środa, 31 grudnia 2014

Rozdział 17

Zauważyliście? Nowy szablon. Zauważyliście, prawda? Co o nim sądzicie? Mnie się nawet podoba, zwłaszcza, że sama go wykonałam, także ja się tam z niego cieszę, a Wam? Jezu...jaka ja jestem upierdliwa.



Czułam się obco jadąc jednym samochodem z Simone. To takie stresujące, bo nie znam tej kobiety, a ona wydaje się być taka odstresowana i zrelaksowana. Być może jest to spowodowane tym, że jest starsza i dokładnie wie czego chce. A w tym momencie wymaga czegoś ode mnie.
Zatrzymując się na czerwonym świetle przed jednym z największych skrzyżowań w mieście, zaczęła mi wszystko tłumaczyć. Ale tak naprawdę wszystko, od podszewki. Przez to poczułam się jeszcze bardziej nieswojo, nie byłam przyzwyczajona do takiego typu rozmów. W ogóle jestem przyzwyczajona do bardzo niewielu rzeczy, więc w sumie było to zrozumiałe. No przynajmniej dla mnie.
Opowiadała mi przez całą drogą, a ja słuchałam jej tylko jednym uchem, gdyż świat za szybą wydawał mi się o wiele ciekawszy niż to, co miała mi do powiedzenia blondynka. Wyłapywałam co ważniejsze informacje, a gdy mnie coś bardziej zainteresowało, byłam w stanie oderwać wzrok od świata zewnętrznego i dokładnie się jej przyjrzeć, kiedy mówiła. Dobrym słuchającym nie jestem, ale obserwator ze mnie niczego sobie. Dlatego też przykładam tak małą wagę do tego, co mówię ja lub inni, a skupiam się na mimice twarzy, ruchach, jakie się wykonuje, gestykulacji, która pomaga w jakiś sposób nam lepiej ubrać myśli w słowa, czy też na czynnościach, które wykonujemy w czasie swoich opowieści. Zdarza mi się lepiej poznać osobę po jej zachowaniu, niż po tym, co mówi. Gdyż, jak wiadomo, nie zawsze opowiadamy słowa będące prawdą lub, co gorsza, są one zupełnie sprzeczne z tym, co zaraz zamierzamy zrobić.
Prosty przykład: Siedzisz sobie z przyjaciółmi, zajadacie się pysznie wyglądającymi kanapkami, przygotowanymi przez mamę jednego z przyjaciół. Przekazujecie sobie wszelakie informacje lub zdarzenia, wymieniacie się między sobą plotkami na temat, który najbardziej was interesuje i śmiejecie się z siebie nawzajem. Potem przychodzi czas na umawianie się w sprawie wyjścia, na które czekacie już od dość długiego czasu. Po krótkich potyczkach słownych macie już wszystko ustalone. Miejsce, czas, datę, a nawet, co będziecie robić w danym miejscu. I nadchodzi ten dzień, problem w tym, że jedna osoba rozpierdala ten cały plan, robiąc coś zupełnie innego, a do tego próbuje wam mydlić oczy oraz wmówić wam jakąś rzecz, o której w ogóle nie było mowy,
Dobra, może ten przykład nie jest zbyt dobry, ale ważne, że ja wiem o co w tym wszystkim chodzi. Nie rozumiesz toku mojego rozumowania? Pocieszę cię, nie jesteś sam. Ja też siebie czasami nie do końca rozumiem. Czasami dziwię się, co może zakwitnąć w tej mojej wielkiej głowie. Strach mnie ogarnia, gdy wyobrażam sobie, że mogłabym wszystko wprowadzić w życie. Z pewnością moje pomysły mogłyby kogoś poważnie skrzywdzić oraz dodatkowo zrobić niezłą miazgę z mózgu. Wyobraźcie sobie, że biorę czyiś mózg- załóżmy, że Dominicka- i zaczynam gadać do niego moje chore teorie. Już widzę, jak próbuje ode mnie uciec, a ja skutecznie mu to uniemożliwiam, przez co musi ciągle mnie słuchać. Po wysłuchaniu co najmniej pięciu pomysłów zrobiłaby się z niego różowa papka, a tylko gdzieniegdzie byłoby widać strukturę mózgu, lecz przeważnie byłaby z tego gładka masa.
Okay, moje myśli są obrzydliwe. Mózg Nicka jakoś to znosi, ale co innego z mózgami bliźniaków. Chyba za bardzo odbiegam od tematu, czy ja zawsze muszę myśleć o tych wszystkich rzeczach na raz? Robi się to nieco uciążliwe.
Skupiłam się na postaci, siedzącej obok mnie. Czujnym spojrzeniem trzymała się drogi, którą dążyłyśmy do celu. Lekko się uśmiechała, mrużąc przy tym zabawnie oczy. W tym momencie wydała mi się strasznie podobna do Billa i Toma. Razem tworzyli w mojej głowie roześmiane chochliki, które tak na mnie wpływały, że wprost nie mogłam się nie uśmiechnąć. Każde z nich emanowało dużą ilością pozytywnej energii i nie dało się oprzeć im urokowi. Sympatyczna rodzinka, nie ma co. Co jakiś czas pomagała sobie w mowie rękoma, choć nie odrywała dłoni od kierownicy, a czasami zerkała na mnie swoimi czekoladowymi tęczówkami. Wyglądała jakby była wobec mnie zupełnie szczera i mimo dużej różnicy wieku nie traktowała mnie, jakbym była z niższej sfery.
Spotkałam się z tym, że dorośli przeważnie patrzą z góry na nastolatków. Według mnie jest to niedorzeczne, bo przecież każdego powinno się traktować z należytym szacunkiem, a przede wszystkim trzymać na równi ze sobą. Problem w tym, że dorośli uwielbiają faworyzować dzieciaki, przez co reszta czuje się gorsza, mniej ważna. Cóż, tak nasz świat został zbudowany i niestety jedna osoba nie jest w stanie go zmienić. Bo to nie świat jest zły, a ludzie na nim mieszkający. Przebrzydłe bestie, które niczym nie różnią się od drapieżników, polujących na potencjalną ofiarę.
Za to zdążyłam ją polubić, bo traktowała mnie normalnie. Nie patrzyła na to, jak wyglądam- a przynajmniej mam taką nadzieję- co sobą reprezentuję ani na to, jakie relacje łączą mnie z jej synami.
Z tego, co udało mi się wyłapać z jej rozmowy, wychodziło, że cały zespół pojechał na jakiś występ do innego miasta w Niemczech. Mają mieć tam dwa wywiady oraz coś jeszcze. Pewnie coś ważnego, ale po co mi taka wiedza? Nie interesuje mnie to. Jeszcze… I to dlatego nie ma ich dzisiaj, jutro chyba też, w domu. Więc wczorajsze wahanie Billa podczas wieczornej rozmowy zostało wyjaśnione. Co do tego, co Simone zamierza zrobić, to wiem tylko, że jedziemy do centrum handlowego i że mamy coś tam kupić. Czasami żałuję, że nie potrafię skupić się dostatecznie na rozmowie, żebym potem nie musiała ciągle się pytać, o co tak właściwie chodzi.
Po zaparkowaniu auta obie wysiadłyśmy z niego, po czym ruszyłyśmy w stronę wejścia do galerii. Na parkingu było dość mało ludzi, choć w środku pewnie się od nich roi.
- Na początku pójdziemy do zoologicznego- powiedziała Simone, kiedy zjeżdżałyśmy po ruchomych schodach na poziom niżej.- Muszę zaopatrzyć Kasimira w karmę i nową obrożę. Koty mają tendencję do częstego gubienia swoich rzeczy.
- Macie państwo kota?- spytałam ze szczerą ciekawością, bo jak dotąd nie udało mi się zobaczyć tego pupila.
- Mamy i niezły z niego rozrabiaka. Chłopcy o nim nie wspominali?- zdziwiła się.
Mijałyśmy śpieszących się ludzi w ślimaczym tempie. Z tego co się orientuję to sklep zoologiczny jest na samym dole, więc mamy jeszcze dwa piętra do zejścia.
- Jakoś nie wspominali- rzekłam, poprawiając plecak na ramieniu. Nie wiem, jakim cudem to robię, ale mój plecak zawsze jest tak samo ciężki i wygląda jak napakowany tysiącem zbędnych rzeczy.
- A to dziwne, bo z Billa to straszna gaduła jest. Przysięgam, czasami buzia nie zamka mu się przez dobre minuty.- Znów na jej ustach zagościł ciepły uśmiech.
Uśmiechnęłam się głupio do siebie.
- Chyba tak, nie mam zdania- odpowiedziałam w miarę normalnie, chociaż w moim głosie dało się wyczuć lekkie rozbawienie.
- Niedługo się przyzwyczaisz- zapewniła.- Z tego, co zauważyłam to chyba się polubiliście.
- „Chyba” to dobre słowo, do końca nie jestem pewna. Musi pani wiedzieć…
- Mów mi Simone- przypomniała, kładąc mocny nacisk na ostatnie słowo.
Nie lubię zwracać się do dorosłych na Ty, ja nawet nie potrafię tego zrobić. Wydaje mi się to wtedy nie na miejscu. Matka zawsze kazała mi się do siebie mówić z szacunkiem i nie była dla mnie przyjaciółką, jak inne matki dla swoich dzieci. Sprawiało mi to duży problem, bo w jakiś sposób nie była mi przez to bliska. A patrząc na Simone, mam wrażenie, że ona jest taką przyjaciółką dla wszystkich, Dobrze to o niej świadczy, gdyż podziwiam takie osoby.
- Musisz wiedzieć, że jestem małomówna i lekko nieśmiała- powiedziałam niepewnie, wciąż czując się niekomfortowo.
Weszłyśmy do sklepu, który był naszym pierwszym celem. Od razu po wejściu do niego do moich nozdrzy doszedł mocny zapach trocin, wody z akwarium, plastiku oraz karmy dla zwierząt. Nie wiem jak, ale ta specyficzna woń dodała mi odwagi, której właśnie w tym momencie zaczynało mi brakować.
- Rozumiem. Przynajmniej nie będzie ci przeszkadzać, kiedy oni będą wciąż nawijać i zmieniać tematy jak rękawiczki- zaszczebiotała, kierując się w stronę półek z jedzeniem dla czworonogów.
Swoją droga mojemu też wypadałoby coś kupić, zdecydowanie mu się należy. Chociażby za to, że zaczyna być bardziej ufny. Takie zachowania powinno się nagradzać i ja właśnie mam zamiar to uczynić.
- Simone, nie przeszkadza ci to, jak wyglądam?- Zadałam pytanie, które chodziło już za mną od dłuższego czasu. Wiem, że jest ono dziecinne, ale wolę się upewnić, niż potem wysłuchiwać obelg zza moich pleców.
Chwyciła pudełko z suchą karmą o smaku drobiu, po czym odwróciła się w moją stronę i lustrując wzrokiem, rzekła:
- Nicka, wygląd ma dla mnie najmniejsze znaczenie. Ważne, żeby to tobie się on podobał, i żebyś to ty się w nim dobrze czuła. Od małego powtarzam to moim chłopcom, w końcu każdy z nim ma inny styl, który niekoniecznie musi podobać się ludziom.- Zbliżyła się do mnie o parę kroków.- I, nie. Nie przeszkadza mi twój wygląd. Poprzez ubrania wyrażamy po części siebie, lecz o nas świadczy tylko to- mówiąc to, postukała lekko tuż nad moją piersią wskazującym palcem.
Odwróciła się do mnie tyłem, by zaraz potem ruszyć w stronę stanowiska z akcesoriami dla pupili.
Podążyłam słusznie za kobietą, uważnie rozważając jej wcześniejsze słowa.
Przeważnie spotykałam się z ostrą krytyką, jeśli chodzi o mój wygląd zewnętrzny. Raz wyszła z tego powodu mocna kłótnia, która przerodziła się w dziewczęcą bójkę z jedną z przedstawicielek szkolnego samorządu. Była poważna do tego stopnia, że obie musiałyśmy porozmawiać z dyrektorem placówki. Skutkiem było zawieszenie mnie w prawach ucznia na tydzień, natomiast ona straciła swoją pozycję z szkole. I to wszystko za sprawą włosów w fioletowym kolorze. Tak, w podstawówce miałam jakąś fazę na tą barwę. Więc słowa pani Kaulitz- chociaż w myślach mogę się tak do niej zwracać- lekko mnie zaskoczyły. Szczerze to spodziewałam się innej reakcji.
- Dodatkowo podoba mi się ten turkusowy, jest taki żywy- zagadnęła, przeglądając najróżniejsze obróżki dla kota.
- Dziękuję- wydukałam zdezorientowana.
- Nie często słyszysz komplementy…?- bardziej stwierdziła niż zapytała.
- Raczej unikam się ich słyszeć, co prawda brat nie szczędzi sobie docinek wobec mnie, ale to facet, więc łatwo zrozumieć takie postępowanie.- Wzruszyłam obojętnie ramionami- Szuka pani czegoś konkretnego?
- Simone, mów mi po prostu Simone- zaśmiała się, a mnie dopadło dziwne wrażenie, że naprawdę woli, bym się do niej zwracała w taki sposób.- I nie. Potrzebuje tylko małą, prostą oraz chłopięcą obrożę dla leniwego kota. No dobrze, leniwy nie jest, ale wygląda na takiego- dodała po chwili namysłu.
Przyjrzałam się zawartości półki. Było tu tak wiele różnorakich akcesoriów, że ciężko byłoby wybrać tylko jedną. Wzrok błądził po wszystkich materiałach, lecz wciąż nie mogłam go utkwić w jednej rzeczy dłużej niż na kilka sekund. Ostatecznie moje oczy spoczęły na szarej obróżce bez zbędnych dodatków, prócz małego kawałka metalu w kształcie rybki, który był przeznaczony do zapisania na nim adresu, gdyby kot się zgubił.
Chwyciłam ją w dwa palce i podałam stojącej obok mnie Simone.
- Masz dobry gust- pochwaliła mnie.- Tego właśnie szukałam, to wszystko stąd. Chodź.
Odłożyłam resztę trzymanych rzeczy, po czym skierowałam się ku kasie, przy której stał, a właściwie leżał znudzony bądź też bardzo zmęczony sprzedający. Po drodze zgarnęłam kość do gryzienia dla Hunta oraz kilka smakołyków, na które będzie musiał zasłużyć, gdyż zamierzam nauczyć ko kilku sztuczek.
Osobno zapłaciłam za swoje rzeczy, choć Simone próbowała mnie przekonać, że wcale nie muszę za to płacić, bo przecież to ona mnie tutaj zaciągnęła.
Mam wrażenie, już od jakiegoś czasu, że mama bliźniaków zdecydowanie różni się od znanych mi matek. Nawet bardzo się różni, nie mam pojęcia jak to opisać, ale zdecydowanie łatwiej jest z nią złapać kontakt niż z niektórymi osobami w jej wieku. Choć ciało już nie takie młode, to dusza z pewnością młodociana, a przy tym ma duże doświadczenie życiowe. Ciekawa i niezwykle intrygująca mieszanka.
Zapłaciwszy za zakupy, Simone powiedziała mi, że idziemy do sklepu jubilerskiego, gdzie jej się przydam.
Jako kobieta, tfu, tfu, dziewczyna powinnam mieć o biżuterii jakieś podstawowe informacje, przynajmniej teoretycznie. A w rzeczywistości ta wiedza była u mnie objęta małym zakresem. Gdyby spytała się o coś innego, mogłabym jej o wiele bardziej doradzić, a tutaj to ja do niczego się nie przydam.
Stanęłyśmy przed gablotkami z drogocennymi, jak dla mnie, bransoletkami. Ich blask bił mnie po oczach, dosłownie. Nie no, przesadzam lekko, ale wyglądają olśniewająco.
- Idziemy stąd- zarządziła kobieta, na co ja oderwałam wzrok od świecidełek.- Nie podoba mi się mężczyzna za ladą, jest jakiś podejrzany- mruknęła, odchodząc.- A ceny są zdecydowanie za wysokie, nie tego szukamy.
Przytaknęłam.
Drugi sklep wydawał się bardziej zrównoważony, jeśli chce się patrzeć na wszystko. Różniły się od siebie, co lepiej na mnie wpłynęło, bowiem w tym czułam się swobodniej.
Ponownie podeszłyśmy do szyb, za którymi kryły się przeróżne drobiazgi.
- Potrzebuję twojej rady, bo nie wiem, co może się teraz podobać nastolatkom. Trendy dość często się ostatnio zmieniają, wciąż liczę na lekką pomoc z twojej strony, Nicka- usłyszałam po swojej prawej stronie.
Pokiwałam lekko głową na znak, że jej uważnie słucham.
- Szukam czegoś prostego, a zarazem wyjątkowego- dopełniła, przyglądając się mojej twarzy.
Nie rób nic dziwnego, po prostu odpowiedz.
Patrzyłam na kobietę zdezorientowana,  przecież ma dobry gust, z pewnością coś wymyśli, więc ja nie jestem tutaj potrzebna.
- Dla kogo? Jeśli można spytać- dorzuciłam, unikając jej wzroku.
- Dla bliźniaków, mała niespodzianka.- Zwróciła się ku szybie.- Co sądzisz o tych?
Podążyłam wzrokiem za jej palcem wskazującym.
Jeszcze jako tako znałam się na kobiecej biżuterii, ale męska zdecydowanie odpada.
- Bransoletka czy naszyjnik?- Czułam się jak ekspedientka, która musi tak wyeksponować towar, który ma na sprzedaż, by ludzie zdecydowali się na jego zakup.
- Ty mi powiedz- poprosiła.
- Osobiście wzięłabym bransoletkę, bo wisiorka raczej nie chcieliby nosić. W szczególności Tom. Ale to moja zdanie- dodałam szybko, widząc jej minę.- Więc nie musi pani kierować się moją opinią.
- Simone- przypomniała, oddalając się od sklepu.
Żeby nie zostać w tyle, szybko do niej dołączyłam.
- Jeśli ma być to bransoletka, potrzebuję do niej kilku materiałów. A resztą się sama zajmę.
Ulżyło mi, że tym razem wymigam się od pomocy, w końcu mogło się to inaczej potoczyć.
- Rzemyk jest najważniejszy- powiedziała, wyciągając szyję, aby lepiej zobaczyć stoisko z takimi rzeczami.
Nie wiedziałam, co mogłabym odpowiedzieć, toteż postanowiłam milczeć. Póki mogę.
Znajdując się na miejscu, odeszłam na kilka kroków. Simone zaczęła rozmawiać z kobietą przy stoisku na temat odpowiedniego koloru rzemyka. Rzuciłam przelotne spojrzenie w stronę kobiet, lecz dostrzegając sznurek w kolorze kości słoniowej, zatrzymałam na nich dłużej wzrok.
Kąciki moich ust poruszyły się nieznacznie, by potem przerodzić się w szeroki uśmiech. Byłam zwrócona twarzą do ekranów telewizorów wystawionych w sklepie. Wyświetlały się urywki wyścigów motocyklowych, bez dźwięku wydawało się to nudne, lecz ja znałam cały przebieg rozgrywki na pamięć. Na koniec ukazało się podium z wygranymi. Na pierwszym miejscu Włoch, na drugim Hiszpan i na trzecim Amerykanin.
W dzieciństwie marzyłam o tym, że w przyszłości to ja będę stawać na takim podium, że to właśnie ja będę wygrywać wyścigi. I wiecie co? Wciąż nie wyrosłam z tego marzenia, w szczególności, że zamierzam je zrealizować. Pierwszym punktem, bym mogła je osiągnąć, jest Dominick. A konkretnie jego studia z całą tą przeprowadzką.
Już niedługo.

~
Następne spotkanie dopiero w nowym roku- 07.01
Dobra, miałam ochotę i to naprawdę wielką, żeby skomentować to powyższe, ale się powstrzymam.

Sylwia Szymańczuk- Doprawdy? Ja kocham jabłka, jakbym miała na nie uczulenie to chyba bym się załamała. Są za dobre. Dominick może sprawiać takie wrażenie, ale to jej brat, więc jemu nie wypada być zazdrosnym. Być może jest to też spowodowane tym, że w jakiś sposób jest dla niej przyjacielem i wtedy więzy krwi spadają na niższą półkę. W ogóle, jakby miała takie relacje z siostra to wszystko odbieralibyście inaczej, bo w końcu są to dwie dziewczyny, nie? Z bratem też można się mocno zżyć, a oni właśnie nam to pokazują.
Lovegood Adrianna- Na cukier musisz sobie poczekać, ja nawet nie wiem czy on u mnie zagości. A jak już będzie to obawiam się, że możesz go przeoczyć. Nick wcale nie zniszczył jej rękopisów, to jej wina. Powinna pomyśleć i zamknąć tą fiolkę, ale jej się nie chciało, więc teraz ma za swoje. Posprzątał jej, bo inaczej to by mu żyć nie dała. Mały manipulator. A Simone nie taka straszna, hm? Tak, dziewięć osób się najadło, w szczególności pewna piątka.
Marta Rys- A Ty znowu mi jęczysz o swojej nieporadności, ogarnij się. Tak, musiałam dać AKURAT TĄ piosenkę, wybacz, ale nie mogłam się powstrzymać. Przecież jest taka świetna! Oczywiście, że wybaczamy Nickowi, jemu można wybaczyć wszystko. No prawie... Tom malował Billa już nie raz, także w tej kwestii nie masz nic do gadania. Tak, ja wiem, że Nicka bardzo przypomina Ci mnie, ale bez przesady, są pewne rzeczy, których bym nie zrobiła. Twoje rady są świetne, lecz nawet Ty wiesz, że nigdy z nich nie skorzystam. Tym razem obyło się bez cudownych rysunków mojej siostry w tymże Świętym zeszycie. (Więcej serduszek się nie dało?)

Ostatni dzień roku 2014, a ja kompletnie nie wiem, co mogę Wam tutaj napisać. Cóż, może tak: Życzę wszystkim wspaniałego roku, żeby 2015 był jeszcze lepszy od tego, żebyście zbierali coraz to więcej wspomnień i uwieczniali je gdzie się tylko da, żeby niczego Wam w życiu nie brakowało, a przede wszystkim, żebyście byli szczęśliwi oraz spełniali swoje najskrytsze marzenia, tak jak Nicka.

środa, 24 grudnia 2014

Rozdział 16

Jest trzecia w nocy, a ja zabieram się za przepisywanie dla Was rozdziału... Istne szaleństwo. Poza tym, muszę się przyznać do błędu, jaki popełniłam w poprzednim rozdziale (choć nie powinnam, bo nikt nie zauważył). A mianowicie  napisałam, że Bill zjada jabłko, a przecież wiadomo, i to nie od dziś, że Kaulitz ma na nie uczulenie :') Małe przeoczenie, ale musiałam to napisać. Oczywiście, już nie chce mi się tego poprawiać, więc tak to zostanie. Amen.


16.

Nie wiem, dokładnie ile siedzę w tym cholernie niewygodnym krześle. Ale wnioskuję, że już sporo czasu, bo mój krzyż aż woła o odpoczynek, nogi mimo, iż były w najróżniejszych pozycjach, delikatnie powiadamiają mnie, że chcą uwolnić się od tych spodni i pozbyć się uciskających kostki skarpetek. Kubek po herbacie stoi pusty już jakiś czas. Po trzecim zmienieniu płyty w odtwarzaczu przestałam już liczyć, ile razy przebyłam odcinek od biurka do parapetu, na którym stał.
Lecz nie zmęczenie ciała było najgorsze, być może będę po tym zmęczona i od razu po przyłożeniu twarzy do miękkiej poduszki, usnę, ale przynajmniej wiem, że warto. Najbardziej wkurzyłam się na siebie, gdy dostrzegłam błędy, jakie zrobiłam w tłumaczeniu. Co było zdumiewające, bo wcześniej takie pomyłki mi się nie zdarzały, a wręcz były u mnie rzadkością.
I, jak to ja, musiałam wszystko pisać od początku. To takie irytujące, a gdybym miała przepisywać to trzeci raz, jak Boga kocham, urwania głowy bym dostała. Tyle czasu poświęciłam na jedną, zasraną piosenkę i jeszcze dwa razy muszę ją pisać. Nadgarstek już zaczyna mnie boleć, choć staram się go ignorować, nieprzyjemne kłucie coraz bardziej daje o sobie znać. Na środkowym palcu u prawej ręki ukazał się mały, zaczerwieniony odcisk w miejscu, gdzie trzymałam pióro.
Biurko, gdy zaczynałam pracę, aż lśniło z czystości, zaś teraz znaczną jego część pokrywał czarny atrament. Ciekawe, jak ja się go pozbędę.
Spojrzałam raz jeszcze na blat i doszłam do wniosku, że jeśli wciąż będę tak bałaganić, to nawet nie muszę sprzątać. Na jakiś tam sposób mi się to podoba.
Westchnęłam, po czym zabrałam się za dokańczanie ostatniej zwrotki. Po każdym napisanym słowie dmuchałam na kartkę, by atrament szybciej zaschnął, inaczej tekst stałby się rozmazany i nieczytelny, nawet dla mnie.
Największym minusem pisania tego ręcznie jest to, że nie da się poprawić błędu za pomocą magicznego klawisza „Delete” lub „Backspace”, tylko trzeba skreślić słowo i na górze pisać poprawnie. W efekcie pierwsze tłumaczenie było pokreślone, tak bardzo, że w rezultacie nie mogłabym go tak zostawić.
Dmuchnęłam ponownie na kartkę. Pomimo dosyć głośno grającej muzyki, nie słyszałam nic, prócz bicia własnego serca. Regularny rytm rozbrzmiewał w mojej głowie, był na tyle ciekawy, że stał się pewnym rodzajem muzyki.
Kiwałam głową w nieznanym mi rytmie, uśmiechnęłam się na myśl, że już tylko ostatnie zdanie i będę mogła pójść spać, bez przebierania się w piżamę, bo, jak sądzę, nawet nie zdążę tego zrobić.
Jak to zdanie leci?
Spojrzałam na niemiecki odpowiednik pisanego przeze mnie tekstu. Zleciałam wzrokiem nas sam dół. O, jest.
Czyli jeszcze  Against my will.*
Zadowolona z tego, co udało mi się uzyskać dzisiejszego dnia, odwróciłam się w stronę łóżka. Przymknęłam powieki, pozwalając odpocząć gałkom ocznym od sztucznego oświetlenia, które ewidentnie źle na nie wpłynęło.
Ktoś naprzeciw mnie głośno odchrząknął.
Serce podskoczyło mi do gardła, ciało odskoczyło w tył, wpadając na biurko. Usłyszałam dźwięk przewracanej fiolki i doskonale wiedziałam, co się stało. Zabiję go za to.
Obejrzałam się przez ramię. Tak, jak myślałam, cała kartka była zalana czarną cieczą. Zrobiło mi się przykro, bo naprawdę włożyłam w to sporo czasu.
 Cholera, Dominick! – warknęłam niezbyt przyjemnym tonem.  Ile razy mam ci powtarzać, że do mojego pokoju się puka?! – Podniosłam głos jeszcze bardziej.
Wzięłam w dłonie zalane kartki i od razu zgniotłam. Z wściekłością cisnęłam nimi w brata stojącego na środku pokoju. Wyglądał jakby do końca nie wiedział, co ze sobą zrobić.
 Powiesz coś wreszcie?  zapytałam z wyrzutem, podchodząc bliżej. W oczach miałam łzy. – Musisz mieć coś na swoje usprawiedliwienie, bo nie puszczę ci tego płazem.
 Przeszkodziłem ci?  spytał, jak gdyby nic wielkiego się nie wydarzyło.
Wzniosłam oczy ku górze.
 I ty się jeszcze pytasz? Tak, przeszkodziłeś mi, i to bardzo. Męczyłam się nad tym… – rzuciłam przelotne spojrzenie w stronę zegarka  od sześciu lub siedmiu godzin. Rozumiesz? A wystarczyło, że przyszedłeś i całe moje staranie poszło na marne  załkałam, zaciskając ręce w pięści.
Powiedzieć, że byłam na niego wściekła, to zdecydowanie za mało. Czekało mnie trzecie zmierzenie się z tym nieszczęsnym utworem.
 Po co ty się tak starasz, co?  Przeszedł obok mnie, by następnie z gracją opaść na pościelone łóżko. – To zadufane w sobie gwiazdy, które nie patrzą na to, jak się starasz. Mają to w dupie. I ty, Nicka, doskonale o tym wiesz. Odpuść sobie i po prostu przysiądź do komputera. Zrobisz to wtedy o wiele szybciej, niżbyś musiała pisać to wszystko ręcznie, a przy jakiejkolwiek pomyłce nie musiałabyś zaczynać wszystkiego od początku.
Patrzyłam na niego zmieszana. Miał rację, przecież nawet tego nie zobaczą, bo nie zamierzam dać im rękopisu do ręki. I tak będę musiała usiąść przy komputerze i to napisać, raz jeszcze. Na co ja liczyłam? Na docenię tego, co robię? Ciekawe jak. Bzdura, przecież to zwykła moja zachcianka, kolejna, która jest niezrozumiała i dla mnie.
 Nie znasz ich  powiedziałam cicho z rezygnacją w głosie.
– Ty też nie  zauważył z przekąsem, oglądając raz jeszcze zgnieciony wcześniej przeze mnie papier.
 Na pewno bardziej od ciebie  wycedziłam przez zęby ponownie zaciskając dłonie. Może tym razem będę wyglądać nieco groźniej.
 Ciekawe… Jaka sprytna  wymamrotał to tak, że ledwo wyłapałam słowa.
Westchnął przeciągle, cały czas jego wzrok utkwiony był w tej kartce.
Podeszłam do stacyjki, ściszyłam głośność, by nie musieć przekrzykiwać wokalu wykonawcy.
 Jedno muszę ci przyznać.  Spojrzał na mnie spod gęstych rzęs.  Postarałaś się, bo rzadko zdarza ci się dla kogoś tak wysilać. Nawet dla mnie takiej rzeczy nigdy nie zrobiłaś.
Miałam ochotę mu przerwać, lecz uniemożliwił mi to wymownym spojrzeniem. Stałam z założonymi rękoma na biodrach, czekając aż ponownie zabierze głos.
 Wiesz…  zaczął, odkładając zaplamiony materiał na bok.  Wydaje mi się, że zrobiłaś to dlatego, bo któryś wpadł ci w oko. Mylę się?  Potarł ręce, jakby zaczynał knuć jakiś plan.
 Mylisz się  powiedziałam chłodno. Podeszłam do przymkniętych drzwi od pokoju. W rzeczywistości nie byłam pewna, po co to właściwie robiłam. Nie wydawało mi się to wcześniej bezsensowne, zaś teraz jak najbardziej tak.  Idę do kuchni, jak wrócę ma być tu porządek i przyszykowane miejsce do pracy  wypowiedziałam słowa tonem nieznoszącym sprzeciwu. Nie musiałam go stosować, i tak by to zrobił. Żeby poprawić mi humor. – Ale jeśli jeszcze raz mi przeszkodzisz, to gwarantuję, że będziesz musiał to sam napisać. Tym samym pismem co ja – podkreśliłam, wychodząc z pokoju.


Wylałam wodę z małej szklanki, uznając, że jest jej za dużo i nie chcę już więcej pić. Odstawiłam szklankę na suszarkę. Przygryzłam górną wargę, zastanawiając się, czy aby na pewno postępuję słusznie. Z zamyślenia wyrwał mnie stłumiony głos ojca:
 Nie wydaje ci się, że jest za cicho w domu?  Mężczyzna potarł swoją krótką brodę dłonią.
– Też mam takie wrażenie  dorzuciła kobieta siedząca przy jego boku.  Nicka, gdzie jest Hunt?
 Er  podkreśliłam cicho.  Hunter, to pełne imię.
Uświadamiając sobie, co właśnie powiedziałam, otworzyłam szeroko oczy. Jak mogłam o tym zapomnieć? To dlatego ciągle mi czegoś brakowało. Zapomniałam Huntera, jak mogę być taka bezmyślna? To mój pies, powinnam o niego dbać.
Wychodziwszy na taras, sięgnęłam do tylnej kieszeni spodni. Zamknęłam za sobą drzwi, żeby zimno nie wleciało do domu. Wybrałam numer, przez który ostatnio bliźniacy do mnie zatelefonowali.
Pierwszy sygnał.
Przestąpiłam z nogi na nogę. Zrobiło mi się zimniej, gdyż wiatr jeszcze bardziej wezbrał na sile.
Drugi sygnał.
Założyłam kaptur na głowę.
 Odbierz, odbierz, błagam – powtarzałam w kółko. Skarpetki zaczęły mi przemakać. Trzeba być geniuszem, żeby wychodzić z domu bez butów. Gratuluję, Dominicka. Jesteś mistrzem.
Trzeci sygnał.
Denerwowałam się coraz bardziej. A co, jeśli u nich nie ma Huntera? Co, jeśli ktoś go ukradł? A co, jeśli leży gdzieś martwy w śniegu, którego płatki przykrywają jego bezwładne ciało? Nie, nawet o tym nie myśl.
Za czwartym razem usłyszałam, jak ktoś podnosi słuchawkę.
 Kaulitz, przeszkadzam?  Użyłam nazwiska, bo nie chciałam się wygłupić, gdybym powiedziała imię jednego, a odebrałby drugi. Wtedy jeszcze bardziej bym się ośmieszyła w ich oczach.
 Nie, ale wiesz, chciałem już iść spać  zaśmiał się głos po drugiej stronie.
 Już kończę, chciałam się tylko zapytać, czy jest może u was mój pies?
– Poczekaj chwilę  poprosił. Odłożył telefon, a zakrywszy go dłonią, zawołał coś niezrozumiałego dla mnie.  Tak, jest – odezwał się po chwili.  Mam go przywieźć?
 Nie, nie, Bill. Jutro po niego przyjdę, dobra?  Chociaż… mógłby tu z nim przyjechać. Pożałowałam swoich słów, no trudno. Następnym razem, pewnie niedługo znowu coś zapomnę od nich zabrać.
– Jutro?  zawahał się.  Dobra, przyjdź.
 Wielkie dzięki, to się nie powtórzy  zapewniłam szybko. – To ja już nie przeszkadzam. Dobranoc. – Zakończyłam połączenie, nim ponownie zabrał głos.
Wystarczy, że jutro po niego przyjadę, przynajmniej mam pewność, że jest w dobrych rękach. Postaram się tam być wcześnie, ale może mi to nie wyjść. Ostatnio wszystko, co sobie obiecuję, piorun trafia. Poza tym nie chcę nadużywać ich uprzejmości, bo wiem, że mogą ją już niedługo stracić. Najpierw zapomniałam płaszcza, teraz Huntera, jeśli w najbliższym czasie zgubię coś jeszcze, to będzie moja porażka.
Weszłam z powrotem do kuchni, zaparzyłam kawę i wróciłam z nią do pokoju.
Po bracie nie było śladu. Choć na stole leżała kartka. Odstawiłam kubek na bok, by wolną ręką chwycić wiadomość.
„Obstawiam, że to ten wyższy.”
Sapnęłam, po czym wyrzuciłam papierek do kosza pod nogami.
– To będzie długa noc. – Wzięłam pióro do ręki i zaczęłam wszystko od początku.  Do trzech razy sztuka – wymamrotałam, pisząc pierwszy wers.


*~*

Budzik uświadomił mnie, że powinienem wstać i przyszykować się na ten dzień.
Zwlokłem się z łóżka najwolniej jak to było możliwe. Wykonałem wszystkie czynności automatycznie. Pościeliłem łóżko, oporządziłem siebie, doprowadziłem do ładu, dbając o każdy szczegół mojego wyglądu. Wstałem dziś dwie godziny wcześniej niż Tom, ale w sumie to była norma. Dziś muszę wyglądać lepiej, w końcu nie wystąpię nieprzygotowany.
Po dwugodzinnych męczarniach z ubiorem i powierzchownym ogarnięciem swojej osoby, uznałem, że przyda mi się mała pomoc.
Zapukałem do drzwi brata, a gdy nie usłyszałem żadnej odpowiedzi, powtórzyłem czynności.
Zaspany Tom otworzył mi drzwi, nie wyglądał na zadowolonego.
 Musisz mi pomóc, i to szybko. – Minąłem go w progu, po czym opadłem na rozwaloną pościel na łóżku, w którym prawdopodobnie przed chwilą jeszcze słodko spał.
 Czego chcesz?  Potarł oczy, próbując pozbyć się z nich śpiochów po nocy.
 To już dziś, Tom  przypomniałem o występie.
 Wiem, ale czego chcesz?  powtórzył. Założył przez głowę obszerną koszulkę, tym samym zakrywając nagi tors.
– Musisz mi pomóc. Zrobiłbym to sam, ale jak próbowałem to mi nie wychodziło. Pomalujesz mnie dzisiaj, wiem, że pamiętasz jak i ogarniesz moje włosy.
– Co z tego będę miał?  spytał bez ogródek, chwytając lakier do włosów w dłoń.
 Zawsze musisz coś dostać? – Wyrwałem mu szczotkę z drugiej dłoni.
–  Nie, ale w tym wypadku chcę. To dużo poświęcenie z mojej strony. Poza tym obudziłeś mnie.
– O wybacz, wielmożny panie – fuknąłem poirytowany.
 To chcesz tej pomocy czy nie? – Stał zdezorientowany przede mną.
 Chcę. Pośpiesz się, bo sam nie zdążysz się przygotować. – Pozwoliłem mu zabrać szczotkę z rąk. – Tylko nie pryskaj mi lakierem po oczach, jasne? Jeszcze chcę mieć dobry wzrok.
 Jeszcze jedno słowo, a cię trzasnę. I sam będziesz musiał sobie poradzić  powiedział ostrzegawczym tonem, zabierając się za pierwsze kosmyki włosów.


*~*


W szkole się na nich nie natknęłam, także od razu po zajęciach udałam się do ich domu. Po wyjściu z budynku, pożałowałam, że nie zwinęłam jakiegoś parasola z szatni. Co prawda to tylko śnieg, ale gdzieniegdzie spadają naprawdę mocno zmrożone kulki ze śnieżnych płatków.
Buty rozchlapywały brudny śnieg na poboczu, ręce machały na wszystkie strony, jakbym miała być zaraz niezwykle nadpobudliwa. Oddech stał się cięższy, z każdym wdechem pochłaniałam coraz to większe ilości zimnego powietrza, które jeszcze bardziej drażniło moje spragnione gardło.
Że też nigdy nie biorę picia do szkoły. Błąd, który często popełniam i nigdy nie chce mi się go poprawić. Teraz mam za swoje. Spragniony człowiek to rozdrażniony człowiek. Tak więc, świetnie się przed nimi zaprezentuję.
Nie dość, że będę niemiła, to jeszcze odstraszę ich swoją osobą. Podkrążone oczy, blada twarz, spierzchnięte usta. Po prostu cudownie. Sam seks.
Hola, hola. Opanuj się, brakuje ci samokrytyki, co? To idź do szpitala, a nie do nich. Tam z pewnością dokładnie cię obadają, osłuchają i zrobią wszystko, co tam im jest potrzebne do postawienia negatywnej diagnozy.
Z takim tokiem rozumowania to ja daleka nie zajdę. Idziesz tylko po swojego psa, weź się w garść. Przecież nie jesteś dzieckiem.
A jeśli jestem?
Nie jesteś, ile razy mam ci to powtarzać?
Prowadzenie rozmów ze sobą raczej nie wpływa na mnie zbyt dobrze. Ale przynajmniej mam na czym zawiesić na chwilę swój umysł, by nie musieć patrzeć na wszystko wokół mnie. Bo po co mam oglądać te same budynki? To nudne.
Idę przed siebie całkowicie pochłonięta swoimi myślami, a gdy dotrę na miejsce, robię to, co do mnie należy. W tym wypadku muszę podziękować i zabrać zwierzaka, a w późniejszym czasie jakoś im się odwdzięczę, w końcu nie musieli tego robić. Mogłam pójść sama wczoraj po niego i byłoby to zdecydowanie lepszym rozwiązaniem, ale jak widać mam nadmiar wolnego czasu i mogę sobie nim dyrygować w takty swojego umysłu.
Hey, a czy ty przypadkiem nie masz jutro sprawdzianu?
Mam… ale nie będę się teraz nad nim skupiać, są ważniejsze rzeczy do robienia. Chociażby sterczenie pod bramą od domu bądź willi jednych z najbardziej rozpoznawalnych bliźniaków na świecie
Nauka i rozwijanie swoich umiejętności jest ważne. Bez tego nie zajdziesz daleko. Jeśli nie będziesz ćwiczyć swojej pamięci, nie osiągniesz tego, co pragniesz. Gdybyś nie umiała pisać lub czytać, nie mogłabyś tłumaczyć dla nich tekstów.
A co ma piernik do wiatraka? Poza tym, nie bądź śmieszna, te argumenty są chujowe, bez obrazy dla twojej godności. Osiągnę swój cel, po prostu potrzebuję czyjejś pomocy. Na razie.
Nie będę się z tobą użerać, i tak zrobisz jak będziesz chciała. Ale o pomoc mnie nie proś, używaj własnego rozsądku.
A ty to niby czyim głosem jesteś?
Zamknij się i skup na zadaniu. Bo, jak nie wiem czy zauważyłaś, nieźle mokniesz.
Ocknęłam się z wewnętrznej rozmowy, po czym spojrzałam na ekran telefonu. Od skończenia zajęć minęły dwa kwadranse, przy czym stoją tu z jakieś pięć minut. Spokojnie, daj im czas.
Ponownie zajrzałam na posesję. Rozejrzałam się.
Nic. Pustka. Jakby dom był opuszczony. Rolety spuszczone, brama zamknięta, co jest oczywiste, bo przed nią stoję, a samochodu nie widać na podjeździe.
Nie wiedzieć czemu, czuję się jak złodziejka, która właśnie zamierza napaść na tę posiadłość. No, przynajmniej się postarać, bo z moją gracją byłoby to ciekawe widowisko.
Potrząsnęłam głową, co spowodowało, iż czapka zsunęła mi się z czubka głowy. Poprawiłam ją sprawnym ruchem ręki i wróciłam się do wcześniej podjętej czynności. Czekałam.
Minęły kolejne trzy kwadranse, a nikt się nie zjawił. Powoli traciłam nadzieję. Robiło mi się naprawdę zimno i powinnam wracać do domu.
Wstałam z murku, na którym siedziałam, otrzepałam pupę ze śniegu, założyłam plecak na jedno ramię i zawróciłam do domu.
W tym samym momencie światło reflektorów oślepiło mnie na tyle, że musiałam zasłonić sobie twarz ręką.
Usłyszałam charakterystyczny szczęk automatycznie otwieranej bramy. Uchyliłam ostrożnie jedną powiekę, gdy się przyzwyczaiłam do rażącej poświaty, powtórzyłam czynność z drugim okiem. Zamrugałam jeszcze kilka razy.
Kiedy byłam zajęta sobą, samochód zaparkował w wyznaczonym dla niego miejscu. Ledwie zmieściłam się w szczelinie w bramie, która z każdą sekundą się pomniejszała.
Z ciemnego pojazdu wysiadła średniego wzrostu blondynka. Pani Simone Kaulitz.
Podeszłam chwiejnym od zmarzniętych mięśni krokiem do kobiety.
 Długo to już czekasz? – spytała, otwierając zamek w drzwiach do domu kluczem.
 Jakiś czas. Ja przyszłam tylko po psa.
Zaprosiła mnie gestem ręki do domu.
 Przejdź kawałek prosto i spójrz w lewo. Powinnaś go tam znaleźć.
Zrobiłam tak jak mi powiedziała.
Huntera znalazłam tam, gdzie mówiła. Jednym problemem był fakt, że spał wtulony w bok swojego nowo poznanego towarzysza. Zrobiło mi się ich szkoda, bo muszę ich rozdzielić, a wyglądają słodko, gdy tak razem śpią.
Uklękłam przy dwóch ciepłych istotach. Pogłaskałam swojego psa za uchem, na co radośnie zaskomlał, wciąż będąc we śnie.
Czyjaś dłoń spoczęła na moim ramieniu.
 Zostaw je, niech śpią – powiedziała łagodnie blondynka.
 Ale proszę pani…  zaczęłam, dźwigając się na równe nogi.
 Mów do mnie Simone  poprosiła.  Zostaw, bo jesteś mi potrzebna. Co prawda, miałam zrobić to później, ale skoro już jesteś i chłopców nie ma, możemy załatwić to teraz.
Ruszyłam za nią z powrotem do przedsionka. Patrzyłam, jak jej zgrabne ręce naciągają na chude nogi kozaki do kolan. Założyła szal i zwróciła się do mnie:
 Choć, wytłumaczę ci wszystko po drodze.
Otworzyła drzwi i wypuściła mnie pierwszą. Nie mam bladego pojęcia, co ma na myśli, ale trochę się tego boję. Po co taka osoba jak ja może być potrzebna takiej personie, jak Pani Kaulitz…znaczy Simone?

*Tokio Hotel- Break Away

~
Ten rozdział już dłuższy i powiem szczerze, że wyszłyby z niego dwa. Także, możecie go potraktować jak dwa. Miało być coś jeszcze, lecz stwierdziłam, że, co za dużo to niezdrowo. Następny  31.12 

Marta Rys  To leż i kwicz dalej, ja z pewnością mej pomocnej dłoni Ci nie podam. Kiedyś odpuszczą, każdemu jakieś zachowanie po pewnym czasie się znudzi.
Ka.  Każda wymówka jest dobra, by zrobić sobie chwilę wytchnienia i odpocząć. Przy czym naprawdę się pisarzom należy, bo poprawianie tekstu zajmuję naprawdę dużo czasu. Czasami zdecydowanie za dużo. Ja też, aż zazdroszczę Nice, że może sobie z nimi tak, jak gdyby nigdy nic pograć w gry. Wyobraźnia nam się przyda, w końcu bez niej praktycznie nic się nie da zdziałać. W wielką cierpliwość to może nie, ale wiesz, są takie rodzaje znajomości, które przeważnie wyglądają przez cały czas tak samo, a ludzie darzą się wielką sympatią. Tak, teksty to ona ma nie na miejscu. Ale wprost nie mogłam się powstrzymać, by to tu dodać. Akurat Nicka nie jest typem człowieka, który żałuje swoich słów i rzuca ich na wiatr, także... Dobra, nie będę się w to zagłębiać. A o Billu już mi nic nie mów! "Zaczynam zbaczać na zboczone tematy" normalnie kocham to zdanie. Każdy czasami ma taką fazę, wybaczam.
Lovegood Adrianna  Coś ty się jej tak przyczepiła, być może jest chamska, ale jak widać po coś jej ten tekst był potrzebny. Sugerujesz coś pierwszym cytatem? Jeśli tak, śmiało, chętnie usłyszę co, podziel się tym z nami. Poprawione już, więc nie możesz się mnie czepiać. I, tak... Jesteś zboczonym gimbusem, to nie podlega żadnym wątpliwościom. Myślę, że to zdanie rozwaliło każdego. Zdecyduj się kobieto od kogo w końcu chcesz ten cukier. Albo od Toma, albo od Billa, bo od ich obydwu na raz nie dam rady. Nie mówiąc o tym, że Nicka dostałabym urwania głowy. Zresztą, jak wiesz, u mnie z cukrem jest naprawdę kiepsko. Ja nawet pocałunku dobrze nie umiem opisać! Znaczy umiem, ale wtedy wychodzi na taki zimny, bez uczuć. Jakby był martwy.
Sylwia Szymańczuk  Cóż, nie zawsze jest się pierwszym. Może następnym razem. Sama chciałbym być tak dobrze zorganizowana, jak moja bohaterka. Może kiedyś coś mnie natchnie i będę tak robić. Ja też ich lubię jako duet i niech tak pozostanie. Szybko wyzdrowieje, nie zamierzam mu zadawać więcej bólu.
Adrianna Katarzyna – Nie musisz mi za to dziękować, bo to ja sama wyskoczyłam z taką inicjatywą. Po prostu czułam, że muszę Ci dopisać parę rzeczy, co do rozdziałów i tej historii. Myślałam, że łatwo się tego domyślić, bo to widać ile mam lat. Ja zaczęłam trochę wcześniej i stwierdzam, iż była to klapa, teraz traktuje to poważnie. I tak Ci nie uwierzę, ale za miłe słowa dziękuję. Praktycznie nie przeszkadza, a teoretycznie? Jest wrażliwa, to fakt, ale jak każdy zachowuje się inaczej w towarzystwie ludzi. Przypuszczam, że gdyby musiała przepisywać tekst gdzie indziej, prawdopodobnie nawet łzy by nie uroniła. W samotności jest o wiele bardziej...wylewna. Tak, tak to bym to określiła. Ja w ogóle nie potrafię grać w takie gry, także podziwiam ją, że daje rade, a nawet wygrywa z Kaulitzem. Chociaż to nic dziwnego....przecież ma starszego brata, to wszystko wyjaśnia.  Aż tak dojrzale wyglądam? Nie...widać, że jestem jeszcze dzieckiem. 

A teraz: Chcę Wam życzyć miłych, pogodnych i ekscytujących świąt. Magicznej atmosfery, interesujących rozmów, aromatycznego jedzenia, wiele szczęścia, pomyślności i przede wszystkim zdrowia. Pisarzom chcę życzyć weny, chęci, nieskończonej ilości pomysłów oraz czasu na spisania tych wszystkich myśli. Natomiast Czytelnikom życzę czasu na czytanie, mocnych oczu, żeby czytać jak najwięcej, przeżywania historii oraz zostanie z nami, pisarzami na dłużej. Wesołych świąt!

Myślałam nad tym szablon i tak mnie coś ostatnio na niego natchnęło (czyli dzisiaj- 26.12). Wiem, nie jest on idealny, ale jak na mój pierwszy to jestem z niego zadowolona. A co wy o nim myślicie? Piszcie śmiało, zawsze mogę coś pozmieniać :)