To może ja to powiem tak oficjalnie tutaj: Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej, pogłówkować trochę, to podpowiadam Wam, iż w każdej piosence jest wskazówka (tekst bądź teledysk, a niekiedy obie te rzeczy). To tak, jeśli chcecie wiedzieć coś ponad to, a także po to, by nieco się w umyśle rozjaśniło.
31.
Znów to zrobiłem. Znów pogrążyłem się w
swoich rozległych myślach i znów straciłem kontakt z rzeczywistością. Tyle że
tym razem, o dziwo, to nie Nicka była obiektem dzisiejszych rozmyślań, a słowa
blondyna na jej temat. Od niedzieli siedzą mi w głowie i nie chcą mi z niej
wypaść. Już sam nie wiem, komu powinien wierzyć.
To wszystko staje się coraz bardziej
poplątane i niejasne. Co ten chłopak chciał mi przekazać? Po co to zrobił?
Dlaczego miałbym mu wierzyć? Aż tak bardzo zależy mu na tym, żebym nie
przyjaźnił się z nią? O co tutaj chodzi?
Nie mam pojęcia, ile można poświęcać czasu
na to, by kogoś rozgryźć, ale wiem, że ja robię to zbyt często i intensywnie.
Zaprzątnie sobie myśli tylko jedną rzeczą tudzież osobą raczej nie będzie mieć
dobrego zakończenia. To nie jest normalne, nikt przecież się tak nie zachowuje.
Oderwawszy się na chwilę od fascynującego
malowania drewna, uśmiechnąłem się szybko na prośbę Nicka. W ciszy oraz
skupieniu przyglądałem się kolejnym zdarzeniom.
Gdy zdjęcie zrobione przez
dziewiętnastoletniego chłopaka o kruczoczarnych włosach zaczęło powoli wysuwać
się z polaroidu, nasza przyjaciółka momentalnie wyrwała się do biegu.
– Dominick, jak Boga kocham, jesteś już
martwy – zagroziła, zmierzając w kierunku brata. Ten, na widok pędzącej
siostry, ruszył w przeciwną stronę niż ona.
– Chciałabyś. Jesteś za wolna, by mnie
dogonić, i za niska, by sięgnąć po to zdjęcie – rzucił, będąc tyłem.
– Bez przesady, to tylko dwa centymetry
różnicy – oburzyła się, przyspieszając. – A szybkość można nadrobić sprytem.
Imponujące, że dziewczyna jest w stanie
tak szybko biegać i zbytnio się przy tym nie męczyć. Najwyraźniej wcześniej
musiała dużo biegać lub trenowała to. Chociaż duża zasługa może też leżeć po
stronie jej długich, dobrze zbudowanych nóg.
– Oddaj mi to! – Zabrzmiało niemal jak groźba.
– Dominick!
– Bo co mi zrobisz? – spytał chłopak
retorycznie. Nie miał pojęcia, co właśnie na siebie ściągnął.
Nicka szybko skoczyła. Upadając, złapała
za nogawkę spodni Nicka. Aż na swoim miejscu słyszałem, jak coś gruchocze i nie
miałem ochoty dowiedzieć się, co to mogło być. Miałem nadzieję, że to tylko
klucze albo inny mniej zidentyfikowany przedmiot.
– A bo to ci zrobię – odpowiedziała, po
czym usiadła na odcinku lędźwiowym Nicka, by nie mógł się ruszyć.
Sądziłem, że w naszym gronie jest tylko jedno
dziecko i jest nim mój bliźniak, ale jak widać trochę się przeliczyłem. Z
jednej strony to pocieszające, zaś z drugiej trochę przerażające. Czy tylko ja
wyrosłem z takiego typu zachowania?
Bez większego namysłu ruszyłem się z
miejsca, by zrobić cokolwiek, aby ta dwójka przestała się wygłupiać. To
niepoważne z ich strony. Ludzie prawie że dorośli nie zachowują się tak. Co
prawda, mają swoje różne inne dziwactwa, ale z pewnością nie takie.
Po chwili zrezygnowałem z tego pomysłu,
twierdząc, że lepiej będzie jak sami pozałatwiają sprawy między sobą. Nicka nie
miesza się w sprawy między mną a Tomem, toteż ja nie będę się mieszał w jej
konflikty z Nickiem.
W pół drogi zawróciłem i odłożyłem pędzel
na trawę obok siebie, po czym, krzyżując nogi, usiadłem z powrotem na swoim
miejscu. Słońce przyjemnie grzało moje plecy. Jeśli się nie mylę, to za chwilę
będzie pora obiadowa.
Spojrzałem na Toma, starając się ignorować
odgłosy szamotaniny obok.
– Jesteś tutaj brudny. – Wskazałam na
sobie obszar czoła, który umorusał sobie brązową farbą.
– Jakbym nie wiedział – obruszył się,
wstając.
Dobra, lepiej będzie jak w ogóle nie będę
się odzywał, bo jakoś nikomu nie będzie to przeszkadzać.
Podążyłem wzrokiem za bratem, który
najwyraźniej miał zamiar zrobić to, co ja zanim się rozmyśliłem. Podszedł do
szamotającego się rodzeństwa na trawie, przyjrzał im się, po czym, jak gdyby
nigdy nic, wyjął zdjęcie z ręki chłopaka i wsadził sobie do kieszeni
odpowiednich spodni.
Brawo, jedyny mądry się znalazł.
Nicka wraz z Nickim spoglądali na Toma z
lekkim niedowierzaniem oraz dozą irytacji. Dominick wykorzystał chwilę nieuwagi
siostry i zrzucił ją z siebie. Otrzepał się ze źdźbeł trawy, a wstając, wrócił
do domu przez drzwi balkonowe.
Ponownie zawróciłem uwagę na przyjaciółkę.
Siedziała z założonymi rękoma, bacznie
obserwując Toma, a nawet łypiąc na niego spode łba.
– Nie lubię cię – zwróciła się do niego i
pokazała język.
Tak, wszystko w normie, wciąż bardzo
dziecinnie.
– Nie bardziej niż ja ciebie – odrzucił
niewzruszony.
Co takie zrobiłem, że dzisiaj zebrało im
się na takie, a nie inne zachowanie? Dopomóż ktoś, bo nie wytrzymam z nimi
długo.
Ten obraz uświadomił mi, że to, co
usłyszałem od blondyna o szarych oczach, przedstawia zupełnie inną osobę, niż
znaną mi Nickę Rauch. Mówił o dwóch skrajnie różnych postaciach. Niemożliwe, żeby miał ją na myśli, choć tak doskonale ją opisał. To wszystko nie ma
najmniejszego sensu, a przecież sens zawsze jest.
Muszę to jeszcze raz na poważnie
przemyśleć. Najwidoczniej coś musiało mi umknąć. Coś bardzo ważnego, szkoda
tylko, że nie mam pojęcia, co to takiego może być. Jeśli szybko tego nie
znajdę, nic z tego nie będę rozumiał.
Wstałem i skierowałem się w stronę kuchni
po coś do picia, a przede wszystkim po coś do jedzenia. Po tak męczącej pracy
musiałem dodać sobie czymś siły, chęci i otuchy. A kanapki i kawa były idealnym
rozwiązaniem.
– Chcecie coś z kuchni? – Odwróciłem się.
– Tak – odparła szybko Nicka. – Nóż, bym
mogła odebrać to, co moje.
Może jednak ma te skłonności
psychopatyczne, przemknęło mi przez myśli.
– Dzieciom nie dają się bawić ostrymi
przedmiotami – zauważył muzyk, czując się w bezpiecznej odległości od
turkusowowłosej.
Swoją drogą, Nicka powinna ponownie
przefarbować włosy, bo zaczyna mieć czarne odrosty. Chociaż miłą odmianą byłoby
zobaczyć ją w naturalnym kolorze.
– Powiedział dorosły. – Popatrzyła na Toma
z politowaniem.
Powoli wycofałem się, by i mnie zaraz nie
wciągnęli w tę dziecinadę. Jakoś mnie to dzisiaj nie bawi. Wzdrygnąłem się na
dźwięk przychodzącego esemesa. Bez żadnych podejrzeń wyjąłem telefon, by
sprawdzić, czego ktoś chce ode mnie.
Wszedłem w wiadomość, ignorując fakt, iż
dostałem ją od zastrzeżonego numeru.
Tuż przed otwartymi na oścież drzwiami
balkonowymi zatrzymałem się i stanąłem jak wryty. Przełknąłem głośno ślinę.
– Nie zapominaj, kim ona jest – odczytałem
cicho. Nic więcej.
Skąd wiedział, że jestem przy niej?
Obserwuje nas? To już podchodzi pod psychotyzm. O co tutaj chodzi? Kim on jest,
że mówi mi z kim mogę się zadawać, a z kim nie? Za kogo on mnie ma? Potrafię
sam decydować o swoim życiu. I żaden chłopak pachnący truskawkami z imbirem nie
będzie mną dyrygował. Co to, to nie.
A może wcale nie miał pojęcia, gdzie się
znajduję. Może to czysta intuicja człowieka niezrównoważonego psychicznie. Bo
przecież nikt o zdrowych myślach nie wygaduje takich bzdur oraz absurdów.
Zastanowiłem się chwilę, pocierając nasadę
nosa.
Zaraz, to, co mi powiedział, poniekąd
zgadza się z tym, co mówią plotki o Rauch.
Od krzyża w górę przeszły mnie ciarki.
A więc prawda musi być ukryta między wierszami.
Ktoś musi znać całą historię. Jedyną taką osobą, jaka nasuwa mi się na myśl,
jest Nick. Dominicki wolę nie pytać, może nie chcieć powiedzieć wszystkiego. A
poza tym jest za wcześnie na takie pytania.
Ostrożnie przekroczyłem próg domu i
poszedłem za hałasem przesuwanych garnków dobiegającym z kuchni. Starałem się
poukładać w głowie wszystko, o co chciałbym zapytać dwa lata starszego
chłopaka. Jak na złość nie mogłem pozbierać myśli.
Usiadłem w milczeniu na krześle przy
kuchennym blacie. Automatycznie sięgnąłem po kanapkę ze stosiku innych
przekąsem i upiłem łyk porannej, teraz już zimnej, kawy.
– Nick – zwróciłem się do studenta, kiedy
siadał naprzeciwko mnie. – Wiesz coś o Tayu Obrigkeit?
Zacisnął mocno pięści, aż mu paznokcie
wbiły się w skórę dłoni. Trafiłem w sedno. Spojrzałem mu w oczy. Całe ciepło i
życzliwość gdzieś znikły, teraz miodowe tęczówki przepełniał chłód wymieszany z
gniewem nienawiści. Dość drażliwy temat, jak mniemam.
– Tak, znam tego skurwysyna –
odpowiedział, patrząc mi prosto w oczy. – Nie znam innej osoby, która
potrafiłaby tak dobitnie i umiejętnie rozpieprzyć czyjś światopogląd.
Czyli coś musi wiedzieć. Coś musiało się
wydarzyć między Tayem a Nicką. Coś bardzo poważnego. Pytanie tylko co. Myśl, Bill, myśl.
– Powinienem wierzyć w to, co mówi?
– Zależy, o czym mówi. Ale nie, nie
powinieneś wierzyć mu na słowo – dodał szybko, wstając z kubkiem, po czym
poszedł na górę. Usłyszałem mocne trzaśnięcie drzwiami.
Westchnąłem.
– Koniec informacji na dzisiaj –
skwitowałem, wgryzając się w pełnoziarnisty chleb z sałatą.
Poniekąd ulżyło mi, nie mogę wierzyć we
wszystko, co mi przekaże Tay. W takim razie, w co powinienem wierzyć? Coś mi tu
nie gra. Nicki nie będę się pytał, jeszcze może się to źle skończyć. Cóż,
najwyraźniej dochodzenie zakończone. Zapomnij o tej sprawie, Kaulitz. Będzie,
co ma być. Nie zmienisz tego.
Łatwo mówić. Obok takich informacji, jakie
usłyszałem, nie da się przejść obojętnie.
Upiłem kolejny łyk kawy i wyszedłem do
ogrodu. Od razu rzucił mi się Tom w oczy zaczepiający Nickę. Już ja to znam. Znowu
się sprzeczają. Tak prawie zawsze wyglądają ich rozmowy. Przepełnione
sarkazmem, ironią i głupotą.
– Bill, nie wychodź dalej – poprosiła
zielonooka, siłując się na ręce z Tomem. – Wejdź do mojego pokoju i weź białą
koszulkę z oparcia krzesła.
– Dobra. – Odstawiłem kubek na deskach
tarasu.
Może w pokoju Nicki natrafię na jakieś
wskazówki. Nie, niemożliwe. Wiele razy byłem u niej w pokoju i niczego dziwnego nie zauważyłem. A obok
czegoś takiego nie dałoby się przejść niepostrzeżenie. To niemalże awykonalne.
Gdyby coś przekraczało normę, z pewnością bym to zauważył.
Kiedy przekroczyłem próg pokoju Rauch,
rozejrzałem się zaciekawiony. Pospiesznie podszedłem do biurka, by zabrać to,
po co tu przyszedłem. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na szczegółową mapę Hamburga
na białym suficie. Wcześniej jakoś nie przyglądałem się jej, chyba nie byłem po
prostu zainteresowany. Coś niesamowitego.
Uwieczniona każda uliczka, każdy park,
każda restauracja. Wszystko. Musiała nad tym siedzieć kilka tygodni, a do tego
musiała być okropnie zdesperowana, by stworzyć coś takiego. A malowanie po
suficie cienkim pędzlem nie jest dość wygodnie, więc była też obolała. Ale za
to jakże efektownie to wygląda. Czasu pewnie nie mało zabrał jej ten projekt, właściwie
samo zakończenie, bo jeszcze musiała rozplanować to dokładnie, ustalić skalę i
wiele innych.
Oderwałem wzrok od czarno-białej mapki, by
zabrać, co powinienem. Pochwyciłem białą koszulkę w dłoń z zamiarem wyjścia z
pomieszczenia i zejścia do przyjaciółki i brata, lecz zanim udało mi się to uczynić,
mój wzrok spoczął na teczce leżącej tuz przede mną. Aż się prosi, żeby ją
otworzyć, a potem zbadać jej zawartość.
Nawet nie zauważy, że do niej zajrzałem.
Nie zauważy.
Przełamałem się i odwróciłem teczkę, by
zobaczyć jej przód. Od razu rzucił mi się w oczy napis – Kartoteka Dominicki Rauch.
Coś we mnie drgnęło. Poczułem dziwne
ukłucie w okolicy serca. Ukłucie przerażenia? Jeśli tylko to otworzę, odnajdę
rozwikłanie zagadki, którą obarczył mnie Tay. Otworzyłem szeroko oczy w
zdumieniu. W tej sprawie mnie nie okłamał, co jeśli w reszcie też nie?
W mojej głowie zaczęły odbijać się echem
słowa trójki przerażających czarnych charakterów z koszmaru.
Zajrzyj do jej kartoteki. Zajrzyj do kartoteki. Zajrzyj, powtarzały nieubłaganie
Teraz już wiem, o co w tym śnie chodziło. Chyba. Tak mi się wydaje.
Sięgnąłem ręką do teczki, przepełniony
różnymi emocjami. Otworzyłem ją, lecz zamiast zbadać jej zawartość,
przyglądałem się kartce, która wypadła z jej wnętrza. Przeniosłem wzrok na
tekst pisany, by go odczytać. Zawahałem się. W ostatniej chwili zamknąłem
teczkę i odłożyłem ją na poprzednie miejsce, tak, aby wyglądała na nieruszaną.
Podniosłem z podłogi zapisaną kartkę i
szybko schowałem do przedniej kieszeni koszuli. Z pospiechem opuściłem pokój,
cały zlany zimnym potem. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
Podczas schodzenia po schodach na parter
słyszałem Nicka grającego na gitarze, bodajże akustycznej. Ciekawe, Nicka
potrafi nieźle grać na fortepianie, a on na gitarze. Złote dzieci normalnie.
Rodzice muszą mieć powody do dumy. Choć dziwne jest, że przeważnie żadnego z
nich nie ma w domu i praktycznie przez cały czas ich dzieci są zdane tylko na siebie. Zupełnie jakby mieszkali tylko we
dwójkę z psem.
Wszedłem do ogródka z chaosem w głowie. A
może jednak powinienem zajrzeć do tej przeklętej teczki?
– O, dziękuję – powiedziała Nicka,
odebrawszy ode mnie t-shirt. Na jej szyi widoczne były ślady świeżej farby.
Oho, zaczyna się, pomyślałem.
Rozejrzałem się wokół. Wszystko w zasięgu
Toma i Nicki było w farbie, łącznie z nimi, oczywiście. No tak, można, a nawet
trzeba było się tego po nich spodziewać.
Nastolatka sięgnęła do buta, po czym
podała mi czarny marker do dłoni. Przyglądałem się jej z zaciekawieniem.
Brązowa farba wybitnie podkreślała jej
zielone niczym mech tęczówki. Związane włosy ukazywały smukłą szyję, wprost
idealną do składania delikatnych pocałunków.
Wyraźnie pobudzona wyobraźnia zaczęła
przedstawiać mi sytuacje, o których nie śmiałbym myśleć. I nie powiem, podobały
mi się. W szczególności prostota, z jaką były ukazane. Te kolory, te dźwięki, te
kształty, ten krajobraz.
Ocknąłem się nagle, karcąc siebie za takie
myśli w tejże nieadekwatnej chwili. Zdecydowanie powinienem przestać się jej
przyglądać. Gapię się na nią jak głodny wilk na zwierzynę, tego akurat jestem
pewien.
Nie tak opisywał je charakter Tay. On po
prostu musiał się pomylić. To, co widzę, jest zupełnie odwrotne do tego, co
wysłuchałem. On musiał mówić o innej Nice Rauch, przecież w Niemczech jest wiele dziewcząt o takich
inicjałach. I rozgłosie na całe miasto. Na pewno. Czysty przypadek, zrządzenie losu.
Nie inaczej.
– Mam coś na twarzy, że mi się tak przyglądasz?
– Jej głos, nieskazitelnie miękki jak najdelikatniejszy aksamit bądź jedwab,
wyrwał mnie z kolejnego transu, w jaki popadłem.
Potrząsnąłem głową, mrugając kilkakrotnie
w międzyczasie.
– Nie, nie. Zamyśliłem się – wyrzuciłem na
swoje usprawiedliwienie.
– Złóż swój autograf gdziekolwiek chcesz,
wraz z dzisiejszą datą – poinstruowała mnie i rozłożyła koszulkę na ziemi.
Ostatni wpis był z sierpnia dwutysięcznego czwartego roku, a był to podpis Billie’ego Joe
Armstronga. W jaki sposób go zdobyła – nie mam pojęcia. Coś czuję, że dużo nad
tym główkowała. – Dobrze, że przyszedłeś teraz. Jeszcze chwila, a twój kochany braciszek,
Tom, wylądowałby w dzikiej róży.
– Pragnę przypomnieć, że to nie ja
zacząłem – upomniał się wyżej wymieniony, kopiąc Nickę w piszczel.
Natychmiast mu oddała.
– A co, niby ja? – sarknęła.
– Tak, pierwsza mnie sprowokowałaś.
Przewróciłem oczami, po czym zacząłem
szukać wolnego miejsca na materiale, by złożyć podpis w wiadomym tylko Nice
celu. Wcześniej mógłbym pomyśleć, że jest naszą fanką, ale teraz ta opcja zdecydowanie
odpada. Starałem się wygłuszyć na wokale przyjaciół.
Starannie zapisałem swoje imię i nazwisko
markerem, ponownie odbiegając myślami od rzeczywistości.
– Który dzisiaj mamy?
– Dwudziesty czwarty maja – odpowiedział Tom
między wymianą ciosów z przeciwniczką.
– Dwudziesty czwarty, zero piąty, dwa
tysiące siódmy. – Zapisałem datę, po czym podałem, i marker, i koszulkę
bliźniakowi.
Nicka natychmiast straciła zainteresowanie
mini bójką i spojrzała na Toma pytająco. W zakamarkach jej oczu krył się strach
zmieszany z inteligencją.
– Ale jesteś w stu procentach pewien? –
Starała się zamaskować swoje wewnętrzne uczucia, lecz mimo to, w ton, z jakim
to powiedziała, wkradł się lęk z odrobiną przerażenia. O ile to nie to samo.
Pokiwał głową.
– Jestem pewien.
Nicka wstała, jakby rażona prądem,
zbierając swoje rzeczy z podłoża.
– O cholender, jak mogłam o tym zapomnieć?
– O czym? – zareagował gitarzysta.
– Nie twoja sprawa – warknęła oschle, wyrywając mu z rąk marker oraz koszulkę, na której właśnie skończył się
podpisywać, po czym złapała go za przegub i pociągnęła za sobą. – Idziesz ze
mną. Bill, poczekaj na mnie przed frontowymi drzwiami.
Zanim oboje znikli w domu, Tom posłał mi
dwuznaczne spojrzenie i łobuzerski półuśmiech. Pokręciłem z dezaprobatą głową,
unosząc prawy kącik ust.
Takim oto sposobem zostałem sam, zmuszony
do ciszy, do poznawania swoich najskrytszych myśli. Zdążyłem zdjąć z siebie robocze ubrania, trzy razy policzyć każdy pojedynczy włos na głowie i
obejść pięć razy ogród dookoła, licząc każdy kwiat, a Nicki wciąż nie było.
W momencie, w którym miałem dzwonić do
drzwi, dziewczyna wybiegła z domu jak poparzona i chwyciła mnie za rękę, omal nie
wywracając nas na bruk.
Na jej ciele nie było znacznych śladów
brązowej cieczy, włosy, schowane pod Tomową czapką, były mokre i pachnące trawą
cytrynową. Nie wiem, czy miała tego świadomość, ale tą wonią zdecydowanie mnie
odurzała.
– Co się dzieje? Gdzie idziemy? –
zapytałem, gdy zwolniła tempo.
– Wszystko ci powiem, ale nie teraz –
zapewniła, wzmocniwszy uścisk. – A wzięłam ciebie, Bill, a nie Toma, bo nie
zadajesz zbędnych pytań. Sam rozumiesz. Doceń to.
Zamilkłem. O co tutaj chodzi? Co wydarzyło
się dwudziestego czwartego maja? I po co ja jestem jej potrzebny? Trochę to
przerażające, a nawet bardzo. Muszę czekać na rozwój wypadków. W ciszy,
pozwalając, by prowadziła mnie w nieznane. By mnie dotykała. Jak najdłużej.
~
Adeline. – Znowu z tym zaczynasz? Eh... Nie wiem, czy to dobrze, czy wręcz odwrotnie. Pomału to dobre określenie, szybko to ja Wam tego wszystkiego nie wyjaśnię. Bo trochę tego jest, a tyloma informacjami na raz nie mogę Was zasypać, bo się w tym pogubicie. Nick to Nick, on się nie zmienia. Zależy, co chcesz powiedzieć, że wie. Cieszę się, nie lubię, kiedy opowiadania tudzież książki są przewidywalne. Takie zawsze odkładam i nie zaglądam potem w ogóle. Nie przepraszaj, to nie Twoja wina, że nasze gimnazjum jest aż tak posrane na punkcie przerabianego materiału i tych wszystkich pierdół. Awwuj sobie dalej, ile wlezie, że tak powiem. Jest i słyszy Ciebie, ale na razie nie ma czasu, żeby odpisać. Zabiegany jest, musi znaleźć pewną rzecz. Wiem, że jest, po to to właśnie zrobiłam. Nic nie robię doskonale, na razie to kształcę, a na docenienie nie mam całej wieczności.
Sonia Szyndlarewicz – Trochę mroczny? Hm, możliwe, jakoś tego nie odczułam. Poznajemy, poznajemy wraz z bliźniakami, zobaczymy, co z tego wyniknie. Im więcej wyjaśnień, tym bliżej koniec (taki Ci tylko w sekrecie powiem). Każda wie, ze Kaulitz potrafi czytać w myślach. Inaczej nie miałby tak zajebistego motocykla, na którego widok jestem gotowa się poryczeć. Ale ten kask... Ktoś tu maczał palce.
unnecessary – Zaliczyłam wszystko, co trzeba było. Teraz tylko czekać tydzień i będę wiedzieć, czy pasek będzie w tym roku. Cóż, ja też na to nie patrzę. Myślisz, że wszystko wyłożę na tacy? Co to, to nie. Trzeba trochę ruszyć głową, ja wiem, że się nie chce, ale po to jestem – żeby zachęcić Was do myślenia. Dobre pytanie. Równo miesiąc temu usłyszałam tę piosenkę, rozdział pisałam w zeszłą niedzielę, zaś piosenkę do niego wybrałam dopiero w poniedziałek. Możliwe, że była inspiracją, ale z pewnością nie zamierzoną. Doczekałaś się, oboje są umorusani tą farbą. Według mnie Wy, jako czytelnicy, powinniście przyzwyczaić się do tego, że ja nie bardzo lubię tego typu rzeczy. Wstawię je w opowiadanie w odpowiednim momencie. A jak dla mnie, to opowiadanie nie jest przeznaczone na takie akcje. Musisz się obejść smakiem, może w moim następnym opowiadaniu, zaspokoję Twój głód. Ja też mam taką nadzieję.
Anonimowy – Witam Cię anonimku w moich jakże skromnych progach. Czuj się, jak u siebie w domu, ale nie zapominaj o kulturze. Ha, chciałabyś, co? Cóż, ja gustuję w przyjaźniach, a nie w miłościach. Chociaż, kto wie. A według mnie obaj do niej pasują. Dziękuję, to bardzo motywujące.
17.06. – rozdział 32.
Sonia Szyndlarewicz – Trochę mroczny? Hm, możliwe, jakoś tego nie odczułam. Poznajemy, poznajemy wraz z bliźniakami, zobaczymy, co z tego wyniknie. Im więcej wyjaśnień, tym bliżej koniec (taki Ci tylko w sekrecie powiem). Każda wie, ze Kaulitz potrafi czytać w myślach. Inaczej nie miałby tak zajebistego motocykla, na którego widok jestem gotowa się poryczeć. Ale ten kask... Ktoś tu maczał palce.
unnecessary – Zaliczyłam wszystko, co trzeba było. Teraz tylko czekać tydzień i będę wiedzieć, czy pasek będzie w tym roku. Cóż, ja też na to nie patrzę. Myślisz, że wszystko wyłożę na tacy? Co to, to nie. Trzeba trochę ruszyć głową, ja wiem, że się nie chce, ale po to jestem – żeby zachęcić Was do myślenia. Dobre pytanie. Równo miesiąc temu usłyszałam tę piosenkę, rozdział pisałam w zeszłą niedzielę, zaś piosenkę do niego wybrałam dopiero w poniedziałek. Możliwe, że była inspiracją, ale z pewnością nie zamierzoną. Doczekałaś się, oboje są umorusani tą farbą. Według mnie Wy, jako czytelnicy, powinniście przyzwyczaić się do tego, że ja nie bardzo lubię tego typu rzeczy. Wstawię je w opowiadanie w odpowiednim momencie. A jak dla mnie, to opowiadanie nie jest przeznaczone na takie akcje. Musisz się obejść smakiem, może w moim następnym opowiadaniu, zaspokoję Twój głód. Ja też mam taką nadzieję.
Anonimowy – Witam Cię anonimku w moich jakże skromnych progach. Czuj się, jak u siebie w domu, ale nie zapominaj o kulturze. Ha, chciałabyś, co? Cóż, ja gustuję w przyjaźniach, a nie w miłościach. Chociaż, kto wie. A według mnie obaj do niej pasują. Dziękuję, to bardzo motywujące.
17.06. – rozdział 32.
Doceń ten komentarz, umieram ze zmęczenia przed tym kompem :C
OdpowiedzUsuńZaczęło się ciekawie, stopniowo coraz ciekawiej, a tu nagle się urwało. Troszkę jestem zawiedziona, myślałam, że będzie trochę więcej zdarzeń. Ale zrobiło się serio interesująco, tylko dlaczego ona nie pójdzie tam sama?
Tak, te sprzeczki wyglądają dokładnie jak nasze, poza tym niewzruszonym, skamieniałym wzrokiem, jakim mnie obdarzasz po jakimś czasie. Dzisiaj Sonia próbowała mnie tego nauczyć i cholera, nic z tego, po 30 sekundach wybucham śmiechem. Nie umiem tak :C
Georg czytał i powiedział, że nie rozumie istoty całowania po szyi, bo najczulsze miejsca to brzuch, plecy, obojczyk i ramiona, ale szyja? To fetysz Billa? No i musiałam mu przyznać rację.
Ja nie wiem, co jeszcze napisać...
Weny i w ogóle.
"Ale ona już ją ma", zauważa Hagen.
No to ochoty, czasu, samozadowolenia.
Coś ze mną nie tak, serio, ja niemal namacalnie czuję jego obecność, zaczynam fiksować, niedługo będę jak ty :<
"No co ty nie powiesz", wzdycha, pocierając dłońmi oczy i znika w kuchni, by ze znużeniem zaparzać herbatę.
Co ja odpierdzielam?
"23:00 jest".
Och, no tak.
Właściwie rzecz biorąc to nie mam weny na ten komentarz, nie mam weny kompletnie na nic, ale nie wiem, czy nie zniknę, więc może go jednak napiszę teraz...
OdpowiedzUsuńCieszę się, że rozwijasz akcje, ale zważywszy, że robisz to tak powoli odczuwam duże zniecierpliwienie. Chciałabym wiedzieć wszystko już, teraz, w tym momencie (właśnie wiem jak się czuło większość czytelników czytając moje pierwsze opowiadanie, w końcu prawda przyszła z ostatnim odcinkiem). Gdzie Nicka zabiera Billa? Jestem pewna, że to nie będzie miłosna schadzka - to nie w jej stylu.
Ściskam mocno.
Aaaaaaaaaaaaaaaaaa!! Skończyłam! A chcę dalej czytać! Pisz, pisz pisz kobieto!
OdpowiedzUsuńRozdział super, taki naprawdę Billowy xD Ciekawe co ta Nicka wymyśliła. I ciekawe co zabrał Bill, i co będzie dalej, i...wszystko mnie ciekawi!
Nie wiem o co chodzi Nice, ale wiem, ze bedzie z pewnością zabawnie!
OdpowiedzUsuńBill powinien zerknąć do teczki, i według mnie dobrze postąpił, że zajumał tą karteczkę (wiem, wiem, ja zła i okropna xd). Czekam na więcej !
KBill
Bill, Bill, i jeszcze raz Bill, widzę, że on naprawdę króluje w tym rozdziale :-) Dzieci się bawią, a Bill prowadzi bardzo poważne dochodzenie widzę. Tylko dlaczego nie przeczytał tej teczki (tak wiem, prywatność), ale to by było uzasadnione, prawda? Jeszcze to "porwanie" Billa na koniec, ludzie, już nie mogę się doczekać następnego rozdziału! (Na moje szczęście to już jutro!)
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńTwój blog nadal znajduje się w Wolnej Kolejce ocenialni wspolnymi-silami.blogspot.com, która powstała z fuzji Niebieskim piórem, Ocen opowiadań, Ostrza krytyki i Shiibuyi. Proszę o dodanie odnośnika do ocenialni W-S na swoim blogu i odpowiedź na podstronie:
http://skoiastel.blogspot.com/p/pytania-faq_3.html
o zatwierdzonych zmianach. 16 marca kontaktowała się z Tobą jedna z oceniających - Marta - i zaproponowała Ci współpracę, przygarniając Twojego bloga do swojej kolejki, ale nie skontaktowałaś się z nią.
Na ostateczną Twoją odpowiedź czekamy 10 dni (do 24.06). W innym przypadku wystawimy odmowę, która pojawi się na blogu w notce "ODMOWY CZERWIEC 2015" opublikowanej w ostatnim dniu bm.
Pozdrawiam serdecznie,
Skoiastel.
Cześć :) Dzięki za szybką odpowiedź.
UsuńSęk w tym, że Marta zrezygnowała z oceniania z przyczyn zdrowotnych i nie miałam pojęcia, że coś tam dalej razem ustalałyście.
Nie spodziewałam się, że znajdę "Linki" w "Bonusach". Mój błąd, bo powinnam wcześniej sprawdzić. Nie musisz zmieniać i uwidaczniać linku, jeśli rezygnujesz. Możesz go wyrzucić, gdyż jest to tylko potwierdzenie i formalność dla nas, że komuś na ocenie nadal zależy.
Odnośnie usunięcia bloga z WS: jeśli taka jest Twoja wola, oczywiście blog nie zostanie oceniony. Gdyby Twoja decyzja uległa zmianie, do 24.06 możesz jeszcze zmienić zdanie. Potem Twój blog zostanie usunięty z kolejki.
Pozdrawiam :)
No no, Billosz jaki dorosly xd
OdpowiedzUsuń