środa, 24 września 2014

Rozdział 4

Macie tutaj kolejną notkę, nie za bardzo mi się podoba, ale zostawiam to waszej opinii. Dziękuję, że to czytacie, ba, nawet pozostawiacie po sobie ślady! Bo, jak wiemy, raczej mało osób lubi czytać takie rzeczy



4.

Siedziałam na białym parapecie okna w swoim pokoju. Rozmyślałam. Na dworze jaśniał księżyc, do domu wróciliśmy około godziny temu, a ja już zdążyłam się pokłócić z mamą. Było mi tak strasznie głupio, przejmowałam się osobą, która miała mnie gdzieś. Co prawda, ona się nie zmieniła, ale moje podejście do niej zdecydowanie tak. Bo jak można by zapomnieć trzech przypadkowych słów postawionych obok siebie, ale układających się w ciężkie do przyjęcia zdanie Zdanie, które już zawsze będzie mnie prześladować, gdy będę z nią rozmawiać. Nie mogę, nie potrafię jej wybaczyć. Trudno było to nazwać kłótnią, raczej było to kilka zdań.
Z uśmiechami na twarzach wracaliśmy z wesołego miasteczka, gdzie zabrał mnie Dominick zaraz po kajakach. Jedliśmy tam watę cukrową, masę śmieciowego żarcia i popcorn. Mnóstwo popcornu, on solony, ja karmelowy. Ze sto razy zjeżdżaliśmy kolejkami górskimi i skakaliśmy na bangie, zderzaliśmy się z wielką siłą na samochodzikach, a na sam koniec zabrał mnie do domu strachu. Bałam się, ale miałam mu to powiedzieć? Nigdy! Nie dałby mi żyć. Schowałam swój strach głęboko z zakamarkach umysłu i pozwoliłam się ponieść chwili. 
Sądziłam, że znajdziemy tam coś straszniejszego niż wypchane kukły, które marnie przypominały wilkołaki rodem z „prawdziwych” horrorów, fluorescencyjne szkielety, które wisiały nad naszymi głowami. Jedyne, co mi się tam podobało, to oblanie kubłem z jakąś cieczą, która miała inscenizować krew, prawie jak w książce Kinga  Carrie. Ubaw miałam niemały, gdy Nick wykrzyczał najmniej męski dźwięk, jaki dano mi do tej pory słyszeć na widok pajączka, który sobie chodził po moim nagim ramieniu. Będę mu to wytykać za każdym razem, gdy będzie mi dokuczał. 
Praktycznie spędziliśmy cały dzień ze sobą. Nie było to takie złe, ale do końca dobre też nie. Wracając do domu, sprawdziłam telefon. Jeden nieodebrany telefon i jedna wiadomość z tego samego numeru. Cóż, przynajmniej udaje, że jej na mnie zależy. Otworzyłam skrzynkę i przewertowałam tekst. „Zadzwoń, gdy będziesz miała czas”. I tyle? Liczyłam na coś więcej, ale od nich to nie mogę raczej wiele oczekiwać. Rodzice, ich nie da się zrozumieć. Nie miałam ochoty dzwonić, bo wiedziałam. jak przebiegnie rozmowa i jakie będzie miała dla mnie skutki. Ale za mega paczkę moich ulubionych cukierków, zgodziłam się. Zresztą, kto by się nie zgodził?
Wyciągnęłam telefon z plecaka wybierając właściwy numer. Byłam w swoim pokoju, nie chciałabym, by brat całą moją rozmowę słyszał.
 Halo?  Usłyszałam po trzech sygnałach.
– Prosiłaś, żebym zadzwoniła.
 Ach, tak, kochanie…  zaczęła.
 Nie nazywaj mnie tak – przerwałam jej w miarę możliwości spokojnym głosem.
- Dobrze. Niepewność wkradła się do jej tonu, zupełnie jakby stąpała po kruchym lodzie. – córeczko, mogłabyś…
– Nie odzywaj się do mnie, jakby ci na mnie zależało. Po co stwarzać pozory, skoro można żyć w świecie bez kłamstw?  zadałam pytanie retoryczne.
 Młoda damo!  Kolejna nieudana próba zmuszenia mnie do wysłuchania jej komunikatów, które były dla mnie mało znaczące.
– Za staroświecko. Brzmi jak z jakiegoś średniowiecza. Oj mamo, cofasz się, nie dobrze. 
Odsapnęła głośno po drugiej stronie. Irytowała się, a żyła na jej szyi zaczęła pulsować. Widziałam to oczami wyobraźni, zupełnie jakby stała tuż przede mną. Zapadła długa cisza między nami. Słyszałam jej nerwowe oddechy, tylko one pozwalały mi wierzyć, że rozmowa nadal trwa. Kierowałam palca na czerwoną ikonkę, którą kończy się rozmowy, gdy zabrała ponownie głos.
 Zupełnie nie wiem, po kim to masz. Wychowaliśmy cię na dobre dziecko.
 Najwyraźniej nie  zauważyłam i zaczęłam się przechadzać po pokoju.
– Powinnaś się uczyć manier od brata – Ta bo on niby jest Aniołkiem. Wydaje ci się tylko, tak naprawdę to nawet nie wiesz, jakie ma oceny. Śmiać mi się chciało, gdy to mówiła. Była taka żałosna.
– W końcu uczę się od najlepszych, prawda? – Nuta drwiny zaistniała w moim pytaniu.
 Sugerujesz coś? – zapytała badawczo.
– Skądże, ja tylko robię to, czego zostałam nauczona w tej rodzinie, w tym domu. Obserwacja to bardzo przydatna rzecz.
 Tego już za wiele! Nie mam do ciebie sił. Wyparłabym się ciebie, gdybym tylko mogła. Nic nie interesuje cię prócz własnego nosa! Takich ludzi nie powinno być na tym świecie...
 Nie krzycz na mnie! Rozłączyłam się, rzucając telefon w kąt pokoju.
Analizowałam każde jej słowo. Czy mnie kocha? Zdecydowanie nie. A czy ja ją kocham? Kiedyś z pewnością tak. Siedziałam na parapecie, wsłuchując się w martwą ciszę tego domu. Nick prawdopodobnie już spał  nie dochodziły do mnie żadne odgłosy z jego pokoju. Powieki zaczęły mi się kleić, głowa ciążyć, opatuliłabym się kocem, gdybym go miała w zasięgu moich krótkich rąk. Myśli umykały mi z umysłu, jakbym miała w nim wielką lukę. Szum dudniących kropli deszczu, które odbijały się od dachu, rozchodził się w mojej głowie i uspokajał. Nie minęła minuta, a ja już spałam oparta głową o chłodne szkło szyby.


Obudziłam się w swoim łóżku. W łóżku? Przecież ja zasnęłam na parapecie. A może nie? Przewróciłam się na prawy obok. Na szafce obok łóżka leżała jakaś kartka. Ze śpiochami w oczach starałam się przeczytać, co było na niej napisane.
„Nie miałem serca, by Cię budzić…” Ta, jasne, po prostu ci się nie chciało tego robić. „Mam kolejną niespodziankę. Tym razem będzie to coś, o czym marzyłaś od kiedy pamiętam” Coś o czym zawsze marzyłam? „Nie myśl tak intensywnie, bo i tak nie zgadniesz. Ave ja! Dominick” Odpuściłam sobie dalsze rozmyślanie nad tym „czymś”.
Ubrałam się w standardowe ciuchy na niedzielę. Czarne spodnie oraz t-shirt z logiem  The Rolling Stones. Dodatki takie same jak wczoraj, a makijaż trochę lżejszy. W końcu dzisiaj Dzień Boży. Zeszłam po krętych schodach do kuchni. Usiadłam na krześle i czekałam na śniadanie. Nick uniósł pytająco brwi. Okay, czyli dzisiaj sama robię sobie śniadanie.
 To co dzisiaj?  Nalałam do miski połowę mleka z butelki i wstawiłam do mikrofali, nastawiając na półtorej minuty.
 Możesz mi zrobić tosty, takie jak wczoraj 
Zaśmiałam się.
 Nie pytałam o to, co chcesz jeść. Chciałam się dowiedzieć, co dzisiaj robimy.
 Nic. Niespodzianka  odparł krótko.
– Nie możesz powiedzieć mi więcej?  Wyciągnęłam z szuflady ulubione płatki z kawałkami czekolady, malin, karmelu i czereśni. A przynajmniej tak było napisane na ich etykiecie.
 Nie  znowu krótka odpowiedź.
Stałam w ciszy, dopóki mikrofala nie zadzwoniła, oznajmiając, że teoretycznie mleko jest już ciepłe. Wzięłam z blatu łyżkę i wyciągnęłam miskę, stawiając ją przy stole. Otworzyłam płatki i wsypałam ¼ ich zawartości. Specjalnie jadłam głośnie, może w ten sposób zwróci na mnie uwagę. Popatrz na mnie. Popatrz na mnie. Lustrowałam go wzrokiem. Zrób coś, Dominick! No chociaż ty, proszę cię. Nie udawaj, że mnie nie ma.
 Możesz jeść ciszej? Własnych myśli nie słyszę – upomniał mnie. Sukces.
 Właśnie skończyłam – powiedziałam z udawanym entuzjazmem. – Jedziemy?
– Skąd wiesz, że jedziemy?
 Bo masz te same ciuchy, co wczoraj. Mam nadzieję, że bieliznę chociaż zmieniłeś. A poza tym to trzymasz kluczyki do samochodu w kieszeni.
 Super. Ubieraj buty, będę czekał w samochodzie. – Ulotnił się z kuchni i wyszedł frontowymi drzwiami z domu. 
Jeszcze trochę i staniesz się moim osobistym szoferem, pomyślałam, nakładając dwudziestodziurkowe czarne glany. Zamknęłam drzwi do domu na klucz i wsiadłam do srebrnego Audi brata, w którym już na mnie czekał, siedząc za kierownicą i kiwając głową w rytm muzyki.

*~*

 Tom! Bill! Zejdźcie tu na chwilę.  Simone krzyczała z parteru, ale w moim pokoju dało się ją doskonale słyszeć. 
Uchyliłem drzwi od pokoju, wychyliłem głowę, a napotykając wzrok Toma ,zapytałem bezgłośnie: Wiesz, o co chodzi?. Nie – odpowiedział mi tą samą metodą. Otworzyłem drzwi na oścież i wyszedłem. Po schodach zszedłem na palcach, chciałem być cicho, udałoby mi się to, gdyby nie Dred i ten jego słoniowaty krok. Czy on jest aż tak ciężki?, przemknęło mi przez myśl. Nie, nie możliwe, przecież jest niewiele cięższy ode mnie. Jak spod ziemi zlokalizowała się przed nami Simone.
 Tak? O co chodzi? – zapytałem, zerkając za jej plecy.
 Musicie pojechać w pewne miejsce. Pamiętacie? – 
Uderzyłem się otwartą dłonią w czoło. Zapomniałem. Cholera. Musimy go odebrać.
– Nie, ale już jedziemy. Tom, zbieraj się – zadeklarowałem i chwyciłem kluczyki do samochodu. Całe szczęście, że już wcześniej się przyszykowałem. Teraz nie miałbym na to czasu.


*~*

Mijaliśmy kolejne hodowle rasowych psów. Labradory, Dogi niemieckie, Nowofundlandczyki, Charty. Do wyboru do koloru. Nie mogłam w to uwierzyć, byłam oczarowana. Takiego prezentu nie mogłabym sobie nawet wyśnić, co nie zmienia faktu, że od dziecka chciałam mieć psa, ale rodzice kategorycznie zabronili mi o tym mówić. Nick chce mi kupić psa, takiego prawdziwego, rasowego.
Zatrzymał się przed domem z tabliczką, na której było napisane, że mieści się tutaj hodowla Dobermanów. Ciekawe czy z przystrzyżonymi uszami i ogonami, czy nie. Wysiadłam z samochodu, uśmiechając się jak dziecko na widok nagrody, której nie powinien dostać za swoje czyny, ale mimo to rodzice mu odpuszczają i nagradzają. Chciałam zadzwonić dzwonkiem do bramki, ale Nick złapał mnie za rękę, odciągając od furtki.
 Nie w tę stronę – Zaśmiał się. 
– Jak kto? Przecież się tu zatrzymałeś, pod tym domem, to chyba logiczne, że właśnie tutaj zagościmy.
 Idziemy tam. – Wskazał budynek, który, jak mniemam, był schroniskiem.


Przechadzałam się pomiędzy kolejnymi klatkami. Smutne oczy wpatrywały się we mnie z nadzieją, że właśnie to jego przygarnę. Starszy czekał na mnie przy jakiejś klatce na końcu alejki. Doszłam do niego w miarę możliwości szybko, co było nie lada wyczynem, jeśli ma się na nogach buty, które potrafią zniechęcić człowieka do szybkiego marszu.
 I jak ci się podoba?  zapytał, gdy stanęłam obok niego. 
Ledwo rzuciłam na psa okiem.
 Nie podoba mi się.
– Bo?
 Bo nie jest rasowy. –  Skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Oh, Come on! Ale będzie kochać cię tak samo albo nawet i mocniej, no spójrz na niego – poprosił, a ja uczyniłam to.
 Mała, czarna kulka wpatrywała się we mnie niebieskimi tęczówkami. Czy żal było mi tego psa? Tak. Dlaczego w takim razie nie chciałam go wziąć? Postanowiłam sobie, że będę przed nim grała. I tak zrobi tak jak będę chciała. Czyli weźmie tego psa, ale muszę go upewnić, że powinien to zrobić. Muszę się z nim pokłócić. Inaczej, go nie weźmie, a ten biedaczek nadal będzie tutaj siedział, czekając na śmierć lub innego właściciela, który niekoniecznie może się dla niego okazać łaskawy. Takie wiecie, granie na uczuciach.
– Pewnie ma pchły lub wściekliznę, te rasowe nie mają.
 Jesteś uparta.
 Nie bardziej niż ty  odgryzłam się.
 Czyli bierzemy.  Pokiwał głowę. 
Jest! Połknął haczyk, teraz tylko trzeba to doszlifować.
 Nie! Nie chcę go. Ma być rasowy. A ten nie jest. To zwykły kundel.
– Egoistka – mruknął pod nosem.
 Doskonale, już tylko gra aktorska. Odwróciłam się napięcie i ruszyłam w drogę powrotną. Nawet się nie obejrzałam, wiedziałam bowiem, że patrzy na mnie z otwartymi szeroko oczyma. Skręciłam za róg budynku, ale nie zauważyłam osoby za rogiem i wpadłam na nią. W niego. Wpadłam na jego twardy tors i odbiłam się jak piłka. Wyższy ode mnie, ale nie za dużo. Górował teraz nade mną tylko dlatego, iż miałam spuszczoną głowę i się garbiłam.
 Cześć, śliczna – zagadnął. Kolejny typ faceta, który lepiej unikać. 
Wpatrywałam się w jego białe buty marki DC Shoes. Odsuniesz się w końcu? Chcę przejść.
 Możesz zejść mi z drogi?  zapytałam, nadal nie patrząc mu w twarz. 
Strzepnął popiół z papierosa, który był dopiero rozpoczęty.
 Jeśli na mnie spojrzysz.
Nie pogrywaj sobie. Uniosłam lekko wzrok, a wraz z nim moją prawą stopę. Z tej perspektywy byłam wstanie tylko dostrzec jego malinowe usta, w których w dolnej wardze tkwił kolczyk, a wargi układały się w łobuzerski uśmiech. Dostałeś to, czego chciałeś. Uśmiechnęłam się do niego lekko, by po chwili nadepnąć ciężkim glanem na jego stopę. Zanim odskoczył ode mnie jak oparzony, wyciągnęłam mu z ręki papierosa i włożyłam do ust. Z zadowoleniem na twarzy wyszłam ze schroniska, a w tle usłyszałam tylko „Kurwa, trzeba było powiedzieć, że nie”. Skierowałam się w stronę samochodu, będę czekać dopóki Dominick nie przyjdzie z moim nowym przyjacielem.


Dominick wrócił, niosąc jedynie kartkę w ręce. Myślałam, że weźmie tego psa. Nie przekonałaś go, i na co był ci ten teatrzyk? Człowiek uczy się na błędach, a to chyba najgorszy, jaki mogłam właśnie dzisiaj popełnić. Sapnęłam.
Wsiadł za kierownicę i ruszył w stronę powrotną. Popatrzyłam na tę kartkę. Była wypełniona informacjami o… Otworzyłam szerzej oczy, a usta ułożyły się w małe „o”. O adopcji tego psa. Czyli plan jednak wypalił! Manipulacja, przydatna rzecz. Szczególną uwagą przykuła mnie jedna rubryka mówiąca o tym, kto jest właścicielem psa. Starannie i wyraźnie napisane było „Dominicka Rauch”. Skrzywiłam się, wie jak nienawidzę tego nazwiska. Nowe nazwisko, nowe życie. Niestety nie da się wymazać przeszłości, tyle lat z beznadziejną sytuacją. Jednak tacie udało się nas z tego wyciągnąć, jedynym minusem była przeprowadzka i nowe nazwisko.
 Co to jest?
 Zaświadczenie.
– Widzę. Ale po co?  Coraz bardziej się na niego wkurzałam.
– Potwierdzenie, że bierzemy psa i przyjedziemy, a właściwie ja, przyjadę po niego jutro.
 Ty będziesz nim zajmował – rzuciłam wściekle, gdzieś głęboko byłam ciągle niepewna czy to się dzieje naprawdę, musiałam się upewnić chociażby taką metodą.
 Nie. To twoje marzenie, nie moje.
 Odetchnęłam z ulgą, czyli jednak prawda. Oby to był chłopiec, bo innego imienia nie chce mi się dla niego wymyślać. Właściwie to musi być on, bo inaczej marzenie nie spełni się. Hunter, tak, to dobre imię. Teraz tylko czekać do jutra, szkoła może szybciej minie i będę mogła podziwiać moje dziecinne marzenie, które się ziściło. Ciekawe, jaka będzie reakcja rodziców na nowego członka domu, nie będą zadowoleni, ale tym razem całą winę będą mogli zwalić na swojego „odpowiedzialnego synka”.

~
Czy tylko mi wydaje się, że ich dialogi są nienaturalne? 
Kolejna notka 01.10, a jeśli się w ten dzień nie ukaże, to będzie wstawiona następnego.

5 komentarzy:

  1. Dialogi jak najbardziej w porządku. Super rozdział i ja też chcę takiego brata :( I popcorn... xd Rozdział super, tylko zastanawiam się kiedy w końcu zrobią coś innego niż niespodzianki! :D Pozdrawiam tak cieplutko jak umiem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dialogi wychodzą Ci naprawdę dobrze. O to się akurat nie musisz martwić. Mam tylko małą sugestię, a właściwie to dwie: wyłącz weryfikację obrazkowa i przestań dawać wyśrodkowany tekst, bo mi osobiście się złe tak czyta, lepiej daj wyjustowany.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zazdroszczę rodzeństwu ich bliskości. To naprawdę wyjątkowa więź <3.
    Z każdą nową częścią zaciekawiasz, co pewnie nie pierwszy raz słyszysz.
    Opowiadanie czyta się naprawdę szybko, bo wciąga, a dialogi nie są wcale złe - pomimo tego, że Ty uważasz inaczej.
    Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale nawet gdy Ty nie będziesz do końca zadowolona z danej części - może rozumiesz to już teraz,a może przyjdzie to z czasem - największą radość będą Ci przynosić komentarze, czego namiastkę już pewnie odczułaś. Ja na samo wspomnienie Czytelników przy moich pierwszych opowiadań ( których wstydziłabym się aktualnie ponownie publikować, bo według mnie nadawałby się jedynie do śmieci) doznaję ekscytacji !

    Lece czytac dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Trochę nie zrozumiałam o co chodziło w tym schronisku, ale reszta bardzo mi się podoba.
    I Chcę więcej bliźniaków!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wracam, nadrabiam. Więc do Ciebie też wróciłam z ogromną przyjemnością Dee ;).
    Widzę, że nasza bohaterka jest buntowniczką. Zastanawia mnie tylko jeden fakt- skoro rodzice ją wychowali, to dlaczego jest dla matki taką złośnicą? A może słowo: ''wychowanie'' dla matki i córki znaczy kompletnie coś innego? W końcu często można spotkać przypadki, w których rodzicielka uważa się za chodzący ideał, a jednak mija się to z prawdą. Niemniej jednak ciekawi mnie co kryje się za nienawiścią córki. Tym bardziej, że sama popadłam w podobną sytuację. Chociaż, moja matka bez bicia przyznaje się, iż jest złą rodzicielką. Tyle dobrze ;).
    Wspominałam już, że rozmowy między rodzeństwem totalnie mnie rozbrajają ;). Cieszy mnie to, że oboje mają ze sobą świetny kontakt. Wbrew pozorom trudno jest żyć z rodzeństwem, dodatkowo gdy się jest tym młodszym ''na posyłki'' :D. No ale tu jest odwrotna sprawa- to panna turkusowe włosy manipuluje bratem ;). Widocznie czasem trzeba pokazać facetowi, nawet własnemu bratu gdzie jego miejsce.
    Fragment w schronisku był dla mnie miły i przyjemny. Szczerze mówiąc na miejscu tej dwójki nie odważyłabym się tam pójść. Mam tak miękkie serce do zwierząt, że wchodząc do schroniska najchętniej zabrałabym je wszystkie... To taki odruch, widząc samotne i pokrzywdzone zwierzęta, które spojrzeniem krzyczą do ciebie: ''weź mnie! będę najwierniejszym i najgrzeczniejszym!''. Na samą myśl robi mi się cholernie przykro... Ludzie jednak to zwyrodnialcy bez uczuć.
    Czy ten Kaulitz zawsze musi być taki pewny siebie? Zgrywa cwaniaka i za to mu się oberwało ;).
    Biegnę na piątkę ;*.

    OdpowiedzUsuń