Miał być wcześniej, ale cóż...fizyka mnie zatrzymała.
8.
Gabinet lekarski,
często przeze mnie odwiedzany, był przytłaczającym miejscem. Białe ściany w
zielone wzorki, szklane szafki z lekarstwami, beżowe kafelki. Wszystko
wyglądało, jakby pozostałości po remoncie każdego pomieszczenia w domu zostały
wrzucone do tego pomieszczenia. Uporządkowane biurko z kubkiem parującej
herbaty na blacie stoi przede mną, ja sama siedzę w drewnianym krzesełku,
przyglądając się pielęgniarce notującej coś w swoim fioletowym dzienniku z
kocią łapką na okładce.
Do takiego wystroju pasowałaby starsza osoba z tłustymi włosami, wielkimi okularami, grymasem zniesmaczenia na twarzy i ogólnej niechęci do życia. Zamiast tego urządziła się tutaj kobieta tuż przed trzydziestką, zadbana, przyjaźnie wyglądająca i z niesamowitym zapałem do pracy. Uwielbiała młodzież, widać to było na pierwszy rzut oka, i doskonale się z nią dogadywałam. Lubiłam u niej przesiadywać, zawsze dowiadywałam się historii związanych z moim bratem, których sam nie chciał mi opowiedzieć.
Do takiego wystroju pasowałaby starsza osoba z tłustymi włosami, wielkimi okularami, grymasem zniesmaczenia na twarzy i ogólnej niechęci do życia. Zamiast tego urządziła się tutaj kobieta tuż przed trzydziestką, zadbana, przyjaźnie wyglądająca i z niesamowitym zapałem do pracy. Uwielbiała młodzież, widać to było na pierwszy rzut oka, i doskonale się z nią dogadywałam. Lubiłam u niej przesiadywać, zawsze dowiadywałam się historii związanych z moim bratem, których sam nie chciał mi opowiedzieć.
– Następnym razem
poproś brata o mniej chaotyczne zachowanie.
Przestała pisać, aby zerknąć na mnie spod gęstych, długich rzęs okalających jej oczy w kolorze indygo.
Przestała pisać, aby zerknąć na mnie spod gęstych, długich rzęs okalających jej oczy w kolorze indygo.
– Dobrze, zapamiętam
sobie. – Skinęłam lekko głową.
– Miałaś szczęście – kontynuowała. – Złamanie nie jest poważne, kość się przemieściła o kilka
milimetrów. Dlatego obyło się bez rentgena, jednak na wszelki wypadek przejdź
się do kliniki. Środek znieczulający przestanie działać za trzy do pięciu
godzin. Uważaj na siebie, noś szalik, nie szalej, trzymaj się ciepłych
pomieszczeń. Zgaduję, że nie chcesz ćwiczyć.
– Nie chcę – potwierdziłam, przed moimi oczami ukazała się biała karteczka z drukowanym
pismem i czytelnym podpisem kobiety.
– Zwolnienie. Do czasu
wygojenia się rany musisz chodzić z tym plastrem. Powinno się zagoić w ciągu
najbliższych tygodni. Stawiasz się u mnie za tydzień i wtedy zobaczymy, co
robimy dalej. Możesz już iść, widzę, że chciałabyś już stąd uciec.
Rzeczywiście chciałam już sobie pójść. Miło się rozmawia, ale Dominick czeka, a on nie jest zbytnio cierpliwy. To jedna z jego wad. Brunetka sięgnęła do szafki, wyciągnęła z niej lizaka. Uwielbiałam tę kobietę za jej podejście. Na każdą sytuację była przygotowana, nie odmawiała pomocy. Była lekkoduchem, zadziwiające jak dużo można było się o niej dowiedzieć tylko poprzez rozmowy i wizyty w tym pokoju.
– Proszę, to na poprawę humoru.
Rzeczywiście chciałam już sobie pójść. Miło się rozmawia, ale Dominick czeka, a on nie jest zbytnio cierpliwy. To jedna z jego wad. Brunetka sięgnęła do szafki, wyciągnęła z niej lizaka. Uwielbiałam tę kobietę za jej podejście. Na każdą sytuację była przygotowana, nie odmawiała pomocy. Była lekkoduchem, zadziwiające jak dużo można było się o niej dowiedzieć tylko poprzez rozmowy i wizyty w tym pokoju.
– Proszę, to na poprawę humoru.
– Dziękuję. – Wzięłam
lizaka z ręki pielęgniarki. – Chciałabym prosić, żeby nie mówiła pani
dyrektorce, że tutaj byłam. Mogę na panią liczyć?
– Zawsze – zapewniła,
wrzucając kostkę cukru do herbaty. – Idź, bo się rozmyślę.
Wyszłam z
pomieszczenia z uśmiechem na twarzy. Rozpakowałam lizaka, włożyłam do ust i
delektowałam się arbuzowym smakiem. Idealnie trafiła, arbuzowe lizaki to jedne
z moich ulubionych słodyczy. Wyrzuciłam papierek za siebie, nie zważając na
wyraźny podpunkt w regulaminie szkolnym: Nie
zaśmiecać korytarzy szkolnych. Od tego są śmietniki.
Dominick czekał na
mnie na boisku szkolnym, tak jak się umawialiśmy. Z daleko dostrzegłam, że nie
jest sam. Mocno trzymał za nadgarstki chłopaka z czerwoną czapką z daszkiem. Stał spokojnie,
nic nie robiąc sobie z prób wyrwania się schwytanego. Wyglądał na skoncentrowanego,
jakby ta czynność była najważniejszą, jaką miał teraz do zrobienia. Przypominał
wojownika stróżującego przed grobowcem samego faraona, dodatkiem był chłopak
trzymany przez niego.
Doszłam do niego i intensywnie przyglądałam się osiłkowi. Mój brat trzymał nie kogo innego jak dobrze mi znanego Toma. Tego, co od samego początku był do mnie wrogo nastawiony. Znaczy to nie tak, sama się tak urządziłam. Ech… teraz to już sama zaczynam się w tym bałaganie gubić. Spojrzałam na Nicka z pytaniem w oczach. Oparłam dłonie na biodrach, przybierając wyczekującą pozę.
Doszłam do niego i intensywnie przyglądałam się osiłkowi. Mój brat trzymał nie kogo innego jak dobrze mi znanego Toma. Tego, co od samego początku był do mnie wrogo nastawiony. Znaczy to nie tak, sama się tak urządziłam. Ech… teraz to już sama zaczynam się w tym bałaganie gubić. Spojrzałam na Nicka z pytaniem w oczach. Oparłam dłonie na biodrach, przybierając wyczekującą pozę.
– Śledził nas – odparł, puszczając ostrożnie Toma.
Aha, nie przewidziało mi się.
Aha, nie przewidziało mi się.
– Wcale, że nie – zaprotestował wyżej wymieniony z naburmuszonym wyrazem twarzy.
– Właśnie, że tak. – Rzucił ostre spojrzenie w jego stronę. – Była jeszcze dziewczyna, ale zwiała.
– Ach tak? Jak
wyglądała? – spytałam, doskonale wiedząc o kogo chodzi. Bill.
– Nie miałem okazji
jej się dobrze przyjrzeć. Była do mnie zwrócona tyłem. Jedyne, co pamiętam, to
czarne…
– …nastroszone włosy? – dokończyłam za niego.
– Skąd wiedziałaś?
Znasz ją?
Ponownie złapał Toma, który dyskretnie próbował się od nas oddalić.
Ponownie złapał Toma, który dyskretnie próbował się od nas oddalić.
– To nie dziewczyna.
To jego brat. – Wskazałam brodą chłopaka. Dominick z niedowierzaniem w oczach
patrzył to na mnie, to na chłopaka. – Mówię poważnie.
– Dobra, wierzę. A
teraz wróćmy do twojej sprawy – zwrócił się do Toma.
– Poczekaj chwilkę. – Okrążyłam tę dwójkę z palcem przyłożonym do skroni. – Gramy– zapytałam w swoim
ojczystym języku.
Odkąd wyjechaliśmy z kraju przestawiliśmy się na inny język, inną walutę. Wszystko było dla nas nowe, ale jakoś już się przyzwyczailiśmy do twardego niemieckiego. Nigdy specjalnie nie przepadałam za tym językiem, pech chciał, że akurat tutaj przyszło mi mieszkać. Można się przyzwyczaić, wyćwiczyć swoje ciało do takiego rodzaju mowy. Ale narodowego języka się nie zapomina, pójdzie z czasem w zapomnienie po dłuższym czasie nieużywania go, jednak zawsze się go przypomni, gdy będzie taka potrzeba.
Odkąd wyjechaliśmy z kraju przestawiliśmy się na inny język, inną walutę. Wszystko było dla nas nowe, ale jakoś już się przyzwyczailiśmy do twardego niemieckiego. Nigdy specjalnie nie przepadałam za tym językiem, pech chciał, że akurat tutaj przyszło mi mieszkać. Można się przyzwyczaić, wyćwiczyć swoje ciało do takiego rodzaju mowy. Ale narodowego języka się nie zapomina, pójdzie z czasem w zapomnienie po dłuższym czasie nieużywania go, jednak zawsze się go przypomni, gdy będzie taka potrzeba.
– Gramy – odpowiedział
z amerykańskim akcentem.
Używamy tych zwrotów
od gimnazjum. Wymyśliliśmy to, kiedy miałam ciężką sytuację w szkole.
Oglądaliśmy jakiś program w telewizji z udziałem psychologów, pokazywali
najróżniejsze sztuczki, ta nam się od razu spodobała.
Ciągłe plotki na mój temat, szyderstwa, plakaty z nieodpowiednimi treściami. Napisy na szkolnej szafce. Najgorszym jednak tym wszystkim był fakt, iż dorośli niczego zdawali się nie zauważać. Nie mieli pojęcia, co się wyrabia pod ich nosami, widzieli tylko to, co chcieli widzieć, słyszeli to, co chcieli usłyszeć. Nie chciałam chodzić do szkoły, najzwyczajniej w świecie pragnęłam się zapaść po ziemię. Czułam się niepotrzebna, bezużyteczna, nieakceptowana. Bo „inna” w ich znaczeniu znaczyło „gorsza”. Jedyną wspierającą mnie osobą był Dominick. Nasza dwójka przeciwko bandzie dziewczyn pragnących uprzykrzyć mi życie, zniszczyć je doszczętnie.
Ciągłe plotki na mój temat, szyderstwa, plakaty z nieodpowiednimi treściami. Napisy na szkolnej szafce. Najgorszym jednak tym wszystkim był fakt, iż dorośli niczego zdawali się nie zauważać. Nie mieli pojęcia, co się wyrabia pod ich nosami, widzieli tylko to, co chcieli widzieć, słyszeli to, co chcieli usłyszeć. Nie chciałam chodzić do szkoły, najzwyczajniej w świecie pragnęłam się zapaść po ziemię. Czułam się niepotrzebna, bezużyteczna, nieakceptowana. Bo „inna” w ich znaczeniu znaczyło „gorsza”. Jedyną wspierającą mnie osobą był Dominick. Nasza dwójka przeciwko bandzie dziewczyn pragnących uprzykrzyć mi życie, zniszczyć je doszczętnie.
Na każdy zwrot
„gramy?” po angielsku odpowiadaliśmy „gramy”. Nie miała znaczenie kto to
powiedział, kiedy, gdzie i dlaczego. Był to dla nas sygnał, iż zaczynamy udawać,
że jesteśmy razem. Dość dziwny pomysł, ale ważne, że zadziałał. Dwa lata
starszy chłopak u moim boku budził respekt w innych, jednak nie oznaczało to,
że wszystko zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Pokazywał się ze mną na ważnych uroczystościach, stawał w mojej obronie, wdawał się w bójki, jeśli była taka potrzeba. Niby mała zmiana, ale ludzie zaczęli się do mnie inaczej odnosić. Nadal byłam „tym dziwolągiem z zielonymi włosami”, ale łatwiej było mi to znosić. Znudzili się mną, jednak nigdy nie chcieli nawiązać bezpośredniego kontaktu. Bolało. Mieć świadomość, że jest się odludkiem, kimś, kogo nikt nie zaakceptuje. Wyniszczało mnie, przychodziły różne myśli i przemyślenia do głowy.
Postanowiłam walczyć, jednak wiedziałam, że będzie to raczej na próżno. Miałam rację, nic to nie dało, zmieniło się moje podejście do ludzi. Postanowiłam, że nie będę taka jak kiedyś. Zamknęłam się w sobie jeszcze bardziej, stworzyłam bezpieczną bańkę. Miałam spokój na jakiś czas, lecz potem historia zaczęła się powtarzać. W liceum. Ludzie szybko zorientowali się, na czym stoją. Złudnym wrażeniem było to, że jest moim chłopakiem, być może dlatego nie byłam nigdy w związku. Nie, wróć. Byłam, jednakże to się nie zalicza do mojej tabeli. Było minęło, nic nie dało się z tym zrobić.
Przez to, że często udawaliśmy pewne zachowania wpadły nam w nawyk i teraz zachowujemy się. jakbyśmy nie byli bratem i siostrą. Nie przeszkadza nam to, jest nawet lepiej, odrobina normalności każdemu się przyda. Nawet mnie.
Pokazywał się ze mną na ważnych uroczystościach, stawał w mojej obronie, wdawał się w bójki, jeśli była taka potrzeba. Niby mała zmiana, ale ludzie zaczęli się do mnie inaczej odnosić. Nadal byłam „tym dziwolągiem z zielonymi włosami”, ale łatwiej było mi to znosić. Znudzili się mną, jednak nigdy nie chcieli nawiązać bezpośredniego kontaktu. Bolało. Mieć świadomość, że jest się odludkiem, kimś, kogo nikt nie zaakceptuje. Wyniszczało mnie, przychodziły różne myśli i przemyślenia do głowy.
Postanowiłam walczyć, jednak wiedziałam, że będzie to raczej na próżno. Miałam rację, nic to nie dało, zmieniło się moje podejście do ludzi. Postanowiłam, że nie będę taka jak kiedyś. Zamknęłam się w sobie jeszcze bardziej, stworzyłam bezpieczną bańkę. Miałam spokój na jakiś czas, lecz potem historia zaczęła się powtarzać. W liceum. Ludzie szybko zorientowali się, na czym stoją. Złudnym wrażeniem było to, że jest moim chłopakiem, być może dlatego nie byłam nigdy w związku. Nie, wróć. Byłam, jednakże to się nie zalicza do mojej tabeli. Było minęło, nic nie dało się z tym zrobić.
Przez to, że często udawaliśmy pewne zachowania wpadły nam w nawyk i teraz zachowujemy się. jakbyśmy nie byli bratem i siostrą. Nie przeszkadza nam to, jest nawet lepiej, odrobina normalności każdemu się przyda. Nawet mnie.
– Doskonale. – Usiadłam
na ławce, wcześniej strzepując z niej śnieg. Wyciągnęłam lizaka z buzi, z
zaciekawieniem zaczęłam go obracać w palcach. – Imię? Wiek, lepiej data
urodzenia?
– Przecież mnie
znasz – odpowiedział z uśmiechem Tom. Zła odpowiedź.
– Ja tak. – Włożyłam z
powrotem słodycz do buzi. Rozprostowałam nogi
do momentu usłyszenia charakterystycznego dźwięku trzeszczących kolan. – Ale Dominick nie.
Prychnął, krzyżując
ręce na klatce piersiowej. Odczekałam chwilę.
– To jak? Powiesz po
dobroci czy mam zastosować inne metody?
– Ty nie mogłabyś tego
zrobić, kotku.
Zbliżył swoją twarz do mojej. Spoglądał głęboko w moje oczy, jakby doszukiwał się w nich czegoś nadzwyczajnego. Pogrywał sobie ze mną, a ja pozwalałam mu na to. Nie tak się to robi. Dziewczyno, ogarnij się. W wyobraźni potrząsnęłam głową.
Zbliżył swoją twarz do mojej. Spoglądał głęboko w moje oczy, jakby doszukiwał się w nich czegoś nadzwyczajnego. Pogrywał sobie ze mną, a ja pozwalałam mu na to. Nie tak się to robi. Dziewczyno, ogarnij się. W wyobraźni potrząsnęłam głową.
– Nie wiesz, do czego
jestem zdolna. – Przejechałam mokrym od śliny lizakiem po jego policzku wzdłuż
skroni.
Wyprostował się, ścierając osad z twarzy.
Wyprostował się, ścierając osad z twarzy.
– Tom Kaulitz. Pierwszy września tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty dziewiąty rok.
– Interesujące. Znam
skądś tę datę, a ty? – powiedziałam w stronę brata trzymającego się na uboczu.
Patrzył na mnie z czułością i podziwem, tak jak powinien, a w zakamarkach jego tęczówek kryło się zawzięcie i duma.
Patrzył na mnie z czułością i podziwem, tak jak powinien, a w zakamarkach jego tęczówek kryło się zawzięcie i duma.
– Coś mi w głowie
świta – potwierdził, zbliżając się. – Dlaczego za nami szedłeś? – Zmienił ton
głosu na ostrzejszy, zupełnie niepodobny do jego łagodnego usposobienia.
Dziwiło mnie to, jak dużo był w stanie dla mnie zrobić. Czasami ogarniało mnie
wrażenie, że zbyt dużo.
– Nie śledziłem was,
już to mówiłem – zaoponował, poprawiając swoją czapkę. – Znalazłem się tam
przypadkiem.
– I przypadkiem też
uciekłeś, gdy zauważył cię mój… – Słowo nie chciało mi przejść przez gardło.
Podświadomość nie chciała go okłamać, dlaczego? Ucisk nie chciał się rozluźnić.
Czułam się jakbym miała wielką kluchę w gardle. Przełknęłam ją wraz ze
strachem – chłopak. Coś jest na rzeczy, nie sądzisz? – Zadrżał lekko. Zacisnął
pięści, aż zbielały my knykcie. – Nieważne. Na dzisiaj damy ci spokój – zbliżyłam
się do brata i przylgnęłam do jego piersi – prawda?
– Tak. Zachowałeś się w
porządku, nie uciekając. Punkt dla ciebie, koleś.
Objął mnie w tali. Odwróciłam się i zaczęłam podążać w stronę domu. Dominick tuż obok mnie. Uśmiechnęłam się do niego tryumfalnie, a on to odwzajemnił.
Objął mnie w tali. Odwróciłam się i zaczęłam podążać w stronę domu. Dominick tuż obok mnie. Uśmiechnęłam się do niego tryumfalnie, a on to odwzajemnił.
– Patrzy na nas? – wypowiedziałam bezdźwięcznie.
Skinął głową.
– Pocałuj mnie w
policzek.
Spełnił moją prośbę, lecz niechętnie. Nie wiem dlaczego go o to poprosiłam, może po prostu bałam się Kaulitza? Nie, to niemożliwe, ja nie boję się facetów. Chciałam go do siebie zniechęcić. To było jedyne racjonalne wytłumaczenie, jakie udało mi się znaleźć.
– Wynagrodzę ci to. Masz szczęście, że jakieś pieniądze ma karcie mam.
Spełnił moją prośbę, lecz niechętnie. Nie wiem dlaczego go o to poprosiłam, może po prostu bałam się Kaulitza? Nie, to niemożliwe, ja nie boję się facetów. Chciałam go do siebie zniechęcić. To było jedyne racjonalne wytłumaczenie, jakie udało mi się znaleźć.
– Wynagrodzę ci to. Masz szczęście, że jakieś pieniądze ma karcie mam.
*~*
Wściekłość rozlewała
się po całym moim ciele. Taka idealna sytuacja, aby z nią porozmawiać, a on jej
nie wykorzystał. Zdurniał już przez tę sławę. Tylko głupiec by tak postąpił,
nawet ja to wiem. A wybitny w te klocki to ja nie jestem.
Wychyliłem się zza
ukrycia, ułożyłem ręce w dziubek.
– Tom! – zawołałem, a
gdy odwrócił się w moją stronę, porzuciłem kryjówkę i przywołałem go gestem
ręki. – Chodź tutaj.
– Byłeś tu przez cały
czas?
Zdezorientowanie na jego twarzy nie dorównywało temu, jakie towarzyszyło mi, kiedy dowiedziałem się, że jestem tym młodszym, lecz było do niego zbliżone.
Zdezorientowanie na jego twarzy nie dorównywało temu, jakie towarzyszyło mi, kiedy dowiedziałem się, że jestem tym młodszym, lecz było do niego zbliżone.
– Ano byłem.
– I nie mogłeś do mnie
dołączyć? Taki tchórz z Ciebie?! Sam musiałem tam przed nimi sterczeć jak jakiś
przestępca.
Wściekał się o byle gówno, za przeproszeniem. Powinien mi być wdzięczny, że zostałem.
Wściekał się o byle gówno, za przeproszeniem. Powinien mi być wdzięczny, że zostałem.
– Ktoś musiał cię
ubezpieczać – odparłem beznamiętnie, wzruszając przy tym ramionami.
– Mniejsza z tym – warknął – Mam wrażenie, że należą do jakiegoś młodzieńczego gangu.
– Do takiego, co ty? – podsunąłem, wyplątując ułamaną gałąź z włosów.
– No co ty. – Popatrzył
na mnie z politowaniem. – Nikt nie może być z nami równy. Oni mogą być blisko.
Niebezpieczni na pewno są.
– Nie wyglądają na
takich.
– Skoro wiesz lepiej, to po co się pytasz?
– Dobra, dobra. Nie
bulwersuj się tak, mów dalej – poleciłem, podając mu gumę do żucia.
– I generalnie są tacy
dziwni. Ona zachowuje się, jakby miała dwa oblicza. Dobre i złe. Przerażające i
urocze. Nie bałem się, co to, to nie. Ale ty na moim miejscu zacząłbyś się
trząść ze strachu. A tak w ogóle, to oni ze sobą chodzą, więc odpuszczam.
– Co? Co
powiedziałeś? – Liczyłem na to, że się przesłyszałem.
– Głuchy jesteś? Oni
ze sobą chodzą. Odpuszczam sobie. Dotarło?
– Tak – odpowiedziałem
smutno – Dotarło. – Nagle w mojej głowie zakwitł pomysł. – Porozmawiam z nią.
– Ty? Nie bądź
śmieszny – zaśmiał się szyderczo. – Nie masz tyle odwagi.
– Tak sądzisz? Zakład,
że z nią porozmawiam? – Wystawiłem do niego rękę.
– Z przyjemnością. – Uścisnął mą dłoń. – O co?
– Jeśli ja wygram, będziesz musiał wykonać jedną moją zachciankę, nieważne jaką.
– Ale jeśli to ja
wygram, umówisz się z dziewczyną, którą ci wybiorę.
– Zgoda.
Puściliśmy swoje dłonie. Popatrzyliśmy na logo swojej ulubionej kawiarni i weszliśmy do niej.
Puściliśmy swoje dłonie. Popatrzyliśmy na logo swojej ulubionej kawiarni i weszliśmy do niej.
– Ciekawe, jak to
zrobisz. Minie tydzień, zanim się do tego przekonasz.
– Nie będzie to takie
trudne. Spójrz. – Odwróciłem głowę w stronę turkusowowłosej dziewczyny siedzącej przy barku i popijającej gorącą czekoladę. – Zrobię to jeszcze
dzisiaj. Za to postawisz mi kawę i ciastko.
~
Kolejna notka – 05.11 ;3
Mówiłam Ci już może ,że uwielbiam bardzo mocno Twoje opowiadania ? <3 Nie mówiłam :D? To mówię ! ;)
OdpowiedzUsuńA więc tak... zastanawiam się czemu Dominicka tak odpycha od siebie Toma. Woli Billa ;D ? Brat Dominiki nie podoba mi się już od poprzedniego odcinka. Jak na rodzeństwo za bardzo się spoufalają . Sam opis w poprzednim odcinku mówił mi,że może ich łączyć jakaś chora relacja typu,że brat będzie w niej zakochany ale to ukrywa i wyjawi jej to jak ona uzna,że da szansę Tomowi . No nie wiem nie wiem...
Tom i Bill posunęli się do śledzenia "koleżanki" xD No aż ciężko uwierzyć ;D Bardzo zabawny ten odcinek moja droga . Ta gra słów między rodzeństwem , przesłuchiwanie Toma, zakład bliźniaków... Podoba mi się! :)
Czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek... Szkoda,że tak długo ! Mówiłam Ci już,że jesteś bezlitosna wiesz :D? Za długo każesz czekać ! :)
Także noo.... weny życzę! :) I nie daj się chemii dziś :D !
Udawanie pary z bratem to faktycznie dość głupi i dziwny pomysł xD Nawet mi nie przypadł do gustu... to nawet niestosowne! Obydwoje maja nierówno pod sufitem chyba xD I też mam wrażenie, że graja takich cwaniaków, twardzieli ^^ Po co dręczą Kaulitza? :D Tak naprawdę nic im nie zrobił xD W ogóle ona nie byłaby taka mądra gdyby nie miała brata u boku! Ewidentnie potrzeba jej chłopa. By po pierwsze dojrzała, a po drugie czuła się bezpiecznie no i oczywiście przy tym trochę miłości nikomu nie zaszkodzi xd
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Awww boski jak zwykle <3! Jednak słowo trójkąt chcąc nie chcąc rozbrzmiewa w mojej głowie :'D
OdpowiedzUsuńJa nie chcę żadnych trójkątów! Tylko to co jest, bo jest świetne ^^ ;*
OdpowiedzUsuńFajny rozdział, podobają mi się przemyślenia co jakiś czas, to nadaje nostalgii takiemu FF. Wszystko super hiper i tak dalej! I jak zwykle będę czekać, artystko! <3 : )
OdpowiedzUsuńWidzę, że akcja prze do przodu. I to nawet w pozytywnym kierunku. Cały czas się coś u ciebie dzieje, nie ma nudy, opisujesz uczucia (czego w wielu opowiadaniach brak, a ja myślę, że jest to jeden z najważniejszych punktów nad jakimi trzeba się skupić pisząc), co prawda widać niedociągnięcia, ale starasz się, więc myślę, że jeśli nie zniechęcisz się w którymś momencie to z odcinka na odcinek będziesz miała coraz lepszy styl.
OdpowiedzUsuńPamiętaj! Praktyka czyni mistrza.
Ściskam i życzę weny.
To Twoja sprawa,że pogoda była taka świetna?
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo ! :* potrzebowałam takie pogody !
Łohohoho nie przesadzajmy bo amatorem to ja też jestem xD :D
Kochana, za takie opowiadania to ja Ci mogę to codziennie pisać :D !
UWIELBIAM TWOJE OPOWIADANIA ! *__*
Ja to bym zjadła jajecznicy z kurkami oo o o ooo :D !
Moje oczy ? Cudowny kolor? Proszę Cię. To wygląda jak taka zgniła zieleń, takie... no zgniłe xD
Kurcze powiem Ci,że planowałam jakąś sesje właśnie grozy ale nooo czasu nie mam xD dziś szybkie zakupy, potem noc kina a potem jako zombie pojade na cmentarz jeden drugi i trzeci !
Także chyba nie uda mi sie ogarnąć takiej sesji :(
CZEKAM NA OPOWIADANIA <3
No cóż, trudno . Będziesz miała przeogormne ego xD Trudno się mówi :D !
OdpowiedzUsuńNa bank wtedy taką zrobię !
PS. Następny rozdział dla MNIE <3
Świetne opowiadania ! :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny odcinek.
Przy okazji zapraszam do siebie, również na opowiadania ! ;)
http://we-found-us.blogspot.com/
jeeej *o* to opowiadanie jest cuudne! ♥ wpadłam przypadkiem i będę odwiedzać częściej! :* serdecznie zapraszam do siebie na kolejną część: http://forever-hyhy.blogspot.com/2014/11/czesc-12_1.html
OdpowiedzUsuńRozumiem, że Nika nie chciała, by Tom im się naprzykrzał , lecz dla mnie pomysł, by udawać parę z własnym bratem jest nieco chory .. przykro mi, ale niestety tak uważam . Chociaż ten plan poskutkował, a rodzeństwo przy jego realizacji widocznie się świetnie bawili ;)
OdpowiedzUsuńOd kiedy Tom taki strachliwy? XD
OdpowiedzUsuńNo to zaczyna się nieźle XD Nie wiem na co czekam, więc bez zbędnego gadania idę czytać dalej.
Suuuuuupi <3