środa, 24 września 2014

Rozdział 4

Macie tutaj kolejną notkę, nie za bardzo mi się podoba, ale zostawiam to waszej opinii. Dziękuję, że to czytacie, ba, nawet pozostawiacie po sobie ślady! Bo, jak wiemy, raczej mało osób lubi czytać takie rzeczy



4.

Siedziałam na białym parapecie okna w swoim pokoju. Rozmyślałam. Na dworze jaśniał księżyc, do domu wróciliśmy około godziny temu, a ja już zdążyłam się pokłócić z mamą. Było mi tak strasznie głupio, przejmowałam się osobą, która miała mnie gdzieś. Co prawda, ona się nie zmieniła, ale moje podejście do niej zdecydowanie tak. Bo jak można by zapomnieć trzech przypadkowych słów postawionych obok siebie, ale układających się w ciężkie do przyjęcia zdanie Zdanie, które już zawsze będzie mnie prześladować, gdy będę z nią rozmawiać. Nie mogę, nie potrafię jej wybaczyć. Trudno było to nazwać kłótnią, raczej było to kilka zdań.
Z uśmiechami na twarzach wracaliśmy z wesołego miasteczka, gdzie zabrał mnie Dominick zaraz po kajakach. Jedliśmy tam watę cukrową, masę śmieciowego żarcia i popcorn. Mnóstwo popcornu, on solony, ja karmelowy. Ze sto razy zjeżdżaliśmy kolejkami górskimi i skakaliśmy na bangie, zderzaliśmy się z wielką siłą na samochodzikach, a na sam koniec zabrał mnie do domu strachu. Bałam się, ale miałam mu to powiedzieć? Nigdy! Nie dałby mi żyć. Schowałam swój strach głęboko z zakamarkach umysłu i pozwoliłam się ponieść chwili. 
Sądziłam, że znajdziemy tam coś straszniejszego niż wypchane kukły, które marnie przypominały wilkołaki rodem z „prawdziwych” horrorów, fluorescencyjne szkielety, które wisiały nad naszymi głowami. Jedyne, co mi się tam podobało, to oblanie kubłem z jakąś cieczą, która miała inscenizować krew, prawie jak w książce Kinga  Carrie. Ubaw miałam niemały, gdy Nick wykrzyczał najmniej męski dźwięk, jaki dano mi do tej pory słyszeć na widok pajączka, który sobie chodził po moim nagim ramieniu. Będę mu to wytykać za każdym razem, gdy będzie mi dokuczał. 
Praktycznie spędziliśmy cały dzień ze sobą. Nie było to takie złe, ale do końca dobre też nie. Wracając do domu, sprawdziłam telefon. Jeden nieodebrany telefon i jedna wiadomość z tego samego numeru. Cóż, przynajmniej udaje, że jej na mnie zależy. Otworzyłam skrzynkę i przewertowałam tekst. „Zadzwoń, gdy będziesz miała czas”. I tyle? Liczyłam na coś więcej, ale od nich to nie mogę raczej wiele oczekiwać. Rodzice, ich nie da się zrozumieć. Nie miałam ochoty dzwonić, bo wiedziałam. jak przebiegnie rozmowa i jakie będzie miała dla mnie skutki. Ale za mega paczkę moich ulubionych cukierków, zgodziłam się. Zresztą, kto by się nie zgodził?
Wyciągnęłam telefon z plecaka wybierając właściwy numer. Byłam w swoim pokoju, nie chciałabym, by brat całą moją rozmowę słyszał.
 Halo?  Usłyszałam po trzech sygnałach.
– Prosiłaś, żebym zadzwoniła.
 Ach, tak, kochanie…  zaczęła.
 Nie nazywaj mnie tak – przerwałam jej w miarę możliwości spokojnym głosem.
- Dobrze. Niepewność wkradła się do jej tonu, zupełnie jakby stąpała po kruchym lodzie. – córeczko, mogłabyś…
– Nie odzywaj się do mnie, jakby ci na mnie zależało. Po co stwarzać pozory, skoro można żyć w świecie bez kłamstw?  zadałam pytanie retoryczne.
 Młoda damo!  Kolejna nieudana próba zmuszenia mnie do wysłuchania jej komunikatów, które były dla mnie mało znaczące.
– Za staroświecko. Brzmi jak z jakiegoś średniowiecza. Oj mamo, cofasz się, nie dobrze. 
Odsapnęła głośno po drugiej stronie. Irytowała się, a żyła na jej szyi zaczęła pulsować. Widziałam to oczami wyobraźni, zupełnie jakby stała tuż przede mną. Zapadła długa cisza między nami. Słyszałam jej nerwowe oddechy, tylko one pozwalały mi wierzyć, że rozmowa nadal trwa. Kierowałam palca na czerwoną ikonkę, którą kończy się rozmowy, gdy zabrała ponownie głos.
 Zupełnie nie wiem, po kim to masz. Wychowaliśmy cię na dobre dziecko.
 Najwyraźniej nie  zauważyłam i zaczęłam się przechadzać po pokoju.
– Powinnaś się uczyć manier od brata – Ta bo on niby jest Aniołkiem. Wydaje ci się tylko, tak naprawdę to nawet nie wiesz, jakie ma oceny. Śmiać mi się chciało, gdy to mówiła. Była taka żałosna.
– W końcu uczę się od najlepszych, prawda? – Nuta drwiny zaistniała w moim pytaniu.
 Sugerujesz coś? – zapytała badawczo.
– Skądże, ja tylko robię to, czego zostałam nauczona w tej rodzinie, w tym domu. Obserwacja to bardzo przydatna rzecz.
 Tego już za wiele! Nie mam do ciebie sił. Wyparłabym się ciebie, gdybym tylko mogła. Nic nie interesuje cię prócz własnego nosa! Takich ludzi nie powinno być na tym świecie...
 Nie krzycz na mnie! Rozłączyłam się, rzucając telefon w kąt pokoju.
Analizowałam każde jej słowo. Czy mnie kocha? Zdecydowanie nie. A czy ja ją kocham? Kiedyś z pewnością tak. Siedziałam na parapecie, wsłuchując się w martwą ciszę tego domu. Nick prawdopodobnie już spał  nie dochodziły do mnie żadne odgłosy z jego pokoju. Powieki zaczęły mi się kleić, głowa ciążyć, opatuliłabym się kocem, gdybym go miała w zasięgu moich krótkich rąk. Myśli umykały mi z umysłu, jakbym miała w nim wielką lukę. Szum dudniących kropli deszczu, które odbijały się od dachu, rozchodził się w mojej głowie i uspokajał. Nie minęła minuta, a ja już spałam oparta głową o chłodne szkło szyby.


Obudziłam się w swoim łóżku. W łóżku? Przecież ja zasnęłam na parapecie. A może nie? Przewróciłam się na prawy obok. Na szafce obok łóżka leżała jakaś kartka. Ze śpiochami w oczach starałam się przeczytać, co było na niej napisane.
„Nie miałem serca, by Cię budzić…” Ta, jasne, po prostu ci się nie chciało tego robić. „Mam kolejną niespodziankę. Tym razem będzie to coś, o czym marzyłaś od kiedy pamiętam” Coś o czym zawsze marzyłam? „Nie myśl tak intensywnie, bo i tak nie zgadniesz. Ave ja! Dominick” Odpuściłam sobie dalsze rozmyślanie nad tym „czymś”.
Ubrałam się w standardowe ciuchy na niedzielę. Czarne spodnie oraz t-shirt z logiem  The Rolling Stones. Dodatki takie same jak wczoraj, a makijaż trochę lżejszy. W końcu dzisiaj Dzień Boży. Zeszłam po krętych schodach do kuchni. Usiadłam na krześle i czekałam na śniadanie. Nick uniósł pytająco brwi. Okay, czyli dzisiaj sama robię sobie śniadanie.
 To co dzisiaj?  Nalałam do miski połowę mleka z butelki i wstawiłam do mikrofali, nastawiając na półtorej minuty.
 Możesz mi zrobić tosty, takie jak wczoraj 
Zaśmiałam się.
 Nie pytałam o to, co chcesz jeść. Chciałam się dowiedzieć, co dzisiaj robimy.
 Nic. Niespodzianka  odparł krótko.
– Nie możesz powiedzieć mi więcej?  Wyciągnęłam z szuflady ulubione płatki z kawałkami czekolady, malin, karmelu i czereśni. A przynajmniej tak było napisane na ich etykiecie.
 Nie  znowu krótka odpowiedź.
Stałam w ciszy, dopóki mikrofala nie zadzwoniła, oznajmiając, że teoretycznie mleko jest już ciepłe. Wzięłam z blatu łyżkę i wyciągnęłam miskę, stawiając ją przy stole. Otworzyłam płatki i wsypałam ¼ ich zawartości. Specjalnie jadłam głośnie, może w ten sposób zwróci na mnie uwagę. Popatrz na mnie. Popatrz na mnie. Lustrowałam go wzrokiem. Zrób coś, Dominick! No chociaż ty, proszę cię. Nie udawaj, że mnie nie ma.
 Możesz jeść ciszej? Własnych myśli nie słyszę – upomniał mnie. Sukces.
 Właśnie skończyłam – powiedziałam z udawanym entuzjazmem. – Jedziemy?
– Skąd wiesz, że jedziemy?
 Bo masz te same ciuchy, co wczoraj. Mam nadzieję, że bieliznę chociaż zmieniłeś. A poza tym to trzymasz kluczyki do samochodu w kieszeni.
 Super. Ubieraj buty, będę czekał w samochodzie. – Ulotnił się z kuchni i wyszedł frontowymi drzwiami z domu. 
Jeszcze trochę i staniesz się moim osobistym szoferem, pomyślałam, nakładając dwudziestodziurkowe czarne glany. Zamknęłam drzwi do domu na klucz i wsiadłam do srebrnego Audi brata, w którym już na mnie czekał, siedząc za kierownicą i kiwając głową w rytm muzyki.

*~*

 Tom! Bill! Zejdźcie tu na chwilę.  Simone krzyczała z parteru, ale w moim pokoju dało się ją doskonale słyszeć. 
Uchyliłem drzwi od pokoju, wychyliłem głowę, a napotykając wzrok Toma ,zapytałem bezgłośnie: Wiesz, o co chodzi?. Nie – odpowiedział mi tą samą metodą. Otworzyłem drzwi na oścież i wyszedłem. Po schodach zszedłem na palcach, chciałem być cicho, udałoby mi się to, gdyby nie Dred i ten jego słoniowaty krok. Czy on jest aż tak ciężki?, przemknęło mi przez myśl. Nie, nie możliwe, przecież jest niewiele cięższy ode mnie. Jak spod ziemi zlokalizowała się przed nami Simone.
 Tak? O co chodzi? – zapytałem, zerkając za jej plecy.
 Musicie pojechać w pewne miejsce. Pamiętacie? – 
Uderzyłem się otwartą dłonią w czoło. Zapomniałem. Cholera. Musimy go odebrać.
– Nie, ale już jedziemy. Tom, zbieraj się – zadeklarowałem i chwyciłem kluczyki do samochodu. Całe szczęście, że już wcześniej się przyszykowałem. Teraz nie miałbym na to czasu.


*~*

Mijaliśmy kolejne hodowle rasowych psów. Labradory, Dogi niemieckie, Nowofundlandczyki, Charty. Do wyboru do koloru. Nie mogłam w to uwierzyć, byłam oczarowana. Takiego prezentu nie mogłabym sobie nawet wyśnić, co nie zmienia faktu, że od dziecka chciałam mieć psa, ale rodzice kategorycznie zabronili mi o tym mówić. Nick chce mi kupić psa, takiego prawdziwego, rasowego.
Zatrzymał się przed domem z tabliczką, na której było napisane, że mieści się tutaj hodowla Dobermanów. Ciekawe czy z przystrzyżonymi uszami i ogonami, czy nie. Wysiadłam z samochodu, uśmiechając się jak dziecko na widok nagrody, której nie powinien dostać za swoje czyny, ale mimo to rodzice mu odpuszczają i nagradzają. Chciałam zadzwonić dzwonkiem do bramki, ale Nick złapał mnie za rękę, odciągając od furtki.
 Nie w tę stronę – Zaśmiał się. 
– Jak kto? Przecież się tu zatrzymałeś, pod tym domem, to chyba logiczne, że właśnie tutaj zagościmy.
 Idziemy tam. – Wskazał budynek, który, jak mniemam, był schroniskiem.


Przechadzałam się pomiędzy kolejnymi klatkami. Smutne oczy wpatrywały się we mnie z nadzieją, że właśnie to jego przygarnę. Starszy czekał na mnie przy jakiejś klatce na końcu alejki. Doszłam do niego w miarę możliwości szybko, co było nie lada wyczynem, jeśli ma się na nogach buty, które potrafią zniechęcić człowieka do szybkiego marszu.
 I jak ci się podoba?  zapytał, gdy stanęłam obok niego. 
Ledwo rzuciłam na psa okiem.
 Nie podoba mi się.
– Bo?
 Bo nie jest rasowy. –  Skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Oh, Come on! Ale będzie kochać cię tak samo albo nawet i mocniej, no spójrz na niego – poprosił, a ja uczyniłam to.
 Mała, czarna kulka wpatrywała się we mnie niebieskimi tęczówkami. Czy żal było mi tego psa? Tak. Dlaczego w takim razie nie chciałam go wziąć? Postanowiłam sobie, że będę przed nim grała. I tak zrobi tak jak będę chciała. Czyli weźmie tego psa, ale muszę go upewnić, że powinien to zrobić. Muszę się z nim pokłócić. Inaczej, go nie weźmie, a ten biedaczek nadal będzie tutaj siedział, czekając na śmierć lub innego właściciela, który niekoniecznie może się dla niego okazać łaskawy. Takie wiecie, granie na uczuciach.
– Pewnie ma pchły lub wściekliznę, te rasowe nie mają.
 Jesteś uparta.
 Nie bardziej niż ty  odgryzłam się.
 Czyli bierzemy.  Pokiwał głowę. 
Jest! Połknął haczyk, teraz tylko trzeba to doszlifować.
 Nie! Nie chcę go. Ma być rasowy. A ten nie jest. To zwykły kundel.
– Egoistka – mruknął pod nosem.
 Doskonale, już tylko gra aktorska. Odwróciłam się napięcie i ruszyłam w drogę powrotną. Nawet się nie obejrzałam, wiedziałam bowiem, że patrzy na mnie z otwartymi szeroko oczyma. Skręciłam za róg budynku, ale nie zauważyłam osoby za rogiem i wpadłam na nią. W niego. Wpadłam na jego twardy tors i odbiłam się jak piłka. Wyższy ode mnie, ale nie za dużo. Górował teraz nade mną tylko dlatego, iż miałam spuszczoną głowę i się garbiłam.
 Cześć, śliczna – zagadnął. Kolejny typ faceta, który lepiej unikać. 
Wpatrywałam się w jego białe buty marki DC Shoes. Odsuniesz się w końcu? Chcę przejść.
 Możesz zejść mi z drogi?  zapytałam, nadal nie patrząc mu w twarz. 
Strzepnął popiół z papierosa, który był dopiero rozpoczęty.
 Jeśli na mnie spojrzysz.
Nie pogrywaj sobie. Uniosłam lekko wzrok, a wraz z nim moją prawą stopę. Z tej perspektywy byłam wstanie tylko dostrzec jego malinowe usta, w których w dolnej wardze tkwił kolczyk, a wargi układały się w łobuzerski uśmiech. Dostałeś to, czego chciałeś. Uśmiechnęłam się do niego lekko, by po chwili nadepnąć ciężkim glanem na jego stopę. Zanim odskoczył ode mnie jak oparzony, wyciągnęłam mu z ręki papierosa i włożyłam do ust. Z zadowoleniem na twarzy wyszłam ze schroniska, a w tle usłyszałam tylko „Kurwa, trzeba było powiedzieć, że nie”. Skierowałam się w stronę samochodu, będę czekać dopóki Dominick nie przyjdzie z moim nowym przyjacielem.


Dominick wrócił, niosąc jedynie kartkę w ręce. Myślałam, że weźmie tego psa. Nie przekonałaś go, i na co był ci ten teatrzyk? Człowiek uczy się na błędach, a to chyba najgorszy, jaki mogłam właśnie dzisiaj popełnić. Sapnęłam.
Wsiadł za kierownicę i ruszył w stronę powrotną. Popatrzyłam na tę kartkę. Była wypełniona informacjami o… Otworzyłam szerzej oczy, a usta ułożyły się w małe „o”. O adopcji tego psa. Czyli plan jednak wypalił! Manipulacja, przydatna rzecz. Szczególną uwagą przykuła mnie jedna rubryka mówiąca o tym, kto jest właścicielem psa. Starannie i wyraźnie napisane było „Dominicka Rauch”. Skrzywiłam się, wie jak nienawidzę tego nazwiska. Nowe nazwisko, nowe życie. Niestety nie da się wymazać przeszłości, tyle lat z beznadziejną sytuacją. Jednak tacie udało się nas z tego wyciągnąć, jedynym minusem była przeprowadzka i nowe nazwisko.
 Co to jest?
 Zaświadczenie.
– Widzę. Ale po co?  Coraz bardziej się na niego wkurzałam.
– Potwierdzenie, że bierzemy psa i przyjedziemy, a właściwie ja, przyjadę po niego jutro.
 Ty będziesz nim zajmował – rzuciłam wściekle, gdzieś głęboko byłam ciągle niepewna czy to się dzieje naprawdę, musiałam się upewnić chociażby taką metodą.
 Nie. To twoje marzenie, nie moje.
 Odetchnęłam z ulgą, czyli jednak prawda. Oby to był chłopiec, bo innego imienia nie chce mi się dla niego wymyślać. Właściwie to musi być on, bo inaczej marzenie nie spełni się. Hunter, tak, to dobre imię. Teraz tylko czekać do jutra, szkoła może szybciej minie i będę mogła podziwiać moje dziecinne marzenie, które się ziściło. Ciekawe, jaka będzie reakcja rodziców na nowego członka domu, nie będą zadowoleni, ale tym razem całą winę będą mogli zwalić na swojego „odpowiedzialnego synka”.

~
Czy tylko mi wydaje się, że ich dialogi są nienaturalne? 
Kolejna notka 01.10, a jeśli się w ten dzień nie ukaże, to będzie wstawiona następnego.

piątek, 19 września 2014

Liebster Award I

Zostałam nominowana przez jedną blogerkę, która prowadzi cudownego bloga, naprawdę! Dziękuję Ci za to, szczerze mówiąc, myślałam, że zostanę nominowana trochę później lub w ogóle. Także niżej są odpowiedzi na pytania, moje pytania oraz nominowane blogi. Nie możecie mnie nominować, ale jestem pewna, że jest wiele świetnych blogów, które czytacie. Pytania sobie skopiujcie i odpowiedzcie na nie tak jak ja.

~


Pytania, a odpowiedzi na nie (mam nadzieję) znajdę na Waszych blogach:
1. Wzorujesz się na kimś, czymś, gdy piszesz swoje opowiadanie?
2. Czy każda z postaci wykreowanych przez Ciebie ma jakąś twoją cechę charakteru lub wyglądu? Jeśli tak to jaką?
3. Lubisz słuchać muzyki, gdy tworzysz? Nastraja Cię ona do tego? Jaka piosenka jest na ten moment dla Ciebie najważniejsza?
4. Od jak dawna piszesz opowiadania?
5. Lubisz pisać? Co sprawia Ci w tym prawdziwą przyjemność?
6. Dlaczego akurat tak nazywa się bohater twojej powieści?
7. Co czujesz wlewając cząstkę swojej duszy na papier?
8. Czym muszą się wyróżniać powieści, które czytasz?
9. Zabrakło Ci kiedyś weny do pisania?
10. I nie wiem jakie może być dziesiąte, może: Ulubiony smak lodów?


Odpowiedzi na pytania świetnej blogerki, która mnie nominowała:

1. Skąd wziął się pomysł na historię, którą piszesz?
No to tak, miała to być tajemnica, ale skoro już pytasz. Kiedyś przyśnił mi się fragment mojej powieści, zapamiętałam go sobie, a potem dorabiałam przed snem kontynuację. Gdy doszłam do końca, stwierdziłam, że to tak krótkie trochę i w czasie kolejnych wieczorów dobudowywałam wcześniejsze zdarzenia. Taki oto pomysł wykwitł w mojej głowie i zamierzam go w stu procentach zrealizować.

2. Czy opowiadanie, które piszesz jest, Twoim pierwszym, czy pisałaś już wcześniej?
Pisałam już wcześniej, ale to raczej nic nie znaczące historie. W klasach jeden-trzy w podstawówce co tydzień musieliśmy pisać krótkie opowiadania, robiłam to niechętnie, bo zwyczajnie mnie to nudziło. Wierszy nigdy nie pisałam, nie umiem. A w szóstej klasie wystartowałam w konkursie na opowiadania o aniołach, napisałam je dość szybko, ale nie zajęłam imponującego miejsca. Teraz piszę od wakacji w Chorwacji, a wena na dalsze części raczy mnie wielkimi zasobami i mam wrażenie, że na razie nie będzie chciała mnie opuścić.

3. Co oznacza dla Ciebie być "Alien" a "Aliens"?
Alien jest to jedna osoba, może zrobić wszystko nie ma ograniczeń. Swój zespół traktuje na poważnie i jest tolerancyjna wobec innych. Natomiast Aliens jest to rodzina, nie da się tego inaczej określić. Duża grupa ludzi, która ma te sama zainteresowania i powiększa się z każdą minutą na tym świecie.

4. Jak długo jesteś fanką TH?
Cóż, od niedawna. Tokio Hotel znałam jako mała dziewczynka, bo na stacji w Mc'Donaldzie były akurat takie grające statuetki. Wybrałam tą z Tokio Hotel, bo mi się najbardziej podobała, a przede wszystkim dlatego, że była na nim dziewczyna (miałam wtedy 5 lat) teraz śmieję się z tego, bo Billa nie da się pomylić z dziewczyną. Moja siostra ich słuchała, ale przestała i de facto ich płyty wylądowały na strychu, a książka z wywiadem u mnie. Starałam się kiedyś za nią zabrać, ale jakoś mi nie wychodziło. Potem gdy grzebałam na strychu w płytach, natrafiłam akurat na Schrei puściłam ją sobie i od razu się zakochałam! Przesłuchałam wszystkie płyty, obejrzałam teledyski, zgrałam na MP3 i w końu przeczytałam tę książkę. Miało to miejsce jakiś rok temu, dwudziestego siódmego września, od tamtej pory jestem jedną z Aliens.

5. Jakie książki mogłabyś mi polecić do przeczytania?
To wszystko zależy od tego, jakie czytasz, ale zdecydowanie: Eragon, Szeptem, Dom Nocy, Wybrani, Pragnienie, Tożsamość Anioła, Anna we krwi, Życie Pi, Wiatr przez dziurkę od klucza, Felix, Net i Nika, Harry Potter, Igrzyska Śmierci, Black Ice.

6. Dlaczego akurat wybrałaś danego członka TH na bohatera swojej historii? Czemu akurat On, a nie któryś z pozostałych?
Wybrałam Billa, ponieważ najbardziej mi pasował do tej historii. Będzie dobrym mentorem dla mojej bohaterki. Przewodnikiem po zupełnie innym świecie. Inni też będą, ale tę historię zupełnie pozostawiam w rękach Billa i Toma.

7. Twoja ulubiona piosenka Tokio Hotel to...?
Zdecydowanie nie mam jednej, ale gdyby się tak dłużej zastanowić to  In Your Shadow I Can Shine.

8. Jak powstała Twoja bohaterka? Dlaczego postanowiłaś ją taką stworzyć?
Stworzyłam ją na wzór osoby, którą chciałabym być w przyszłości, wplotłam w nią moje odczucia, poglądy i emocje. Jest odzwierciedleniem mnie samej, chociaż są niektóre aspekty, których bym nie powiedziała lub bym nie zrobiła. Stworzyłam ją odmieńcem, bo teraz takich ludzi po prostu się miażdży. Nie mają szans na prawdziwą przyjaźń, miłość. Na to, co jest dla nas teraz najważniejsze. Gubią się w realiach życia, a w najgorszych przypadkach popełniają samobójstwa. Chciałabym Wam pokazać, jakie uczucie ma taka osoba, jak świetnie potrafi grać przed innymi. Możecie sami zobaczyć to w mojej powieści.

9. Czy planujesz stworzyć jeszcze jakieś FF, czy dajesz sobie raczej chwile wytchnienia?
Zdecydowanie nie chcę wytchnienia! W mojej głowie tworzą się już cztery pomysły na kolejne FF, więc możecie liczyć na więcej.

10. Opowiedz mi coś o sobie w kilku zdaniach :*
Eee, ale co ja mam Ci powiedzieć? Lubię słuchać rocka. Przyjaciół dobieram sobie ostrożnie, trwa trochę zanim im zaufam. Mieszkam pod Wrocławiem. Nie lubię się przytulać. Jestem Potterhead, Echelon, Idiot, Killjoy i fanką Muse. Uwielbiam oglądać horrory. mimo iż się potem panicznie boję, ale to tylko, gdy oglądam w dzień. Lubię prażynki bekonowe *.* Liczę na więcej rozdziałów z Twojego opowiadania!


Mam nadzieję, że odpowiedzi Ciebie zadowoliły, dodaję je dzisiaj, bo obchodzisz dziś dwudzieste urodziny! Wszystkiego najlepszego! Spełnienia marzeń, dużo weny, doczekania się nowej płyty i przede wszystkim wspaniałych przyjaciół i hucznej imprezy!  Dee

środa, 17 września 2014

Rozdział 3

Rozdział ten dedykuję Marcie (Tak tu o Ciebie chodzi), kuruj się, bo praca na WOS czeka! Nie spełnię w tej notce Twojego pytania, ale w następnej odpowiedź na nie na pewno się już pojawi.


3.

Konwersacja w salonie rozwijała się z zawrotną prędkością. Każdy na zmianę przedstawiał swoje argumenty za i przeciw. Jedyną osobą, która nie brała w tym udziału, był Gordon. Co jakiś czas zerkałem na niego, stał oparty biodrem o róg kanapy. Kamienny wyraz twarzy nadawał mu wyglądu marmurowego posągu z tą różnicą, że nie był aż tak blady, by wziąć go za rzeźbę.
Wraz z Tomem musieliśmy uważać na to, co mówimy. Wiedzieliśmy bowiem, że jeśli przekroczymy pewną granicę całą naszą „umowę” z mamą szlag trafi i będziemy musieli przestrzegać zasad, które postawi nam wraz z Gordonem. Wtedy już nie będziemy mogli liczyć na negocjacje, a co dopiero na jakieś zmiany.
Ustaliliśmy, że dwa razy w tygodniu możemy nie przychodzić do szkoły, a oni nie będą się w to mieszać. Po szkole mamy półtorej godziny dla siebie, ale musimy dzwonić gdzie jesteśmy. Gości możemy zapraszać, tutaj nie ma ograniczeń  no tylko, do tego, że imprezy odpadają. Jest jeszcze wiele ważniejszych i mniej ważnych podpunktów, ale nie mam ochoty o nich myśleć. Zapamiętam te najważniejsze. Oczywiście nie spodobały nam się te zasady, więc się trochę potargowaliśmy.
Zawiesiłem się na chwilę w rozmowie, słyszałem ich głosy, choć nie mogłem zrozumieć, co mówią, ale po podniesionym głosie bliźniaka wywnioskowałem, że mocno się przy czymś upiera. We dwójkę może dalibyśmy radę, ale sam to raczej nic nie zdziała. Chociaż, któż to wie? Mamy przecież swój urok osobisty i każdy w końcu jemu ulega.
– Prawda, Bill?  zadał pytanie Tom. 
Zdezorientowany wyraz twarzy zniknął zanim się zorientowałem, że to pytanie było skierowane bezpośrednio do mnie. Kompletnie nie skupiałem się na ich wymowie zdań. Oboje się we mnie wyczekująco wpatrywali.
– Tak, tak. – Pokiwałem energicznie głową, jakby to miało mi w czymś pomóc, i na powrót zatopiłem się w swoich myślach.
Już wracałem myślami do jakiegoś odległego miejsca. Dla przeciętnych ludzi byłaby to plaża lub góry, ale ja chciałem znaleźć się na urwisku. Krystalicznie czysta woda uderzałaby mocnymi falami w wysokie klify. Pod wodą kryłyby się najróżniejsze organizmy wodne. Meduzy, które mogłyby mnie poparzyć, zabierając na dno i wyduszając ze mnie ostatki tlenu. Kraby, które szczypałyby moje wątłe ciało niezdolne do żadnego sprzeciwu, gdyż pod siłą uderzenia utraciłbym swoją walkę do życia. Oddałbym się w ramiona otchłani. Woda byłaby przyjemnie ciepła, a glony łagodnie łaskotałyby mnie po policzkach. Chciałbym się na chwilę odizolować od nich wszystkich.
Nagle złapał mnie mocny skurcz w prawym udzie. Z mojej krtani wydobył się jęk bólu, zacząłem mocno rozmasowywać zbolałe miejsce. Wszyscy spoglądali na mnie przestraszonymi oczyma. Na co się tak gapicie?, miałem ochotę rzucić w ich stronę kąśliwym głosem, ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język. Siedzący obok mnie Dred wstał, ale w połowie tego ruchu powstrzymałem go, mocno łapiąc za jego ramię. Popatrzył na mnie ze zdumieniem. Udałem, że tego nie dostrzegłem. Skurcz znikną tak szybko, jak się pojawił. Może to z powodu mojego trybu życiu? Ostrzegali mnie. A może za dużo myślę? Upiłem łyk wody ze szklanki, która stała przede mną na szklanym stoliku do kawy.
 Rujnujesz mi marzenia – wypowiedziałem nagle, patrząc prosto w ciepłe oczy rodzicielki.
 Nie, Bill, właśnie pomagam ci je spełniać – odparła łagodnie, ciągle utrzymując ze mną kontakt wzrokowy. Była taka spokojna, zbyt spokojna.
 Ciekawe jak – prychnąłem.  Jesteśmy w trakcie produkcji drugiej płyty, a ty nas do szkoły wysyłasz! Gustav i Georg nie muszą tego robić mają bardziej wyrozumiałych rodziców –. Zabolało ją, widziałem jak mięśnie na twarzy jej drgają, a ręce nerwowo zaciska w pięści. Jeszcze nie skończyłem.  Czy to według ciebie jest spełnianie swoich najważniejszych celów na dany moment?
 To nie tak  jąkała się, a zakłopotanie z jej twarzy dało się odczytać jak z otwartej księgi  ja się naprawdę o was martwię. Chcę, żebyście mieli jakieś inne umiejętności, niż tylko muzyczne. Musicie mieć podstawową wiedzę z danej dziedziny.  Odwróciła wzrok w stronę drugiego syna. – A ty, Tom, musisz się gdzieś nauczyć dyscypliny. Nie chcę robić tego osobiście, ale jeśli nie pozostawisz mi innego wyboru, to będę zmuszona podjąć inne kroki.
 Tyle, że ja nie mam ochoty tam wracać. To, co umiem, w zupełności mi wystarcza  zaczął się bronić, wyraźnie dając Simone do zrozumienia, że nie zmieni swojego zdania, co do tej kwestii.
 Nie obchodzi mnie to. Decyzja już dawno zapadła i nie mamy zamiaru jej zmieniać w najbliższym czasie.  Jej stanowczy głos odbijał się w mojej głowie jak echo w próżni.
– To po co z nami o tym rozmawiacie?  zaczęliśmy w tym samym momencie. Nasza bliźniacza więź była teraz zdecydowanie widoczna.
 Chcieliśmy przedstawić wam zaistniałą sytuację, przygotować na to, co was czeka. – Przeczesała swoje krótkie, blond włosy i podała nam jakąś kartkę z tabelą. – Oto wasz plan lekcji. Mocno ryzykujemy, zostawiając was w jednej klasie, ale ufamy waszej dojrzałości.  ciągnęła dalej swój wywód, a ja zmieniłem swoją pozycję na fotelu. 
Głowę, która swoją drogą nadal mnie mocno bolała, oparłem o podłokietnik, a nogi zwiesiłem po drugiej stronie tuż nad dredami brata. Zacząłem machać stopami, czekając na jego reakcję. Obrócił się na brzuch i spojrzał takimi samymi oczami, co moje na fotel, w który byłem wtulony.
 Jestem jeszcze na tyle normalny, by być tym mądrzejszym. Jestem rozkojarzony, to fakt, ale smrodu twoich skarpetek nie da się nie zauważyć  zwrócił mi uwagę.
– Naprawdę? Myślałem, że dłużej to potrwa, ale wczoraj specjalnie je dla ciebie zostawiłem.
Wymienialiśmy ze sobą zdania, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że jesteśmy skupieni tylko na sobie.
 Słuchacie mnie jeszcze? – spytała Simone z rezygnacją w głosie.
– Tak – zapewnił ją szybko Tom
–  Nie – dodałem zgodnie z prawdą w tym samym momencie.
– Przynajmniej jeden z was mówi prawdę. Ten, który powinien być bardziej odpowiedzialny – powiedziała dwuznacznie, ale zdecydowanie intensywniej się we mnie wpatrywała niż wcześniej. – Dobrze, a teraz przygotujcie się – zaczęła, wstając z kanapy.
–  Na co? – zapytał się niepewnie dredowłosy.
 Jak to na co? Musicie być przygotowani do szkoły, – Pokiwaliśmy zgodnie głowami  więc pojedziecie zrobić sobie zakupy. Podręczniki są załatwione. – Zniknęła za czarnymi drzwiami od kuchni, by po chwili wrócić z banknotami w ręce.  Tyle powinno wam starczyć. Ubierzcie się, a gdy będziecie gotowi, Gordon zawiezie was do marketu. Wrócić będziecie musieli sami.
W połowie ostatniego zdania ruszyłem w stronę schodów. Po drodze minąłem drewnianą komodę ze zdjęciami, na których widniały rozradowane twarze dziesięciolatków na tle placu zabaw w pobliskim parku. Ten czas tak szybko leci, wydaje się, że było to zaledwie wczoraj, pamięta się dokładnie każdy szczegół, a mija zdecydowanie więcej czasu.
Szkoła. Nie chciałem tam wracać, unikałem jej jak ognia, większość negatywnych wspomnień właśnie z niej wyniosłem. Teraz już nie ma odwrotu, muszę tam wrócić i zmierzyć się z rzeczywistością. Z pochmurnymi myślami udałem się do mojej sypialni, by zacząć się szykować.

*~*

Przeciekająca wodą wyszłam na brzeg, gdzie czekał na mnie Nick. Zgromiłam go wzrokiem, byłam na niego wściekła, nie dość, że sama musiałam uporać się z kajakiem, który porwały prądy wodne, to jeszcze miałam go sama wyciągnąć z wody.
– No chodź tu i mi pomóż! – krzyknęłam w jego stronę. 
On, nic sobie z tego nie robiąc dalej, grzebał w swoim plecaku. Zaklęłam pod nosem i sama wciągnęłam zielony kajak na miejsce obok czerwonego kajaka brata. Sapiąc i głośno dysząc, podeszłam do niego.
 Co robisz? – Zaglądnęłam mu przez ramię na mapę, którą trzymał w ręce.
 Sprawdzam nasze położenie  mruknął, tak jakby nie miało to żadnego znaczenia. 
Oddaliłam się od niego kilka metrów i rozejrzałam się wokoło.
Las otaczał nas z każdej strony, w powietrzu nie było już czuć zimnego poranku tego dnia. Słońce prażyło bez litości, pojedyncze chmury przemieszczały się po błękitnym niebie. Szum rzeki dodawał temu miejscu melancholii, przywoływały cię tutaj różne drobiazgi, wołałbyś został w tym miejscu na dłużej. Z mojej obserwacji wynikało, że powinniśmy już być przy ostatnim punkcie naszej wycieczki.
– Tam jest ścieżka.  Wskazałam na lewo od siebie w głąb lasu, wśród drzewa, pomiędzy którymi było chłodniej.
– W takim razie jesteśmy na miejscu – odpowiedział Nick, zerkając na mnie i wybuchając głośnym śmiechem.
Ale o co chodzi? Stałam zmieszana przez kilka sekund, zanim udało mu się trochę uspokoić.
– Twoje… Twoje oczy – wycharczał pomiędzy kolejnymi atakami śmiechu.
Zmarszczyłam brwi. Moje oczy? Nie rozumiem, co z nimi nie tak?
 Możesz się wreszcie uspokoić i powiedzieć mi łaskawie, co cię tak bawi? – westchnęłam, ale uśmiechnęłam się. Zawsze tak na mnie działał, przy nim nie potrafiłam być poważna. Mimo że miał dziewiętnaście lat to czasami zachowywał się jak ośmiolatek.
Gdy byliśmy młodsi, był dla mnie wzorem do naśladowania. Chciałam być taka jak on. Dosłownie i w przenośni. W pierwszej lub drugiej klasie podstawówki wpadłam na bardzo dziecinny pomysł. Bo skoro był dla mnie wzorem, to czy nie mogłabym być przez jeden dzień nim? Przynajmniej poczuć się jak on. Grzebałam w jego rzeczach i wybrałam, w miarę na mnie dobre jeansy i czarny t-shirt. Włosy obcięłam sobie nożyczkami do papieru, a założywszy jego baseballówkę, wsiadłam do samochodu, w którym czekał na mnie tata. Nie pytał o nic, tylko z rozbawieniem w oczach oraz ciepłym uśmiechem na ustach przyglądał mi się we wstecznym lusterku.
W szkole dostało mi się za to po uszach od dyrektorki, a mój wzór również nie szczędził mi obelg. Byłam wtedy dzieckiem, ale te różne uczucia, które przeżyłam w jeden dzień, gdzieś tam we mnie nadal się tliły.
Kruczowłosy podał mi lusterko, które wyciągnął z plecaka. Popatrzyłam na niego zaskoczona, na co odpowiedział wzruszeniem ramion. Spojrzałam w odbicie. Przez moją akcję ratowniczą makijaż spłynął mi czarnymi smugami po policzkach.
 Wyglądam… – urwałam, szukając odpowiedniego słowa.
–  Okropnie? Mrocznie? Jak  Klown? – zasypał mnie podpowiedziami.
 Wyglądam lepiej. – Posłałam mu szeroki uśmiech. –  Dzięki. – Wręczyłam mu lusterko do ręki.  Ale…
 Ale?  wciął się po raz kolejny tego dnia. 
Nie dokończyłam, bo ruszyłam w stronę rzeki. Zamoczyłam palce tuż przy brzegu w błocie. Wróciłam do brata i wysmarowałam mu na policzkach po dwie smugi.
– Teraz do siebie pasujemy.  Wytarłam palce w jego koszulkę, na co się skrzywił, lecz nic nie powiedział.
 Czyli mam rozumieć, że humor choć trochę ci poprawiłem?
– Odrobinkę  dałam zdawkową odpowiedź.  Gdzie teraz idziemy?
– Nigdzie. Czekamy tutaj, aż po nas przyjadą. – usiadł na trawie, krzyżując ręce na piersi. Brakowało mu jeszcze indiańskiego pióropusza i opasek, a wyglądałby jak stary indiański mędrzec.
– A jak nie przyjadą?  zapytałam, robiąc dokładnie to samo co on przed chwilą. Nadal był dla mnie wzorem.
 Przyjadą – zapewnił mnie.  A jak nie to wrócimy tak samo, jak tu dotarliśmy. Tylko będzie ciężej, bo pod prąd i pod górę – Zaśmiał się melodyjnym, barwnym głosem.
– Ale ja mówię poważnie. – Sięgnęłam po duży kamień, który leżał obok mojej nogi. Wycelowałam w nic nieświadomego Nicka i wystrzeliłam kamień jak z procy. Trafiłam go w środek czoła, zostawiając na nim brudny ślad po uderzeniu.
– Tak chcesz się bawić?  powiedział z tajemniczym błyskiem w oku. 
Wyszczerzyłam się w wyzywającym uśmiechu. Wybrał kilka kamieni z podłoża i na zmianę rzucał nimi we mnie. Od tego zaczęła się nasza bitwa. Rzucaliśmy w siebie wszystkim, co się dało i co mieliśmy w zasięgu dłoni. Gdy żadne z nas nie miało już siły na dalszą potyczkę, podliczyliśmy odniesione przez nas straty  rany.
Osiem siniaków, dwadzieścia trzy rozcięcia oraz jedna wielka bania przy oku – to moje obrażenia.
Jedenaście siniaków, siedemnaście rozcięć i trzy porządne opuchlizny  obrażenia Starszego.
W sumie trudno było stwierdzić, kto jest bardziej poszkodowany. Jednakże wiem, iż potraktował mnie ulgowo, w końcu jestem dziewczyną.
– Teraz mogę ci to powiedzieć – rzekł oficjalnym tonem, zostawiając pauzę.
 To mów – ponagliłam go z zaciekawioną mimiką twarzy.
 Spędziłaś ze mną prawie cały dzień – Daj spokój tylko pięć godzin, to nie tak dużo  ale to jeszcze nie koniec.
Co? Jeszcze coś ode mnie chce? Uśmiech bladł na mojej twarzy. Co teraz wymyślił?
 A co to? Jakiś dzień rozpieszczania swoich sióstr?  dorzuciłam sarkastycznie, o mały włos, się przy tym nie zapluwając.
 Jeśli tak uważasz  odparł nonszalancko. Położył się na glebie, wchłaniając witaminę D w postaci promieni słonecznych.


Pół godziny później samochodu, który miał nas odwieźć na miejsce początkowe, nadal nie było widać. Dominick też powoli zaczynał się denerwować.
 Ile jeszcze? – zajęczałam.
 Nie wiem. Mówili, że przyjadą najszybciej jak się da.
 Zawsze tak mówią  burknęłam. Cisza, która nastała po tych słowach, była tak dołująca, że musiałam ją przerwać.  Żałuj, że nie mam na sobie glanów.
 A toż to dlaczego miałbym żałować?
– Bo glany łatwiej wyczyścić, niż te oto buty.  Wskazałam na creepersy, które rano był szare, zaś teraz ich kolor bardziej przypominał bagno wymieszane ze smołą.  Wiesz, co to oznacza? – Posłałam mu czarujący uśmiech.
– O nie, ty nie mówisz poważnie. Że niby ja?
- Za moje towarzystwo się płaci. I tak dałam ci łagodną zapłatę  przerwałam, bo światło reflektorów oślepiło mnie na kilka długich chwil. Mimo tego, że był dzień, strasznie raziły mnie w oczy. Zakryłam dłońmi twarz. – Nareszcie. Pomożesz mi wstać? – poprosiłam osobę, która stała nade mną.


~
Miało być coś jeszcze, ale zostawiłam to na następny rozdział. Wiem, jest rozdział trzeci, a bohaterowie nadal się nie poznali, ale dajcie mi czas! Wszystko jest już rozpracowane. Kolejna notka  24.09