28.
I przychodzi taki dzień, od którego będzie
zależało dalsze życie. Każdego nęka, nękał bądź będzie nękał wybór o nieznanych
konsekwencjach, dopiero z czasem się dowiemy, że w ogóle jakieś są. Ale wtedy
jest już za późno. Brnij dalej.
Właśnie stoję przed takim wyborem. Byłam
jego świadoma już bodajże trzy lata temu, a dokładniej to trzynastego listopada
2004 roku. Przed chwilą Dominick oznajmił mi tylko, że to ten dzień.
– Nie cieszysz się? – zasmucił się, stając
w drzwiach mojego azylu.
Wzdrygnęłam się na dźwięk jego głosu. Nie
chciałabym mu zrobić przykrości, nastawił się na ten wyjazd ze mną. Wszystko
zaplanował, widziałam.
– Nie wiem – wybełkotałam, podnosząc
szklaną kulę z podłogi. – Nie wiem, czy się cieszę. Muszę to przemyśleć.
Podałam mu przedmiot, po czym zamknęłam mu
drzwi przed nosem.
– Przepraszam – rzuciłam cicho w
przestrzeń.
Tak, właśnie, jestem w dupie, przyznałam
sobie w myślach.
Przykucnęłam, rozważając słowa brata.
Wbiłam wzrok w zegar na ścianie. Wybiła godzina dziewiąta czterdzieści siedem
wieczorem.
Skoro Nick dzisiaj zdeklarował się, że
jedziemy, oznacza to, iż mnie więcej w przeciągu półtora miesiąca będziemy
gotowi do drogi. I wtedy nie będzie już odwrotu.
Zastanów się nad tym, Nicka, pomyślałam.
Masz mało czasu na podjęcie odpowiedniej decyzji.
Ale która z nich będzie tą dobrą? Obawiam
się, że żadna. Co z planem C? Istnieje? Jest jakiś jego zarys utworzony?
Jeśli wyjadę, mam szansę na normalne
życie. Inni ludzie, brak wciąż prześladującej przeszłości, możliwość spełnienia
marzeń. Mogłabym w końcu rozwinąć skrzydła i nauczyć się latać, pod warunkiem,
że mi odrosły.
Jeśli zostanę, będę mieć przyjaciół. Nie
zawiodę ich, tyle że wtedy to ja mogę poczuć zawód, przecież są sławni, mają
obowiązki, swoje życie. Byłabym ciężarem, czymś niepotrzebnym. Prędzej czy
później i tak by się mnie pozbyli. Wolę zrobić to sama, będzie mniej bolało.
Jestem gotowa to zrobić? Chcę uszczęśliwić
siebie czy ich? Co i dla kogo będzie lepsze?
Nie, nie ma czasu na takie przemyślenia.
Przez nie będzie tylko gorzej. Podjęłaś decyzję, wstań z uniesioną głową i
brnij w to dalej, nie zatrzymuj się, to cię tylko spowolni.
Wciąż nie byłam przekonana do podjętej
decyzji, ale mówi się trudno. Żyje się tylko raz, a ludzie czasami popełniają
błędy. Coś jest i potem tego nie ma, taka kolej rzeczy.
Wstałam z klęczek, po czym otworzyłam
ponownie drzwi. Na korytarzu wciąż stał Nick z kulą włożoną pod pachę.
Popatrzył na mnie pytająco.
– Dobrze. – Podeszłam do niego, wtulając
się w jego pierś. – Przepraszam, ja po prostu… No wiesz – spojrzałam mu smutno
w oczy – bliźniacy.
– Wiem, wiem. Nie musisz ze mną jechać,
jeśli nie chcesz. Nic się nie stanie, damy radę. Są dla ciebie ważni, bardzo –
podkreślił. – Zostań…
– Nie – przerwałam mu stanowczo. – Jadę z
tobą, nic nie zdoła zmienić mojej decyzji. Tutaj, w Niemczech, nie mam szans na
dobrą przyszłość. – Odsunęłam się od niego na krok. – To gdzie się dostałeś na
studia? – zainteresowałam się.
Przerzucił kulę w dłoniach i uśmiechnął
się nieśmiało.
– Barcelona, Uniwersytet Elisava – wyznał,
wzruszając ramionami, jakby to było normalne, że dostał się na tak dobre studia
architektoniczne z Hiszpanii.
Otworzyłam usta w zdumieniu.
– Gratuluję. – Tylko tyle zdołałam
powiedzieć.
Osłupiałam, naprawdę. Mam zdolnego brata,
który ceni swoje możliwości wysoko, ale nie sądziłam, że zdoła się tam dostać.
No dobra, w ogóle nie myślałam, że będzie chciał tam startować. Niemniej jednak
bardzo się z tego cieszę, choć może tego wcale po mnie nie widać.
Rozpromieniłam się na myśl, że on już zaczął spełniać swoje marzenia, kolej na
mnie.
Naprawdę chcesz spełnić swoje marzenia,
wygórowane idee kosztem innych? – odezwało się sumienie. – Chłopaki przestali
się już liczyć? Nie zależy ci na nich? Uciekniesz, jak Tay?
Zezłościłam się sama na siebie. Nie lubię,
kiedy moje sumienie daje o sobie znać w najmniej odpowiednich momentach.
Podburza mój plan, pokazuje, jak bardzo niedoskonała i zadufana w sobie jestem.
Idź precz, twoje słowa nic nie zmienią,
fuknęłam.
– Rodzice już wiedzą?
– Jeszcze nie, powiem, jak wrócą –
zapewnił. – Gdzie to stało? – Wskazał zakłopotany szklaną bryłę.
– Na półce nad kominkiem w salonie –
odparłam. – Łatwo znajdziesz jej miejsce, wszędzie wokół będzie kurz.
Patrzyłam, jak radośnie schodzi w dół.
Wróciłam do pokoju, uprzednio zamykając cicho drzwi. Przeniosłam wzrok na dość
spory ubytek w podłodze. Uklękłam przy nim, po czym zaczęłam mu się przyglądać.
To, co zobaczyłam, przyprawiło mnie o dreszcze na plecach.
Pod deskami leżała biała teczka, chwyciłam
ją. Pod nią znalazł się czarny, zniszczony przez czas i wilgoć gorset.
Pamiętam, jak uparcie nosiłam go każdego dnia, czułam się w nim wyjątkowa. Nie
mówiąc już, że był prezentem. Przestałam go nosić, gdy lekarz potwierdził, że
przeciąża mój kręgosłup, wykrzywiając go, że żebra niebezpiecznie przygniatają
narządy wewnętrzne, a problemy z oddychaniem dodatkowo pozwoliły mi na zawsze
pożegnać się z gorsetem.
Powoli wstałam, zabierając oba przedmioty.
Teczkę ostrożnie rzuciłam na blat, zaś gorsetowi postanowiłam się przez chwilę
uważnie przyjrzeć.
Ze skupieniem obracałam go w dłoniach.
Jeśli by go trochę odświeżyć, można by go na nowo zacząć nosić. Westchnęłam.
Poprzednio moje zdrowie nie skorzystało z uroków noszenia tego, wolę nie
ryzykować, co z tego, że pozbyłabym się przeszkadzających mi kilogramów. I bez
niego czuję się beznadziejnie.
Przejechałam palcami po tyle wędzidła.
Sznurówki zaczęły pękać, materiał gdzieniegdzie zaczął się odklejać, a białe
wykończenia po bokach przestały być białe i zamieniły się w brudną szarość. Z
zachwytem podziwiałam jedną rzecz, która niegdyś sprawiała mi wiele radości.
Pamiętam, jak reszta dziewczyn zazdrościła mi go. Te czasy już nie wrócą,
dobrze o tym wiem. Wszystkie mają mnie za psychopatkę. Cóż, lepsze to niż nic.
Przez moment w moim umyśle pojawiła się
myśl, ze mogłabym go sobie zostawić. Na pamiątkę, mam do niego ogromny
sentyment, więc doskonale by się nadawał. Lecz ta myśl zniknęła jeszcze
szybciej, niż się pojawiła, gdy dostrzegłam dwie czerwony litery z przodu
gorsetu, tuż przy lewym boku.
„Er”
Zacisnęłam mocno zęby, poczułam napięte
mięśnie szczęki. Wiedziałam, że to nie przypadek. Śniła mi się, Tay też, w śnie
nosiłam ten gorset. Tu wszystko jest zaplanowane. To dlatego Tay pojawił się
teraz. Przecież to takie oczywiste. Tylko skąd on o tym wie? Co robił przez ten
czas, kiedy go nie było? Czego się dowiedział w ciągu tych lat?
Mam nadzieję, że niczego, lecz umysł
zaciekle podpowiadał mi, że Tay wie o wiele więcej, niż mogę przypuszczać. I
przeraża mnie to. On nie powinien tego wiedzieć.
A jeśli… Otworzyłam szeroko oczy,
przerażona. A jeśli ma zamiar powiedzieć o swoich odkryciach bliźniakom? Nie,
nie, nie… Nie zrobi tego, oni znienawidzą mnie za to. Nie chcę tego, za bardzo
mi na nich zależy.
Powrót Taya oznacza kłopoty, masę kłótni,
stresu i nieprzespanych nocy. Kiedy to się w końcu skończy? Kiedy przestanie
mnie nękać i zostawi w świętym spokoju? I bez niego mam problemy, z którymi
ledwo daję sobie rade. Nawet ze wsparciem Nicka jest niezwykle ciężko.
Gorzej już być chyba nie mogło. A nie…
jednak mogło. Mogła przyjść ona i
sama wszystko załatwić. I znów skończyłoby się to tragedią, a ja musiałabym
zmienić kraj, a nie szkołę, jak ostatnim razem.
Dlaczego nic w moim życiu nie jest proste?
Co nie zrobię, niesie ze sobą niewyobrażalne skutki. Być może to dlatego, że
robię wszystko pod jej dyktando. Ma
być tak, jak ona tego chce, nie
inaczej. Rzadko zdarza się, bym z nią
wygrała. Ale nie jest to niemożliwe, każdy ma przecież słaby punkt.
Rozeźlona wręcz wybiegłam z pokoju,
trzymając w dłoniach stary gorset. Ominęłam zaskoczonego Nicka, by udać się jak
najszybciej do rozpalonego, jak mniemam, kominka. Po co ktoś pali w kominku,
kiedy jest dwadzieścia stopni na zewnątrz? Idiotyzm. Mimo to w tej chwili
jestem bardzo wdzięczna tej osobie.
Stanęłam przed płonącym kominkiem, mocno
ściskając dawną część garderoby. Bez wahania wrzuciłam odzież do paleniska. Z
każdym pożerającym materiał płomieniem czułam, że dobrze postąpiłam. Co prawda,
zapach nie jest zbyt przyjemny, lecz czyż nie lepiej pocierpieć tylko przez
chwilę, niż zadręczać się całe życie?
Odetchnęłam z ulgą i odeszłam w stronę
kuchni. Potrzebuję kawy. Mocnej kawy z dużą ilością cukru. Natychmiast.
– Dobrze się czujesz? – usłyszałam za
plecami zmieszany głos brata. Z jego perspektywy moje zachowanie musiało
wyglądać dość niepokojąco.
– Teraz już tak – zapewniłam, po czym
wzięłam duży kubek i wsypałam do niego dwie łyżeczki kawy. – Też chcesz?
– Nie, dzięki. Mam herbatę. – Wskazał
palcem na kubek stojący na oparciu kanapy. – Idziesz z Hunterem, czy ja mam z
nim pójść?
Z tego wszystkiego prawie o nim
zapomniałam. Przez te dwa miesiące sporo mu się urosło. Jest o wiele bardziej
ufny i kocham go najmocniej jak tylko mogę. Stał się moim oczkiem w głowie,
taką perełką. Więc nie szczędzę mu pieszczot ani smakołyków.
Pies, bo mianem szczeniaka nie powinnam go
nazywać, zareagował na imię, wstając z posłania i przynosząc pod nogi Starszemu
pluszaka. Nick odruchowo podrapał go za uchem.
– Ja z nim idę – odparłam. Zalałam kawę
wrzątkiem i posłodziłam ją dwoma, spiczastymi łyżeczkami brązowego cukru.
Nie wiem, czy tylko mnie denerwuje, jak
ludzie na siłę chcą być tacy ekologiczni i kupują wszystko, co ma zieloną
etykietkę z napisem „eco”. Przecież
te produkty praktycznie niczym się nie różnią od pozostałych. Chodzi i chwyt
marketingowy. Aktualnie zdrowe odżywanie jest w modzie, więc dlaczego by z tego
nie skorzystać?
Wzięłam kawę i udałam się z powrotem na górę.
Muszę sprawdzić, co jest w tej teczce, choć nie mam dobrych myśli. Jeżeli
będzie to coś na wzór znaczenia tego samego co gorset, to naprawdę jestem w
dupie.
Znaki są wszędzie, a ja tak umiejętnie je
ignoruję. Hello! Czas się otrząsnąć i
zdać sobie sprawę z tego, co się dzieje w rzeczywistości. Otwórz umysł, nie
oczy. One nie potrafią patrzeć.
Wspięłam się po schodach na piętro i
upiłam łyk, ówcześnie drapiąc Huntera pod brodą i obiecując, że z nim wyjdę, kiedy skończę robić coś
bardzo ważnego.
Gdy znalazłam się w pokoju, z obawą
skierowałam spojrzenie na białą, zakurzoną teczkę. Co jeśli w niej jest to,
czego się najbardziej boję? Moja przeszłość spisana na kartkach, moje myśli,
ale nie tylko moje uczucia. To mnie przerasta. Właściwie już dawno mnie to
przerosło, pora sprawdzić, czy tym razem się temu postawię.
Z nieuwagi weszłam stopą w dziurę w
podłodze, rozszerzając ją nieco przypadkiem. Zaklnęłam pod nosem, wyjmując
stopę z wnęki.
Właśnie, jak ja to naprawię? Co? Idiotka,
cała wina jest po mojej stronie. Damn.
Chciałam pójść dalej, ale moją uwagę
przykuł biały skrawek tkaniny wystający spod dalszej części desek. Chwyciłam
go, uważając, by nie zamoczył się w kawie, która, na skutek mojej niezdarności
oraz braku koordynacji ruchowej, znalazła się właściwie wszędzie.
Postawiłam do połowy pusty kubek na
etażerce, żeby zwolnić ręce. Rozłożyłam koszulkę, bo tym okazała się tkanina, i
uśmiechnęłam się lekko. Trzymałam w rękach, według mnie, cenną i wartościową
rzecz.
Na tejże białej koszulce były podpisy
znanych wykonawców muzycznych, jakich udało mi się spotkać. Przede mną nosił ją
Nick, a jeszcze wcześniej, za czasów swojej młodości, tata. Do dzisiaj mam z tą
koszulką wiele wspomnień. Wyjątkowa pamiątka, nie ma co. Dziwi mnie tylko to,
ze znalazła się w podłodze mojego pokoju.
Ostatecznie postanowiłam nie zagłębiać się
bardziej w sens jej umieszczenia tam. Z dołu dochodziły do mnie odgłosy niecierpliwego tupania pupila.
Później upiorę tę koszulkę, na razie są
ważniejsze sprawy do załatwienia, stwierdziłam i podeszłam do biurka.
Z lekką dozą niepokoju wzięłam teczkę, by
lepiej się jej przyjrzeć, a przede wszystkim, by zbadać jej zawartość.
Zaczerpnęłam głęboki wdech i, na
wstrzymanym oddechu, utworzyłam teczkę. Jako mechanizm obronny, przymrużyłam
oczy, przez co obraz stał się mniej widoczny. Odczekałam kilka sekund, by
zebrać w sobie na tyle dużo odwagi, bym mogła otworzyć szeroko oczy i móc przejrzeć
dokumenty.
Przełknęłam głośno ślinę, starając się
jakoś uspokoić siebie. Przecież to wcale nie musi być to, czego tak panicznie
się boisz. I wolałabyś o tym zapomnieć. Spokojnie, spójrz na te kartki.
Ale zanim przeczytałam cokolwiek, moja
uwaga skupiła się na innym przedmiocie. Mianowicie na małym, trochę
pokrytym rdzą kluczyku zawieszonym na srebrnym łańcuszku. Przejechałam po
wisiorku opuszkami palców.
Zmarszczyłam czoło, zastanowiwszy się nad
zamkiem, do którego ów klucz mógłby pasować. Obszar poszukiwań zawężał się,
gdyż nie ma wielu przedmiotów, do których można by dorobić tak mały i
specyficzny klucz.
Ze stoickim spokojem (nie wiem, jakim
cudem, bo wewnątrz cała dygoczę) założyłam wisiorek na szyję, chowając go pod
koszulkę z logo Tokio.
No tak, stałam się ich żywą reklamą, choć
rzadko zdarza mi się ich słuchać. Ale uznałam, że będzie im miło, więc… dlaczego
by nie? Dodatkowo był mój rozmiar i
dostałam ją teoretycznie za darmo. Po prostu nie mogłam się nie zgodzić.
Zresztą wystarczy spojrzeć na bliźniaków, by po jakimś czasie dojść do wniosku,
że w sumie to nie ma się nic przeciwko takim pomysłom. I tak jakoś dalej idzie.
Zerknęłam niepewnie na arkusz kart przede
mną. Raz się żyje. Czas się z tym zmierzyć, prawda?
Zobaczywszy jedynie trzy słowa – Schizofrenia, Veronica Joseph, wyleczona
– (a nie, to cztery słowa) pośpiesznie zamknęłam teczkę. Tak jak myślałam,
zmora mego życia. Dopiero teraz dostrzegłam starannie napisane litery na okładce
układające się w następujące słowa: „Kartoteka
Dominicki Rauch”. Niżej zaś znajdował się dopisek, iż lekarzem prowadzącym
był psychiatra Lein Heiler.
Czułam, jak zapadam się w krzesło.
Sądziłam, że kartoteka jest dobrze ukryta, ona w ogóle nie powinna trafić w
moje ręce. Muszę ją przekazać Nickowi, u mnie nie jest bezpieczna. Chociaż… ona
w ogóle nie jest nigdzie bezpieczna i niedostępna dla niej. Co za różnica, czy będzie u mnie, czy u kogoś innego. Tak czy
siak po jakimś czasie i tak by ją znalazła.
Pogrążona w transie, jak zombie, powoli
odsunęłam krzesło w tył, po czym wyszłam z pomieszczenia w melancholijnym
nastroju.
Jak dobrze, że dzisiaj moja kolej, bym
wyszła z psem. Świeże powietrze pozwoli przewietrzyć mi umysł i może
wykombinuję, co dalej z tym fantem zrobić.
Jeśli za kilka dni wpadnę na Taya, wcale a
wcale się nie zdziwię. Skoro brudy mają wychodzić na światło dzienne,
chciałabym, by zrobiły to w miarę szybko i bezboleśnie. Chociaż raz niech coś
odpuści mi dodatkowego cierpienia. Tylko ten jeden, pieprzony raz.
Nie dotarło do mnie, kompletnie, co przed
chwilą się wydarzyło. Nie dotarło, co znalazłam. Wewnętrznie byłam rozbita na
milion odłamków, ale na zewnątrz nie dało się zauważyć, że coś jednak jest nie
tak. Długo ćwiczyłam tą umiejętność do perfekcji, w końcu się przydała.
Nie zakodowałam, kiedy przypięłam smycz
Hunterowi i wyszłam z domu, kiedy odpaliłam papierosa, kiedy miejsce spotkania
z Kaulitzami zbliżało się. Wszystko wykonałam machinalnie, jak zaprogramowana
maszyna, która nie może się przeciwstawić twórcy i jego woli.
Właśnie sobie uświadomiłam, że nagły
przypływ stresu sprawił, iż zaczęłam na nowo zasiewać w sobie nałóg. Cóż, najwyraźniej
tak miało być, i tyle.
A wracając do teraźniejszości, to
codziennie spotykałam się z Billem i Tomem (okej, ochroniarza nie wliczam, ale
jest) na wieczorny spacer z psem lub bez, jak wypadło. Przynajmniej staraliśmy się, by przechadzki odbywały się regularnie.
Oni mają zapchany, napięty i Bóg wie
jeszcze jaki grafik, a ja… ja mam swoje życiowe problemy i takie tam inne
obowiązki.
Zanim doszłam do miejsca spotkania,
usłyszałam śmiech któregoś z chłopaków, mimo że w uszach mocno dźwięczały mi
rytmy utworu Red Hot Chili Peppers.
Zsunęłam kaptur z głowy, by mieć większe
pole widzenia. Hunter zaczął ciągnąć mnie do przodu, bowiem ujrzał swojego
czworonożnego towarzysza.
– Już myśleliśmy, że stchórzyłaś –
krzyknął z zawadiackim uśmiechem Tom,
odwracając się w moją stronę.
– Chciałbyś – rzuciłam, przypatrując się
im.
Stali obok siebie z uśmiechami na twarzy,
aż się człowiekowi cieplej na sercu robi, gdy na nich popatrzy. Tolerancja bije
od nich na kilometr.
Czy ja naprawdę jestem gotowa ich opuścić?
Naprawdę tego chcę? Stracić kogoś wyjątkowego i wyjechać? Zostawić ich jak mnie
Tay? Dam radę? Co ja chcę przez to osiągnąć? Nie będzie pustki w sercu? Kto na
tym bardziej ucierpi? Czego ja tak naprawdę pragnę?
~
Sonia Szyndlarewicz – Wszystko w swoim czasie, a może właśnie zależy mi na tej niepewności do ostatnich rozdziałów? Wszystko jest możliwe i bawi mnie Wasza niewiedza, nawet bardzo. Czegoś się dowiedziałaś, teraz wyciągnij wnioski, może coś złoży Ci się w całość. Prawda? Sama chciałabym mieć takich przyjaciół, ale wszystko w swoim czasie. Ojej, dziękuję.
Lovegood Adrianna – Tak, jest absolutnie pewna, że jest środa. Dzisiaj też. Też kocham Nicka i stwierdzam, że zrobił to w dobrym momencie, a dlaczego? No cóż... sama zobacz. Ej no, ale to wcale nie miało być śmieszne. Go? Czyli kogo, bo nie bardzo wiem o jaką personę Ci chodzi? Wcale Cię nie okłamałam, to Ty sobie wszystko wygórowałaś (jest takie słowo?). Nick jest wściekły, bo z całego serca nienawidzi Taya, w sumie nie ma co się dziwić. Sama nienawidzę Taya. Tom zawsze jest niesamowity, helllo! W staniku czy bez, co za różnica i tak nigdy nie potrafię brać go na poważnie. Z jakiego dachu? To nie był dach. Ale zgadzam się, jest nienormalna. No tak nie do końca, pod niektórymi względami jest ulepszoną wersją mnie, lecz w małej cząstce. Czasami jest moim przeciwieństwem. Niczego nie udaję, jak się tylko dobrze maskuję i odpowiada mi to.
Ka. – Jeszcze raz bardzo dziękuję Ci za nominacje, na pytania już odpowiedziałam.
Marta Rys – Ja tam wolę Nickę, jest lepsza. A skąd wiesz, że już się nie leczyła, huh? Mogli, ale ją złapali. Co prawda Tom ma obity tyłek, a Geo dostał z łokcia w podbródek, ale mało kogo to przecież obchodzi, nie? Tak, zgadzam się, jest uroczy, zobaczymy na jak długo. Ej, z tymi czołami to nawet ja tego nie dostrzegłam. Wiesz, jak mi teraz jest przykro? Umieściłam tę dziewkę w blogu, a ona nawet tego nie zauważyła.
xoxo – Jeszcze raz bardzo dziękuję Ci za nominacje, na pytania już odpowiedziałam.
K'Bill – Tobie tak, a teraz to ja powinnam nadrobić u Ciebie. Możliwe, że był inny. Jestem ciekawa, co powiesz o tym, bo sama mam mieszane uczucia co do jego treści. Cieszę się, że zmusił Cię do lekkiej refleksji, oto mi właśnie chodziło. I mam nadzieję, że będzie tak coraz częściej. Osiemdziesiąt stopni to dość mało, nie uważasz? Ja postawiłabym na co najmniej sto pięćdziesiąt. Czy przetrwa, to wszystko zależy, choć szans jest niewiele. Masz rację, trudno będzie je wyjechać, ale z drugiej strony lepiej teraz, kiedy nie jest z nimi za bardzo zżyta, gdyż przyjdzie jej to o wiele łatwiej. Uwierz, mnie też, nie lubię, nie, ja go wręcz nienawidzę jako postać, którą sama mogłam stworzyć. Wątek się rozwinie, aczkolwiek muszę się zastanowić dokładnie kiedy. I wracając do Twojego komentarza pod rozdziałem dwudziestym szóstym – te wszystkie szczegóły wiem, natomiast jeśli nie jestem czegoś do końca pewna, sprawdzam w zaufanych źródłach. Chcę się dzielić z kimś swoją wiedzą, chociaż w tak małym stopniu, jak tu. Mianem genialnej bym siebie nie określiła, ale bardzo Ci dziękuję za takie słowa. Wiele dla mnie znaczą.
Następny rozdział - 29.04
Czyżbym w końcu była pierwsza? :O XChociaż jeden plus po takim rozdziale :'( (Od razu mówię, że nie chodzi mi tutaj o styl pisania czy cokolwiek XXX) Po tym jakże optymistycznym wstępie teraz przejdźmy do meritum. CHCESZ ROZDZIELIĆ BIŹNIAKÓW I NICKĘ?! CO?! Nie... Oni ją zatrzymają prawda? Nigdzie nie wyjedzie? A nawet jeśli już wyjedzie to wróci, bo będzie za nimi zbyt tęsknić? :< *łudzi się* Mam takie okropne wrażenie, że to spotkanie będzie pożegnaniem i zapoczątkuje serię złych wydarzeń, a znając ciebie, na pewno to opowiadanie nie zakończy się Happy Endem .-. Miejmy nadzieję, że się mylę co do tego ostatniego. Dużo POZYTYWNEJ weny ci życzę miśka :3 ( Wgl jakie zespoły były na tej koszulce? Bo będzie mnie to teraz męczyć XD)
OdpowiedzUsuńSzczerze, czytając, pomyślałam sobie, że napiszę taki mega długi, refleksyjny komentarz, taki, jak ty zwykle publikujesz u mnie, ale w tym momencie nie wiem, co mam napisać, jednak postaram się (Boże, ile przecinków w tym zdaniu!). Szczerze, teraz wydaje mi się, że wyjazd będzie, mimo wszystko, najlepszym rozwiązaniem dla Nicki, a do tego świetnym zakończeniem całego opowiadania. Niestety, w życiu nie ma happy endów, osoba powyżej ma rację, a opisywane historie powinny przypominać rzeczywistość, żeby czytelnicy dobrze je odebrali. Czytając o Er, pierdolnęłam się w łeb i wrzasnęłam "Ja pierdole!" tak głośno, że echem odbiło się w całym mieszkaniu; dobrze, że jestem sama. Jednak mimo wszystko miałam nadzieję, że Er okaże się Nicka. Nadal przeszkadzają mi pewne niedomówienia, a wiesz, jak ich nie lubię, ale to nadaje historii swego rodzaju charakter, pomiędzy tymi chaotycznymi myślami Nicki. Schizofrenia. Nie sądziłam, że ją wpleciesz w opowiadanie. Ale tutaj doszłam do pewnej niesamowitej i strasznej jednocześnie teorii, jaka mi się nasunęła: co, jeśli to wszystko nie było i nie jest naprawdę? Co, jeśli Nicka jest schizofreniczką, a całe to spotkanie z Tokio Hotel jest tylko jej wyobrażeniem?
OdpowiedzUsuńWybacz, że nie zauważyłam siebie w poprzednim rozdziale, po prostu wciągnął mnie wir wydarzeń i nie zwracałam na to uwagi, jednak czuję się wyróżniona, a to imię brzmi absolutnie niesamowicie, zaraz sobie zmienię nick w koncie na to imię.
Marta ma rację: pozytywna wena ci się przyda, życzę ci jej z całego serca.
Pozdrawiam ciepło, Adeline.
Na prawdę, aż tak bawi Cię moja niewiedza? Po tym rozdziale już nie tylko muszę się zastanawiać nad pożarem, ale jeszcze nad tym, czy Nicka wyjedzie i czy zostawi wszystko i wszystkich? Bardzo dziękuję :) Boże, ta niepewność... Umiesz ją wywrzeć na czytelniku. Po tych wielu zagadkach, życzę Ci dużo weny przy, mam nadzieję, kilku wyjaśnieniach, które wierzę, że się pojawią ;)
OdpowiedzUsuńDee, po pierwsze to chciałam Cię z całego serca przeprosić za swoją naprawdę długą nieobecność u Ciebie! Na szczęście, wszystko już nadrobiłam i pierwszy wniosek, który mi się nasunął jest taki, że od mojej ostatniej wizyty tutaj Twój styl pisania uległ diametralnej zmianie. Na plus, oczywiście! Jestem pod wrażeniem tego, jak bardzo się rozwinęłaś, jak Twoje teksty stały się bardziej dojrzałe i przemyślane. Czuję się pozytywnie zaskoczona i oczywiście życzę dalszego rozwijania się, bo masz potencjał!
OdpowiedzUsuńA co do tego odcinka - idealnie zwróciłaś moją uwagę na przemijalność. Coś jest, a później tego nie ma i to czasami naprawdę bolesne. W niektórych momentach czułam się, jakby czytała o sobie, bo takie rozdzielenie przyjaciół miało miejsce także w moim życiu, więc domyślam się, jak decyzja o wyjeździe Nicki może wpłynąć na jej relację z bliźniakami. Niby idzie utrzymać znajomość na odległość, ale sama po sobie wiem, że to ciężkie i czasami niewykonalne, a kontakt urywa się/umiera i trudno to odbudować. Niemniej jednak jak koleżanki powyżej życzę Ci pozytywnej weny, bo czuję w kościach, że zbyt kolorowo nie będzie, ale przecież życie to nie bajka, prawda?
PS. I teraz już będę na bieżąco, jestem z siebie dumna! :D
I czego się boisz? :D To było jedyne co przychodziło mi na myśl odnośnie jej przeszłości. Czekałam tylko aż w końcu to potwierdzisz i jest! Ale nie wiedziałam szczerze mówiąc że schizofrenię da się wyleczyć. Słyszałam, że się nie rozwija gdy bierze się jakieś leki ale że całkiem się pozbyć? Hm, wierzę Ci na słowo xd chyba, że coś jeszcze kombinujesz ;> ale oby nie... i tak już chcesz zepsuć im przyjaźń... nie rób im tego ;c ech, boję się teraz swoich snów po tych odcinkach xd ale w sumie u mnie zawsze są popieprzone więc wszystko w normie ^^ to do następnego i obym byĺa na bieżąco! Xd ale z drugiej strony fajnie jest nie musieç czekac :D
OdpowiedzUsuńZniknęłam, ale nie na długo. Jak przetrwam maturę to wracam na pełen etat - skończę Pornografię Uczuć i chciałabym zacząć coś nowego.
OdpowiedzUsuńZ tym imieniem to dobrze cię rozumiem. Sama miałam kompleksy z tego powodu do mniej więcej 10 roku życia. Rodzice czasami mają dziwną fantazję, której my dzieci nie koniecznie rozumiemy. Nie zgadzam się, że nasz język źle komponuje się z muzyką. Problem jest w tym, że większość tekściarzy nieumiejętnie dobiera słowa. Znam mnóstwo piosenek z polskim tekstem, które niczym nie odstają w stosunku do zagranicznych produkcji. Nie wiem, czy wieczne wymaganie od siebie niewiadomo czego jest dobre. Jeśli się w tym zatracisz nigdy nie będziesz w pełni zadowolona z siebie, z tego jaka jesteś, bo wciąż będzie ci czegoś brakowało. Wymaganie od siebie jest okey, ale z umiarem. Pamiętaj o tym i nie przeholuj! (Czy ja się przypadkiem nie zaczynam zachowywać jak starsza siostra...?)
Kuźwa, chyba z ciebie przeszło na mnie, bo i ja nie umiem napisać ci teraz nic sensowego. Ten odcinek był smutny i pełno w nim jest patosu. Wprowadziłaś mnie w jakiś dziwny letarg. Nie da się uciec od siebie. Nicka chyba tego nie rozumie. Nigdy nie ucieknie od przeszłości. Ona jest częścią niej i twoja bohaterka musi się z tym w końcu pogodzić.
Ściskam mocno i życzę weny. Mam nadzieję, że skoro jutro jest środa to zrobisz mi niespodziankę i coś napiszesz :)
P.S. Cieszę się, że do mnie napisałaś :) ale nie musisz mnie traktować z takim dystansem.
Wchodzę na Twojego bloga i od razu mi się robi głupio bo ostatnio nie mam czasu nawet poczytać opowiadań... :(
OdpowiedzUsuńEh... u mnie pogoda też taka zmienna. Raz ciepło , raz zimno.... słońce i deszcz na zmianę .
A brak komputera swego osobistego chyba nie zostanie tak szybko rozwiązany :/
Czy tylko ja jestem taka tempa i nie wiem kto to ta ONA ? XD XD XD
OdpowiedzUsuńMyślę, ze jeżeli ona ich teraz nie opuści, to niedługo zrobią to oni, gdy popędzą w stronę sławy.
A po za tym ten wyjazd dobrze jej zrobi. Uwolni się od tych wszystkich brudów, które ją tu trzymają.