13.
Sport nigdy nie był i nigdy nie będzie moją mocną stroną, a w szczególności gimnastyka. Koszykówkę, siatkówkę, nawet piłkę nożną jeszcze zniosę, ale rozciąganie, podciąganie, skoki przez skrzynię czy w dal to nie moja bajka. Do takiego typu wysiłku trzeba się urodzić, a ja z pewnością nie posiadam do tego smykałki. Wyszedłem z tym na minusie, Tom też nie jest za dobry w te klocki, ale przynajmniej jakoś wygląda, gdy trwa rozgrzewka. Ze mnie to taka łamaga, że dotknięcie dłońmi podłoża jest wyzwaniem. To wszystko przez te długie nogi, które sprawiają mi w pewnych kwestiach wiele problemów, choć o wiele więcej jest plusów. Pod tym względem to zazdroszczę Tomowi proporcjonalności, bo w tym wypadku zdecydowanie mu się przyda.
Sala gimnastyczna jest ogromna w porównaniu z innymi
pomieszczeniami w tym budynku. Spokojnie pomieściłyby się tu wszystkie klasy
wraz z dyrekcją i rodzicami, przy czym zostałoby jeszcze miejsce na dość dużą
scenę.
Wiadomo, że sportowcem nie zostanę. Mam muzykę i nic więcej
do szczęścia mi nie potrzeba. Chociaż nie…
Potrzebny mi Tom, bo w końcu to moja druga połówka,
bliźniak. Bez niego nie byłbym sobą. Kto, jak nie on, miałby mnie upokarzać
przy idealnej do tego okazji? Kto będzie mnie sprowadzał na ziemię, gdy za
wysoko się uniosę i zacznę gwiazdorzyć? I kto wytrzyma moje humorki? Tylko on,
bo jest nie do zastąpienia.
Potrzebni mi Georg i Gustav, bez nich nie byłoby Tokio
Hotel. Bez nich Tom i ja już dawno byśmy się pogubili, a tak podsuwają nam to
coraz różniejsze pomysły, mają inne spojrzenie na poszczególne sprawy. Wiek
robi swoje, choć dogadujemy się w swoim towarzystwie niezwykle dobrze. Zresztą
liczby nie mają tutaj nic do powiedzenia, liczy się to, co ma się głęboko
skryte w sobie. W sumie nie wyobrażam sobie czasu, gdyby po pierwszym spotkaniu
po prostu rozpłynęliby się, jak mgła w letnie poranki. Oni są z nami szmat
czasu, kompletnie przerastają moje wyobrażenie, że da się ze mną i Tomem
wytrzymać tak długo, jesteśmy czasami obaj nieznośni i potrafimy niejednemu
kamieniowi zaleźć za skórę. I jeszcze długo z nami będą, a przynajmniej pozostaje
mieć taką nadzieję.
I w szczególności potrzebni są fani. Gdyby ich zabrakło to
cały nasz wysiłek, wkład pracy, poświęcenie i miłość, jaką w to wszystko
wkładamy, poszłoby na marne. Oni nas kreują w jakimś stopniu, nasz wizerunek
rozwija się wraz z nimi i to jak jesteśmy znani. Dzięki nim dotarliśmy do
miejsca docelowego, dzięki nim ich liczba wciąż się mnoży. A Aliens jest przeogromną grupą, która
będzie nam towarzyszyć wszędzie i zawsze. Pojadą z nami na koniec świata,
właśnie to w nich najbardziej cenię. Ich oryginalność, pomysłowość,
zaangażowanie w życie zespołu i wielkie poświęcenie drzemiące w każdym
człowieku. Są na koncertach, wywiadach, spotkaniach, a na ulicy także można się
na nich natknąć.
Nigdy im jeszcze za to wszystko z całego serca nie podziękowałem w imieniu całej czwórki. Zdecydowanie muszę to zrobić przy najbliższej okazji. Spójrzmy prawdzie w oczy, bez nich nie byłoby nas i tych płyt. Uwierzyli w naszą muzykę, uwierzyli w nas i to, co robimy, a to sprawiło, że chcemy tworzyć dalej. Mamy wiele inspiracji płynących z mnóstwa źródeł. Chcemy się z nimi dzielić sobą i swoimi przeżyciami, chcemy ich uczyć, przekazać pewną wiedzę, która powinna z nimi zostać w ważnych okresach życia. A być może dla niektórych na zawsze.
Nigdy im jeszcze za to wszystko z całego serca nie podziękowałem w imieniu całej czwórki. Zdecydowanie muszę to zrobić przy najbliższej okazji. Spójrzmy prawdzie w oczy, bez nich nie byłoby nas i tych płyt. Uwierzyli w naszą muzykę, uwierzyli w nas i to, co robimy, a to sprawiło, że chcemy tworzyć dalej. Mamy wiele inspiracji płynących z mnóstwa źródeł. Chcemy się z nimi dzielić sobą i swoimi przeżyciami, chcemy ich uczyć, przekazać pewną wiedzę, która powinna z nimi zostać w ważnych okresach życia. A być może dla niektórych na zawsze.
Biorąc pod uwagę wszystkie te aspekty, to nakładają się ono
na jedno słowo, a właściwie dwa: muzyka i ludzie. Bez muzyki nie mógłbym żyć, a
najtrafniej – nie miałbym po co.
Szuranie butów z białą podeszwą rozniosło się głucho po
hali. Wuefista stanął przed zgrają uczniów z gwizdkiem w ręce. Luźne czarne
dresy na jego nogach prezentowały się całkiem znośnie, choć były zbyt luźne.
Ale kto ich tam wie. Biała koszulka opinała jego mięśnie, na co dziewczyny siedzące koło mnie reagowały cichymi pomrukami zachwytu pomieszanymi z chichotami.
– Dziś przystąpimy do kolejnych zajęć z gimnastyki. – Przeleciał wzrokiem po zebranych uczniach. – Jest ktoś chętny na rozgrzewkę?
– Dziś przystąpimy do kolejnych zajęć z gimnastyki. – Przeleciał wzrokiem po zebranych uczniach. – Jest ktoś chętny na rozgrzewkę?
Siedzący obok Tom powstał z ławki i od razu przystąpił do
ćwiczeń. Wianuszek dziewczyn wyrwał się za jego postacią. Leniwie wstałem z
siedziska, by rozpocząć najłatwiejszy punkt dzisiejszych zajęć.
Po rozgrzewce, która trwała chyba z dziesięć minut, jak nie
więcej, nie miałem ochoty na nic więcej. Już samo bieganie w sobie jest
męczące, a co dopiero rozgrzewające ćwiczenia do tego. Niewykluczone, że w
żadnym stopniu nie nadaję się do takiego rodzaju wysiłku fizycznego. Choć,
znając bliźniaka, stać go na znacznie więcej. Wystarczającą nagrodą za dumne
pokazanie swojej osoby z tej mniej skromnej strony były nieustanne szepty i
ukradkowe spojrzenia zarówno dziewczyn, jak i chłopców w jego stronę. Zdecydowanie
mu to schlebiało.
– Co taki zmęczony? To dopiero początek – zagadnął między
przerwą w piciu bliżej niezidentyfikowanego niebieskiego energetyku.
– Dziękuję, Tom – zwrócił się do niego niski mężczyzna.
– Co za cwel, jeszcze się do tego uśmiecha – burknął tuż
przy moim uchu. – A te spodnie nie są przypadkiem za nisko?
– Przypominam, że ty także takie nosisz. I to na co dzień.
Pokazał mi język, po czym opadł na drewnianą ławę.
– Bill, Jack i Paul, idźcie na zaplecze, a tam ktoś wam
powie, co macie przynieść.
Wyprostowałem się, a wraz ze mną średniego wzrostu chłopak
z blond włosami i oczach o jasnych tęczówkach – Jack. Po drugiej stronie kroczył
rudawy Paul, nazywany klasowym kujonem ze względu na okulary, wiecznie tłuste,
bo już nie przetłuszczone, włosy i stały aparat na zębach.
Trójką zajrzeliśmy przez drzwi do ciemnego pokoju, po kolei
weszliśmy i zapaliliśmy światło.
– Em… jak myślicie, co mamy wziąć? – spytał Paul z lekkim
zdziwieniem.
– Myślę, że to – wskazałem płotki z przyczepioną do nich
kartką. – Bierzcie.
Miała być jakaś osoba, która powiedziałaby nam dokładnie,
co mamy ze sobą zabrać. Gdzie ona jest? Możliwe, że na zwolnieniu lekarskim,
coś niedawno o tym wspominali.
Jeśli
dobrze zrozumiałem to na dzisiejszej lekcji nauczyciel zamierza nas pozabijać.
Skoki przez płotki wręcz nie mogą się skończyć dobrze. Bo kto umie tak wysoko
nogi unieść i do tego jeszcze biec? Z pewnością nie ja.
Potarłem dłonią zwilżone czoło od lekkiego potu, zabrałem
ostatnie płotki, a wychodząc jako trzeci z pomieszczenia, zgasiłem światło.
Kiedy znalazłem się na sali, rozstawiłem sprzęt zgodnie z poleceniem, tworząc
elipsę.
– Skoro już mamy biegi z przeszkodami, to może niedługo nam
zrobią skok o tyczce, co? – zapytałem ironicznie najbliższą mnie osobę.
– Na pierwszy ogień pójdą – ponownie popatrzył na
wszystkich – Zoe, Sarah, Simon oraz Nico. Ruchy, nie mamy całego dnia – ponaglił
uczniów, którzy z ociąganiem zajęli swoje pozycje.
– Gotowi?
– A nie wytłumaczy nam pan czegokolwiek? Chociaż technikę
streścić – poprosiła dziewczyna o ciemnej cerze i o drobnej figurze.
– Tutaj nie ma co tłumaczyć. Sami załapiecie, co i jak – powiedział mężczyzna i zaśmiał się, wpisując coś do notesu. – Start – zagwizdał, a grupka uczniów zaczęła biec.
Powiedzmy, że dali sobie radę, jak na pierwszy raz dobrze
im poszło. Druga grupa też niczego sobie. Trzecia, w której znalazł się Tom,
który wprost nie mógł się powstrzymać od popisów, była do tej pory najlepsza.
Co prawda, zdarzyły się wywrotki, ale nie jakoś strasznie poważne. I wtedy
przyszła kolej na mnie.
Spiąłem wszystkie mięśnie maksymalnie, a na komendę,
pobiegłem przed siebie. Wszystko wyszłoby nieźle, gdyby nie jeden szczegół.
Wspominałem już, że jestem łamagą? Tutaj udało mi się idealnie to pokazać. Za
którymś razem za bardzo się rozpędziłem, poślizgnąłem na śliskiej posadzce, co
zmieniło trochę moją pozycję. Nie udało mi się przeskoczyć tej barierki,
zamiast tego z impetem o nią zahaczyłem i przewróciłem kilka następnych.
Niewyobrażalny ból rozniósł się po całej ręce. Spojrzałem
na nią rozmazanym wzrokiem. Jedyne, co widziałam, to nieznany mi przedmiot z
niej wystający. Szum w głowie nie dawał mi spokoju, nasilał się z każdą
sekundą. Słyszałem więcej bicia własnego serca, aniżeli głosów osób z zewnątrz.
Ktoś delikatnie podniósł mnie z podłogi, druga osoba dzwoniła
po karetkę, a brat mówił niezrozumiałymi dla mnie komunikatami. Zasłabłem, tak
mi później powiedział.
*~*
Śnieg iskrzył się w każdym miejscu. Puchowa kołdra spowiła
całe otoczenia wokół mnie, każdy płatek skrzypiał pod siłą nacisku moich
śniegowców. Pomimo tego, że temperatura była mocno na minusie i do tego wciąż
jestem chora, bo przeziębienie uczepiło się mnie, jak lep na muchy, wyszłam z
domu. Nie żałuję swojej decyzji, w taką pogodę to ja mogę cały dzień na mrozie
siedzieć, byle tylko móc podziwiać krajobraz miejski oprószony białą poświatą.
Znowu miałam się znaleźć pod tym samym adresem co kilka
tygodni temu. Znowu muszę z nimi porozmawiać, a wszystko tylko dlatego, że
dyrektorce nagle się przypomniało o tym, że ma nowych uczniów i zachciało jej
się, abym złożyła im wizytę, bo twierdzi, że już czas najwyższy. Nie jest to
takie złe, bo zaczęłam przepadać za ich towarzystwem. Trochę ich poznałam i
przyzwyczaiłam się do obecności dwóch osobników o nazwisku Kaulitz.
Przeszłam wzdłuż żywopłotu porastającego posiadłość, do
której zmierzałam. Od kilku minut słyszałam gwar rozmów, lecz nie sądziłam, że
centrum zainteresowania może być posiadłość chłopców, a konkretnie chyba ich
osoby, wskazywały na to transparenty z ich imionami lub logiem zespołu czy
koszulki z ich podobiznami.
– Tędy to ja się z pewnością nie dostanę – mruknęłam, gdy
zobaczyłam ochroniarza przed bramą. Przy wcześniejszych moich wizytach go nie
było. Sama bym sobie takiego sprawiła, gdyby nastąpiło takie oblężenie miejsca,
w którym mieszkam.
Powoli
wycofałam się na palcach, a kiedy znalazłam się z powrotem po drugiej stronie
płotu, przystanęłam.
Pomyśl przez chwilę, jak możesz się tam dostać?
Coś niespokojnie przemieściło się w plecaku, narzuconym na
ramiona. Hunter, musiałam go wziąć ze sobą. Nikogo w domu nie ma, a psina sama
zostać nie może, jeszcze by sobie jakąś krzywdę zrobił. Urósł sporo i jego waga
także się zwiększyła, cudem udało mi się go wcisnąć do plecaka. Zamek ledwo
dopięłam, a i tak musiałam zostawić małą szparę, by miał dopływ świeżego tlenu.
Spojrzałam na krzaki, na oko mają z pięć metrów wysokości.
Nie przez takie rzeczy się przechodziło. Zdjęłam rękawiczki, po czym
rozpoczęłam swoją wspinaczkę. Gałęzie kuły mnie w delikatną skórę na dłoniach.
Większość łamała się z trzaskiem, jedynie siłą woli jeszcze kurczowo się ich
trzymałam. Siedząc okrakiem na szczycie (miejmy nadzieję, że spodnie mi teraz
nie pękną), rozejrzałam się po bokach. Zapewne wyglądam dość dziwnie na
żywopłocie, ale jak mus to mus. Delikatnie zrzuciłam plecak na podłoże i
zeskoczyłam na miejsce obok niego. Podniosłam torbę ze śniegu. Z tej strony
jeszcze nie widziałam tego miejsca.
Zamarznięta sadzawka po środku, kilka ozdobnych roślin
ogrodowych, przepięknie kwitnących wiosną, zaś teraz zaszronionych. Marmurowy
posąg, zasypany czapami śniegu, przez co nie mogłam zobaczyć jego kształtu.
W oknie
balkonowym na parterze świeciło się światło. Żwawym krokiem podeszłam do niego,
ręką starłam szron. Zapukałam lekko w szybkę, a po chwili z drugiej strony
zobaczyłam Toma z niemym pytaniem na twarzy.
– Wpuścisz mnie? Proszę.
Otworzył drzwi, a do mnie dotarło ciepło domu, które buchnęło
prosto w moją twarz opatuloną grubym szalikiem.
– Czemu weszłaś tędy? – Zamknął drzwi i wprowadził mnie do
wnętrza domu.
– Z przodu roi się od fanek i do tego macie postawionego
goryla. Wolałam nie ryzykować – przyznałam. – Jakieś ważne dla was wydarzenie,
czy co?
– Przypominam, że za jakiś tydzień są Walentynki, ale
myślę, że do tego przyczyniło się złamanie ręki przez Młodego.
Walentynki, nie lubię oraz nie obchodzę tego święta. W
ogóle to ja go nawet nie rozumiem. Po co ustalać dzień dla zakochanych, oni
powinni okazywać swoje uczucie tak na co dzień, a nie raz do roku. Ludzie
powinni mieć tyle samo odwagi, by pisać walentynki dla drugiej osoby. A takie
tylko raz do roku, staje się naprawdę nudne po jakimś czasie. Rok w rok o tej
samej porze nastolatka zastanawia się czy któryś z chłopców zaprosi ją na
tegoroczny bal, małżonka oczekuje od męża wykwintnej kolacji przy blasku
księżyca i świeczkach, aby potem spędzić ze sobą upojną noc. Czy nie można tego
robić codziennie? Nie, to lekka przesada, ale raz na tydzień nie zaszkodzi
poświęcić więcej uwagi drugiej osobie.
– O mnie mowa? – Czarnowłosa postać zwróciła się do nas
przodem, odsłaniając tym samym gips aż do łokcia. – Nieciekawie wygląda, co?
Złamanie otwarte.
Kiedyś, bodajże w gimnazjum, miałam ważny sprawdzian do
zaliczenia, ale, jak na mnie przystało, nie nauczyłam się do niego. Próbowałam
wtedy najróżniejszych sztuczek na złamanie kości, chociażby palca. Żadna próba
się nie powiodła, tak samo jak następne w późniejszym okresie.
Stłumione szczeknięcie wydobyło się z plecaka. Uśmiechnęłam
się przepraszająco, otworzyłam zamek, a zaraz po tym wychyliła się spora głowa rottweilera o bursztynowych oczach.
– Nie będzie wam przeszkadzał?
– Co ty, mamy psy także i ten jest u nas mile widziany – powiedział Bill, głaskając psa po głowie. Odbiorca pieszczot oblizał jego palce
i pozwolił na dalsze przyjemności z jego strony.
Nawet ten nieufny osobnik dał się mu pogłaskać, a zazwyczaj
psy wiedzą, kto jest dobrym człowiekiem, potrafią w niezrozumiały do tej pory
dla ludzkości sposób wyczuć intencje drugiej osoby. Dlatego też bliźniacy
dostają ode mnie po kolejnym plusie na swoim koncie. Nie powiem, że ja to
święta jestem. Sama wpisuję sobie minusy i przyznać muszę, że zdecydowanie
górują one nad plusami.
…
Rozwiązywałam kolejne zadania, bo po to tu przyszłam.
Miałam im znowu wszystko potłumaczyć oraz wykonać inne widzimisię dyrektorki.
– Naprawdę chce ci się to robić? – zawołał Tom sprzed
telewizora.
W czasie gdy odrabiałam swoje i ich lekcje, zdążyli już
wciągnąć z dwa filmy wraz z czterema paczkami chipsów. Nie do wiary, że robiłam
coś za nich. To takie do mnie niepodobne. W ogóle ostatnio zachowuję się jak
nie ja. Jakbym była dwoma różnymi osobami. I tu, i tam.
Odłożyłam długopis na bok. Wstając, przerzuciłam włosy
przez ramię. Stanęłam za nimi, w telewizorze leciał bodajże horror lub film
sensacyjny. Na jedno wychodzi. Przysiadłam
na skraju fotela, pozwalając ciału powoli zsuwać się z krawędzi, by ostatecznie
opaść na skórę.
Jakoś z ostatnimi dniami stałam się pewniejsza swojego
zachowania wobec nich, pozwalałam sobie na wiele więcej.
– Nicka, jesteś miłą dziewczyną, jeśli się postarasz.
Słuszne spostrzeżenie, mało kto mi w życiu powiedział coś w
tym rodzaju.
– A i owszem, jestem – potwierdziłam słowa Billa.
– Więc dlaczego, tak wiele osób odradza nam znajomości z
tobą? – dopytywał.
– Ponieważ – zamyśliłam się chwilę. – Ponieważ poznali mnie
tylko powierzchownie, gdzie jestem tą oschłą i zaprzestali próbować się przebić
przez tę barierę. Odpuścili sobie tuż przy granicy, by się ze mną zakolegować.
Poza tym różne pogłoski o mnie chodzą, głównie dlatego. Mają dziwne
wyobrażenia, że mam predyspozycje do mordercy doskonałego. Tego i owego pewnie
się już osłuchaliście, nie będę tego powtarzać. Na to, żebym była miła, trzeba
solidnie zasłużyć. No i zaczęłam was lubić, co spowodowało, że odrzuciłam jedną
ze swoich masek – zdziwiona swoją otwartością szybko zakończyłam wywód.
– Masz ich więcej? – pochwycił temat Tom.
– Oczywiście.
– To dość ciekawa sprawa, ale radziłbym zostawić ją na
później. Teraz ważniejsza informacja. Zdecydowałaś się już na współpracę z
zespołem? – zmienił taktykę wokalista. Od początku do tego dążył, lecz nie
chciał się za bardzo narzucać.
Tak, rozważałam ją już. Wszystkie warianty za i przeciw. W
sumie może się to okazać ciekawą przygodą. I podjęłam według mnie słuszną
decyzję.
– Przemyślałam sobie to na spokojnie i postanowiłam, iż… – urwałam, patrząc na dwójkę chłopaków, różnych wyglądem, ale tak bardzo
podobnych do siebie zachowaniem i charakterem. Niepowtarzalnym usposobieniem, z
takimi ludźmi mogłabym widywać się codziennie, ewentualnie co dwa dni. – A co mi
tam. Zgadzam się.
~
Nie taka pechowa, prawda?
Kolejny wpis – 10.12
Jej, tak ładnie opisałaś myśli Billa na temat fanów i muzyki . Mam nieodparte wrażenie,że trochę jakbyś chciała wyrazić swoja frustracją z naszej ostatniej rozmowy na temat wysokości biletów oraz zmianie BTK. ;) Albo może mi się wydaje xD Poza tym jak przeczytałam "skok przez płotki" to od razu pomyślałam,że Billowi coś się stanie, to taka łamaga xd Nawet na koncertach się wywraca hah :D Takżeeee może niech załatwi sobie jakieś lewe zwolnienie z WF do końca roku :>? Hę?
OdpowiedzUsuńA no i dlaczego Nicka odrabia lekcje za Billa?! NOOOOOOO ?! Bez jaj xD
I w żadnym wypadku 13nastka nie była pechowa, wyszła Ci bardzo świetnie :)
Biedny Kaulitz nr1, ale sumie nie jest aż tak źle c;. Po twoich zastraszaniach bałam się, że nie wiem, wyląduje w szpitalu i zapadnie w śpiączkę, więc teraz mogę odetchnąć z ulgą. ;D Na miejscu Billa po prostu załatwiłabym sobie roczne zwolnienie i problem z głowy! :D W sumie też nie jestem dobra z wf-u, ale ciii xxx. Tom jest po prostu Tomem, ale Nicka pobija siebie. Trzymać rottweilera w plecaku! Ta to kurde ma pomysły! Do tego Nicka+Tommy+Billy jako freinds, to mi się podoba... :3 <3 Ogółem rozdzialik niczego sobie i czekam na nowy!!!! *w* <3
OdpowiedzUsuńNo ewentualnie by mogła xD Coraz bardziej podoba mi się jej nastawienie!
OdpowiedzUsuńCiekawie się czytało o Kaulitzach na wuefie, szkoda tylko, że Bill zrobił sobie taka krzywdę. Nasza słodka łamaga <3 ale chociaż będzie miał zwolnienie z tego okropnego przedmiotu :D I wiedziałam, że Nicka się zgodzi na współpracę, takiej szansy nie można marnować! Świetny odcinek, czekam na kolejny <3 Pozdrawiam ;*
Jaki tam pechowy! Świetny! Szczerze, cieszę się, że Bill też jest słaby z wuefu :D Łatwość łamania kończyn mu się przydała.
OdpowiedzUsuńCzemu Nicka tak daje się wykorzystywać? Czego innego się spodziewałam. To oni powinni jej robić zadania -_-
... A łażenie po krzaczkach zawsze było i będzie bardzo spoko xD
Pozdrawiam ciepło, tylko tyle mogę siedząc w domu xd
Dziękuję Ci bardzo kochana :*
OdpowiedzUsuńChyba jednak nie wygram, spadłam z pierwszego miejsca na trzecie ://
No coment....był Genialny po prostu wow!
OdpowiedzUsuń13stka dla mnie w ogóle nie pechowa. Gdy Nicka mówiła o tych swoich maskach, które zrzuca jedynie przed nielicznymi przed oczami miałam ( sama nie wiem czemu) Shreka, który tłumaczy osiołkowi, że ogry mają warstwy xd
OdpowiedzUsuńJa jestem jak najbardziej na tak jesli chodzi o ten rozdział ! chociaż nieco mi jest przykro, ze Bill złamał sobie rękę ..
Juuuuupi :D
OdpowiedzUsuńTen rozdział podoba mi się jakoś bardziej od wszystkich i nie wiem czym jest to spowodowane. Chyba tym, że wreszcie nie była dla nich taka oschła :)
Bill taka sierota XD Wiedziałam, że coś mu się stanie!
Najlepsze i tak jest rzucaniem psem przez płot xD xD xD