środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział 25

Tak długo mnie nie było, ponad miesiąc. Strasznie źle się z tym czuję, zaniedbałam wszystko i to tylko dlatego, że ciągle się nad czymś zastanawiam, a jak wiadomo czas nie stoi w miejscu, co sprawia, iż kompletnie gubię się w rzeczywistości.


25.

Słońce znacznie zmieniło swoje położenie, gdy uczyłam Kaulitza gry na fortepianie. Szczerze powiedziawszy, to zdziwiłam się, że potrafi być taki cierpliwy i ochoczy do pracy. Z tej strony go nie znałam, właściwie to znam go z bardzo niewielu obliczy. I najwyraźniej zbytnio mi to nie przeszkadza.
Skrzywiłam się, kiedy Tom ponownie spróbował zagrać kawałek utworu. Wyprostowałam się, tłumacząc mu, co robi źle:
– Zbyt mocno naciskasz klawisze. Musisz to robić delikatnie. O tak – Zademonstrowałam mu cały ruch ręki, jaki powinien wykonać, co spowodowało, iż instrument wydobył z siebie cichy i czysty dźwięk. – Widzisz?
Kiwnął lekko głową na znak, że rozumie, o co mi chodzi.
W tym momencie czułam się, jakbym była starsza od niego. Zupełnie nie wiem, dlaczego mam takie wrażenie. Może to dlatego, że nie jest taki rozgadany i uważnie słucha tego, co mam mu do powiedzenia.
Ponownie pokręciłam głową – tę czynność powtarzałam tak często, że już szyja zaczynała mnie boleć – tym razem śmiejąc się cicho.
 – Opisz mi to tak, żebym w końcu mógł to sobie wyobrazić i dobrze zagrać – poprosił, ale zaraz potem dodał kąśliwie – a nie pokazujesz i myślisz, że ot tak sobie to zapamiętam.
– Najwyraźniej musisz mieć wszystko wyłożone jak na dłoni, bo inaczej mózg ci się przegrzewa – odpowiedziałam wyniośle, siląc się na mniej ironiczny ton, niż ten w mojej głowie.
Wydął wargi, zacisnął palce, lecz nic nie powiedział. Uniosłam zaciekawiona prawą brew. Chyba bardzo mu zależy na nauczeniu się gry na klawiszach, skoro nawet nie ma ochoty się ze mną podroczyć.
Szturchnęłam go z lekka w bok.
– No już, słuchaj mnie – powiedziałam, gdy na powrót zainteresował się moimi radami. – Twój dotyk musi być naprawdę delikatny, jakbyś się bał, że połamiesz sobie palce, co jest bardzo możliwe przy takiej grze jak twoja. – Moje dłonie zawisły mad białymi zębami czarnego rumaka. Zaczynając cicho grać, instruowałam dalej Toma – Nie możesz dociskać klawiszy do końca, to niszczy ogólny wydźwięk instrumentu. Wyobraź sobie, że…
Że co? Co by mu opisać, by lepiej wpadło mu to do głowy? Coś niebanalnego, wpływającego na zmysł dotyku. Damn, trudno jest coś takiego wymyśleć.
Zawiesiłam się z otwartymi ustami, po czym, wiedząc już, jak powinnam dalej postąpić, odchrząknęłam, by do końca wybudzić się z chwilowego transu.
– Wyobraź sobie, że klawisze to kobieta o niebywale gładkiej skórze w kolorze czystego mleka. Twoje palce lekko muskają jej ciało, chcesz sprawić, że samym dotykiem spowodujesz, iż zacznie ciebie pragnąć. Wyda najpiękniejsze dźwięki, gdy jej to zapewnisz. Samym dotykiem. Tu jest dokładnie tak samo. – Przyśpieszyłam grę. – Musisz być delikatny, ale zarazem stanowczy, by pokazać, czego oczekujesz, że ty dominujesz, a nie ona. Spróbujesz teraz? – spytałam, odwracając twarz w stronę Toma.
Patrzył na mnie oniemiałym wzrokiem, chcąc nie chcąc wyglądał zabawnie.
– Nie spodziewałeś się takiego porównania – stwierdziłam, przestając grać i dając miejsce Kaulitzowi na jego popisy. – Zaczynaj, znasz nuty na pamięć i tonację utworu. Teraz tylko udoskonalisz grę i tę piosenkę będziesz miał opanowaną do perfekcji.
O dziwo, udało mu się za pierwszym razem. I zdecydowanie mu się to spodobało, bo uśmiechnął się tak zadowolony z siebie, że policzki poszły mu tak bardzo do góry, że prawie oczu mu nie było widać.
Siedzieliśmy jeszcze kwadrans, rozmawiając ze sobą.
– Od jak dawna mieszkasz w Niemczech? – spytał ni z gruszki, ni z pietruszki.
Zamrugałam kilka razy, nie dowierzając słuchowi.
– Czemu chcesz wiedzieć? – odpowiedziałam badawczo.
Nie przypominam sobie, żebym w ogóle mówiła coś bardziej o sobie w towarzystwie kogokolwiek z zespołu i jego ekipy.
– Mówiłaś przez sen – zauważył, poprawiając ciasno związane dredy pod czapką. – Mało mówisz o sobie, zamierzam co nieco od ciebie wyciągnąć.
– Trafiłeś pod zły adres – odburknęłam, bo rzeczywiście zdarza mi się mówić przez sen. Dominick mnie nawet kiedyś nagrał, gdy nie chciałam mu wierzyć. – Zapewne „moje dobre koleżanki” ze szkoły powiedziały o mnie dostatecznie dużo, byś nie musiał się mnie o nic pytać.
– Gdyby interesowała mnie opinia innych na temat „turkusowowłosej dziewczyny z poważnymi problemami psychicznymi” – zacytował, robiąc cudzysłów w powietrzu – to bym ich wtedy posłuchał. A ja jestem Kaulitz i wolę mieć własne zdanie na twój temat, Nicka.
Dobra, zaskakuje mnie jeszcze bardziej. Teraz to ja już nie wiem, czego mogę się po nim spodziewać. Jak chce, to potrafi być szczery i poważny.
– Ale gdy paplałam głupoty przez sen, nie złapałeś mnie za dużego palca u stopy i nie zacząłeś zadawać mi pytań, co? – wydukałam, przypominając sobie, że gdyby tak zrobił, uzyskałby szczere odpowiedzi.
Poczułam mocny skurcz w żołądku. Zestresowałam się, mam swoje prywatne sprawy i nikt nie powinien się do nich mieszać.
– Nie, aż takim idiotą nie jestem. Kto by gadał do palców, kiedy wyżej jest coś o wiele bardziej interesującego? – Zaśmiał się.
Odetchnęłam głęboko, mając świadomość, że nie wiedział, co miałam na myśli.
– A wracając do twojego pytania: na tyle długo, żeby poznać ludzi stąd i zauważyć, że niekoniecznie załapię z nimi kontakt.
– A tak dokładniej? – dopytywał, przysuwając się bliżej mnie.
– Swoje dziewiąte urodzin obchodziłam już tutaj. – Złożyłam ręce na klatce piersiowej, zaczęłam nogą wystukiwać wcześniej grany rytm. – W lipcu – uściśliłam, widząc, że ma ochotę spytać o to, kiedy mam urodziny.
Zmarszczył na chwilę nos i patrzył oczami do góry, jakby chciał dostrzec w swoim umyśle potrzebną informację.
– To dość dawno przeprowadziłaś się z Dallas do Hamburga – mruknął, po czym przybrał luźną pozę.
Skąd…? No tak, gadam przez sen. Ciekawe, co takiego jeszcze mamrotałam, a nie powinnam.
  Chociaż wiedza, gdzie wcześniej mieszkałam nie jest znowu aż taka tajna. Sama mogę ocenić, co mogę powiedzieć, biorąc pod uwagę, że niezbyt lubię opowiadać o swojej osobie.
Nie zapominając o zasadzie, że im mniej ktoś o mnie wie, tym trudniej później wykorzystać coś przeciwko mnie, oczywiście.
Przyłożyłam czoło do boku fortepianu, jego kant lekko wbijał mi się w policzek. Zamknęłam oczy, lecz szybko stwierdziłam, że lepiej będzie jak je przymrużę.
– Ulubiony zespół? – zadał kolejne pytanie. A już myślałam, że żartował i sobie odpuści z tym pomysłem poznawania mnie.
– Obecny czy ogólnie?
Bo jeśli obecny, to wy, dopowiedziałam w myślach.
– Ogólnie – sprostował i popatrzył z powrotem na fortepian. W Tomowych tęczówkach pojawił się krótko trwający błysk.
– Ogólnie to Kasabian, a, uprzedzając twoje następne pytanie, ulubiony ich kawałek to Shoot The Runner, przesłuchaj jej kiedyś.
Chciałam jeszcze dopowiedzieć, że  moim ulubionym członkiem zespołu  jest Tom, ale w porę ugryzłam się w język.
Czułam się dziwnie, odpowiadając na takie pytania. W sumie dawno nikt mi ich nie zadawał. Ludzie nawet nie chcieli mnie poznać, kierując się tylko moją powszechną opinią publiczną. I przyznaję im rację. Podziwiam zapał gitarzysty i tak dalej, ale po co chce znać, osobę jak ja? Szarą, choć wredną, cichą myszkę z denerwującym usposobieniem i powierzchowną niechęcią do ludzi?
– A kolor?
Pff… Zbił mnie tym pytaniem z pantałyku. Mój ulubiony kolor, nie zastanawiałam się wcześniej nad tym.
– A nie widać? – Uśmiechnęłam się, wracając do pozycji siedzącej. Nim odpowiedziałam, odgarnęłam włosy, opadające mi na oczy. – Turkus.
– Co sądzisz o narkotykach?
Ściągnęłam mocno brwi i przygryzłam górną wargę.
Nie wiem, czy zawsze ma taką taktykę, czy taką właśnie na mnie brał, ale przejście z błahych rzeczy na te dość poważnie, niezbyt dobrze mu wyszło.
Siedzieliśmy chwilę w milczeniu. Wciąż uciekałam wzrokiem, byleby nie patrzeć na muzyka.
– Trudno jest wyrażać swoje zdanie o czymś, czego się nie zna i nie ma zamiaru poznać w najbliższej przyszłości. Powiem tylko tyle, że dają przyjemność krótkotrwałą. I owszem, człowiek czuję się wtedy jak nowonarodzony, jak bohater, ja ktoś niezwyciężony. Pan Świata. Tylko, jak mówię, na chwilę. Potem świat wraca do normy. A organizm domaga się więcej produktu, który dał mu tak wielkiego kopa, uzależnia się od niego. Ten proces potrzebuje dużo czasu i systematyczności. Na początku jest niewinne, zaś z kolejnymi porcjami jest coraz gorzej. Ile muzyków umarło już od tego świństwa? Chociażby Kurt Cobain, czy Elvis Preslay. Ile gwiazd, przeciętnych obywatelów doznało urazów? Steven Tayler wokalista Aerosmith cierpi na zaniki pamięci. Raz, kiedy usłyszał w radiu piosenkę zespołu You see me crying, zaproponował nagranie jej coveru, bo tak bardzo mu się spodobała. Dopiero Joe w niecenzuralnych słowach delikatnie dał mu do zrozumienia, że to ich piosenka. Gdy jest się na haju, nie odczuwa się niczego. Liczy się dobra zabawa i nic więcej. Żadne bodźce nie docierają do nas. Ma się wrażenie, że potrafi się latać, że skacząc z trzeciego piętra, ulica stanie się wielką trampoliną i wzbijemy się wzwyż, że potrafimy oddychać bez tlenu, że ma się pancerz i nic nie zdoła go przebić. Bzdura. Widzisz, są używki i jest zabawa, raj, przez jakiś czas. Potem ludzie staczają się do samych czeluści piekieł, by znów zaznać zakazanego owocu. Dadzą wszystko za kolejną działkę, a potem nie wytrzymują. I zabiera ich haniebna, niegodna Śmierć, śmiejąc się im w twarz, z której tak szybko uleciało życie – wypowiedziałam to wszystko, myśląc o jednej osobie. Cała wypowiedź była szczera.
Prócz pierwszego zdania.
Cały czas patrzyłam przed siebie, samotna łza spłynęła mi po policzku, którego Tom nie mógł widzieć. Zerknęłam na niego kątem oka.
– Nie patrz tak na mnie – warknęłam rozjuszona. – Nie brałam i nie zamierzam. Wiem jak to się kończy. Jak mnie coś interesuje, wiem o tej rzeczy wszystko, a nawet i więcej.
Mogłabym powiedzieć więcej na temat używek, ale przecież nie o to tutaj chodzi. Zmieściłam wszystko, co chciałam, w tych kilku zdaniach. I mam nadzieję, że Kaulitz nie będzie chciał wiedzieć więcej w tej dziedzinie.
– Dobra odpowiedź – mówił z podziwem, wyłamując palce. – Ile prawdy jest w plotkach o Nice Rauch?
Znów nastała tępa cisza. Że też zadaje takie bezpośrednie pytania. Tom, nie będziemy sobie tak pogrywać. To zdanie zdecydowanie przekroczyło moją bezpieczną strefę. A on bezczelnie sobie do niej wkracza. Jest intruzem, my go tu nie chcemy.
Wiedziałam, że w końcu muszę coś powiedzieć, ale wszystko, co układałam sobie w głowie, wydawało mi się proste i za mało skomplikowane, by nie połapał się, jak bardzo migam się od odpowiedzi.
Już otwierałam usta, żeby powiedzieć cokolwiek, ale w tym momencie wkroczył Bill do pokoju z wielkim uśmiechem na twarzy.
– Co u was tak ponuro? – rzucił na przywitanie. Wciąż czułam palący wzrok jego bliźniaka na swoich plecach. – Strasznie się tam nudziłem, a chłopaki powiedzieli, że jesteście tutaj i uczycie się grać na tym – wskazał instrument, przy którym siedziałam z Tomem. – Więc jestem i ja. Przyszedłem posłuchać, jak wam idzie. Chcesz coś do picia,  Nicka, mam przy sobie wodę? Nie? Dobra, to ja siadam i słucham. – Usiadł w końcu na stołku, wlepiając we mnie swoje brązowe tęczówki, i posłał mi pokrzepiający półuśmiech.
Uroczo. Dwójka Kaulitzów i ja sama. Halo? Może ktoś jeszcze przyjść? Czuję się klaustrofobicznie.
Interesujące, rano byłam jakoś bardziej spokojna w ich towarzystwie.
To przez te pytania Toma, uświadomiłam sobie.
Nie dałam po sobie poznać, jak bardzo wyprowadził mnie nimi z równowagi i podałam mu nuty do Durch Den Monsun.
Uśmiechnęłam się szerzej, wpadając na pewien pomysł.
Sięgnęłam do teczki po swojej lewej stronie, aby znaleźć to, co jest mi teraz potrzebne. A potrzebuję natychmiast tekstu Monsoon.
Gdy znalazłam kartkę z tłumaczeniem piosenki, uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, o ile to w ogóle możliwe.
Z pewnością wyglądałam teraz na pedofila lub osobę z bardzo niecnymi planami.
Z jednej strony naprawdę się cieszyłam, zaś z drugiej próbowałam zamaskować, że Tom trochę mnie dobił.
– My będziemy grać – zaczęłam przedstawiać swój pomysł. – Ja zacznę, Tom, ty zagrasz resztę. Bill, śpiewasz – tu podałam mu kartkę ze słowami spisanymi moim pismem.
Prawdą jest, że lubię się rządzić, ale wszystko trzeba robić z umiarem. I boję się, że może wybiegłam za daleko z tą propozycją.
Popatrzyłam to na jednego, to na drugiego. Żaden nie zgłaszał sprzeciwu, widać było u obu gotowość do pracy.
Okazało się, że niepotrzebnie się nad tym zastanawiałam. Billowi spodobał się ten pomysł, a Tom nie miał zbyt wiele do powiedzenia.
Głos wokalisty rozniósł się po pomieszczeniu. Na żywo brzmi jeszcze lepiej niż początkowo przypuszczałam. Widać i słychać w nim pasję, a jak na drugie czytanie tekstu, jest pewny. Idzie mu zajebiście dobrze. Oddałam pałeczkę Tomowi, zobaczmy, jak mu pójdzie.
Mniej więcej w połowie piosenki, podsunęłam drugą kartkę z napisami Tomowi.
– Ty też śpiewasz – zachęciłam go.
– Tylko, jeśli ty też – szepnął, nie przerywając gry.
– Strasznie fałszuję – ostrzegłam Kaulitza, mając nadzieję, że to go dostatecznie zniechęci. Nic bardziej mylnego.
– Ja też, więc zobaczymy, kto fałszuje bardziej.
– No dobra, skoro tego chcesz. – Przewróciłam oczami, nachylając się do zapisanej kartki.
– Sama tego chciałaś – przypomniał, robiąc to co ja.
Przysłuchałam się śpiewie Billa, by móc znaleźć odpowiednią zwrotkę. Wyłapując pojedyncze słowa, namierzyłam miejsce, w którym jest i wskazałam palcem.
Oboje, Tom i ja, dołączyliśmy do śpiewu.
– „I’m fighting all this power, coming in my way. Let it sail me straight to you. I’ll be running night and day. I’ll be with you soon. Just me and you. We’ll be there soon. So soon”.
Potem we trójkę  zaśpiewaliśmy refren, nie dziwię się ich fanom, że ich uwielbiają. Teksty Billa są naprawdę trafiające do ludzkiej świadomości. Choć Monsoon nie jest zbytnio w moim guście, to jej tekst do mnie przemawia i daje trochę przemyśleń. Chciałabym wiedzieć, co kierowało drugim Kaulitzem, że postanowił pokazać to tak, a nie inaczej.
– „Through the monsoon. Just me and you”. – zakończyliśmy zgodnie chórkiem.
Zabrałam kartkę Tomowi sprzed nosa, po czym wsadziłam ją z powrotem do teczki.
– Masz genialny głos, Tom, koniecznie musisz mieć swoją piosenkę – zaproponowałam, przysiadając się do Billa.
– Też mu to mówiłem, ale on się wstydzi i mówi, że mi idzie o wiele lepiej, pewniej – przytaknął frontman, opierając się o ścianę.
– Po prostu to nie dla mnie, ja wolę mieć przy sobie coś większego, a nie mały mikrofon,  z którym prawie nic nie da się zrobić – prychnął.
– Jeśli chodzi o popisy, to największe pole do manewru ma Gustav – odezwała się postać w drzwiach. – Jost dał nam chwile, idziemy na miasto?
Osobnik wkroczył do pomieszczenia, a ja zdołałam dostrzec, iż ów osobą jest Georg, basista.
– Mam lepszy pomysł – podłapał Tom, podchodząc do przyjaciela i klepiąc go w ramię. – Idziemy na górkę. Pościgać się, prawda? – Spojrzał na mnie wyzywająco.
Wyzwanie, mówiłam już kiedyś, że je kocham? Gorzej jest jak przegrywam z Nickiem, bo zawsze zakładamy się o dość pokręcone rzeczy.
– Przegrasz – zapewniłam szybko, biorąc plecak z podłogi.


Nie powiem, żeby na dworze było jakoś wybitnie ciepło, ale zimno też nie. Górka była idealna na wyścigi, więc dawała wiele możliwości.
Na razie z Kaulitzami, bo byłam w drużynie z Geo i Gustavem, byliśmy na równi. Ten jeden, już ostatni zjazd miał ostatecznie rozstrzygnąć, kto jest zwycięzcą, a kto przegranym.
Do boju stanęłam ja i Tom, co było do przewidzenia. Ustawiliśmy się na swoich pozycjach, czekając na sygnał.
– Na trzy – zakomunikował perkusista. – Raz. Dwa. Trzy!
Ruszyliśmy. Można by rzec, że walka była wyrównana, ale tak naprawdę Kaulitz miał lepsze sanki ode mnie. W połowie drogi zdołałam go wyprzedzić, co powiedział mi basista na jednym z zakrętów, lecz jak się okazało nie na długo. Zajechał mnie od tyłu i zahaczył swoimi sankami o moje. Próbowałam się wyrwać z tej pułapki, ale na nic szły moje starania uwolnienia się.
– To jak? Ile prawdy jest w plotkach o Nice Rauch?
Znowu się o to spytał. Nie ma już dość?
Zahuczało mi w głowie. Na naszej drodze pojawiła się latarnia. Cały czas przyspieszaliśmy, a przeszkoda zbliżała się coraz szybciej.
Zignorowałam pytanie gitarzysty i zabrałam głos:
– Zrób coś, bo wpadniemy na tę latarnię!
Nic nie zrobił albo ja w ogóle tego nie odczułam.
Teraz jestem już pewna, że zderzymy się ze słupem. Nie ma odwrotu, nie ma hamulców, nic nie ma. Tylko prędkość.
Zamykając oczy, przygotowałam się na mocne uderzenie. Ale ono nie nadeszło.


~
Pisząc ten rozdział, teledysk do FIA gdzieś się w mojej głowie ciągle trzymał, choć dawno wiedziałam, co powinnam spisać, nie potrafiłam dobrać do tego słów.

Sylwia Szymańczuk- dobre spostrzeżenie, Nicka wreszcie zaczyna się na nich otwierać, przekonała się do nich. A kto powiedział, że nie będzie się mieszał? Stwierdził tylko, że nie jest dla niego, ale znając go, to można się naprawdę wszystkiego spodziewać. Już nawet Ty zaczęłaś nazywać ją turkusem, a ja tak bardzo nie lubię tego określenia. Wiem, wiem, kiedyś z pewnością wpadnę. A koncert... dalej nie wierzę, że tam byłam.
Lovegood Adrianna- bo Ty ogólnie lubisz krótko, fajnie i przyjemnie (ostrzegam, jest po 12 minut po 22 i o tej godzinie wiadomo, kto zaczyna przeze mnie przemawiać. Zboczuch jeden). Zostawię ją taką, na razie. To Twoja imaginacja, możesz go sobie wyobrażać, jak chcesz. Przypominam tylko, że nie zawsze nosi palmę i makijaż, czasami nie ma już na to czasu i ochoty. Cicho, pozostawmy, że od śmiechu. Wiesz, jak musi ze mną siedzieć przez czterdzieści pięć minut i słuchać wywodu Pani Saturniny, to wpływa to jakoś na tok jego rozumowania. Wierz mi. Oh, a ja już mam przygotowany kontratak, sama nie opisałabym tak przyrody, wolę bardziej skrócone opisy, ale chciałam pokazać, jak to Bill odbiera, bo czy z perspektywy Nicki była jakakolwiek wzmianka o pogodzie? Otóż nie, tu polega różnica między nimi, ktoś przykuwa większą uwagę do innych rzeczy. Akurat Kaulitz tak patrzy na otaczający go świat, a Nicka bardziej skupia się na sobie i ludziach wokół. Piosenka mi się podoba, ale niestety nie ten ton głosu, jak dla mnie. Kiedyś zacznę strajk za słowo "dziecinko", naprawdę. Denerwuje mnie to.  Oni też nie zapomnieli tego tekstu, przyda się jeszcze.
Sonia Szyndlarewicz- widzisz, tutaj trzeba wczuć się w bohatera, ja niczego nie wystawię na tacy, nie należę do takich osób. Lubię jak ludzie myślą i używają odpowiednich kor mózgowych. Nicka od początku podobała się obu bliźniakom. Cóż, muszę Cię uświadomić, że źle myślisz. Tutaj wszystko jest rozsypane, ale tak, żebyś mogła to poskładać w logiczną całość.
Marta Rys- dobra, przyznaję Ci rację. Nicka pod tym względem jest nieobliczalna i ma naprawdę powalone pomysły. Ja wiem, że są uroczy, lubię ich takich. Jakiego wyboru? Przecież żadnego nie dokonywała. To tylko Tomowe myśli, nie są pewne i to szczególnie w kwestii tej dziewczyny. Nie, faceci nie umieją mówić komplementów, co jak widać udało mi się pokazać. Nie połamałam rąk, ale jak widać jedna myśli odciągnęła mnie od wszystkiego.
unnecesarry - ja już od dwóch, trzech miesięcy zadużam się w twórczości Royal Blood i szykuję się na kupno ich płyty. Wcale się nie czepiasz, w pełnie Cię rozumiem. Muzyka odgrywa w moim życiu znaczącą rolę, mam wrażenie, że gdyby nie ona, byłoby ze mną o wiele gorzej. Dla mnie najważniejszy jest tekst utworu, a potem dograna do tego melodia. Dlatego jestem ja, by takie drobnostki przypominać. Naprawdę przywiązuję wagę do szczegółów, czasami aż za bardzo. Niedociągnięcia będą zawsze, ale chyba robię ich coraz mnie, a przynajmniej mam taką nadzieję. Nie wiem, czy mam się cieszyć z tego, iż jesteś ze mnie dumna. Ja z siebie nie jestem. Oby tak dalej, trzymam się tego jak tonący brzytwy.
KBill- Nie przepraszaj, doskonale Cię rozumiem, mam dokładnie to samo i wstyd mi za każdy dzień opóźnienia na czyimś blogu. Czas jest jedną z tych rzeczy, które są ulotne. Nie mamy na niego wpływy, żyje własnym życiem i kieruje się tylko swoimi zasadami. Cieszę się, że uśmiech zagościł na Twojej twarzy, gdy czytałaś coś spod mojej ręki, nawet nie wiesz, jak bardzo jest to budujące. Poprawa, bo dużo czytam i z każdej książki wyłapuję to, co wydaje mi się najlepsze. Wiem i szczerze jej tego zazdroszczę, może wreszcie znajdzie kogoś, kto nie będzie trzymał się plotek o niej, będzie chciał poznać i polubi ją taką, jaką jest. 

Następny rozdział- 08.04

10 komentarzy:

  1. Właśnie się zorientowalam, że imię głównej bohaterki to twoje imię tylko że w obcojęzycznej wersji. Zajęło mi to zaledwie pół roku.
    Płyta Royal Blood jest genialna i ostatnimi czasy naprawdę dużo jej słucham. Podoba mi się to brzmienie. W ich twórczości wszystko jest spójne i idealnie się łączy. Kiedyś też przywiązywałam dużą wagę do tekstu piosenki, dlatego też do dzisiaj nie słucham większości polskiej mainstreamowej muzyki, bo nie mogę słuchać tego płytkiego tekstu. Tak, robisz zdecydowanie mniej błędów i widzę, że naprawdę poprawia się twój styl. Drobnymi niedociągnięciami się nie przejmuj - każdy je robi. Ja też. Może nawet więcej niż ty. Nie wiem, dlaczego nie jesteś z siebie dumna, ale może oczekujesz od siebie zbyt dużo na raz. Wydaje mi się, że masz ostatnio gorszy okres. Nie wiem, czym jest to spowodowane, ale jeśli potrzebujesz pomocy to możesz do mnie napisać na fb.
    Ile prawdy jest w plotkach o Nice Rauch? To wie już tylko ona. Wydaje mi sie, że jest strasznie zamknięta w sobie. Myślę, że potrzebuje jakiegoś bodźca, żeby się otworzyć, obdarzyć kogoś zaufaniem. Niektórzy ludzie mają taką łatwość w nawiązywaniu kontaktów, w 'zaprzyjaźnianiu się', jednak twoja bohaterką ma zupełnie inny odwrotny problem. Sądzę, że po części wypływa to z jej traumatycznej przeszłości, a po części z usposobienia. Czuję, że bliźniacy stoczą prawdziwą bitwę, by finalnie ona obdarzyła ich zaufaniem.
    Ściskam mocno i trzymam kciuki, żeby wszystko ci się ułożyło.
    P.S. Nie musisz mnie przepraszać za brak czasu. Rozumiem, że czasem nie masz jak skomentować mojego bloga. Nadrobisz jak będziesz miała czas :) nie posadzam cię bynajmniej o złośliwość. Jednak jak następny odcinek dodasz za miesiąc to się chyba pogniewam :)
    P.S. Za ewentualne błędy przepraszam, ale piszę z telefonu

    OdpowiedzUsuń
  2. O ja pierdziele, całe to granie na pianinie zdawało mi się być grą wstępną rodem z Pisienciu Odcieni Szarości! Rzeczywiście, szybkie, łatwe i przyjemne (248 życiem) to coś dla mnie. Ogólnie rozdział krótki, trochę przydługie niektóre wypowiedzi Nicki i moim zdaniem o tych dragach powinna sobie pomyśleć, a nie powiedzieć na głos, ale masz swój warsztat pisarski dlatego nie wnikam. Od kiedy to taka sympatia do Toma, hm? Nicka wydaje mi się nieco nienaturalna, radzę ci popracować nad gestami, które będą trochę bardziej naturalne. Kurde, ale wylew krytyki z mojej strony dzisiaj... Ale ogóle to lekkie, czekam nadal na Taya, mojego idola i na to, aż wszystko się wyjaśni. Btw, robisz kawał dobrej roboty; ciężko napisać dobrą, rozbudowaną fabułę w świecie rzeczywistym. Błędów nie zauważyłam. Pedofilski wrok Nicki owszem, wyobraziłam sobie jako lennyface. Pisz więcej w późnych godzinach nocnych, dobrze ci to idzie... Kiedy dotyk wystąpi w roli głównej? Bo z fortepianem nie da się miziać...
    Weny, DZIECIĄTKO, ten kawał prima aprillisowy ci się udał, muszę przyznać. To wszystko przez twoją cholernie poważną minę... Wesołych Świąt Ci życzę, wyluzuj się trochę przez przerwę i pisz dużo! I czekaj na powrót Amadeusza Zarzyckiego... Bo wkrótce coś opublikuję *chamska reklama*.
    Pozdrawiam ciepło! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże ale jestem głupia. Przeczytałam tak z 1/4rozdziału, a potem przez całą lekcję nie mogłam się skupić. Wgl nie lubię cię. Dlaczego ulubionym zespołem trukuska musi być AUKART Kasabian, a ulubionym członkiem zespołu AKURAT TEN Tom. Idę o zakład, że zrobiłaś to specjalnie,bo wiesz jak to nie lubię za to,co powiedział o MCR. Tyle Toma i Nicki tutaj awawww i ta akcja z paninem i ogólnie. Do tego zdałam sobie sprawę, że przez to że nie dodawałaś rozdziałów to kompletnie nie zdawałam sobie sprawy jak mi tego bbrakowało... Ale teraz już wiem więc masz dodawać w końcu systematycznie! Weny dużo i co tam się jeszcze pisze ;) <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże ale jestem głupia. Przeczytałam tak z 1/4rozdziału, a potem przez całą lekcję nie mogłam się skupić. Wgl nie lubię cię. Dlaczego ulubionym zespołem trukuska musi być AUKART Kasabian, a ulubionym członkiem zespołu AKURAT TEN Tom. Idę o zakład, że zrobiłaś to specjalnie,bo wiesz jak to nie lubię za to,co powiedział o MCR. Tyle Toma i Nicki tutaj awawww i ta akcja z paninem i ogólnie. Do tego zdałam sobie sprawę, że przez to że nie dodawałaś rozdziałów to kompletnie nie zdawałam sobie sprawy jak mi tego bbrakowało... Ale teraz już wiem więc masz dodawać w końcu systematycznie! Weny dużo i co tam się jeszcze pisze ;) <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo dobry rozdział. Teraz tylko myślę jak wyglądała Nicka z tym uśmieszkiem pedofila przyklejonym do twarzy. To musiało wyglądać śmiesznie, a zarazem przerażająco. Jeszcze ten moment, kiedy wszyscy razem śpiewają, bosko. Życzę dużo weny i nowych pomysłów, a przy okazji świąt Wielkanocnych, wesołego jajka :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejjjj :D Twój blog właśnie został nominowany do Liebster Award!
    wszystkie skazówki znajdziesz tu: http://zwei-unterschiedliche-und-doch-ahnliche-welten.blog.pl/
    Pozdrawiam :D Invaded96

    OdpowiedzUsuń
  7. Pewnie Tom ją uratował :D jestem tego pewna :D bardzo mi sie ten rozdzial podobal, uwielbiam tą bezposredność Toma i nie ogarniecie Nici xd

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham zaległości. Teraz po prostu przejdę do kolejnego odcinka i wiem co będzie dalej xD

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam nadzieję, że Billuś ją uratował, hahahahah xD Wiem, jestem już nudna, no ale co ja zrobię xD
    Kocham to opo po prostu. Początki były trudne, ale teraz nie mogę się od niego oderwać i żałuję, ze zostało mi już tylko kilka rozdziałów :C
    Kto to Nica Rauch? o.O

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem. Nadrabiam zaleglosci ;)
    Nowy wyglad bloga jest piekny,idealnie pasuje do opowiadania,glownej bohaterki.

    Coz...Tom ma swietny glos i rowniez uwazam,ze moglby spiewac razem z Billem :D to by bylo piekne xd
    Plotki,plotki...hym.

    Lece czytac dalej ;)

    OdpowiedzUsuń