środa, 17 września 2014

Rozdział 3

Rozdział ten dedykuję Marcie (Tak tu o Ciebie chodzi), kuruj się, bo praca na WOS czeka! Nie spełnię w tej notce Twojego pytania, ale w następnej odpowiedź na nie na pewno się już pojawi.


3.

Konwersacja w salonie rozwijała się z zawrotną prędkością. Każdy na zmianę przedstawiał swoje argumenty za i przeciw. Jedyną osobą, która nie brała w tym udziału, był Gordon. Co jakiś czas zerkałem na niego, stał oparty biodrem o róg kanapy. Kamienny wyraz twarzy nadawał mu wyglądu marmurowego posągu z tą różnicą, że nie był aż tak blady, by wziąć go za rzeźbę.
Wraz z Tomem musieliśmy uważać na to, co mówimy. Wiedzieliśmy bowiem, że jeśli przekroczymy pewną granicę całą naszą „umowę” z mamą szlag trafi i będziemy musieli przestrzegać zasad, które postawi nam wraz z Gordonem. Wtedy już nie będziemy mogli liczyć na negocjacje, a co dopiero na jakieś zmiany.
Ustaliliśmy, że dwa razy w tygodniu możemy nie przychodzić do szkoły, a oni nie będą się w to mieszać. Po szkole mamy półtorej godziny dla siebie, ale musimy dzwonić gdzie jesteśmy. Gości możemy zapraszać, tutaj nie ma ograniczeń  no tylko, do tego, że imprezy odpadają. Jest jeszcze wiele ważniejszych i mniej ważnych podpunktów, ale nie mam ochoty o nich myśleć. Zapamiętam te najważniejsze. Oczywiście nie spodobały nam się te zasady, więc się trochę potargowaliśmy.
Zawiesiłem się na chwilę w rozmowie, słyszałem ich głosy, choć nie mogłem zrozumieć, co mówią, ale po podniesionym głosie bliźniaka wywnioskowałem, że mocno się przy czymś upiera. We dwójkę może dalibyśmy radę, ale sam to raczej nic nie zdziała. Chociaż, któż to wie? Mamy przecież swój urok osobisty i każdy w końcu jemu ulega.
– Prawda, Bill?  zadał pytanie Tom. 
Zdezorientowany wyraz twarzy zniknął zanim się zorientowałem, że to pytanie było skierowane bezpośrednio do mnie. Kompletnie nie skupiałem się na ich wymowie zdań. Oboje się we mnie wyczekująco wpatrywali.
– Tak, tak. – Pokiwałem energicznie głową, jakby to miało mi w czymś pomóc, i na powrót zatopiłem się w swoich myślach.
Już wracałem myślami do jakiegoś odległego miejsca. Dla przeciętnych ludzi byłaby to plaża lub góry, ale ja chciałem znaleźć się na urwisku. Krystalicznie czysta woda uderzałaby mocnymi falami w wysokie klify. Pod wodą kryłyby się najróżniejsze organizmy wodne. Meduzy, które mogłyby mnie poparzyć, zabierając na dno i wyduszając ze mnie ostatki tlenu. Kraby, które szczypałyby moje wątłe ciało niezdolne do żadnego sprzeciwu, gdyż pod siłą uderzenia utraciłbym swoją walkę do życia. Oddałbym się w ramiona otchłani. Woda byłaby przyjemnie ciepła, a glony łagodnie łaskotałyby mnie po policzkach. Chciałbym się na chwilę odizolować od nich wszystkich.
Nagle złapał mnie mocny skurcz w prawym udzie. Z mojej krtani wydobył się jęk bólu, zacząłem mocno rozmasowywać zbolałe miejsce. Wszyscy spoglądali na mnie przestraszonymi oczyma. Na co się tak gapicie?, miałem ochotę rzucić w ich stronę kąśliwym głosem, ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język. Siedzący obok mnie Dred wstał, ale w połowie tego ruchu powstrzymałem go, mocno łapiąc za jego ramię. Popatrzył na mnie ze zdumieniem. Udałem, że tego nie dostrzegłem. Skurcz znikną tak szybko, jak się pojawił. Może to z powodu mojego trybu życiu? Ostrzegali mnie. A może za dużo myślę? Upiłem łyk wody ze szklanki, która stała przede mną na szklanym stoliku do kawy.
 Rujnujesz mi marzenia – wypowiedziałem nagle, patrząc prosto w ciepłe oczy rodzicielki.
 Nie, Bill, właśnie pomagam ci je spełniać – odparła łagodnie, ciągle utrzymując ze mną kontakt wzrokowy. Była taka spokojna, zbyt spokojna.
 Ciekawe jak – prychnąłem.  Jesteśmy w trakcie produkcji drugiej płyty, a ty nas do szkoły wysyłasz! Gustav i Georg nie muszą tego robić mają bardziej wyrozumiałych rodziców –. Zabolało ją, widziałem jak mięśnie na twarzy jej drgają, a ręce nerwowo zaciska w pięści. Jeszcze nie skończyłem.  Czy to według ciebie jest spełnianie swoich najważniejszych celów na dany moment?
 To nie tak  jąkała się, a zakłopotanie z jej twarzy dało się odczytać jak z otwartej księgi  ja się naprawdę o was martwię. Chcę, żebyście mieli jakieś inne umiejętności, niż tylko muzyczne. Musicie mieć podstawową wiedzę z danej dziedziny.  Odwróciła wzrok w stronę drugiego syna. – A ty, Tom, musisz się gdzieś nauczyć dyscypliny. Nie chcę robić tego osobiście, ale jeśli nie pozostawisz mi innego wyboru, to będę zmuszona podjąć inne kroki.
 Tyle, że ja nie mam ochoty tam wracać. To, co umiem, w zupełności mi wystarcza  zaczął się bronić, wyraźnie dając Simone do zrozumienia, że nie zmieni swojego zdania, co do tej kwestii.
 Nie obchodzi mnie to. Decyzja już dawno zapadła i nie mamy zamiaru jej zmieniać w najbliższym czasie.  Jej stanowczy głos odbijał się w mojej głowie jak echo w próżni.
– To po co z nami o tym rozmawiacie?  zaczęliśmy w tym samym momencie. Nasza bliźniacza więź była teraz zdecydowanie widoczna.
 Chcieliśmy przedstawić wam zaistniałą sytuację, przygotować na to, co was czeka. – Przeczesała swoje krótkie, blond włosy i podała nam jakąś kartkę z tabelą. – Oto wasz plan lekcji. Mocno ryzykujemy, zostawiając was w jednej klasie, ale ufamy waszej dojrzałości.  ciągnęła dalej swój wywód, a ja zmieniłem swoją pozycję na fotelu. 
Głowę, która swoją drogą nadal mnie mocno bolała, oparłem o podłokietnik, a nogi zwiesiłem po drugiej stronie tuż nad dredami brata. Zacząłem machać stopami, czekając na jego reakcję. Obrócił się na brzuch i spojrzał takimi samymi oczami, co moje na fotel, w który byłem wtulony.
 Jestem jeszcze na tyle normalny, by być tym mądrzejszym. Jestem rozkojarzony, to fakt, ale smrodu twoich skarpetek nie da się nie zauważyć  zwrócił mi uwagę.
– Naprawdę? Myślałem, że dłużej to potrwa, ale wczoraj specjalnie je dla ciebie zostawiłem.
Wymienialiśmy ze sobą zdania, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że jesteśmy skupieni tylko na sobie.
 Słuchacie mnie jeszcze? – spytała Simone z rezygnacją w głosie.
– Tak – zapewnił ją szybko Tom
–  Nie – dodałem zgodnie z prawdą w tym samym momencie.
– Przynajmniej jeden z was mówi prawdę. Ten, który powinien być bardziej odpowiedzialny – powiedziała dwuznacznie, ale zdecydowanie intensywniej się we mnie wpatrywała niż wcześniej. – Dobrze, a teraz przygotujcie się – zaczęła, wstając z kanapy.
–  Na co? – zapytał się niepewnie dredowłosy.
 Jak to na co? Musicie być przygotowani do szkoły, – Pokiwaliśmy zgodnie głowami  więc pojedziecie zrobić sobie zakupy. Podręczniki są załatwione. – Zniknęła za czarnymi drzwiami od kuchni, by po chwili wrócić z banknotami w ręce.  Tyle powinno wam starczyć. Ubierzcie się, a gdy będziecie gotowi, Gordon zawiezie was do marketu. Wrócić będziecie musieli sami.
W połowie ostatniego zdania ruszyłem w stronę schodów. Po drodze minąłem drewnianą komodę ze zdjęciami, na których widniały rozradowane twarze dziesięciolatków na tle placu zabaw w pobliskim parku. Ten czas tak szybko leci, wydaje się, że było to zaledwie wczoraj, pamięta się dokładnie każdy szczegół, a mija zdecydowanie więcej czasu.
Szkoła. Nie chciałem tam wracać, unikałem jej jak ognia, większość negatywnych wspomnień właśnie z niej wyniosłem. Teraz już nie ma odwrotu, muszę tam wrócić i zmierzyć się z rzeczywistością. Z pochmurnymi myślami udałem się do mojej sypialni, by zacząć się szykować.

*~*

Przeciekająca wodą wyszłam na brzeg, gdzie czekał na mnie Nick. Zgromiłam go wzrokiem, byłam na niego wściekła, nie dość, że sama musiałam uporać się z kajakiem, który porwały prądy wodne, to jeszcze miałam go sama wyciągnąć z wody.
– No chodź tu i mi pomóż! – krzyknęłam w jego stronę. 
On, nic sobie z tego nie robiąc dalej, grzebał w swoim plecaku. Zaklęłam pod nosem i sama wciągnęłam zielony kajak na miejsce obok czerwonego kajaka brata. Sapiąc i głośno dysząc, podeszłam do niego.
 Co robisz? – Zaglądnęłam mu przez ramię na mapę, którą trzymał w ręce.
 Sprawdzam nasze położenie  mruknął, tak jakby nie miało to żadnego znaczenia. 
Oddaliłam się od niego kilka metrów i rozejrzałam się wokoło.
Las otaczał nas z każdej strony, w powietrzu nie było już czuć zimnego poranku tego dnia. Słońce prażyło bez litości, pojedyncze chmury przemieszczały się po błękitnym niebie. Szum rzeki dodawał temu miejscu melancholii, przywoływały cię tutaj różne drobiazgi, wołałbyś został w tym miejscu na dłużej. Z mojej obserwacji wynikało, że powinniśmy już być przy ostatnim punkcie naszej wycieczki.
– Tam jest ścieżka.  Wskazałam na lewo od siebie w głąb lasu, wśród drzewa, pomiędzy którymi było chłodniej.
– W takim razie jesteśmy na miejscu – odpowiedział Nick, zerkając na mnie i wybuchając głośnym śmiechem.
Ale o co chodzi? Stałam zmieszana przez kilka sekund, zanim udało mu się trochę uspokoić.
– Twoje… Twoje oczy – wycharczał pomiędzy kolejnymi atakami śmiechu.
Zmarszczyłam brwi. Moje oczy? Nie rozumiem, co z nimi nie tak?
 Możesz się wreszcie uspokoić i powiedzieć mi łaskawie, co cię tak bawi? – westchnęłam, ale uśmiechnęłam się. Zawsze tak na mnie działał, przy nim nie potrafiłam być poważna. Mimo że miał dziewiętnaście lat to czasami zachowywał się jak ośmiolatek.
Gdy byliśmy młodsi, był dla mnie wzorem do naśladowania. Chciałam być taka jak on. Dosłownie i w przenośni. W pierwszej lub drugiej klasie podstawówki wpadłam na bardzo dziecinny pomysł. Bo skoro był dla mnie wzorem, to czy nie mogłabym być przez jeden dzień nim? Przynajmniej poczuć się jak on. Grzebałam w jego rzeczach i wybrałam, w miarę na mnie dobre jeansy i czarny t-shirt. Włosy obcięłam sobie nożyczkami do papieru, a założywszy jego baseballówkę, wsiadłam do samochodu, w którym czekał na mnie tata. Nie pytał o nic, tylko z rozbawieniem w oczach oraz ciepłym uśmiechem na ustach przyglądał mi się we wstecznym lusterku.
W szkole dostało mi się za to po uszach od dyrektorki, a mój wzór również nie szczędził mi obelg. Byłam wtedy dzieckiem, ale te różne uczucia, które przeżyłam w jeden dzień, gdzieś tam we mnie nadal się tliły.
Kruczowłosy podał mi lusterko, które wyciągnął z plecaka. Popatrzyłam na niego zaskoczona, na co odpowiedział wzruszeniem ramion. Spojrzałam w odbicie. Przez moją akcję ratowniczą makijaż spłynął mi czarnymi smugami po policzkach.
 Wyglądam… – urwałam, szukając odpowiedniego słowa.
–  Okropnie? Mrocznie? Jak  Klown? – zasypał mnie podpowiedziami.
 Wyglądam lepiej. – Posłałam mu szeroki uśmiech. –  Dzięki. – Wręczyłam mu lusterko do ręki.  Ale…
 Ale?  wciął się po raz kolejny tego dnia. 
Nie dokończyłam, bo ruszyłam w stronę rzeki. Zamoczyłam palce tuż przy brzegu w błocie. Wróciłam do brata i wysmarowałam mu na policzkach po dwie smugi.
– Teraz do siebie pasujemy.  Wytarłam palce w jego koszulkę, na co się skrzywił, lecz nic nie powiedział.
 Czyli mam rozumieć, że humor choć trochę ci poprawiłem?
– Odrobinkę  dałam zdawkową odpowiedź.  Gdzie teraz idziemy?
– Nigdzie. Czekamy tutaj, aż po nas przyjadą. – usiadł na trawie, krzyżując ręce na piersi. Brakowało mu jeszcze indiańskiego pióropusza i opasek, a wyglądałby jak stary indiański mędrzec.
– A jak nie przyjadą?  zapytałam, robiąc dokładnie to samo co on przed chwilą. Nadal był dla mnie wzorem.
 Przyjadą – zapewnił mnie.  A jak nie to wrócimy tak samo, jak tu dotarliśmy. Tylko będzie ciężej, bo pod prąd i pod górę – Zaśmiał się melodyjnym, barwnym głosem.
– Ale ja mówię poważnie. – Sięgnęłam po duży kamień, który leżał obok mojej nogi. Wycelowałam w nic nieświadomego Nicka i wystrzeliłam kamień jak z procy. Trafiłam go w środek czoła, zostawiając na nim brudny ślad po uderzeniu.
– Tak chcesz się bawić?  powiedział z tajemniczym błyskiem w oku. 
Wyszczerzyłam się w wyzywającym uśmiechu. Wybrał kilka kamieni z podłoża i na zmianę rzucał nimi we mnie. Od tego zaczęła się nasza bitwa. Rzucaliśmy w siebie wszystkim, co się dało i co mieliśmy w zasięgu dłoni. Gdy żadne z nas nie miało już siły na dalszą potyczkę, podliczyliśmy odniesione przez nas straty  rany.
Osiem siniaków, dwadzieścia trzy rozcięcia oraz jedna wielka bania przy oku – to moje obrażenia.
Jedenaście siniaków, siedemnaście rozcięć i trzy porządne opuchlizny  obrażenia Starszego.
W sumie trudno było stwierdzić, kto jest bardziej poszkodowany. Jednakże wiem, iż potraktował mnie ulgowo, w końcu jestem dziewczyną.
– Teraz mogę ci to powiedzieć – rzekł oficjalnym tonem, zostawiając pauzę.
 To mów – ponagliłam go z zaciekawioną mimiką twarzy.
 Spędziłaś ze mną prawie cały dzień – Daj spokój tylko pięć godzin, to nie tak dużo  ale to jeszcze nie koniec.
Co? Jeszcze coś ode mnie chce? Uśmiech bladł na mojej twarzy. Co teraz wymyślił?
 A co to? Jakiś dzień rozpieszczania swoich sióstr?  dorzuciłam sarkastycznie, o mały włos, się przy tym nie zapluwając.
 Jeśli tak uważasz  odparł nonszalancko. Położył się na glebie, wchłaniając witaminę D w postaci promieni słonecznych.


Pół godziny później samochodu, który miał nas odwieźć na miejsce początkowe, nadal nie było widać. Dominick też powoli zaczynał się denerwować.
 Ile jeszcze? – zajęczałam.
 Nie wiem. Mówili, że przyjadą najszybciej jak się da.
 Zawsze tak mówią  burknęłam. Cisza, która nastała po tych słowach, była tak dołująca, że musiałam ją przerwać.  Żałuj, że nie mam na sobie glanów.
 A toż to dlaczego miałbym żałować?
– Bo glany łatwiej wyczyścić, niż te oto buty.  Wskazałam na creepersy, które rano był szare, zaś teraz ich kolor bardziej przypominał bagno wymieszane ze smołą.  Wiesz, co to oznacza? – Posłałam mu czarujący uśmiech.
– O nie, ty nie mówisz poważnie. Że niby ja?
- Za moje towarzystwo się płaci. I tak dałam ci łagodną zapłatę  przerwałam, bo światło reflektorów oślepiło mnie na kilka długich chwil. Mimo tego, że był dzień, strasznie raziły mnie w oczy. Zakryłam dłońmi twarz. – Nareszcie. Pomożesz mi wstać? – poprosiłam osobę, która stała nade mną.


~
Miało być coś jeszcze, ale zostawiłam to na następny rozdział. Wiem, jest rozdział trzeci, a bohaterowie nadal się nie poznali, ale dajcie mi czas! Wszystko jest już rozpracowane. Kolejna notka  24.09

7 komentarzy:

  1. Bardzo fajne! Przeczytaj jeszcze raz, bo wkradły się literówki, ale poza tym jestem baaardzi zadowolona! To chyba najlepsza notka ze wszystkich! Czekam na więce! P.S. Mam nadzieję, że ona wyczyści swoje butki ;3 xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Spokojnie, damy Ci czas! Kto Cię w ogóle goni? ;) Nie we wszystkich opowiadaniach muszą od razu się poznawać :D Czasem to musi potrwać. Wszystko zależy od fabuły ;) Pisz spokojnie! ;D
    Chociaż ciekawość zżera xD
    Też zakończyłaś w takim momencie! Osoba, która stała nad nią? Czy tak określiła Nicka, czy może ktoś tajemniczy się pojawił? XD
    Sama już nie wiem xD I w sumie zaskoczona jestem trochę tą szkołą... No bo mimo wszystko Bliźniacy to już nie takie dzieciaczki, żeby rodzice ich zmuszali xD No, ale z drugiej strony... pełnoletni też nie są xD Ale wiadomo, na Gwiazdy zawsze inaczej się patrzy, a tak naprawdę to zwyczajni nastolatkowie :D
    No cóż, czekam na ciąg dalszy ;) Pozdraawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Dalej ,więcej , chce jeszcze ! zadziwiasz mnie i intrygujesz na każdym słowie! Bardzo mi się podoba to co piszesz naprawdę :) Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :) Trzymaj się ciepło i pisz spokojnie! ;) ~ Ta od Arii

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominowałam Cię do Liebster Award :)

    Więcej informacji znajdziesz na moim blogu pod postem:

    http://wolimy-byc-marzycielami.blogspot.com/2014/09/liebster-aword.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach Bill i Tom. Jak zawsze nieokrzesani :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam w tym opowiadaniu te wstawki, w których opisujesz jak to Bill rozmyśla nad wszechświatem i nicością !!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nic nie kumam, niczego się nie spodziewam, idę czytać dalej....

    OdpowiedzUsuń