środa, 3 czerwca 2015

Rozdział 31

To może ja to powiem tak oficjalnie tutaj: Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej, pogłówkować trochę, to podpowiadam Wam, iż w każdej piosence jest wskazówka (tekst bądź teledysk, a niekiedy obie te rzeczy). To tak, jeśli chcecie wiedzieć coś ponad to, a także po to, by nieco się w umyśle rozjaśniło.

31.

Znów to zrobiłem. Znów pogrążyłem się w swoich rozległych myślach i znów straciłem kontakt z rzeczywistością. Tyle że tym razem, o dziwo, to nie Nicka była obiektem dzisiejszych rozmyślań, a słowa blondyna na jej temat. Od niedzieli siedzą mi w głowie i nie chcą mi z niej wypaść. Już sam nie wiem, komu powinien wierzyć.
To wszystko staje się coraz bardziej poplątane i niejasne. Co ten chłopak chciał mi przekazać? Po co to zrobił? Dlaczego miałbym mu wierzyć? Aż tak bardzo zależy mu na tym, żebym nie przyjaźnił się z nią? O co tutaj chodzi?
Nie mam pojęcia, ile można poświęcać czasu na to, by kogoś rozgryźć, ale wiem, że ja robię to zbyt często i intensywnie. Zaprzątnie sobie myśli tylko jedną rzeczą tudzież osobą raczej nie będzie mieć dobrego zakończenia. To nie jest normalne, nikt przecież się tak nie zachowuje.
Oderwawszy się na chwilę od fascynującego malowania drewna, uśmiechnąłem się szybko na prośbę Nicka. W ciszy oraz skupieniu przyglądałem się kolejnym zdarzeniom.
Gdy zdjęcie zrobione przez dziewiętnastoletniego chłopaka o kruczoczarnych włosach zaczęło powoli wysuwać się z polaroidu, nasza przyjaciółka momentalnie wyrwała się do biegu.
– Dominick, jak Boga kocham, jesteś już martwy – zagroziła, zmierzając w kierunku brata. Ten, na widok pędzącej siostry, ruszył w przeciwną stronę niż ona.
– Chciałabyś. Jesteś za wolna, by mnie dogonić, i za niska, by sięgnąć po to zdjęcie – rzucił, będąc tyłem.
– Bez przesady, to tylko dwa centymetry różnicy – oburzyła się, przyspieszając. – A szybkość można nadrobić sprytem.
Imponujące, że dziewczyna jest w stanie tak szybko biegać i zbytnio się przy tym nie męczyć. Najwyraźniej wcześniej musiała dużo biegać lub trenowała to. Chociaż duża zasługa może też leżeć po stronie jej długich, dobrze zbudowanych nóg.
– Oddaj mi to! – Zabrzmiało niemal jak groźba. – Dominick!
– Bo co mi zrobisz? – spytał chłopak retorycznie. Nie miał pojęcia, co właśnie na siebie ściągnął.
Nicka szybko skoczyła. Upadając, złapała za nogawkę spodni Nicka. Aż na swoim miejscu słyszałem, jak coś gruchocze i nie miałem ochoty dowiedzieć się, co to mogło być. Miałem nadzieję, że to tylko klucze albo inny mniej zidentyfikowany przedmiot.
– A bo to ci zrobię – odpowiedziała, po czym usiadła na odcinku lędźwiowym Nicka, by nie mógł się ruszyć.
Sądziłem, że w naszym gronie jest tylko jedno dziecko i jest nim mój bliźniak, ale jak widać trochę się przeliczyłem. Z jednej strony to pocieszające, zaś z drugiej trochę przerażające. Czy tylko ja wyrosłem z takiego typu zachowania?
Bez większego namysłu ruszyłem się z miejsca, by zrobić cokolwiek, aby ta dwójka przestała się wygłupiać. To niepoważne z ich strony. Ludzie prawie że dorośli nie zachowują się tak. Co prawda, mają swoje różne inne dziwactwa, ale z pewnością nie takie.
Po chwili zrezygnowałem z tego pomysłu, twierdząc, że lepiej będzie jak sami pozałatwiają sprawy między sobą. Nicka nie miesza się w sprawy między mną a Tomem, toteż ja nie będę się mieszał w jej konflikty z Nickiem.
W pół drogi zawróciłem i odłożyłem pędzel na trawę obok siebie, po czym, krzyżując nogi, usiadłem z powrotem na swoim miejscu. Słońce przyjemnie grzało moje plecy. Jeśli się nie mylę, to za chwilę będzie pora obiadowa.
Spojrzałem na Toma, starając się ignorować odgłosy szamotaniny obok.
– Jesteś tutaj brudny. – Wskazałam na sobie obszar czoła, który umorusał sobie brązową farbą.
– Jakbym nie wiedział – obruszył się, wstając.
Dobra, lepiej będzie jak w ogóle nie będę się odzywał, bo jakoś nikomu nie będzie to przeszkadzać.
Podążyłem wzrokiem za bratem, który najwyraźniej miał zamiar zrobić to, co ja zanim się rozmyśliłem. Podszedł do szamotającego się rodzeństwa na trawie, przyjrzał im się, po czym, jak gdyby nigdy nic, wyjął zdjęcie z ręki chłopaka i wsadził sobie do kieszeni odpowiednich spodni.
Brawo, jedyny mądry się znalazł.
Nicka wraz z Nickim spoglądali na Toma z lekkim niedowierzaniem oraz dozą irytacji. Dominick wykorzystał chwilę nieuwagi siostry i zrzucił ją z siebie. Otrzepał się ze źdźbeł trawy, a wstając, wrócił do domu przez drzwi balkonowe.
Ponownie zawróciłem uwagę na przyjaciółkę.
Siedziała z założonymi rękoma, bacznie obserwując Toma, a nawet łypiąc na niego spode łba.
– Nie lubię cię – zwróciła się do niego i pokazała język.
Tak, wszystko w normie, wciąż bardzo dziecinnie.
– Nie bardziej niż ja ciebie – odrzucił niewzruszony.
Co takie zrobiłem, że dzisiaj zebrało im się na takie, a nie inne zachowanie? Dopomóż ktoś, bo nie wytrzymam z nimi długo.
Ten obraz uświadomił mi, że to, co usłyszałem od blondyna o szarych oczach, przedstawia zupełnie inną osobę, niż znaną mi Nickę Rauch. Mówił o dwóch skrajnie różnych postaciach. Niemożliwe, żeby miał ją na myśli, choć tak doskonale ją opisał. To wszystko nie ma najmniejszego sensu, a przecież sens zawsze jest.
Muszę to jeszcze raz na poważnie przemyśleć. Najwidoczniej coś musiało mi umknąć. Coś bardzo ważnego, szkoda tylko, że nie mam pojęcia, co to takiego może być. Jeśli szybko tego nie znajdę, nic z tego nie będę rozumiał.
Wstałem i skierowałem się w stronę kuchni po coś do picia, a przede wszystkim po coś do jedzenia. Po tak męczącej pracy musiałem dodać sobie czymś siły, chęci i otuchy. A kanapki i kawa były idealnym rozwiązaniem.
– Chcecie coś z kuchni? – Odwróciłem się.
– Tak – odparła szybko Nicka. – Nóż, bym mogła odebrać to, co moje.
Może jednak ma te skłonności psychopatyczne, przemknęło mi przez myśli.
– Dzieciom nie dają się bawić ostrymi przedmiotami – zauważył muzyk, czując się w bezpiecznej odległości od turkusowowłosej.
Swoją drogą, Nicka powinna ponownie przefarbować włosy, bo zaczyna mieć czarne odrosty. Chociaż miłą odmianą byłoby zobaczyć ją w naturalnym kolorze.
– Powiedział dorosły. – Popatrzyła na Toma z politowaniem.
Powoli wycofałem się, by i mnie zaraz nie wciągnęli w tę dziecinadę. Jakoś mnie to dzisiaj nie bawi. Wzdrygnąłem się na dźwięk przychodzącego esemesa. Bez żadnych podejrzeń wyjąłem telefon, by sprawdzić, czego ktoś chce ode mnie.
Wszedłem w wiadomość, ignorując fakt, iż dostałem ją od zastrzeżonego numeru.
Tuż przed otwartymi na oścież drzwiami balkonowymi zatrzymałem się i stanąłem jak wryty. Przełknąłem głośno ślinę.
– Nie zapominaj, kim ona jest – odczytałem cicho. Nic więcej.
Skąd wiedział, że jestem przy niej? Obserwuje nas? To już podchodzi pod psychotyzm. O co tutaj chodzi? Kim on jest, że mówi mi z kim mogę się zadawać, a z kim nie? Za kogo on mnie ma? Potrafię sam decydować o swoim życiu. I żaden chłopak pachnący truskawkami z imbirem nie będzie mną dyrygował. Co to, to nie.
A może wcale nie miał pojęcia, gdzie się znajduję. Może to czysta intuicja człowieka niezrównoważonego psychicznie. Bo przecież nikt o zdrowych myślach nie wygaduje takich bzdur oraz absurdów.
Zastanowiłem się chwilę, pocierając nasadę nosa.
Zaraz, to, co mi powiedział, poniekąd zgadza się z tym, co mówią plotki o Rauch.
Od krzyża w górę przeszły mnie ciarki.
A więc prawda musi być ukryta między wierszami. Ktoś musi znać całą historię. Jedyną taką osobą, jaka nasuwa mi się na myśl, jest Nick. Dominicki wolę nie pytać, może nie chcieć powiedzieć wszystkiego. A poza tym jest za wcześnie na takie pytania.
Ostrożnie przekroczyłem próg domu i poszedłem za hałasem przesuwanych garnków dobiegającym z kuchni. Starałem się poukładać w głowie wszystko, o co chciałbym zapytać dwa lata starszego chłopaka. Jak na złość nie mogłem pozbierać myśli.
Usiadłem w milczeniu na krześle przy kuchennym blacie. Automatycznie sięgnąłem po kanapkę ze stosiku innych przekąsem i upiłem łyk porannej, teraz już zimnej, kawy.
– Nick – zwróciłem się do studenta, kiedy siadał naprzeciwko mnie. – Wiesz coś o Tayu Obrigkeit?
Zacisnął mocno pięści, aż mu paznokcie wbiły się w skórę dłoni. Trafiłem w sedno. Spojrzałem mu w oczy. Całe ciepło i życzliwość gdzieś znikły, teraz miodowe tęczówki przepełniał chłód wymieszany z gniewem nienawiści. Dość drażliwy temat, jak mniemam.
– Tak, znam tego skurwysyna – odpowiedział, patrząc mi prosto w oczy. – Nie znam innej osoby, która potrafiłaby tak dobitnie i umiejętnie rozpieprzyć czyjś światopogląd.
Czyli coś musi wiedzieć. Coś musiało się wydarzyć między Tayem a Nicką. Coś bardzo poważnego. Pytanie tylko co. Myśl, Bill, myśl.
– Powinienem wierzyć w to, co mówi?
– Zależy, o czym mówi. Ale nie, nie powinieneś wierzyć mu na słowo – dodał szybko, wstając z kubkiem, po czym poszedł na górę. Usłyszałem mocne trzaśnięcie drzwiami.
Westchnąłem.
– Koniec informacji na dzisiaj – skwitowałem, wgryzając się w pełnoziarnisty chleb z sałatą.
Poniekąd ulżyło mi, nie mogę wierzyć we wszystko, co mi przekaże Tay. W takim razie, w co powinienem wierzyć? Coś mi tu nie gra. Nicki nie będę się pytał, jeszcze może się to źle skończyć. Cóż, najwyraźniej dochodzenie zakończone. Zapomnij o tej sprawie, Kaulitz. Będzie, co ma być. Nie zmienisz tego.
Łatwo mówić. Obok takich informacji, jakie usłyszałem, nie da się przejść obojętnie.
Upiłem kolejny łyk kawy i wyszedłem do ogrodu. Od razu rzucił mi się Tom w oczy zaczepiający Nickę. Już ja to znam. Znowu się sprzeczają. Tak prawie zawsze wyglądają ich rozmowy. Przepełnione sarkazmem, ironią i głupotą.
– Bill, nie wychodź dalej – poprosiła zielonooka, siłując się na ręce z Tomem. – Wejdź do mojego pokoju i weź białą koszulkę z oparcia krzesła.
– Dobra. – Odstawiłem kubek na deskach tarasu.
Może w pokoju Nicki natrafię na jakieś wskazówki. Nie, niemożliwe. Wiele razy byłem u niej w pokoju  i niczego dziwnego nie zauważyłem. A obok czegoś takiego nie dałoby się przejść niepostrzeżenie. To niemalże awykonalne. Gdyby coś przekraczało normę, z pewnością bym to zauważył.
Kiedy przekroczyłem próg pokoju Rauch, rozejrzałem się zaciekawiony. Pospiesznie podszedłem do biurka, by zabrać to, po co tu przyszedłem. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na szczegółową mapę Hamburga na białym suficie. Wcześniej jakoś nie przyglądałem się jej, chyba nie byłem po prostu zainteresowany. Coś niesamowitego.
Uwieczniona każda uliczka, każdy park, każda restauracja. Wszystko. Musiała nad tym siedzieć kilka tygodni, a do tego musiała być okropnie zdesperowana, by stworzyć coś takiego. A malowanie po suficie cienkim pędzlem nie jest dość wygodnie, więc była też obolała. Ale za to jakże efektownie to wygląda. Czasu pewnie nie mało zabrał jej ten projekt, właściwie samo zakończenie, bo jeszcze musiała rozplanować to dokładnie, ustalić skalę i wiele innych.
Oderwałem wzrok od czarno-białej mapki, by zabrać, co powinienem. Pochwyciłem białą koszulkę w dłoń z zamiarem wyjścia z pomieszczenia i zejścia do przyjaciółki i brata, lecz zanim udało mi się to uczynić, mój wzrok spoczął na teczce leżącej tuz przede mną. Aż się prosi, żeby ją otworzyć, a potem zbadać jej zawartość.
Nawet nie zauważy, że do niej zajrzałem. Nie zauważy.
Przełamałem się i odwróciłem teczkę, by zobaczyć jej przód. Od razu rzucił mi się w oczy napis – Kartoteka Dominicki Rauch.
Coś we mnie drgnęło. Poczułem dziwne ukłucie w okolicy serca. Ukłucie przerażenia? Jeśli tylko to otworzę, odnajdę rozwikłanie zagadki, którą obarczył mnie Tay. Otworzyłem szeroko oczy w zdumieniu. W tej sprawie mnie nie okłamał, co jeśli w reszcie też nie?
W mojej głowie zaczęły odbijać się echem słowa trójki przerażających czarnych charakterów z koszmaru.
Zajrzyj do jej kartoteki. Zajrzyj do kartoteki. Zajrzyj, powtarzały nieubłaganie Teraz już wiem, o co w tym śnie chodziło. Chyba. Tak mi się wydaje.
Sięgnąłem ręką do teczki, przepełniony różnymi emocjami. Otworzyłem ją, lecz zamiast zbadać jej zawartość, przyglądałem się kartce, która wypadła z jej wnętrza. Przeniosłem wzrok na tekst pisany, by go odczytać. Zawahałem się. W ostatniej chwili zamknąłem teczkę i odłożyłem ją na poprzednie miejsce, tak, aby wyglądała na nieruszaną.
Podniosłem z podłogi zapisaną kartkę i szybko schowałem do przedniej kieszeni koszuli. Z pospiechem opuściłem pokój, cały zlany zimnym potem. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
Podczas schodzenia po schodach na parter słyszałem Nicka grającego na gitarze, bodajże akustycznej. Ciekawe, Nicka potrafi nieźle grać na fortepianie, a on na gitarze. Złote dzieci normalnie. Rodzice muszą mieć powody do dumy. Choć dziwne jest, że przeważnie żadnego z nich nie ma w domu i praktycznie przez cały czas ich dzieci są zdane tylko  na siebie. Zupełnie jakby mieszkali tylko we dwójkę z psem.
Wszedłem do ogródka z chaosem w głowie. A może jednak powinienem zajrzeć do tej przeklętej teczki?
– O, dziękuję – powiedziała Nicka, odebrawszy ode mnie t-shirt. Na jej szyi widoczne były ślady świeżej farby. Oho, zaczyna się, pomyślałem.
Rozejrzałem się wokół. Wszystko w zasięgu Toma i Nicki było w farbie, łącznie z nimi, oczywiście. No tak, można, a nawet trzeba było się tego po nich spodziewać.
Nastolatka sięgnęła do buta, po czym podała mi czarny marker do dłoni. Przyglądałem się jej z zaciekawieniem.
Brązowa farba wybitnie podkreślała jej zielone niczym mech tęczówki. Związane włosy ukazywały smukłą szyję, wprost idealną do składania delikatnych pocałunków.
Wyraźnie pobudzona wyobraźnia zaczęła przedstawiać mi sytuacje, o których nie śmiałbym myśleć. I nie powiem, podobały mi się. W szczególności prostota, z jaką były ukazane. Te kolory, te dźwięki, te kształty, ten krajobraz.
Ocknąłem się nagle, karcąc siebie za takie myśli w tejże nieadekwatnej chwili. Zdecydowanie powinienem przestać się jej przyglądać. Gapię się na nią jak głodny wilk na zwierzynę, tego akurat jestem pewien.
Nie tak opisywał je charakter Tay. On po prostu musiał się pomylić. To, co widzę, jest zupełnie odwrotne do tego, co wysłuchałem. On musiał mówić o innej Nice Rauch, przecież  w Niemczech jest wiele dziewcząt o takich inicjałach. I rozgłosie na całe miasto. Na pewno. Czysty przypadek, zrządzenie losu. Nie inaczej.
– Mam coś na twarzy, że mi się tak przyglądasz? – Jej głos, nieskazitelnie miękki jak najdelikatniejszy aksamit bądź jedwab, wyrwał mnie z kolejnego transu, w jaki popadłem.
Potrząsnąłem głową, mrugając kilkakrotnie w międzyczasie.
– Nie, nie. Zamyśliłem się – wyrzuciłem na swoje usprawiedliwienie.
– Złóż swój autograf gdziekolwiek chcesz, wraz z dzisiejszą datą – poinstruowała mnie i rozłożyła koszulkę na ziemi. Ostatni wpis był z sierpnia dwutysięcznego czwartego roku, a był to podpis Billie’ego Joe Armstronga. W jaki sposób go zdobyła – nie mam pojęcia. Coś czuję, że dużo nad tym główkowała. – Dobrze, że przyszedłeś teraz. Jeszcze chwila, a twój kochany braciszek, Tom, wylądowałby w dzikiej róży.
– Pragnę przypomnieć, że to nie ja zacząłem – upomniał się wyżej wymieniony, kopiąc Nickę w piszczel.
Natychmiast mu oddała.
– A co, niby ja? – sarknęła.
– Tak, pierwsza mnie sprowokowałaś.
Przewróciłem oczami, po czym zacząłem szukać wolnego miejsca na materiale, by złożyć podpis w wiadomym tylko Nice celu. Wcześniej mógłbym pomyśleć, że jest naszą fanką, ale teraz ta opcja zdecydowanie odpada. Starałem się wygłuszyć na wokale przyjaciół.
Starannie zapisałem swoje imię i nazwisko markerem, ponownie odbiegając myślami od rzeczywistości.
– Który dzisiaj mamy?
– Dwudziesty czwarty maja – odpowiedział Tom między wymianą ciosów z przeciwniczką.
– Dwudziesty czwarty, zero piąty, dwa tysiące siódmy. – Zapisałem datę, po czym podałem, i marker, i koszulkę bliźniakowi.
Nicka natychmiast straciła zainteresowanie mini bójką i spojrzała na Toma pytająco. W zakamarkach jej oczu krył się strach zmieszany z inteligencją.
– Ale jesteś w stu procentach pewien? – Starała się zamaskować swoje wewnętrzne uczucia, lecz mimo to, w ton, z jakim to powiedziała, wkradł się lęk z odrobiną przerażenia. O ile to nie to samo.
Pokiwał głową.
– Jestem pewien.
Nicka wstała, jakby rażona prądem, zbierając swoje rzeczy z podłoża.
– O cholender, jak mogłam o tym zapomnieć?
– O czym? – zareagował gitarzysta.
– Nie twoja sprawa – warknęła oschle,  wyrywając mu z rąk marker oraz koszulkę, na której właśnie skończył się podpisywać, po czym złapała go za przegub i pociągnęła za sobą. – Idziesz ze mną. Bill, poczekaj na mnie przed frontowymi drzwiami.
Zanim oboje znikli w domu, Tom posłał mi dwuznaczne spojrzenie i łobuzerski półuśmiech. Pokręciłem z dezaprobatą głową, unosząc prawy kącik ust.
Takim oto sposobem zostałem sam, zmuszony do ciszy, do poznawania swoich najskrytszych myśli. Zdążyłem zdjąć z siebie  robocze ubrania, trzy razy policzyć każdy pojedynczy włos na głowie i obejść pięć razy ogród dookoła, licząc każdy kwiat, a Nicki wciąż nie było.
W momencie, w którym miałem dzwonić do drzwi, dziewczyna wybiegła z domu jak poparzona i chwyciła mnie za rękę, omal nie wywracając nas na bruk.
Na jej ciele nie było znacznych śladów brązowej cieczy, włosy, schowane pod Tomową czapką, były mokre i pachnące trawą cytrynową. Nie wiem, czy miała tego świadomość, ale tą wonią zdecydowanie mnie odurzała.
– Co się dzieje? Gdzie idziemy? – zapytałem, gdy zwolniła tempo.
– Wszystko ci powiem, ale nie teraz – zapewniła, wzmocniwszy uścisk. – A wzięłam ciebie, Bill, a nie Toma, bo nie zadajesz zbędnych pytań. Sam rozumiesz. Doceń to.
Zamilkłem. O co tutaj chodzi? Co wydarzyło się dwudziestego czwartego maja? I po co ja jestem jej potrzebny? Trochę to przerażające, a nawet bardzo. Muszę czekać na rozwój wypadków. W ciszy, pozwalając, by prowadziła mnie w nieznane. By mnie dotykała. Jak najdłużej.


~
Adeline.  Znowu z tym zaczynasz? Eh... Nie wiem, czy to dobrze, czy wręcz odwrotnie. Pomału to dobre określenie, szybko to ja Wam tego wszystkiego nie wyjaśnię. Bo trochę tego jest, a tyloma informacjami na raz nie mogę Was zasypać, bo się w tym pogubicie. Nick to Nick, on się nie zmienia. Zależy, co chcesz powiedzieć, że wie. Cieszę się, nie lubię, kiedy opowiadania tudzież książki są przewidywalne. Takie zawsze odkładam i nie zaglądam potem w ogóle. Nie przepraszaj, to nie Twoja wina, że nasze gimnazjum jest aż tak posrane na punkcie przerabianego materiału i tych wszystkich pierdół. Awwuj sobie dalej, ile wlezie, że tak powiem. Jest i słyszy Ciebie, ale na razie nie ma czasu, żeby odpisać. Zabiegany jest, musi znaleźć pewną rzecz. Wiem, że jest, po to to właśnie zrobiłam. Nic nie robię doskonale, na razie to kształcę, a na docenienie nie mam całej wieczności.
Sonia Szyndlarewicz  Trochę mroczny? Hm, możliwe, jakoś tego nie odczułam. Poznajemy, poznajemy wraz z bliźniakami, zobaczymy, co z tego wyniknie. Im więcej wyjaśnień, tym bliżej koniec (taki Ci tylko w sekrecie powiem). Każda wie, ze Kaulitz potrafi czytać w myślach. Inaczej nie miałby tak zajebistego motocykla, na którego widok jestem gotowa się poryczeć. Ale ten kask... Ktoś tu maczał palce.
unnecessary  Zaliczyłam wszystko, co trzeba było. Teraz tylko czekać tydzień i będę wiedzieć, czy pasek będzie w tym roku. Cóż, ja też na to nie patrzę. Myślisz, że wszystko wyłożę na tacy? Co to, to nie. Trzeba trochę ruszyć głową, ja wiem, że się nie chce, ale po to jestem  żeby zachęcić Was do myślenia. Dobre pytanie. Równo miesiąc temu usłyszałam tę piosenkę, rozdział pisałam w zeszłą niedzielę, zaś piosenkę do niego wybrałam dopiero w poniedziałek. Możliwe, że była inspiracją, ale z pewnością nie zamierzoną. Doczekałaś się, oboje są umorusani tą farbą. Według mnie Wy, jako czytelnicy, powinniście przyzwyczaić się do tego, że ja nie bardzo lubię tego typu rzeczy. Wstawię je w opowiadanie w odpowiednim momencie. A jak dla mnie, to opowiadanie nie jest przeznaczone na takie akcje. Musisz się obejść smakiem, może w moim następnym opowiadaniu, zaspokoję Twój głód. Ja też mam taką nadzieję.
Anonimowy  Witam Cię anonimku w moich jakże skromnych progach. Czuj się, jak u siebie w domu, ale nie zapominaj o kulturze. Ha, chciałabyś, co? Cóż, ja gustuję w przyjaźniach, a nie w miłościach. Chociaż, kto wie. A według mnie obaj do niej pasują. Dziękuję, to bardzo motywujące.
17.06. – rozdział 32.

8 komentarzy:

  1. Doceń ten komentarz, umieram ze zmęczenia przed tym kompem :C
    Zaczęło się ciekawie, stopniowo coraz ciekawiej, a tu nagle się urwało. Troszkę jestem zawiedziona, myślałam, że będzie trochę więcej zdarzeń. Ale zrobiło się serio interesująco, tylko dlaczego ona nie pójdzie tam sama?
    Tak, te sprzeczki wyglądają dokładnie jak nasze, poza tym niewzruszonym, skamieniałym wzrokiem, jakim mnie obdarzasz po jakimś czasie. Dzisiaj Sonia próbowała mnie tego nauczyć i cholera, nic z tego, po 30 sekundach wybucham śmiechem. Nie umiem tak :C
    Georg czytał i powiedział, że nie rozumie istoty całowania po szyi, bo najczulsze miejsca to brzuch, plecy, obojczyk i ramiona, ale szyja? To fetysz Billa? No i musiałam mu przyznać rację.
    Ja nie wiem, co jeszcze napisać...
    Weny i w ogóle.
    "Ale ona już ją ma", zauważa Hagen.
    No to ochoty, czasu, samozadowolenia.
    Coś ze mną nie tak, serio, ja niemal namacalnie czuję jego obecność, zaczynam fiksować, niedługo będę jak ty :<
    "No co ty nie powiesz", wzdycha, pocierając dłońmi oczy i znika w kuchni, by ze znużeniem zaparzać herbatę.
    Co ja odpierdzielam?
    "23:00 jest".
    Och, no tak.

    OdpowiedzUsuń
  2. Właściwie rzecz biorąc to nie mam weny na ten komentarz, nie mam weny kompletnie na nic, ale nie wiem, czy nie zniknę, więc może go jednak napiszę teraz...
    Cieszę się, że rozwijasz akcje, ale zważywszy, że robisz to tak powoli odczuwam duże zniecierpliwienie. Chciałabym wiedzieć wszystko już, teraz, w tym momencie (właśnie wiem jak się czuło większość czytelników czytając moje pierwsze opowiadanie, w końcu prawda przyszła z ostatnim odcinkiem). Gdzie Nicka zabiera Billa? Jestem pewna, że to nie będzie miłosna schadzka - to nie w jej stylu.
    Ściskam mocno.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaaaaaaaaaaaaaaaa!! Skończyłam! A chcę dalej czytać! Pisz, pisz pisz kobieto!
    Rozdział super, taki naprawdę Billowy xD Ciekawe co ta Nicka wymyśliła. I ciekawe co zabrał Bill, i co będzie dalej, i...wszystko mnie ciekawi!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem o co chodzi Nice, ale wiem, ze bedzie z pewnością zabawnie!
    Bill powinien zerknąć do teczki, i według mnie dobrze postąpił, że zajumał tą karteczkę (wiem, wiem, ja zła i okropna xd). Czekam na więcej !

    KBill

    OdpowiedzUsuń
  5. Bill, Bill, i jeszcze raz Bill, widzę, że on naprawdę króluje w tym rozdziale :-) Dzieci się bawią, a Bill prowadzi bardzo poważne dochodzenie widzę. Tylko dlaczego nie przeczytał tej teczki (tak wiem, prywatność), ale to by było uzasadnione, prawda? Jeszcze to "porwanie" Billa na koniec, ludzie, już nie mogę się doczekać następnego rozdziału! (Na moje szczęście to już jutro!)

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    Twój blog nadal znajduje się w Wolnej Kolejce ocenialni wspolnymi-silami.blogspot.com, która powstała z fuzji Niebieskim piórem, Ocen opowiadań, Ostrza krytyki i Shiibuyi. Proszę o dodanie odnośnika do ocenialni W-S na swoim blogu i odpowiedź na podstronie:

    http://skoiastel.blogspot.com/p/pytania-faq_3.html

    o zatwierdzonych zmianach. 16 marca kontaktowała się z Tobą jedna z oceniających - Marta - i zaproponowała Ci współpracę, przygarniając Twojego bloga do swojej kolejki, ale nie skontaktowałaś się z nią.

    Na ostateczną Twoją odpowiedź czekamy 10 dni (do 24.06). W innym przypadku wystawimy odmowę, która pojawi się na blogu w notce "ODMOWY CZERWIEC 2015" opublikowanej w ostatnim dniu bm.

    Pozdrawiam serdecznie,
    Skoiastel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :) Dzięki za szybką odpowiedź.
      Sęk w tym, że Marta zrezygnowała z oceniania z przyczyn zdrowotnych i nie miałam pojęcia, że coś tam dalej razem ustalałyście.
      Nie spodziewałam się, że znajdę "Linki" w "Bonusach". Mój błąd, bo powinnam wcześniej sprawdzić. Nie musisz zmieniać i uwidaczniać linku, jeśli rezygnujesz. Możesz go wyrzucić, gdyż jest to tylko potwierdzenie i formalność dla nas, że komuś na ocenie nadal zależy.
      Odnośnie usunięcia bloga z WS: jeśli taka jest Twoja wola, oczywiście blog nie zostanie oceniony. Gdyby Twoja decyzja uległa zmianie, do 24.06 możesz jeszcze zmienić zdanie. Potem Twój blog zostanie usunięty z kolejki.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  7. No no, Billosz jaki dorosly xd

    OdpowiedzUsuń