26.
Chłód zmrożonego śniegu uderzył mnie w
twarz. Na moment pojawiły się mroczki przed oczami.
Nie zderzyliśmy się ze słupem, ale też nie
zmieniliśmy kursu, tak więc prawdopodobnie Tom przeciągnął mnie na swoje sanki,
po czym przewróciliśmy się. Tak przynajmniej to widzę, wszystko działo się tak
szybko.
Podniosłam się do pozycji siedzącej,
złapałam za tył głowy, by pozbyć się uporczywego pulsowania w tylnej części
czaszki. Rozglądając się na boki oszołomionym wzrokiem, wciągnęłam ze świstem
powietrze.
Światło latarni lekko przygasło, moje
sanki leżały tuż obok mnie i raczej nie będą już zdatne do ponownego użytku.
Cóż, były ze mną od dość dawna, jeszcze zanim je dostałam jeździł na nich Nick.
Nawet mogłabym się za nie wściec na Kaulitza.
Ale nie dzisiaj. Dzisiaj mu odpuszczę.
Choć za pytania mam mu ochotę przywalić – tego też nie zrobię. Powinien znać
umiar, być bardziej powściągliwy. Nie lubię takich pytań. Może zacznijmy od
tego, że ja w ogóle nie przepadam za pytaniami, które wymuszają szczerą
odpowiedź.
Poprawiłam bluzę, rozpuściłam włosy i
wstałam, co nie obyło się bez zawrotów głowy. Złapałam się za nasadę nosa,
patrząc zaciekawiona na Toma.
Leżał na plecach, czapka przekrzywiła się
na jego wielkim czole, usta miał lekko rozchylone.
Wytrzepawszy śnieg spod nogawek spodni,
podeszłam do niego.
Pomyślałabym, że coś mu się stało, gdyby
nie klata piersiowa, która niedostrzegalnie, pod odpowiednim kątem, co jakiś
czas się unosiła. Nie mam przy sobie lusterka, więc dokładniej nie mogę
sprawdzić tego blefu. Stawiam na intuicję.
– No już, wstawaj. Przecież widzę, że nic
ci nie jest – powiedziałam, szturchając go w bok trampkiem.
Swoją drogą, jestem ciekawa, czy się
rozchoruję, co jest bardzo prawdopodobne. Biorąc pod uwagę to, że mam na sobie
tylko bluzę brata, luźne spodnie dresowe, rękawiczki bez palców i trampki za
kostkę, a skarpetki mam od Billa. Przemokły mi, co potwierdzają zmarznięte
palce u stóp. Nawet poruszyć nimi zbytnio nie mogę. Także, choroba
gwarantowana, jak tylko wrócę do domu, idę wziąć gorącą, długą kąpiel.
Prychnęłam, widząc, że Kaulitz wciąż
upiera się przy swoim. Odwróciłam się do niego plecami, by zaraz zajeść do
reszty na dole, gdzie powinni na nas już czekać.
W sumie to teraz nie wiem, co mam myśleć.
Lubię bliźniaków, na pewno bardziej niż innych. Spędzam z nimi trochę czasu.
Spokojnie mogę nazwać ich swoimi kolegami, takimi dobrymi. Z zaufaniem do nich
mam pewne obawy. Historie lubią się powtarzać, co prawda z innymi osobami,
niemniej jednak siedzi we mnie pewnego rodzaju blokada, którą trudno mi samej
będzie odblokować.
Gdyby nie Tay, inaczej by to teraz wyglądało.
Nie byłabym bardziej ufna, ale za to nie bałabym się ludzi. Nie bałabym się
odtrącenia. Samotności.
Chociaż na to ostatnie nie mogę narzekać.
Mam Dominicka, zawsze mi pomaga. Nie ma osoby, która zdołałby go zastąpić. Jest
dla mnie wszystkim i nie wyobrażam sobie kogoś innego na jego miejscu. Zawsze
był przy moim boku, pocieszał mnie i dawał nadzieję na lepsze dni. O nic nie
pytał, rozumiał mnie i za to cholernie jestem mu wdzięczna.
Rodzice też są ważni, ale u mnie spadli na
bardzo niski szczebel, prawie że na ostatni. Bo czy dobra matka powie swojej
jedynej córce, że jej nie kocha w miejscu pełnym ludzi? Czy poniży ją i każe
radzić sobie z problemami samej? To właśnie wtedy zaczęło się między nami psuć.
Mam inne podejście do nich, nie tego się po nich wtedy spodziewałam. Liczyłam
na wsparcie od najbliższych, wtedy miałam przy sobie tylko Nicka. Coraz
rzadziej widuję ich w domu w tym samym czasie, mało interesują się tym, co u
nas słychać.
I ja to rozumiem. Zaczynamy być dorośli,
dokonywać własnych wyborów, być odpowiedzialni za siebie. Nick jeszcze jakoś da
sobie radę, bliźniacy też, ale co będzie ze mną? Reputacje w Hamburgu mam
zniszczoną, z trudem chcieli przyjąć mnie do tej szkoły. Z nikim wcześniej nie
rozmawiałam.
Aż pojawił się Tom, a niedługo po nim
Bill. Myślałam, że będą tacy jak inni. Uprzedzeni do mnie, będą mnie tolerować,
lecz z nie małym trudem. Wydają się być różni od pozostałych.
Może bardziej dojrzali? No Tom to raczej
nie, zaśmiałam się w duchu, unosząc rozbawiona kąciki ust.
Z pewnością są inni, ale ta inność czyni
ich tak bardzo wyjątkowymi. Może właśnie za to ich polubiłam, bo w końcu
trafiłam na kogoś inteligentniejszego od osób, które dotychczas dane było mi
znać.
Obaj są przyjacielscy, a ich matka jest
naprawdę w porządku. Mogę powiedzieć, że im jej zazdroszczę. Moja nigdy wobec
mnie taka nie była i być raczej nie będzie, bo najzwyczajniej w świecie jej na
to nie pozwolę. Zazdrość nie jest dobra, uświadamia, czego nam brakuje, a wtedy
my za wszelką cenę chcemy to osiągnąć, przywłaszczyć sobie. Z mojej strony jest
to zdrowa zazdrość.
Wiesz, czasami zazdroszczę ludziom tej
bliskości między sobą. Kiedyś też ją miałam, ale chyba mam do niej prawo, odkąd
to w jeden dzień wszystko, co było dla mnie ważne, runęło? Bezpieczny mur
zawalił się od środka, nie zdołał mnie ochronić przed prawdą i brutalnością
rzeczywistości.
Wiele razy zastanawiałam się, dlaczego
akurat wtedy musiało się to stać. Znam przebieg tamtego dnia na pamięć, prócz
dwóch godzin przed podpaleniem placówki. Próbowałam wszystkiego, by sobie to
przypomnieć, ale każda próba spełzła na niczym. Choć ja i tak doskonale
wiedziałam, co się wydarzyło, nie dopuszczałam tego do siebie. Nie chcę
wierzyć, że ona była do tego zdolna.
Ostrzegała, a ja jej nie posłuchałam.
Szłam z górki prosto przed siebie,
zatracona w swoich myślach. Rzadko kiedy zdarzało mi się coś rozpamiętywać. To
jak rozdrapywanie ledwo zagojonych ran. Odrywa się strup po strupie, aby świeża
krew szybko wypłynęła wraz z innymi truciznami, co na koniec dałoby szybszy
proces gojenia.
W dole widziałam sylwetki trzech
chłopaków, mam nadzieję, że Tom dał sobie spokój i też schodzi. Chociaż mógłby
użyć sanek, jego są zdatne, nie to co moje.
Najwyższa z postaci machnęła do mnie, zaś
dwójka stała z założonymi rękoma i czekała, aż zejdę.
Gdzieś tak w środku poczułam ciepło. Być
może dziwnie to zabrzmi, ale poczułam, że do kogoś należę. A należę do grupki
czterech chłopaków, lubiących mnie. Takie odnoszę wrażenie i dziwię się, prawie
niedowierzam. Już jakiś czas temu pogodziłam się, że jestem skazana na
samotność w tłumie ludzi. Przynajmniej tutaj. Wyjazd z Nickiem był moją jedyną
szansą.
Zanim zjawili się oni i szczerze mnie
polubili, a ja ich. Początki nie były łatwe, wciąż mam wrażenie, że ta
znajomość jest spisana na straty. Oni, jako zespół, nie zostaną tutaj na długo.
Są w trakcie tworzenia dwóch płyt, przy czym jedna jest prawie już skończona.
Nie zagrzeją tutaj miejsca, podobnie jak i ja.
To egoistyczne. Ale czy nie mogę przez
chwilę poczuć się potrzebna, szczęśliwa? Choć przez marną sekundę, kilka
niezapomnianych minut? Oczekuję od życia za dużo?
Wiem, że nie jest ono sprawiedliwe, lecz
czy aż tak wysoko ceni się chwilę szczęścia? Ciepła na sercu, szczerej radości
duszy? Niewymuszonego uśmiechu?
Jestem wrażliwa, problem w tym, iż tak
łatwo można to zauważyć i przechylić na swoją szalę wygranej.
Zbliżałam się do chłopaków, lecz dojście
do nich na własnych nogach nie było mi pisane. Bowiem od tyłu poczułam, jak
ktoś łapie mnie za biodra. Kompletnie się tego nie spodziewałam, toteż nie było
żadnego oporu z mojej strony. Tom bez trudu przerzucił mnie sobie przez ramię,
jakbym nic nie ważyła.
Musi sporo pakować na siłowni, bo ja
zdecydowanie do osób lekkich nie należę, co jest jednym z moich kompleksów.
– Puścisz mnie? – spytałam, próbując
wyswobodzić się z niewygodnej pozycji.
Nie powiem, widok na jego tyłek w tych
wielkich spodniach nie był kuszący, z chęcią zamieniłabym go na coś innego.
– Nie ma takiej opcji, kłamczuszku –
odpowiedział, schodząc w dół.
Po kilkunastu krokach przestałam się
wierzgać, gdyż Kaulitz i tak by mnie nie puścił. Złapał mnie tak, że mam
ograniczone ruchy, co powoduje, iż walka jest od razu dla mnie przegrana.
– Nie chcesz odpowiedzieć na tamto
pytanie, więc zmuszać cię nie będę. – Oh,
Bogu dzięki, jakiś ty łaskawy. – Choć odpowiedź jest kluczowa, ale jak tam
sobie chcesz. – Wzruszył ramionami, przez co podniosłam się na ułamek sekundy
do góry. – Wracamy do punktu wyjścia. Ciekawi mnie to od rana, w domu w jakim
języku mówisz?
Westchnęłam, lewe biodro wbijało mi się w
jego ramię, co odczuwałam przy każdym ruchu.
– Gdy jestem sama lub z bratem, to po
angielsku, kiedy wracają rodzice, wraca i niemiecki – odparłam z obojetnością.
Zerwał się silny podmuch wiatru, który
uniósł nieznacznie materiał granatowej bluzy do góry.
W tym momencie szeroko otworzyłam oczy,
przerażona jedną myślą. Jeśli podwinie mi się bluza, odsłonią się moje gołe
plecy, a wraz z nimi blizny. Wystarczy jeden ruch, by Tom je zauważył, a wtedy
zaczną się kolejne pytania, na które wolałabym nie odpowiadać.
Znowu się zestresowałam, czułam panikę w
gardle. On nie może zobaczyć tych blizn, w szczególności, że tak łatwo jest je
teraz zauważyć.
– Tom – usiłuję przybrać groźny, chłodny
ton, lecz ściśnięte gardło nie chce mnie słuchać i zamiast powagi, z moich ust wydobywa się skrzek. – Puść mnie –
nalegam ostrzejszym głosem, czując, jak spina się całe ciało.
– Mówiłem, że tego nie zrobię – odmawia,
gdy już prawie jesteśmy przy reszcie zespołu.
– Puść mnie, bo cię ugryzę – ostrzegam,
biorąc w ręce materiał żółtej koszulki.
– Nie ugryziesz. – Był tego pewien.
Pod tym względem przypominał mi Taya. Obaj
nie wierzą w to, co mówię, obaj są zbyt pewni siebie, wręcz aroganccy i obaj
mają wielkie poczucie humoru, którego mi tak często brakuje.
Jeśli mi na czymś zależy, zrobię wszystko.
A teraz zależy mi na tym, żeby nie
dowiedział się o moich przeżyciach.
Bez zastanowienia podciągnęłam jego
koszulkę, po czym ugryzłam go w bok. Momentalnie puścił mnie – nie spodziewał
się tego, choć ostrzegałam. Upadłam na lewy bok, uważając na twarz.
– Ugryzłaś mnie – powiedział z
niedowierzaniem Tom, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. – Widzieliście?
Nicka mnie ugryzła.
Nie wiem czy bardziej się chwalił, czy skarżył.
Wstałam, przeszłam obok niego z
satysfakcją i stanęłam przy chłopakach.
– To kto wygrał? – zagadnął Georg,
odwracając się w stronę ulicy.
– Tom, a gdzie twoje sanki? – zapytał Bill
w tym samym czasie, co przyjaciel.
– Remis. A sanki… nie wiem, gdzieś są.
– Nieprawda. Ja wygrałam – dodałam szybko.
– Pogódź się z przegraną, to ty wpakowałeś nas w ten słup. Więc wisisz naszej
trójce – kolejno wskazałam siebie, Geo i Gustava – porcję lodów. Teraz.
– Ale tobie nie kupię, domagam się
odszkodowania za naruszenie nietykalności cielesnej. – Pokazał zaczerwienione
miejsce na ciele ze śladami moich zębów. Nie sądziłam, że ugryzę tak mocno…
– To twoja wina. Ostrzegałam, że to zrobię
– mówię nonszalancko.
Piątką ruszyliśmy w stronę najbliżej
otwartej kawiarni, gdzie drużyną odbierzemy nagrody. Trochę naciągane, ale kto
by się tego czepiał?
Teraz sobie uświadomiłam, że będzie to mój
pierwszy posiłek tego dnia. Pięknie, dziwne, że wcześniej organizm nie domagał
się jedzenia.
*~*
Tom nie był zachwycony faktem, że po raz
kolejny przegrał z dziewczyną, na dodatek z Nicką. Trudno mu przyjąć do
wiadomości, że ktoś jest w czymś lepszy od niego. Tak więc z grymasem kupował
słodkości całej trójce. Na domiar jego niezadowolenia, Nicka wzięła wszystkiego
po trochu. Jego miny w tamtym momencie nie da się opisać. Była bezcena i aż
żałuję, iż nie udało mi się jej uwiecznić.
– To fo telas? – odezwał się Hagen z bitą
śmietaną na nosie.
– Musimy wracać do studia – odparłem,
wkładając dłonie do kieszeni kurtki. – Przypuszczam, że przesiedzimy tam
jeszcze z dwie do trzech godzin i wracamy, a jak nie, to zostajemy ile będzie
trzeba. Chyba żadnemu to nie przeszkadza, prawda?
Popatrzyłem na wszystkich.
Tom zostanie, jeśli będzie taka potrzeba,
Nicka nie musi, zaś Georg i Gustav nie wyglądali na przekonanych.
– Wiesz – zaczął ten pierwszy, przeciągając
pierwszą sylabę – dzisiaj Walentynki, a ja jestem umówiony. I tego… Muszę tam
być.
– Ano tak, oczywiście – przypomniałem sobie,
że coś o tym wczoraj wspominał. – Najwyżej zostaniemy z Tomem i dokończymy, co
będzie trzeba.
Niespecjalnie przeszkadzało mi to, że cała
trójka może załatwić sobie świetny wieczór z towarzystwie dziewczyny, kiedy ja
będę siedział sam i oglądał jakieś filmy bądź przesłuchiwał nagrania.
– A Nicka? Masz jakieś plany na ten
wieczór? – zaczepił dziewczynę Tom.
– Jak na razie cały dzień w twoim
towarzystwie mnie przytłacza, ale próbować dalej możesz. – Puściła mu pawie
oczko, po czym wyrzuciła chusteczkę do kosza na śmieci.
– Ale ja nawet… – zaczął protestować.
Uśmiechnąłem się pod nosem, uważnie
słuchając.
– Wiem – ucięła, śmiejąc się pod nosem i zakładając kaptur.
Doszliśmy do skrzyżowania, gdzie czekał na
nas ochroniarz. Po kolei wsiedliśmy do auta, które miało nas zawieść z powrotem
pod studio. W samochodzie panował ścisk, przez co połowę drogi przebyłem przyciśnięty
policzkiem do lodowatej szyby.
Będąc już na miejscu, rozdzieliłem zadania
każdemu z nas. Tymi sprawami zajmowałem się zawsze ja. Wiadomo, że jestem
zorganizowany i wolę mieć wszystko pod swoją kontrolą. I oni to szanowali, nie
wtrącali się do tego, co znacznie ułatwiało mi pracę.
Tym razem nie było problemu z piosenką,
którą wcześniej mi nie wychodziła. Chyba przewietrzenie się było dobrym
pomysłem. Jak przypuszczałem, my musieliśmy zostać dłużej, by dokończyć, co
trzeba.
Zaparzyłem herbaty dla naszej trójki i
przyniosłem do pokoju, w którym aktualnie przesiadywaliśmy. Podałem kubek z
parującą cieczą dziewczynie. Nie wyglądała zbyt dobrze, jej czas spędzony na
dworze nie wyszedł na dobre.
– Dziękuję – wychrypiała, biorąc ode mnie
kubek, po czym usiadła w siadzie skrzyżnym na kanapie.
Usiadłem obok, biorąc łyk gorącej czarnej
herbaty. Ciecz spłynęła przełykiem, a jej ciepłota szybko rozeszła się po całym
moim ciele.
– Masz może naszą ulubioną piosenkę? –
spytałem na rozluźnienie atmosfery.
Zadziwiające, jak szybko nastrój człowieka
może ulec zmianie. Cieszę się, i to ogromnie, że Nicka choć trochę zdołała się
przed nami otworzyć. Przez te tygodnie nie zrobiła tak dużego postępu, jak w
ciągu dzisiejszego dnia.
Mam nadzieję, że nam zaufa. Ona potrzebuje
przyjaciół, od razu to widać. I może się tego wypierać, ile chce, ale każdy
potrzebuje drugiej osoby, z którą mogłoby się porozmawiać w każdej, dowolnej
chwili. A nocny telefon jest tego idealnym przykładem. Zależy mi na niej, na znajomości z nią. Jest niezwykle
interesującą osobą, no i po raz pierwszy spotykam się z faktem, iż plotki są
tak bardzo sprzeczne z prawdziwym zachowaniem drugiej osoby.
– Hm – mruknęła, zastanawiając się. – Tak naprawdę
to żadnej waszej piosenki jeszcze nie słyszałam i trudno ocenić mi tylko po
tekście. Na teraz nie mam waszego ulubionego utworu.
– To daj znać, jak już będziesz wiedzieć –
poprosiłem, nawiązując kontakt wzrokowy z bliźniakiem.
– Ej, Tom? Z czego masz wykonaną kostkę
gitarową? – rzuciła ze szczerym zainteresowaniem w głosie. – Drewno, skóra, kość
słoniowa, bursztyn, pancerz żółwia?
– Z kości słoniowej. Każdy materiał wydaje
inny dźwięk. Szylkret* ma bogate i złożone brzmienie, przy czym jest
niezniszczalna; kamień daje unikalny dźwięk i ma o wiele wyraźniejsze
brzmienie; drewno brzmi ciepło i naturalnie, ale jest zbyt kruche. Zawsze
chciałem spróbować gry z kostką z włókna węglowego, ale jakoś nie było okazji.
Wybrałem kość słoniową, bo najbardziej mi odpowiada, a po za tym, to od niej
zaczynałem przygodę z gitarą.
Oboje pogrążyli się w rozmowie, widać, że
wpadli na wspólny temat. Każde z nich miało ciekawostki, które z chęcią i uwagą
słuchałem, a kiedy było trzeba, to i ja włączałem się do konwersacji.
Czas leciał, herbaty ubywało. Całą swoją
uwagę skupiłem na Nice, na jej mimice właściwie. Może dzięki temu łatwiej
będzie mi ją poznać. Co jakiś czas zerkała na mnie ukradkiem, bowiem czuła mój
wzrok na sobie, a ja odpowiadałem jej ciepłym uśmiechem.
Przerywając rozmowę, do pomieszczenia
wkroczył rosły mężczyzna z dwoma pudełkami wypełnionymi po brzegi listami oraz
paczkami.
– Poczta walentynkowa – ucieszyłem się,
klaszcząc w dłonie.
Teraz to do rana stąd nie wyjdziemy.
Musimy to wszystko przejrzeć. Odpisywać nie będziemy, choć bardzo bym tego
chciał. Zadziwia mnie to, ile fani są w stanie zrobić dla swoich idoli. Wtedy
nie odbieram ich już jako fanów, bardziej jak rodzinę. I to jest cudowne,
dlatego też uwielbiam wszelkiego rodzaju listy do nas. Dowiaduję się, jak
wyglądam z perspektywy drugiego człowieka, jak mnie odbiera i jakie ma ogólne
zdanie o mnie.
*Szylkret - masa pozyskiwana z pancerzy żółwi.
~
Unnecessary – Lepiej późno niż wcale. A nosi to imię ze względu na to, że ja go nienawidzę, więc niech chociaż jej się podoba. Jak na razie musi na mnie poczekać, inne wydatki się uzbierały. Sama nie przepadam za polską muzyką, tekst wydaje się płytki i nasz język jakoś źle komponuje się z instrumentami. Po prostu mi się to nie podoba, nie mój gust muzyczny, i tyle. Dziękuję, dużo czytam i staram się wyciągać, co najlepsze z tych tekstów. Jestem bardzo krytyczna i wymagająca dla siebie, co na dłuższą metę staje się męczące, ale wiem, że to dla mojego dobra i z tym czuję się o wiele lepiej. Mogę, mogę i dziękuję. No tak, pozwolę sobie na małą poprawkę, prawdę zna tylko ona, Nick i Tay. Ona ma dokładnie ten sam problem, potrzebuje jasnego dowodu na to, iż może zaufać danej personie, nie chce popełnić po raz drugi tego samego błędu i obdarzyć zaufaniem nie tych ludzi, co trzeba. Stoczą bitwę, ale czy przypadkiem nie na marne? Czarne chmury już od dawna chodzą za tą dziewczyną. Nie pogniewasz, bo wracam i mam nadzieję, że dotrwam.
Lovegood Adrianna – Nie wiem czy potraktować to jako komplement, czy też nie. Rozdział i tak jest dłuższy od tych, co wstawiałam na początku, więc jestem zadowolona. Jak ja nie lubię określenia "dragi" jest takie mało formalne. Wiesz, wydaje mi się, że o takich sprawach powinno mówić się głośno. Dobrze, że Tom zapytał się Nicki o to, przynajmniej pozyskał potrzebne mu informacje. Hm, zdaje mi się, że jak już się ktoś przyzwyczai do krótkich i zwięzłych odpowiedzi bohatera, to potem inne, bardziej rozbudowane, wydają się być aż za długie. Sympatia, od jakiegoś czasu. Tylko że widzisz, sama się przed nimi broni i te reakcje wychodzą z lekkim opóźnieniem. Słuchaj, nie było mnie przez miesiąc, muszę się zrehabilitować i na nowo "wczuć" w bohatera. Wszystko wyjaśnia się w epilogu, tra la la la. O matko, dziękuję (tylko że ta fabuła wcale nie jest dobra, jest oklepana i przewidywalna). Ślepa jesteś, ja wyłapałam jeszcze kilka. Ja zawsze piszę w godzinach nocnych, najlepsze teksty wtedy do głowy przychodzą. Dotyk? Obawiam się, że nigdy. Jak się postarasz, to i z fortepianem da się miziać.
Marta Rys – Oj, to ja może po prostu zacznę dodawać rozdziały, jak już wrócisz z Niemieckiego? Lubisz, lubisz, tak tylko sobie mówisz. Ano AKURAT Kasabian, bo to mi się przyda, a na dodatek Nick jest fanem MCR, więc wiadomo, że się czasami o to gryzą. A Toma sama nie lubię, ale no wiesz... Nicka, Tom, Tom, Nicka. Tak, zrobiłam to specjalnie dla Ciebie, teraz w sumie też bardziej na Tomie się skupiłam, to przez tą grupę. Pianino wyszło mi zajebiście, miało być coś jeszcze, ale zostawiam to na później .No dodaję systematycznie! Mi też tego opowiadania brakowało, i w ogóle mam nadzieję, że będzie coraz lepiej.
Sonia Szyndlarewicz – O, dziękuję. Wyobraź sobie taki uśmieszek na mojej twarzy, podstaw do tego rysy Nicki i obraz masz w głowie gotowy tej sceny. Mój ulubiony, Monsoon, wybrałam tylko dlatego, iż kiedyś na Youtubie znalazłam, jak Tom to śpiewa i się zakochałam. Wykonanie starszego Kaulitza o wiele bardziej mi się podoba.
Następny rozdział- 15.04
Następny rozdział- 15.04
Wspaniały rozdział, jeszcze tak bardzo zainteresował mnie wątek tego pożaru. Jejciu, chcę już wszystko o nim wiedzieć! Musiał być ogromny, skoro Nicka ma blizny na plecach, które widać przy odkryciu skrawka bluzki. Mam nadzieję, że szybko zdradzisz nam tajemnice pożaru. Czekam z niecierpliwością i życzę dużo weny ;-)
OdpowiedzUsuńP.S. Ta uwaga Nicki o czole Toma... Bezcenna.
Macanko było, w sumie niezłe, ale do końca liczyłam, że jednak ona pokaże te blizny. Ale znając ciebie, to albo wcale nie nastanie, albo nastanie późno.
OdpowiedzUsuńNareszcie się Geo odezwał :p On prawie nic nie mówił w poprzednich rozdziałach.
Jak już mówiłam: śnieg+lody+herbata = CZARNA ŚMIERĆ.
W sumie Nicka coraz bardziej się oswaja, ale nadal mam wrażanie, że traktuje ich nieco protekcjonalnie.
Kiedy wrócą Nick i Tay?!
Przepraszam, że tak krótko. Naprawdę przyjemny był ten rozdział, łatwo się wczuć w sytuację, bo opisujesz bardzo dokładnie to, co robią, a nie tak chaotycznie, półsłówkami, jak ja. Lubię mieć wyłożoną kawę na ławę - dzieje się to, to i to, konkretnie.
Sorry, że komentarz tak późno, ale NAPRAWDĘ WYŁĄCZYLI MI INTERNET, poza tym tobie taki koment zajmuje z tydzień ;-;
Weny życzę <3 I poczucia samozadowolenia :)
P.S. Zgadzam się z Sonią - wątek pożaru i Taya jest najciekawszy.
Leżę i nie wstaje XD Ty naprawdę nawet w ff musiałaś przemycić swoją największą pasję życiową czyt. Czoło Toma Kaulitza XD Wgl tyle Tommy' ego i Nicki ostatnio aw, ale już nie wytrzymuje tego czekania o co chodzi z Tay'em, tym pożarem etc. Zamęczysz mnie tym :C. Do tego Tom jest zły ;-; jak mógł zniszczyć magiczne sanki jeżdżące po asfalcie (no dobra osniezonym asfalcie) . Dobra nvm co napisać weny i srutututu <3 luv u
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, widzę że Nica i Tom i Bill coraz bardziej sie lubią, co jest mega plusem dla mnie :D
OdpowiedzUsuńKobito, Ty się na tym wszystkim znasz ( mówie tutaj o możliwościach tworzenia piórka/kostki lub o tym, że wokalista aerosmith ma zaniki pamieci) czy wyszukujesz takie inf? xd
Jestes genialna !
Podoba mi się dociekliwy Tom. Mimo że z Billem jakoś cieplej i łatwiej złapać kontakt, mam wrażenie, źe Tom będzie pierwszy jeśli chodzi o jej sekrety.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nie zrezygnowałam z tego opowiadania.
OdpowiedzUsuńI nadal jej nie pocałował! Co za leszcz! <3
Przez ciebie zatęskniłam za dniami kiedy mogłam zakopać się w cieply kocyk z herbatką. No ale przy dzisiejszej pogodzie to niemożliwe xD
Mówiłam, ze kocham to opo?
Kurcze,myslalam ze Tom zobaczy jej blizny i zaleje kolejna fala pytan xd. Uwielbiam gdy Nicka go zawstydza albo gasi xd usmiech sam maluje mi sie na twarzy :)
OdpowiedzUsuń