środa, 15 kwietnia 2015

Rozdział 27

Środa, środa, środa... Tak, dzisiaj jest środa.

27.

      Siedzieliśmy, rozpakowując masę przesyłek do całego zespołu. Choć siedzenie nie jest dobrym stwierdzeniem, my bardziej tonęliśmy w tych kartkach. Co rusz któryś z chłopaków trącał mnie łokciem, tym samym wywołując na mojej twarzy wypieki.
– Kolejny list do Geo – powiedział wokalista, podając mi w ręce pakunek. Na moment nasze palce się zetknęły, co spowodowało pojawienie się ładunku elektrycznego między nimi.
Popatrzyłam na niego z uniesionymi brwiami, lecz zdawał się tego nie zauważyć. Postanowiłam podążyć jego drogą i udać, że wcale tego nie odczułam.
Odłożyłam kopertę na stos innych upominków dla basisty. Górka była już dość ogromnych rozmiarów i wcale nie zanosiło się na koniec. Największy prezent, jak do tej pory, należał do dziewczyny imieniem Adeline z Illinois. Gustav też miał swój stosik, tyle że o wiele mniejszy.
Zastanawia mnie, czy jest osoba, która wysłała coś każdemu z członków zespołu. Ja bym tak zrobiła, przynajmniej byłoby sprawiedliwie i każdy z nich dostałby coś ode mnie, coś, w co włożyłam dużo pracy i siedziałam nad tym kilka godzin.
Spędziłam z bliźniakami cały dzień, co jest dziwne, jak na mnie, i podoba mi się to. Oderwali mnie na chwilę od problemów, pozwolili się poznać, a także pokazali jacy są. Cenię ich za to, za tą prawdziwość. Po raz pierwszy od dość dawna nie czuję się przytłoczona ludzkim towarzystwem, którego tak bardzo się wypieram.
Uśmiechnęłam się do siebie, niedowierzając, że w końcu mam jakąś marną szansę na przyjaźń. Co z tego, że tak krótką. Cudownie byłoby móc znów na kimś polegać, porozmawiać o niczym i o wszystkim, dać cząstkę siebie. Pokazać, co mam w środku, lecz niezbyt głęboko, by się nie przerazili. Granicy nie mogę przekroczyć, ani ja, ani oni.
– Co tam masz, Tom? – zagadnęłam chłopaka, próbując zajrzeć mu przez ramię. A zaraz potem zaniosłam się gromkim śmiechem, bowiem moim oczom ukazał się skrawek czarnego koronkowego materiału.
Bill, widząc moją reakcję, również nachylił się do brata, po czym zrobił wielkie oczy.
– Daj – wykrztusiłam z siebie, normując oddech – pomogę ci założyć.
Wyciągnęłam ku niemu wyczekująco dłoń.
Z niechęcią podał mi biustonosz, gdy już mi go oddał, odwrócił się do mnie plecami.
– Podnieś ręce, gorylu – poprosiłam dziwnie zadowolona. – Kaulitz? Co ty mi dodałeś do tej herbaty?
– No… ja… eee… - zająknął się Bill, łapiąc się za kark z przepraszającym półuśmiechem. – Wyglądałaś słabo, więc dałem ci tabletki na przeziębienie i miód. Sam czasami je stosuje, od razu stawiają mnie na nogi. I nie miałem pojęcia, że są jakieś skutki uboczne – zapewnił szybko.
– W porządku – przytaknęłam, zapinając stanik na przedostatni zatrzask. Wtem do moich nozdrzy doleciał zapach perfum. Drogich perfum, od Gucciego.
Zaciekawiona przeniosłam wzrok na klatkę piersiową Toma, by sprawdzić rozmiar miseczki. Jak na moje oko C, co upewniło mnie w twierdzeniu, iż nadawcą jest szkolna pinda – Micha Schmuck.
– Czuję się znacznie lepiej – mówię powoli, skupiając się na swoim odkryciu.
Bill przekopał się przez białą lawinę i usiadł ze scyzorykiem w ręce. W jego oczach dało się dostrzec błysk zadowolenia, podziwu, a przede wszystkim szczęścia. Podziwiam go za to, że cieszy się z małych rzeczy, ja tak nie umiem.
Nie umiem dostrzec piękna w podartej i wyniszczonej przez czas książce z pożółkłymi już kartkami. Dla mnie szklanka jest zawsze do połowy pusta lub, jak powiedział Woody Allen, do połowy pełna – trucizny. Nie potrafię znaleźć pozytywów w krytycznych sytuacjach, co jest uciążliwe. Świat widziany cały czas w ciemnych kolorach staje się nudny, bezwartościowy i zdaje się zupełnie pozbawiony sensu. Zaczyna być wyludniony, pustkowie.
Zamyślona nie spostrzegłam, że w moich rękach znalazła się mała paczuszka zaadresowana zawiłym pismem do Kaulitzów. Potrząsnęłam nią lekko, a ona w zamian uraczyła mnie cichym brzękiem. Coś na dźwięk kluczy, kiedy próbuje się je wyciągnąć z dna plecaka
Podałam przedmiot Billowi, mówiąc:
– To chyba coś cennego.
Tom nagle stracił zainteresowanie miłosnym, pięknie wypalonym listem z jego zdjęciem dołączonym na dole wraz z miejscem na autograf. Ukradkiem zabrałam mu je sprzed nosa i wsadziłam do kieszeni, do której ledwo miałam dostęp przez stertę tych papierów.
Stwierdziłam, że nie będę wtykać nosa w nie swoje sprawy i zajmę się poszukiwaniem kolejnych fanowskich prezentów.
Przerzucałam listy, pakunki, rysunki i resztę rzeczy na poszczególne stosy. Przestrzeń wokół mnie pustoszała, już prawie mogłam ujrzeć swoje stopy.
– Nicka – usłyszałam aksamitny głos Kaulitza, więc podniosłam głowę. – Dziękujemy, są cudne.
Obaj w tym samym czasie przytulili mnie, a ja poczułam, jak robi mi się gorąco. Policzki, uszy i szyja pokryły się szkarłatem. Pamiętam, że tak samo reagowałam podczas pierwszych spotkań z dawnymi przyjaciółmi.
Powoli wyswobodziłam się z ich niedźwiedziego uścisku. Niby tacy niepozorni, a siły mają jak mało kto.
– Dobrze – zaczęłam niepewnie – a teraz wytłumacz mi, o co chodzi.
– Uprzedziła nas przed tym – oznajmił szybko Bill. – Chodzi o bransoletki dla nas. Są cudne.
Zmarszczyłam czoło, gorączkowo się nad tym zastanawiając.
Byłam na zakupach z Simone, pomagałam jej wtedy... I właśnie do mnie dotarło.
Sprytnie to rozegrała, że też się niczego nie domyśliłam. Sama wybrałam, że mają to być bransoletki i kolor rzemyka, choć tylko zerknęłam na niego kątem oka.
– Dla ciebie też jest – rzucił Tom, zakładając swoją zdobycz na rękę. Co jak co, ale nie sądziłam, że będzie zdolny założyć na siebie jakąkolwiek biżuterię.
O Billu nie ma co wspominać, ten z pewnością się ucieszył. Zeszłej nocy widziałam całą jego kolekcję, a szczególną uwagę zwróciłam na pierścionki, które aż prosiły się, żeby je założyć na serdeczny palec.
Jakoś przez ten stanik na Tomie nie mogłam się odpowiednio skupić na słowach, które przed chwilą do mnie powiedział. Zarejestrowałam jedynie, iż było to pytanie.
– Co? – spytałam tępo, patrząc zamglonym wzrokiem.
– Powiedziałem, żebyś dała mi swoją rękę, bo inaczej nie zapnę ci tej bransoletki.
Wyciągnęłam ostrożnie dłoń, skupiając się na bransoletkach rzekomo zrobionych przeze mnie. Zabawne, że do dnia dzisiejszego nie miałam o tym żadnego pojęcia.
Wykonane były z dwóch kolorów rzemyka – kości słoniowej i czarnego. Oba odcienie przeplatały się ciasno ze sobą, tworząc ciekawe wzorki. Ogólnie bransoletka składała się z siedmiu rzemyków; czterech zwykłych pasków; dwóch plecionek dwukolorowych; oraz jednej, grubszej potrójnej przeplatanki. Całość wyglądała naprawdę estetycznie i jestem pewna, że pasuje zarówno do mężczyzn, jak i do kobiet.
Przejechałam opuszkami palców po biżuterii, podziwiając talent mamy bliźniaków. Popatrzyłam na nich z niepewnym uśmiechem. Bill już założył swoją i z nieukrywaną radością przeglądał dalej pakunki, zaś Tom męczył się ze swoim zapięciem.
Przypomniałam sobie, o zdjęciu, które wsadziłam do kieszeni, po czym wyciągnęłam je z zamiarem uzyskania autografu dla ów persony.
– Tom? Możesz się tutaj podpisać? – poprosiłam.
Spojrzał na mnie zdziwiony, ale nic nie powiedział. Po prostu zrobił to, o co go prosiłam.
Ponownie schowałam zdjęcie do kieszeni.
– Nicka, chyba twój telefon dzwoni – poinformował mnie Bill, nie przerywając zajęcia.
Pośpiesznie wstałam, uważając na kupki wokół, przeszłam do plecaka stojącego tuż pod ścianą. Gdy go wreszcie dopadłam, rozbrzmiał ostatni dzwonek.
– Tak?
– Wracaj do domu, Rauch – usłyszałam po drugiej stronie Nicka. Jeśli zaczynał do mnie mówić po nazwisku, znaczyło to, że sprawa jest śmiertelnie poważna.
– A co się stało? – Usiadłam przy ścianie, zaczynając pakować do plecaka zawartość kieszeni.
– Tay był u nas, pytał się o ciebie.
Poczułam, jak serce zaczyna mi szybciej bić, jak tak dalej pójdzie, umrę wcześnie na zawał.
– Czego chciał? – zapytałam oschle, choć wydawało mi się, że znam odpowiedź na to pytanie.
– Chciał z tobą rozmawiać. Spławiłem go i raczej nie powinien już wrócić. – Zabrzmiał groźnie. – Gdzie jesteś? Przyjadę po ciebie.
– Jestem w studiu z chłopakami – odpowiedziałam, zbierając resztę swoich rzeczy.
– Będę za jakieś dziesięć do piętnastu minut. – Rozłączył się, w słuchawce nastała głucha cisza.
Jak on chce się tutaj dostać w przeciągu dziesięciu minut? Nawet o tej porze wydaje mi się to niemożliwe. Ale wierzyłam mu, pod tym względem się nie zmienię. Jak już sobie coś postanowi, to zrobi wszystko, byleby tego dokonać. Także, pozostawało mi tylko czekać na rozwój wypadków.
– Nie mam żadnego pomysłu na to, jak dziewczyny mogą chodzić w staniku cały dzień. Strasznie wpija się w żebra – zrzędził Tom, robiąc głupie miny.


                          …

Dni przemijały, strach i stres narastały. Czekałam, choć sama do końca pewna nie jestem na co. Na Taya? Chciałam stawić mu czoło? Zmierzyć się z przeszłością, by wreszcie odeszła w zapomnienie, co jest zupełnie nieprawdopodobne?
Przez półtorej tygodnia po Walentynkach byłam mocno chora i w ogóle nie ruszałam się ze swojego ciepłego łóżka. Jedyne, co udało mi się kreatywnego zrobić, to przepisanie wykaligrafowanych tekstów piosenek, bym potem schowała je w teczce wraz z resztą bardziej zadbanych wersji utworów.
Wciąż do końca nie jestem pewna, jaki mamy dzień tygodnia, lecz jednego jestem zupełnie świadoma. Jest teraz kwiecień, gdzieś tak w połowie.
Dwa miesiące minęły jak makiem zasiał. Zrobiło się znacznie cieplej, śnieg na dobre zniknął z pobliskich ulic i parków. Taka pogoda zdecydowanie bardziej mi odpowiada. Lubię, gdy jest gorąco, dlatego też lato jest moją ulubioną porą roku, szkoda, że mamy do niego jeszcze dwa miesiące, czy tam trzy.
Przez te osiem tygodni nie wydarzyło się nic znaczącego ani ciekawego, jeśli mogę tak to podsumować.
W szkole ludzie wciąż mają taki sam stosunek do mnie, dyrektorka pała tą samą dawką nienawiści do mej skromnej osoby, jedyne, co się zmieniło, i to znacznie, to moja relacja z bliźniakami.
Stała się bardziej zażyła, krótko mówiąc. Spędzałam z nimi coraz to więcej czasu, pomagałam, gdy była taka okazja. Jakoś tak łatwiej mi idzie się z nimi dogadać. A może to ja się na nich otworzyłam?
Przyznaję, zależy mi na tej relacji znacznie bardziej niż początkowo mogłam przypuszczać. Zaufałam im, w części, dopiero z miesiąc temu. Świeża sprawa, powiedziawszy szczerze. Nie potrafię tego jasno określić, ale w jakiś sposób ich potrzebuję, muszę przebywać w ich towarzystwie.
Czy to już początki przyjaźni? Historia się powtórzy? Dam sobie z nią tym razem radę?
Postaram się, ona nie może zawładnąć moim życiem po raz drugi. Nie dam się złapać w te parszywe i chłodne ramiona. Nie tym razem. Tym razem to ona ma posłuchać mnie, nie inaczej.
Przywiązałam się do tych idiotów, a oni do mnie – tak sądzę. Z biegiem czasu zobaczymy, jak to się dalej potoczy. Jak na dzień dzisiejszy jest całkiem nieźle.
Jedyna poważna kłótnia, jaka miała miejsce, stoczyła się o sprawę pieniędzy po przetłumaczeniu im wszystkich piosenek i kilku dodatkowych, na które sobie pozwoliłam (1000 Oceans, Raise Your Hand Together, Live Every Second – dla przykładu).
– To zdecydowanie za dużo – wyrzuciłam w końcu z siebie. – Nie chcę tylu. Ja w ogóle nie chcę od was pieniędzy. – Z każdym słowem cofałam się o jeden krok. Będąc bliżej drzwi, pośpiesznie chwyciłam chłodną klamkę.
Czułam się źle z myślą, iż będą mi za coś płacić. To tak jakbym ich okradała, własnych znajomych. I nie spodobała mi się ta myśl.
– Dziewczyno – zirytował się Tom – nie pierdol i bierz te pieniądze. Zasłużyłaś na nie.
– Ale nie na aż tyle – jęknęłam, naciskając klamkę, aby bezpiecznie opuścić pomieszczenie zwane również pokojem Toma. Co wydało mi się teraz dziwne, wcześniej nie chciałam przebywać w tym pokoju, zaś w tym momencie jest mi to aż nazbyt obojętne.
Już chciałam wyjść, ale, jak na złość, moje szelki zaczepiły się o bliżej nieokreślony punkt i zawisłam na nich. Spodnie wbiły mi się w dość wrażliwe miejsce intymne, a na domiar złego Kaulitzowie stanęli nade mną z szerokim zadowoleniem wymalowanym na ich rozpromienionych twarzach.
Mimowolnie sama się uśmiechnęłam, mają w sobie coś takiego, czemu wprost nie mogę się oprzeć. Nazywają to urokiem osobistym, lecz jak dla mnie jest to czysta empatia do drugiego człowieka.
– Masz tu te pieniądze i nie marudź więcej, bo zaczynasz się robić nieznośna – przyznał żartobliwie Tom, wkładając mi w ręce kopertę z odpowiednią kwotą gotówki. Po chwili zdecydował, że odhaczy bordowe szelki tylko po to, by wziąć jakiś przedmiot z komody, po czym ponownie je zawiesił.
Mordowałam go wzrokiem, prychając.
– Bill? – nieśmiało zapytałam, na co chłopak bez mrugnięcia okiem pomógł mi się wyswobodzić.
Przypomniałam sobie końcówkę, jakoś najlepiej ją zapamiętałam, chociaż wiem, iż początek negocjacji był o wiele gorszy, za nic nie udało się nam dojść do kompromisu. Dopiero po rozmowie z perkusistą ciśnienie mi trochę spadło i zaczęłam myśleć racjonalnie.
Życie toczyło się normalnym, więc przewidywalnym, tokiem. Codziennie wykonywane były te same czynności. Rutyna, tak już jest i trzeba się z tym zmierzyć.
Tylko że ja mam wrażenie, iż nadciągają czarne chmury. To cisza przed burzą, coś się święci. Coś poważnego. Coś, na co nie będę mieć wpływu. Czuję to w kościach, tak głęboko.
Do dzisiaj nie wiem, czego szukał, prócz mnie, Tay w moim domu. Zdziwiło mnie, że wciąż pamięta mój adres zamieszkania. W tamtym dniu zaczęłam żałować wszystkich kłótni z rodzicami o przeprowadzkę. Gdyby się odbyła, byłoby zdecydowanie prościej, chyba.
Ostatnio miewam mnóstwo koszmarów, nie muszę mówić z kim w roli głównej, toż to oczywista oczywistość. Śni mi się po nocach, nęka nawet na jawie. To znak, jestem o tym przekonana. Wcześniej to też się tak zaczęło. Nic przecież nie dzieje się przypadkiem, a on nie bez powodu wrócił. Chciałam od Nicka dowiedzieć się, jak wygląda obecnie i czy dalej tak samo pachnie.
– Ciemno było, widziałem tylko jego sylwetkę. I miał jeszcze kaptur. Urósł. A co się tyczy zapachu, dalej zajeżdża zmiażdżoną truskawką i imbirem – odburknął nieskory do dalszych rozmów, wrzucając trzeci bieg.
Czasami ciężko idzie się z nim dogadać. Trudno ocenić w jakim jest nastroju i czy w ogóle można mu zawracać głowę.
Przeniosłam wzrok z sufitu pokoju, na którym rozrysowany miałam cały plan Hamburga, na lewą rękę. A dokładniej to na bransoletkę, która każdego dnia pokazywała mi, że to się dzieje naprawdę, że to nie jest moja wyobraźnia, że bliźniacy istnieją w rzeczywistym świecie i znają mnie.
Od razu zwróciłam uwagę na zdartą skórę wewnętrznej strony dłoni. Znów na mojej twarzy zabłąkał się cień uśmiechu.
Zadecydowałam pójść z Billem na chwilę na zewnątrz, by przewietrzył umysł, widząc, jak męczy się nad poprawnym zaśpiewaniem On The Edge. Nie mogłam patrzeć na jego zmęczenie i znudzenie, toteż postanowiłam wziąć sprawę w swoje ręce i zrobić cokolwiek, by wczuł się w ten utwór.
– Zapal – poleciłam, wyciągając paczkę papierosów z kieszeni koszuli w kratę i podałam mi ją.
Popatrzył na mnie z nieukrywanym zaskoczeniem, ale bez słowa wyciągnął jedną rurkę.
Podstawiłam mu ogień, po czym schowałam zapalniczkę za cholewkę glana.
– Masz zbyt rozbiegane myśli. Skupiasz się nie na tym, co trzeba. Musisz poczuć ten tekst, interpretować go całym sobą, słuchacz musi uwierzyć w tę historię, masz pokazać, ile drzemie w nim emocji. Musisz pozwolić im sobą zawładnąć. – Odgarnęłam szary dym sprzed nosa, bowiem jego zapach zaczął mnie nieprzyjemnie drażnić. – Bill, skup się.
Oderwał wzrok z punktu w oddali, westchnąwszy.
To będzie trudniejsze niż myślałam. Ale damy radę. Nauczyłam Toma gry na fortepianie to i Billowi pomogę skupić się na tym tekście.
– Zamknij oczy i uruchom wyobraźnię, poczuj to – wyszeptałam, łapiąc w dłonie jego twarz, tym samym zmuszając go, by utkwił we mnie swoje spojrzenie.
W takich momentach mój wzrost się przydaje. Nie muszę zadzierać głowy ani stawać na palcach, żeby spojrzeć mu proste w te głębokie jak studnia oczy. Tak, w takich przypadkach wysoka miara jest zaletą, choć obcasów przy nim nie mogę nosić. Pomijając fakt, że w ogóle takowych nie posiadam w swojej szafie.
Po chwili zamknął oczy, tak jak prosiłam.
– Dobrze. Stoisz na krawędzi budynku, chcesz popełnić samobójstwo. Wszyscy są wokół, a tak naprawdę nie masz przy sobie nikogo. Ani Toma, Ani Simone, chłopaków. Ja też gdzieś nagle wyparowałam. W tym świecie jesteś tylko ty, twoje wspomnienia i cicha noc. Mógłbyś krzyczeć, ale nikt cię nie usłyszy. A tym bardziej nikt nie przybędzie ci na pomoc. Zapomnieli, dla nich już jesteś martwy, nie istniejesz. Wtedy przychodzi ci jedna myśl do głowy. – Puściłam jego twarz, podchodząc do murku. Wychyliłam się. – Otwórz oczy, ale wciąż słuchaj. Wciąż używaj wyobraźni.
Machnęłam mało znacząco ręką, po czym odeszłam na kilka kroków w bok.
Papieros w dłoni chłopaka przygasał, choć ten nie zwracał na niego uwagi.
– Wydaje ci się, że to już koniec. Chciałbyś, żeby to był już koniec. Marzysz o tym, nocami śni ci się lepsze, inne miejsce. Życie cię przerosło, nie dałeś rady. Przegrałeś. Kim jesteś? Jesteś nikim. Ostatni raz spoglądasz na panoramę miasta, czerpiąc ostatni oddech Z obrzydzeniem do samego siebie patrzysz na swoje zabliźnione ciało. Czujesz do siebie wstręt, odrazę, masz najniższe mniemanie o sobie – tak samo jak inni. I pozostaje ci tylko jedno wyjście: wzbić się w niebo, najwyżej jak potrafisz. Wierzysz, że tylko w ten sposób uda ci się zerwać łańcuch potępiania, ośmieszenia. Chcesz zmyć z siebie wszystkie wspomnienia.
Wzięłam głęboki oddech przed rozbiegiem.
– Postanawiasz to zrobić, chociaż spróbować, w końcu nie masz nic do stracenia, prawda? I wtedy skaczesz.
Rozpędziłam się, kątem oka zauważyłam, jak Bill rusza w moją stronę, lecz było za późno. Ledwo musnął materiał mojej koszuli, kiedy ja już skoczyłam.
Serce wali mi jak oszalałe, ale się nie boję, gdyż w dole stoi Tom i Georg, którym dałam znak, by stanęli w miejscu i się nie ruszali przez chwilę. Złapali mnie, chociaż trójką znaleźliśmy się na ziemi.
Doskonale pamiętam minę wokalisty, kiedy zobaczył, że wyszłam z tego bez szwanku (no, zdarta skóra w niektórych miejscach się nie liczy). Do dziś dźwięczy mi w uszach jego podniesiony głos. Ale piosenkę zaśpiewał bezbłędnie, a o to przecież chodziło, czyż nie? Więc powinien się cieszyć.
Podniosłam z łóżka szklaną kulę, pamiątkę mamy skądśtam – do teraz nie mam pojęcia, jak się ona u mnie znalazła i w ogóle do czego ona była mi potrzebna. Chciałam odnieść ją na miejsce honorowe w salonie.
I wtedy wparował uradowany Dominick do domu, uznałam tak po radosnym kroku.
– Jedziemy! – krzyknął z dołu. – Dostałem się, Nicka.
Z wrażenia kula wysunęła mi się z dłoni, robiąc wielką dziurę w podłodze mojego pokoju.
Nie wiem, czy powinnam się cieszyć, czy płakać? Bo teraz jest cudowanie, są bliźniacy, a w tym momencie jak będzie…?
Będzie już tylko lepiej, uwierz.


~
Sonia Szyndlarewicz – Akurat wątek pożaru jest moim ulubionym, choć dużo Wam o nim nie zdradzę – zrobi to ktoś inny. Po odkryciu skrawka to nie, ale blizny sięgają od łopatek aż do lędźwi. Poza tym Nicka ma ogromne kompleksy z ich powodu, więc za nic w świecie nigdy nie założy zbyt krótkiej lub odsłaniającej pleców bluzki. Ano ja wiem,  że ta uwaga jest świetna.
Lovegood Adrianna – Oczywiście, będzie się, kurde, przed nim rozbierać na dworze. Doskonały pomysł, z pewnością się nie przeziębi. Jesteś bliżej niż Ci się wydaje, któraś z tych odpowiedzi jest poprawna. Nieprawda! Dopiero teraz zaczęłaś zwracać na niego uwagę, poza tym the G's rzadko się pojawiają, to dlatego. Czarna śmierć, dość mało oryginalna nazwa, wymyśl coś interesującego. Masz dobre wrażenie, ona w gruncie rzeczy każdego traktuje z lekka z góry, taka już jest. Nicka masz tutaj, Taya też trochę. Ale ostateczna odpowiedź: SOON. Nie umiem nie opisywać niczego dokładnie, inaczej czuję, że czegoś po prostu brakuje i muszę dopisać coś jeszcze. A ja nadal Ci nie wierzę, że ten internet Ci odłączyli. Mi zajmuje z tydzień, bo mam dziesięć zaległych opowiadań do przeczytania i skomentowania przed Tobą.
Marta Rys – Pewnie, że musiałam. Poza tym, Nicka to udoskonalona wersja mnie, prawda? Więc musi mieć to samo zdanie na temat czoła Toma, koniec, kropka. A zamęczę, poczekać musisz, wszystko mam rozplanowane, jeszcze trochę. Tak, też się nad tym zastanawiam. Niech się cieszy, że Nicka mu odpuściła i nie musi jej ich sklejać.

Następny rozdział - 22.04

9 komentarzy:

  1. Wiem, że Tay to ex-przyjaciel Nicki, ale nic poza tym. No wiem jeszcze, że chce się z nią spotkać. Musisz zdradzić coś więcej o nim i tym pożarze, bo inaczej wykończysz mnie nerwowo. To jej przeczucie w kościach, na pewno nie kłamie i wiem, że teraz już w następnym rozdziale czegoś się dowiem. Taka boska nowa przyjaźń z bliźniakami! Najlepszy wątek ze skokiem Nicki, bardzo udany pomysł i życzę takich jeszcze więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale jesteś absolutnie pewna, że środa?
    No nie! Ja się nie zgadzam na coś takiego, o nie, tak nie będzie! Kocham Nicka, ale w tym momencie co? Dupa!
    Ryłam się tak bardzo z Michi Schmuck, że prawie się udusiłam. Doskonały pomysł, teraz już zawsze będę mówić "szkolna pinda", jak go gdzieś zobaczę.
    Okłamałaś mnie! Nie było Tay'a, zamajaczył na horyzoncie, ale wciąż jest tak daleko. Nick taki wściekły, uuu, tego jeszcze nie było.
    Kurde, Tom jest serio niesamowity, w tym staniku taki sexy hexy.
    No tak, Nice zachciało się poskakać z dachu. Ona serio jest nienormalna.
    Odzwierciedlenie takiej, jaką chciałabyś być, prawda? Jesteś, po części jesteś i nie musisz udawać, tylko tyle ci powiem :)
    Weny i czekam na rozwój akcji, a Nick to debil :*
    Środy są takie fajne <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, nominowałam Cię do Liebster Award ;) Zapraszam po pytania: http://drei-monaten.blogspot.com/2015/04/014-przysiegam-ze-to-sie-juz-nigdy.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Abstrahując od bloga, to Nicka jest spoko, ale wolę ciebie. ^^ Ale powracając do tematu to turkusek powinien iść się leczyć. Ją rozumiem, że stali na dole Georg i Tomu, ale zawsze mogli jej nie złapać więc ten Xxx Tom jest taki uroczy <3 Btw znowu czoła (": No I Ada W blogu XD ona nawet tego nie zauważyła.("": Weny i wgl do środy <333

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej
    Nominowałam Cie do Liebster Award ;)
    Pytania tutaj : http://naiwna-istota.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj ! W końcu udało mi sie wszystko tutaj nadrobić :D
    Ten rozdział był inny. Nie wiem czy to przez mój dzisiejszy humor czy przez fakt, że akurat teraz dodałaś więcej wspomnień, więcej przemyśleń głównej bohaterki i tak jakby zrobiłaś retrospekcję ostatnich tygodni jej życia, ale rozdział zmusił mnie do lekkiej refleksji. Nie zauważamy, jak czas szybko pędzi, jak może być cudownie, a potem w jednej chwili może nastąpić zmiana o 80 stopni ( tutaj nasuwa mi się na myśl scena z skokiem Nicki który porównuję do ostatniej, gdy Dominik mówi, że mają szansę oboje wyjechać)
    Nie wiem, czy jesli Nica zdecyduje sie na wyjazd, czy jej przyjazn z chłopakami to przetrwa bo ciezko jej bedzie wyjechac, gdy opiero niedawno zaczel sie z nimi zaprzyjazniac ..

    Dodatkowo nurtuje mnie ten Tay. Ten wątek nie podoba mi sie kompletnie, gdyż z jego imieniem kojarzą mi się same kłopoty, ale z niecierpliwością czekam na rozwinięcie wątku!


    Czekam na nowość,
    zapraszam do siebie na kolejny rozdział,
    życzę dużo weny Kochana !

    Pozdrawiam,
    KBill

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem, nie śpię, czytam! Xd

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak możesz?! No i teraz wszystko się popsuje, czuję to! Nie możesz! Nie! Nie! Nie!

    OdpowiedzUsuń
  9. Hahahahahahahahahah Tom w staniku xd zabawne,dosc xd Moja wyobraznia az za bardzo pozwolila mi to sobie wyobrazic,za bardzo.

    Wyjedzie ? Zostawi ich ? Co z ich przyjaznia ? Nie...

    OdpowiedzUsuń