie
uważasz? – odezwał się pierwszy, cofając w tył. Stanął w świetle księżyca, więc
doskonale mogłam mu się przyjrzeć.
Nick miał rację – urósł. Już nie jestem od
niego wyższa, teraz to on mnie przewyższa. Zapuścił blond włosy, przez ten czas
pokręciły mu się jeszcze bardziej, a gdzieniegdzie powstały ciemnie pasemka.
Rysy twarzy wyostrzyły się, zmężniał, zaś oczy zostały te same. Mają barwę,
którą kiedyś ubóstwiałam, dziś zastąpiły ją czekoladowe tęczówki Kaulitzów. Chłodne,
żelazne spojrzenie paliło moją skórę, jakby chciał przejrzeć mnie na wylot.
Ubrany był jak reszta nastolatków w jego
wieku. Nie mógł wyróżniać się z tłumu, jeśli nie chciał zwrócić na siebie
uwagi. Przyodział sprane dżinsowe spodnie, czarny w kolorowe kleksy
podkoszulek, a na stopach szare adidasy do kostek.
Swoją postawą budził respekt, choć nic
takiego jeszcze nie zrobił. Jeszcze… Może to za sprawą mięśni wdzięcznie reprezentujących
się przez przylegający materiał koszulki. Nie mam pojęcia, czego mam się po nim
spodziewać, jaką postawę przyjąć, by nie dać się na samym początku zastraszyć.
– Czego ode mnie chcesz? – zabrałam zachrypnięty
głos, puszczając jego pytanie mimo uszu. Dumnie uniosłam głowę, krzyżując ręce
na piersiach, by ukryć drżące dłonie. Prowokowałam go, i to z premedytacją. To
chyba nie jest dobre posunięcie, zdecydowanie nie tak powinnam rozpocząć tą
konwersację.
– Dobrze wiesz – prychnął, patrząc swoimi
szarymi oczami w moje przestraszone, czego, mam nadzieję, nie było widać. Nie
mogę dać po sobie poznać, jakie emocje we mnie wywołuje. – Chcę porozmawiać.
– Nie mamy o czym rozmawiać – warknęłam chłodno.
Zaśmiał się ironicznie, aż ciarki przeszły
mi po całym ciele. Ten człowiek ani trochę nie przypomina Taya, którego znałam.
– A kto powiedział, że chcę rozmawiać z
tobą – odparł z naciskiem na ostatnie słowo, po czym spoważniał, dodając: –
Oboje wiemy, o kogo chodzi.
Nie podobało mi się to coraz bardziej.
Skoro nie chce rozmawiać ze mną, musi chcieć czegoś od Er. Co on sobie
ubzdurał? Ma pojęcie, jak bardzo może być w błędzie? Nie wydaje mi się.
– Tym bardziej nie będą z tobą mówić –
syknęłam przez zaciśnięte zęby.
– Musisz, albo sam to z ciebie wyciągnę.
Mam ofertę nie do odrzucenia, po za tym musimy sobie coś wyjaśnić, prawda? –
Posłał w moją stronę tajemniczy uśmiech.
Co on kombinuje? Ale ma rację, musimy
sobie coś wyjaśnić. Chcę wiedzieć, co o mnie wie, co wie o Er i o tym całym
bagnie, w którym cały czas się babram.
Nachylił się do mnie, mówiąc:
– Załatwimy to dzisiaj. Szybko i sprawnie,
a potem zapomnimy o tym zdarzeniu. Jakbyśmy w ogóle się nie spotkali.
– Nie ma mowy. Nigdzie z tobą nie idę.
Splunęłam mu prosto w twarz.
Zezłościł się, nie lubił, kiedy coś nie
szło po jego myśli. Zacisnął dłonie w pięści, ówcześnie pozbywając się śliny z
twarzy.
– Dobrze. Dam ci czas – stwierdził,
prostując się. – Stawisz się za dwa tygodnie przy bazie… – urwał. Zwrócił się w swoją lewą stronę, czyli moją prawą.
Podążyłam jego śladem. W naszą stronę
biegł z groźną miną Tom. Tego mi tu jeszcze było trzeba. Świetnie.
– Zostaw ją w spokoju – ostrzegł Taya Tom,
stając obok mnie i mierząc wyższego od siebie blondyna wzrokiem.
– Bo co mi zrobisz? Podskoczysz mi? –
zironizował tamten.
– Przypierdolić ci, gościu? – spytał, lecz
nie czekał na odpowiedź. Tom zamachnął się, ale w porę zdążyłam powstrzymać jego
cios.
– Azaliż pozwolisz waćpan, że cielesność
twej fizys naruszę, wnikając w nią konstrukcją swą kostno-mięśniową? –
wyrecytowałam szybko, by lekko ich zdezorientować, odciągając Toma i siebie na bok.
Spojrzał na mnie z troską i zaskoczeniem
zarazem. No co? Dużo czytam.
– Oszalałeś? – burknęłam cicho.
– Ja nie, ale ty chyba tak – skwitował.
– Nie mieszaj się w to – poprosiłam. –
Sama sam sobie z nim radę. To moja sprawa.
– Jesteś moją przyjaciółką. Twój problem
jest moim problem, będę cię bronił, jeśli będzie taka potrzeba. A teraz widzę,
że masz kłopoty. Kto zadziera z tobą, zadziera i ze mną…
– Za dwa tygodnie, Rauch – wtrącił się
Tay. – Pod bazą o szóstej wieczorem – doinformował mnie, rzucając przez ramię,
gdy odchodził.
Odprowadziłam go wzrokiem. Nagle na nadgarstkach
poczułam ciepły dotyk dłoni Kaulitza.
– Nicka, kim on jest? – zapytał,
wzmacniając uścisk.
– Nikim – skłamałam szeptem, zarazem
mówiąc prawdę. Od dzisiaj jest dla mnie nikim. Nikim.
~
Marta Rys - Ano chcę i raczej nic mnie nie zdoła powstrzymać. Jakże bardzo chciałabym odpowiedzieć Ci już teraz na te wszystkie pytania, ale że mam dzisiaj zły humor to tego po prostu nie zrobię. Nie, nie, jakie pożegnanie? Do wyjazdu jeszcze półtora miesiąca. Powstrzymają ją, pod warunkiem, że się o tym wyjeździe dowiedzą. A jakie Ci się widzą na tejże koszulce zespoły? Pamiętaj, że to gust muzyczny Nicki, Nicka i ich ojca.
Lovegood Adrianna - Bez przesady, te moje komentarze wcale nie są takie długie. Wyjazd jest dobrym rozwiązaniem, ale nie jedynymi z pewnością nie najlepszym. Są happy endy, ale tylko poszczególnych rozdziałów. W życiu, niestety, przeważa seria złych zdarzeń. Ty może lepiej tak nie przeklinaj, co? To zły nawyk. Ej, jeszcze wszystko może się pozmieniać. Natomiast ja kocham niedomówienia, poza tym możesz sama znaleźć odpowiedź na dręczące Cię pytania. Teoria byłaby dobra, ale schizofrenicy nie mają omam wzrokowych posiadają jedynie słuchowe + historia jest opisywana także z perspektywy Billa.
Sonia Szyndlarewicz - Tak, NAPRAWDĘ aż tak bawi mnie Twoja niewiedza. A proszę Cię bardzo. O, dziękuję, akurat na tym mi najbardziej zależy. Wierz w to dalej.
Martie - Nie musisz mnie za nic przepraszać przecież nic takiego się nie stało. Cały czas się staram, ja się rozwijam, to i moje teksty nabierają innego kształtu, charakteru. Potencjał ma każdy, tyle że nie każdy potrafi go wykorzystać. Cieszę się z takich słów, gdyż taką sytuację muszę sobie wyobrazić, straciłam przyjaciół, ale nigdy nie musiałam podejmować takiej decyzji z nimi związanymi. Nie, życie to to nie bajka, i wszyscy powinniśmy o tym doskonale wiedzieć.
Ka. - Bardziej boję się o całokształt, niż o samą treść. Co do jej przeszłości, hm, nie zapominaj też o prologu. Da się wyleczyć, są nawet takie dokonania, choć to ciężki i długi proces, nie jest to niewykonalne. Być może coś jeszcze kombinuję, to tylko trzy przypadkowe słowa, na które zwróciła uwagę, prawda? Koncepcji nie zmienię co to to nie. Wykrakałaś, widzisz? To Twoja wina, a nie moja. Teraz będę się zadręczać, co tak dokładnie Ci się śniło.
unnecesarry - Ja właśnie teraz następne dwa tygodnie ma pozawalane sprawdzianami (trzy na tydzień) i kartkówkami, to będzie mordęga. Swojego zdania nie zmienię, według mnie polski język źle brzmi w muzyce, jakiejkolwiek. Cóż, ja już się do tego przyzwyczaiłam, jestem i będę dużo wymagać od siebie. Prawdopodobnie już przeholowałam, co każdego dnia odbija się na mojej psychice. Być może zachowujesz się jak starsza siostra, ale z pewnością nie moja. Przepraszam, nawet nie miałam zamiaru wprowadzić Ciebie, jako czytelnika, w taki podły nastrój. Ona tego nie chce zrozumieć, tkwi w przekonaniu, że jak wyjedzie, wszystkie problemy nagle znikną. Nie ma pojęcia, jak bardzo się myli. Coś tam naskrobałam, teraz czekam na Twoją opinię. Wybacz, ale jestem nauczona szacunku do osób starszych - wolę traktować je z dystansem, niż za bardzo się z nimi spoufalać.
Sylwia Szymańczuk - Niepotrzebnie robi Ci się głupio, to nie Twoja wina, że nie masz czasu. Nadrobisz, jak będziesz miała czas. Niemniej jednak, życzę Ci, by wszystko wróciło do normalności.
Teraz kwestia kolejnego rozdziału: nie mam pojęcia, czy w następnym tygodniu będę w stanie coś dodać (nauka, nauka, nauka), a także za dwa tygodnie (jeszcze raz nauka), zaś za trzy wyjeżdżam na wycieczkę szkolną. Wstępnie piszę, że rozdział pojawi się 06.05, lecz data cały czas jest pod znakiem zapytania.