środa, 15 lipca 2015

Rozdział 34

Ten rozdział w sumie jest pewnym rodzajem przerywnika. Nie wnosi czegoś niespodziewanego, ale też nie jest niepotrzebny. Mam nadzieję, że po ostatnim rozdziale niektóre elementy układanki zaczęły wpadać Wam na odpowiednie miejsca, a jeśli nie  zajrzycie jeszcze raz w prolog.

34.
30 Seconds To Mars - A Beautiful Lie

Widziałam, jak na mnie patrzy. Wiedziałam, co to oznacza, już nieraz się tak mnie przyglądał. Tyle że wtedy puszczałam to płazem, nie dopuszczałam do siebie nawet ułamka myśli, że może być kimś więcej niż przyjacielem. Ja raczej nie chcę, żeby był w stanie wskoczyć na wyższy szczebel. Nie teraz. Jeszcze nie…
Lepiej dla niego będzie, jeżeli pozostaniemy w takich samych stosunkach, co dotychczas. Doskonale zdaję sobie sprawę, jak mocno zaboli, gdy za bardzo pozwolę mu się do siebie zbliżyć, po czym wyjadę do Barcelony, a on będzie musiał się z tym pogodzić.
Kiedy Tay postąpił podobnie ze mną, czułam się pusta od środka. Zabrał ze sobą jakąś cząstkę mnie, bez której nie potrafię już tak samo funkcjonować. Tę najlepszą. To uczucie nie przestało mnie prześladować (choć minęły trzy lata), a wręcz nasila się z każdym kolejny dniem.
Jakiś nieopisany rodzaj tęsknoty towarzyszy mi przy następnym kroku w życiu. Jakbym na zawsze miała pamiętać to, że ten szarooki blondyn był bliską memu sercu osobą, lecz potem okazał się zdrajcą. Nie chcę, by Bill pamiętał mnie w taki sposób. O Toma się nie boję, jest silniejszy od wokalisty, więc przyjmie ten cios jak na leży na swoją klatę. Choć to zawsze młodsze rodzeństwo musi przebić się przez to starsze. U bliźniaków to tylko kwestia czasu.
Będę z czasem bladym wspomnieniem i zupełnie mi to nie przeszkadza. Takie jest życie, ktoś przychodzi, by ktoś inny mógł odejść. Taka kolej rzeczy, niestety. Tylko że mogę stać się tą, która oszukała, pobawiła się, poznała i potem wyjechała z najpotrzebniejszymi informacjami.
Fuck. Ugrzęzłam w bagnie, które sama tworzyłam. Znowu. Tym razem wydostanie się nie będzie takie łatwe.
Podążyłam za bratem do wnętrza domu, gasząc po drodze nieprzyjemnie rażące źródła nadmiernego światła. Byłam zmęczona. Najchętniej wzięłabym gorącą kąpiel z bąbelkami, a potem zatopiła się w chłodnej, przesiąkniętej moim własnym zapachem pierzynie, czekając aż upragniony sen w końcu zapuka do drzwi mojej podświadomości.
Gdy doszliśmy do kuchni, postanowiłam usiąść na jednym z obrotowych krzeseł przy stole, by mieć lepsze pole widzenia na wszystko, co będzie się dziać wokół naszej dwójki. Chwilę po tym męska dłoń postawiła przede mną kubek z jeszcze parującą herbatą.
Spojrzałam na kruczowłosego pytająco, upiwszy niepewny łyk, ówcześnie dmuchając na gorącą zawartość naczynia.
Nic nie powiedział, wzruszył jedynie ramionami w charakterystycznym dla siebie geście. Zajął miejsce naprzeciw mnie i, w ciszy grającego radia, utkwił swoje tęczówki w moich. Szukał w nich czegoś.
 Nick? – odezwałam się pierwsza, po czym odstawiłam kubek na bezpieczną odległość.
 Hm?
 Za co właściwie oberwał Kaulitz?
 A oberwał? – Kąciki ust drgnęły mi w chytrym uśmieszku.
Zmrużyłam powoli oczy, niczym kotka na nocnych łowach. Już ja znam te nasze sztuczki. Obrał jedną z moich ulubionych taktyk na wymiganie się od odpowiedzi. A niby taki poprawny jest. I kto tu kogo czegoś uczy.
Nim zdążyłam zabrać głos, poczułam, jak coś łaskocze mnie po kostce. Przeniosłam swoje spojrzenie na sprawcę tej zaczepki, którym okazał się nie kto inny, jak dość sporych rozmiarów rottweiler. Wzięłam ostrożnie Huntera na ręce, po czym usadowiłam go sobie na kolanach. Co jak co, ale przybrało się chłopakowi na masie. Niedługo nie będę mogła go nosić na rękach. Skurczybyk jeden.
Z powrotem zainteresowałam się wcześniejszą rozmową.
 No raczej sam takiego lima nie był w stanie sobie zrobić. Dodatkowo gryfem – odpowiedziałam wyniośle.
 Czyżby? – spytał z nutą kpiny. Dostrzegłam te chochliki w jego oczach.
Dobra, staje się denerwujący. Chyba zaprzestam z korzystania z tej metody. Jest naprawdę irytująca.
 Bawi cię to? – zapytałam poważnie, a mimo to sama uśmiechnęłam się, zdając sobie sprawę z udawanej powagi tej sytuacji.
 A ciebie? – Dalej próbował odgrywać swoją rolę, lecz wychodziło mu to z marnym skutkiem, bowiem zachłysnął się pitą kawą.
Popatrzyłam na niego rozbawiona. Właśnie za to go tak bardzo kocham. Potrafi momentalnie dostrzec, kiedy źle się czuję i tak samo szybko sprawić, bym na chwilę odzyskała namiastkę dobrego humoru.
Wstałam od blatu z zamiarem udania się do swojego pokoju, aby tam ponownie, już w samotności, móc przemyśleć nadchodzące wydarzenia. Miałam dziwne przeczucie, że i tego wieczoru dom będę dzielić jedynie z Nickiem.
Przyzwyczaiłam się już do tego, że rodziców nie ma praktycznie przez cały czas w domu. Nie mam im za złe tego, że właściwie przez całe moje życie nie mają dla nas zbytnio czasu. Już nie. Wiecznie zabiegani, wiecznie w pośpiechu, wiecznie w pracy, wiecznie w niedoczasie, wiecznie tylko oni. A gdzie w tym wszystkim jesteśmy my? Nie ma „nas”?
Dominick jeszcze jako tako ma z nimi bliski kontakt, na pewno lepiej się z nimi dogaduje niż ja. Ja nawet nie czuję z tymi ludźmi specyficznej więzi, jaka łączy rodzinę. Byłam zmuszona do nauczenia się zasad tworzących ten świat bez ich wsparcia, więc nie odczuwam potrzeby, by z nimi rozmawiać.
 Nie było ich, kiedy upadałam, a co ważniejsze – nie było ich wtedy, kiedy powstawałam ze zdwojoną siłą. Mogli się nie decydować na dzieci, skoro w ogóle nie starcza im na nie czasu. Dziwne, że jeszcze pamiętają jakie ponadawali nam przy narodzinach imiona.
Wiadomo, że z czasem relacje między dzieckiem a rodzicem zanikają. Gorzej, jeżeli dziecko od początku ich nie odczuwało. To jest prawdopodobnie jedna z bardziej brutalnych rzeczy, jaką dorosły może uczynić młodszemu pokoleniu.
Być może znienawidziłam ich za to, że z własnej woli wsadzili mnie do wariatkowa. Tak, prawdopodobnie to miało ogromny wpływ na uczucia, którymi ich teraz darzę. Byłabym w stanie nawet w jakimś procencie zrozumieć, jakby zrobili to raz. Ale nie… Wysłali mnie tam dwa razy, a za trzecim Nick odwlókł ich od tego irracjonalnego pomysłu, zapewniając, że się mną zaopiekuje.
 Doskonale pamiętam każde słowo wypowiedziane z ich ust, kiedy pierwszy raz wysłali mnie do najlepszej kliniki psychiatrycznej w Dallas. Już w tamten dzień dostrzegłam przepaść, jaka tworzyła się przed nami.
Zamknęłam cicho drzwi za sobą. Weszłam głębiej w ciemność panującą w pokoju. Jedynym i najmocniejszym źródłem światła był blask Księżyca na w miarę czystym, hamburskim niebie. Zjechałam plecami po drzwiach i usiadłam z podkurczonymi nogami na podłodze, oparta o nie.
Dokładnie po drugiej stronie pomieszczenia stało wielkie lustro. Było na tyle duże, bym spokojnie mogła się w nim cała przejrzeć w wyprostowanej pozie. Spokojnie wpatrywałam się w odbicie mojego skulonego ciała na tle ciemnego drewna.
Obróciłam na palcu czarny sygnet Billa, wracając w świat swoich odwiecznie niepoukładanych myśli. Lecz nim to zrobiłam, nieskazitelne tykanie budzika na etażerce przerwały słowa Nicka z korytarza:
 Kaulitz oberwał za niewyparzony język. On wie o wiele więcej, niż może ci się wydawać.
Ledwo dotarły do mnie jego słowa. Końcówki prawie nie słyszałam bądź nie chciałam usłyszeć. Nieważne. Nie to jest najistotniejsze w tym momencie.
W jednej sekundzie zrobiłam coś, czego najbardziej się obawiałam. Zwątpiłam. Zwątpiłam w przyjaźń z bliźniakami, zwątpiłam w ich bezinteresowność, w prawdę, w dobro, w wiarę, w zaufanie. W praktycznie w każdą rzecz, której trzymałam się tak kurczowo mocno, jak tonący brzytwy na brzegu.
Cisnęłam pierścionkiem w lustro w przypływie nagłej irytacji. Nie dam się. Obserwowałam skupiona, jak biżuteria trafia w gładkie szkło i tworzy w nim niesymetryczne pęknięcia, zaś dalej, gdy upadnie już na podłogę, toczy się z denerwującym brzękiem. Zaczęłam kołysać się w przód i w tym, nieobecna.
Wcześniej zazdrościłam innym dzieciom tej więzi z rodzicami. Z czasem uświadomiłam sobie, ze zazdrość tego rodzaju nie jest zdrowa. Pogodziłam się z myślą, że nie jestem córką, jaką chcieliby mieć, a oni nie są rodzicami, jakich potrzebowałam w tamtym okresie.
Oplotłam szczelniej rękoma swoje kolana. Westchnęłam cicho, przekrzywiając głowę w prawą stronę, byleby nie widzieć tak dobrze swojego odbicia. I bez tego widoku jestem świadoma swojego oszpecenia. Zarówno cielesnego, jak i tego wewnętrznego.
Jak powiedział stary, poczciwy Dumbledore – „Naprawdę niczego nie daje pogrążanie się w marzeniach i zapominanie o życiu”. Ja mimo wszystko wciąż wolę spędzać czas z moimi wyśnionymi celami, aniżeli z taką rzeczywistością. W obu światach jest cudnie i błogo, ale tylko w tym pierwszym nikt nie ma prawa mnie skrzywdzić. Nikt nie zabroni mi marzyć.
Tej nocy nie zmrużyłam oka. Ale któż mógł o tym wiedzieć? Rodzice, którzy i tym razem nie zawitali w progu o wyznaczonej do tego godzinie? Brat, który smacznie drzemał w swoim pokoju bądź czatował z  przyszłym, hiszpańskim współlokatorem, Reynaldo?


Dziesięć dni później…
Wyszliśmy trójką z budynku, który poniekąd przyłączył się do naszego poznania. Jeszcze kilkanaście, kilkadziesiąt dni i będzie można pożegnać się z rannym wstawaniem. To znaczy Kaulitzowie, ja mam znacznie mniej czasu, by odzwyczaić się od tego nienaturalnego pośpiechu.
 Nie jadę z wami – poinformowałam ich, kiedy podeszliśmy do czarnego auta z przyciemnionymi szybami.
Oboje w tym samym momencie posłali mi badawcze spojrzenia. Tom przymknął na wpółotwarte wcześniej drzwi.
 Mam do załatwienia jedną sprawę – wyjaśniłam, tupiąc zniecierpliwiona. – Spotkamy się u was, nie czekajcie na mnie z Gustavem i Georgiem. Przyjdę z lekkim poślizgiem.
Odwróciłam się do nich tyłem i ruszyłam w swoją stronę. Będąc przy dwukołowej maszynie, naciągnęłam specjalistyczne rękawice na dłonie. Zlustrowałam wzrokiem dokładniej motocykl, czego rano nie mogłam zrobić.
Nie dziwię się, że Nick chce odrestaurować to cudeńko. Z pewnością jest tego warte. Pomijając oczywisty fakt, że jest pojazdem wyścigowym. To jest wystarczająco przekonywujące, by naprawić i odświeżyć w nim to, co tego wymaga.
 Nie wiedziałem, że masz motocykl. – Poderwałam się na głos Kaulitza.
Rzuciłam mu przez ramię karcące spojrzenie, by wiedział, że mnie nie zachodzi się od tyłu. Często zdarza mu się o tym zapominać, toteż niejednokrotnie dostał ode mnie z łokcia w żebra.
 Bo nie mam. Przypominam, że prawo jazdy jest dopiero od osiemnastego roku życia. Poza tym brat nie pozwala mi kupić motocykla wcześniej – uzupełniłam, trzymając w rękach kurczowo kask.
 To po co ci ta Honda? – Oparł się  o siedzenie, skrzyżowawszy ręce na piersi.
 Muszę odstawić ją do warsztatu, a obstawa w wydaniu waszej dwójki – skinęłam kolejno na nich brodą – nie jest mi potrzebna. Przecież nikt mnie nie porwie. – Zaśmiałam się nerwowo.
 Akurat tego pewna być nie możesz – dorzucił Bill.
Sapnęłam głośno, po czym założyłam za duży kask na głowę.
Jeszcze dobrze pamiętam, że to dzisiaj muszę porozmawiać z Tayem. Amnezja, demencja i tym podobne schorzenia jeszcze mnie nie zdołały dopaść na tym świecie. A upór bliźniaków dodaje oliwy do ognia zupełnie niepotrzebnie.
 Dobra. To teraz powiedz mi, Tom, gdzie oboje byście się zmieścili?
Kiedy nie otrzymałam odpowiedzi, uznałam to za doskonały moment, by odjechać Hondą do warsztatu i czym prędzej wrócić do willi. Tym razem nie mogłam się wymigać. Planowali to spotkanie od kilku dni, a ja obiecałam, że przyjdę, także… Za dużego wyboru wyjść z tej sytuacji nie miałam.
Chwyciłam kierownicę, by tym samym dać Kaulitzowi do zrozumienia, że ma zabrać swoje cztery litery z tego miejsca i dołączyć do swojego brata.
Ostatnio chodzę strasznie poddenerwowana oraz poirytowana, zupełnie jakbym zaraz miała mieć okres. Nawet chciałabym, żeby to okazało się źródłem tego całego mętliku w mojej głowie, który coraz częściej nie daj mi o sobie zapomnieć. Zaczyna być to wyjątkowo wkurzające.
Ale dobrze wiem, że nie to jest jego przyczyną. Starałam się nie myśleć od kilku dni o tym nadchodzącym spotkaniu. Myślałam, że zdołałam to jakoś przetrwać i oswoić się z myślą, iż jednak z Tayem mam jeszcze kilka spraw do omówienia.
Nie wiem, na co liczyłam, kiedy ponownie zawitał w mieście. Prawdopodobnie na to, że nie wrócił tu tylko ze względu na mnie, że zapomniał o całej sprawie – kompletna bzdura, skoro ja nie zapomniałam, to i on nie mógł tego zrobić – że przyjechał na chwilę, że to nie ten Tay.
Ciekawe, jak szybko istota ludzka jest w stanie uwierzyć w swoje kłamstwa. Wmawianie sobie w kółko tych samych bzdur sprawia, iż nie możemy odróżnić ich od wiarygodnych i wyimaginowanych. Każdy z nas tak kiedyś postąpił. Choć może sobie nie zdawać z tego sprawy.
Najgorsze i najtrwalsze kłamstwa to te, które sami wymyśliliśmy, a z czasem sami zaczęliśmy sądzić, iż są najszczerszą prawdą, bo było nam tak wygodniej. Sami siebie krzywdzimy, każdy z osobna i każdy na swój unikalny sposób. Tak więc, teoria, że człowiek dąży do samoistnej destrukcji, potwierdza się w tym przypadku.
– Nicka Rauch? Rauch! Czekaj!
Ocknęłam się na kobiecy ton. Odwróciłam się w stronę, z której dobiegał. Moje spojrzenie skrzyżowało się z tęczówkami w kolorze indygo. W tej chwili wiedziałam, że jest już za późno, by odjechać i udawać, że nie słyszałam pracownicy szkoły.
– Wielkie dzięki, Kaulitz – syknęłam do niego, gdy odstawiłam kask na swoje miejsce. – Wkopałeś mnie. Od dwóch dni lata za mną po całej szkole sekretarka, a teraz już nawet pielęgniarka. Prawie mi się upiekło.
 Ale ja… nic przecież… - tłumaczył się. – Ale że co? Przecież nic nie zrobiłem…!
Popatrzyłam na niego spode łba, na co wydął wargi, by pokazać swoje wielkie oburzenie, i dodał jeszcze prychnięcie.
Był uroczy, gdy się tak denerwował. A ja lubiłam prowokować do tego, by ludzie znaleźli się na granicy wytrzymałości swoich nerwów. Każdy miał inny czas oporu oraz wkurzał się w swój niepowtarzalny sposób.
Weźmy sobie dla przykładu takiego Toma. Gdy powoli zaczyna się irytować, linia szczęki znacznie mu się zwęża, kolor oczu minimalnie ciemnieje, nozdrza raz po raz się rozszerzają, a prawa powieka lekko drga. Kiedy wszystkie te czynniki zostają spełnione, uśmiecham się tryumfalnie i zarazem przepraszająco. Muszę mu kiedyś zrobić zdjęcie, gdy ponownie zrobi tę minę.
Pokręciłam z dezaprobatą głową, zostawiając ich w tyle. Teraz mam nadzieję, że odjadą do swojej posiadłości i dość porządnie ją ogarną, bo tym razem nie będę sprzątać brudnych gaci Billa z oparcia kanapy jak ostatnio, gdy mnie zaprosili tuż po innej imprezie.
Wytarłam nerwowo ręce w materiał spodni.
 Tak? – spytałam, stając przy boku młodej kobiety w białym fartuchu.
 Dyrektorka cię do siebie prosi – odparła i otworzyła przede mną drzwi uczelni.
Szkolna pielęgniarka jest jedyną osobą z tej placówki, która jest właściwie po mojej stronie w miarę od początku mojego pobytu tutaj. I nie wydaje mi się, żeby robiła to z litości. Może to dlatego, że nie jest o wiele starsza od uczęszczających tutaj uczniów, przez co jest bliższa temu, jak postępujemy.
 Liczyłam na to, że mi się upiecze – przyznałam przy drzwiach starszej profesorki.
– Nie tym razem, nie tym razem, Nicka. – Kobieta poklepała mnie pokrzepiająco po ramieniu, po czym szybko zniknęła za drzwiami swojego gabinetu.


 Imponujące – powtórzyła po raz czwarty siwowłosa nauczycielka. Przeniosła na mnie swój wzrok spod prostokątnych okularów osadzonych na sępim nosie. – Imponujące.
Zdezorientowana, tudzież skołowana, siedziałam na pikowanym fotelu, skubiąc materiał skórzanej bransoletki na nadgarstku. Dawno nie czułam się tak niepewnie przed biurkiem dyrektorki, zazwyczaj stąpam twardo po gruncie. Można by rzec, że coś jest ze mną nie tak, a ja spokojnie bym się zgodziła z tym stwierdzeniem.
Jeszcze tylko brakuje mi dzisiaj tego, żeby dostać bury w szkole. A jakbym miała robić dodatkowe prace zaraz, to już wszystko zaczęłoby się walić, a tego bardzo nie lubię. Po kolei. Nie oddałam motoru do warsztatu – niezadowolenie Dominicka, nie spędzenie chwili tak płynnie umykającego czasu z czwórką muzyków – zawód bliźniaków, nie przybycie na spotkanie z Tayem – niewyobrażalne dla mnie skutki.
– Powie mi pani, o co chodzi? – burknęłam – Trochę mi się spieszy.
Poprawiła okulary przy nasadzie nosa, kartkując moją teczkę szkolnego ucznia. Wyciągnęła kartkę z wykazem moich ocen z kilku ostatnich tygodni nauczania. Szczerze mówiąc, sama nie do końca interesuję się własnymi wynikami w postępie w nauce. Aż tak źle chyba nie powinno być, ostatnio się do tego przyłożyłam.
– Właśnie widzę jak bardzo śpieszno ci do tych lachonów. Uważaj, bo się jeszcze sparzysz. – Uniosła zadowolona wyskubaną brew do góry na widok mojej skwaszonej miny. – Zadziwiające, że w tak krótkim czasie twoje oceny uległy tak znacznej poprawie. Po tobie, Rauch, bym się tego raczej nie spodziewała.
 – Miło – mruknęłam na tyle głośno, żeby bez przeszkód mogła mnie usłyszeć. – Bo widzi pani – pochyliłam się nisko nad biurkiem z pewnym półuśmiechem, którego tak u mnie nie lubiła. Właśnie to jej we mnie najbardziej przeszkadzało. – Nie chodzi o to, że jestem tępa, bo do bycia wybitnie wrednym trzeba być inteligentnym, ani o to, że zlewam te normy panujące tutaj. Tylko o to, że mi nie zależało, a na testach sprawdzających poziom moich umiejętności oraz wiedzy zawsze było coś ciekawszego do robienia. I miałam inne zmartwienia na głowie. Podstawowym problemem, którego pani nie potrafi dostrzec, jest to, że szczerze nienawidzę tego miejsca, tych ludzi, dyrektorki w szczególności i to z wzajemnością – zakończyłam, wracając na swoje poprzednie miejsce.
Niewyparzony język właśnie dał o sobie znać. Jak zwykle w najmniej adekwatnej sytuacji. Tak się właśnie dzieje, kiedy najpierw się mówi, a dopiero potem myśli. A mimo to jestem z siebie dziwnie zadowolona, co potwierdza moja prowokująca mina.
Po kilkunastu minutach rozmowy zostałam wypuszczona z gabinetu z kwitkiem w ręce. Jedna sprawa z głowy. Teraz jedynie oddać dwukołowiec do mechanika i zostanie najprzyjemniejsza i zarazem najkrótsza część tego dnia do zrealizowania.


*~*

Przeszedłem dyskretnie do kuchni pod pretekstem zrobienia czegoś dobrego przed seansem. Wolałem nie być na polu bitwy o pilota, gdy ta się zacznie. Szczególnie, że zająłem miejsce pomiędzy Georgiem a Nicką, a ci o film, jaki będziemy oglądać, potrafią wykłócać się przez dość długi okres czasu.
To była jedna z przyczyn. Druga to taka, że zaczęły się powtórne „zabawne historyjki” z życia każdego z nas. Jak zwykle na pierwszy ogień poszedłem ja, tak więc wolałem przeboleć to w samotności. Już teraz czuję, jak moje policzki zaczynają powolnie płonąć i przybierać kolor dojrzałego pomidora.
Oby tylko nie opowiedzieli tej najbardziej żenującej historii na basenie. Chociaż, znając Hagena, właśnie w tym momencie Nicka słyszy dokładnie wszystkie szczegóły tego nie do końca przypadkowego wypadku.
Podrygując do tylko mi znanej melodii, wyłożyłem na blat pięć sporych rozmiarów kubków na kawę i jeden na herbatę dla mnie. Jeśli się nie mylę, reszta potrzebnych produktów spożywczych już widnieje na stole w salonie. Prawie jak szwedzki stół, tyle że w uboższej i bardziej fast foodowej wersji.
Zza ściany doszedł do mnie stłumiony, gromki śmiech całej czwórki. Sam uśmiechnąłem się pod nosem do siebie, nastawiwszy wodę. Przyzwyczaiłem się do tego, że to raczej ja mam zawsze najzabawniejsze i nieprawdopodobnie przeżycia na karku. W końcu jako jedyny z zespołu przypominam bardziej kobietę niż prawie że dorosłego młodzieńca o delikatnych rysach twarzy.
Wyciągnąłem tackę, by na jeden raz zanieść całe picie na wieczór. O alkoholu nie było w ogóle mowy, umowa to umowa. A z Simone raczej nie dyskutuje się na ten temat. W sumie byłem jej za to wdzięczny, przynajmniej mogę mieć wszystko pod kontrolą. Ale nie mogło obejść się bez Toma, który zawsze znajdzie lukę w ścisłych umowach. Nie wspomniała o piwie bezalkoholowym, toteż to ono stało w lodówce oraz w salonie.
Mimo to wciąż mogę mieć pod kontrolą resztę, a zwłaszcza Toma, który ostatnio staje się aż nazbyt pewny po kilku procentach we krwi. Jak to powiadają, lepiej dmuchać na zimne, czy też, nie wywołuj kota z worka. Czy jakoś tak.
Zalawszy każde naczynie wrzątkiem, upuściłem kuchnię z metalową tacą w rękach.
– Nie chcę cię martwić, Tom, ale nie podzielam twojego zdania. Jesteś w błędzie – wtrąciła Nicka, patrząc pewnie na gitarzystę. – Na pewno kojarzysz taki zespół, jak The Rolling Stones, nie? Mam nawet z nimi koszulkę. No właśnie. Więc Micka Jaggera też znasz. I to właśnie on jest jedynym, prawdziwym bogiem seksu, jakiego znam. Ma na swoim koncie około cztery tysiące kobiet, w tym Madonnę, Angelinę Jolie, Carlę Bruni i Umę Thurman. A ty, Tom? Podasz chociaż jedno tak znane nazwisko? Nie? Jaka szkoda... – podpuszczała go.
– Przegrałeś – przyznał Georg, dając żółwika dziewczynie.
Postawiłem tackę z kubkami na środku zastawionego stołu i z powrotem wróciłem do pomieszczenia, z którego miałem zabrać jeszcze jedną, potrzebną przekąskę. I przy okazji zapalić papierosa.
Nim zdążyłem czegokolwiek dotknąć, w całym domu wysiadły korki. Zdziwiłem się, kiedy nagle wszystko wokół mnie spowił mrok. W ciemności ludzki umysł ma największe pole do popisu, wyobraźnia pracuje na pełnych obrotach i podsuwa najróżniejsze obrazy.
– Bill, coś ty włączył? – krzyknął perkusista.
– No właśnie nic! – odkrzyknąłem, wychodząc na korytarz.
– I tak ci nie wierzę, Vardenie – szepnęła Nicka, która nagle zmaterializowała się obok mnie. – Gdzie macie bezpieczniki?
Kiwnąłem na nią głową, by podążała za mną.
– Im się nie chciało? – zagadnąłem.
– Powiedzmy, że przegrałam zakład.
– One cię kiedyś zgubią, Nicka, wiesz? – przypomniałem jej, po czym wskazałem czujniki.
– Wiem, Bill.
Podstawiła sobie po ciemku pod nogi krzesło, by łatwiej dostać się do celu. Muszę przyznać, że w mroku wygląda o wiele bardziej kusząco niż w świetle dnia.
Paroma szybkimi ruchami sprawnie otworzyła skrzynkę i włączyła przełącznikiem światło. Podtrzymała się mnie przy schodzeniu, przez co niechcący musnąłem swoimi palcami jej odsłonięte przez beżową koszulkę biodro.
Pospiesznie, jakby w odruchu, cofnąłem rękę. Miałem wrażenie, że ten dotyk wprost pali moją skórę. W niekrępującym milczeniu wróciliśmy przed telewizor, gdzie czekała na nas rozleniwiona reszta.
– To jaki w końcu wybraliśmy film?
– „Inni”- odpowiedziała nastolatka na pytanie Gustava. – Psychologiczny film, trochę scen grozy. Ogólnie film dający do myślenia.
– No nie. Ja się nie zgadzam – zaprzeczył Geo i zagrodził Nice dostęp do odtwarzacza DVD.
– Dzisiaj wyjątkowo się zgodzisz – rzuciłem niby od niechcenia.
– I znowu mam jej ustępować? – jęknął zrezygnowany basista.
Skinąłem głową.
– Ale dlaczego? – Nie dawał za wygraną.
– Bo jesteś dżentelmenem. Przynajmniej tak twierdzisz, więc pokaż to nam. Bo żaden z nas jakoś nie miał okazji tego zobaczyć na własne oczy – skończył dyskusję Tom.
Wszyscy zajęliśmy wygodne dla siebie miejsca, gdy poleciały pierwsze momenty filmu. Minęły może z dwie sceny, z których tak naprawdę nic nie usłyszałem, bo Listing z Tomem po cichu wykłócali się o to, czyja jest ta miska z popcornem, zaś Gustav znęcał się nad małą pozostałością red bulla, a Nicka powiedziała, że musi się już zbierać. Kazała też sobie przysiąc na małego palca, że obejrzymy tę adaptację do końca.

~
Sonia Szybdlarewicz – Jak napisałaś to w taki sposób, zabrzmiało to trochę sarkastycznie, ale to pewnie przez moje zboczenie w tej sprawie. A pomysł ze strajkiem głodowym nie może się powieść, fanki masowo nachodziłyby ich jeszcze bardziej. Stanowczo mówię nie. Poza tym ma Toma, a ten nie pozwoli mu zrobić takiego głupstwa. Będzie, bo zacznę, coś innego.
Adeline. – A jeśli ten argument nie do końca mnie przekonuje? Sztuczności nienawidzę najbardziej, piszę to, co czuję i chcę się tego jak najbliżej trzymać. Hehe. Chciałabyś, co? Nie ma tak prosto. Bycie w niewiedzy jest błogim stanem, a ja czuję się wręcz jak sadysta, co mi odpowiada. Czyli z jakiego? Bo jak dla mnie, to on się nie zmieni. Jesteś pewna, że jej nie odkryjesz? Dla mnie to nie był cukier. To stwarzanie romantycznej atmosfery, pozornego bezpieczeństwa. To mała namiastka tego, co mam w planach. Postaw się w jego sytuacji i wtedy rozmawiaj. Powinien, Bill wiele rzeczy powinien, ale na ten czas nie potrafi inaczej. A skąd wiesz, że Tom nie dopiekł wtedy Nickowi? Akurat musiałaś to napisać przed rozdziałem, w którym jest cała czwórka. Twin moment, normalnie.
Martie – Lubię takich zagadkowych bohaterów, przez nich nigdy nie można być pewnym, co się wydarzy w dalszej akcji. Zrozumiesz, zrozumiesz. A przynajmniej mam taką nadzieję. Już od jakiegoś czasu mam wstawki tego typu w jego perspektywie, i zdecydowanie czuje do swojej przyjaciółki o wiele więcej, niż powinien. To okaże się z czasem, choć sądzę, że teraz jest między nimi pewnego rodzaju więź, której siły jeszcze żadne z nich nie rozumie.
Noelle Kaulitz – Nawet nie masz pojęcia, jakiego kopa dałaś mi tym komentarzem. Miałam jakiś kryzys i nie chciałam już tutaj wracać. Jesteś pewna, że dla niej to tylko przyjaciel? Jejku, to najlepsze słowa, jakie może dostać autor od czytelnika.
unnecessary – Nie zacznę tego negować, jestem zbyt inteligenta, by to zrobić. Ja nigdy nie patrzę na to, co robię obiektywnie. To opowiadanie czytają jeszcze poza Tobą trzy osoby, które znam dobrze, ale tylko Ty znasz mnie od tej prawdziwszej strony, tylko Ty wiesz o mnie tak dużo... Nie potrafię pisać inaczej, po prostu muszę gdzieś odreagowywać, a to jest najlepsza forma, jaką znalazłam. Lubię ten cytat, wiesz? Prawdopodobnie masz rację, a mimo to ja wolę rozkładać wszystko na czynniki pierwsze. Jakoś łatwiej mi tak jest. Mam nadzieję, że wrócisz. Bo warto.

5 komentarzy:

  1. Nareszcie mogę coś naskrobać, mieliśmy jechać tylko do sklepu, a wiadomo jak to jest, skończyło się na wyprawie do Kamienia Pomorskiego...
    Zrozumiałam kolejną część pewnej zależności pomiędzy tobą a bohaterami. I jestem pewna, że właśnie o to ci chodzi. Żeby wysłuchiwać pytań, a nie dawać odpowiedzi. To przynosi ci satysfakcję. Ale każdy ma jakiś sposób na życie, dlatego rozumiem. Cóż, nie mam zamiaru do niczego nawiązywać, ani teraz, ani nigdy. Ja widzę wiele rzeczy, naprawdę wiele rozumiem, wbrew pozorom. Ale obserwuję w ciszy. I nie będę szukać brakujących elementów całej układanki. Być może one same kiedyś sie ułożą, może ty dostarczysz faktów, może poprzez życie się nasuną. A jeśli tak się nie stanie, nie szkodzi. Nauczyłam się już, że nie warto zbytnio dociekać - ludzie nie lubią prawdy. I nienawidzą ludzi, którzy tę prawdę znają. Tak po prostu jest. Czasem bywam upierdliwym wrzodem na dupie, który wychodzi przed szereg, jednak wiem teraz, że nie warto. Nic nie zyskam, jedynie, jak mówiłam, nienawiść i niechęć. Stawka jest zbyt wysoka.
    No, kurczę, racja, twin moment :D To oglądanie filmów to takie trochę jak wtedy na Magicznych Sieroniach u Sonji. Sympatyczne jest to, że Nicka spędzi z nimi jeszcze trochę czasu. Wspomnienia jej się przydadzą, aczkolwiek przyniosą sporo bólu, kiedy w końcu ich opuści. Ale tak po prostu jest. Time goes by too soon (Ultravox - "Passing Strangers", moja ulubiona). Mijają nas kolejni znajomi i nieznajomi, a czas wciąż płynie. Więc Nicka musi się z tym pogodzić. Tak musi być i tyle. Nic nie zmieni, a złudne poczucie tego, że wszystko będzie po staremu, będzie bardziej dawać jej się we znaki. Moim zdaniem powinna im powiedzieć.
    Jest Georg! Uwielbiam jego styl bycia, jest taki wyluzowany, sympatyczny, trochę przekorny. Za to go kocham 💕
    Gdzie, kurna, jest ten Tay? Odwlekasz tę rozmowę w nieskończoność, a ja naprawdę jestem ciekawa, co chce jej powiedzieć! Uwielbiam tę postać, tajemnicza i zła, a jednak pociągająca. Takie najbardziej lubię. I do tego blondyn! No właśnie, ja Nicka cały czas wyobrażam sobie w jasnych włosach, dziwne, nie?
    A więc Tom dostał wpierdziel. Droczyłaś się i podpuszczałaś, a jednak nie dałam się zwieść. Zbyt jestem przekonana o jego winie. Sama tak robię, mówię zbyt wiele. Dlatego wiem, że Kaulitz sobie zasłużył. A jednak trochę za bardzo jest spychany na drugi plan. Gdzie jest to jego pięć minut, do cholery?
    Sporo napisałam, musisz przyznać. Jakoś tak ostatnio zastanawiam się bardziej nad całą istotą tego, co robimy. Budujemy swoje azyle w labiryntach cierpienia, a jednak na każdego przyjdzie pora (tak, mów sobie, że to kiczowate porównanie, ale nie jest moje. "Szukając Alaski" Johna Greena, to stamtąd. Jedna z lepszych książek, moim zdaniem, nie wiem, czy czytałaś, ale bardzo polecam). Na Nickę także, na Toma, na Billa. To wszystko straci znaczenie. Wyjedzie. Zapomni. Będzie bolało, ale czas leczy rany. A ja już wiem, że Nicka zadba o to, aby dobrze się goiło.
    Weny życzę i rozwiania swoich wątpliwości, decyzji: czy na pewno warto? Czy warto postawić wszystko na jedną kartę? Ja bym to zrobiła. Bo jedno jest pewne. Można się poddać, ale nie zawsze przyniesie to oczekiwany skutek. Poza tym, wierzę w twoje możliwości. Wierzę, że dasz sobie radę. Wierzę w ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra poddaje się napiszę po prostu : Dobry rozdział taki trochę lżejszy w porównaniu do kilku ostatnich i dlatego mi się podoba 😁❤ Może jestem mega nieogarem, ale nie mam pojęcia co się stanie 😂 A może wiem tylko chce żyć w niepewności aż do końca? 😜 Dużo weny i chęci bo w taką pogodę (przynajmniej mi ) nic się nie chce 👊🙈❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę przyznać, że pierwszy raz trafiłam na takiego bloga. Jestem wielką fanką thrillerów. Mogło by być trochę bardziej tajemniczo, ale i tak jestem pod wrażeniem. Jest to coś nietypowego i nie jest to kolejna oklepana historyjka. Myślę że powinnaś więcej poświęcić historii z Tayem, wybrać fakty które zmylą czytelników. Dodać trochę napięcia. Uważam, że masz wielki talent i wyobraźnie (czego szczerze chodź w dobrym sensie zazdroszczę ;)) Na koniec życzę Ci dużo weny i oszałamiających pomysłów oraz ochoty na nowego bloga (skoro ten się niestety zbliża do końca). Pauliś

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiedziałam,że umierając, potrafię napisać jakiś motywujący rozdział. Miło mi 😊😊.
    Co do dzisiejszego rozdziału, to jestem zadowolona jak cholera :D. Billek, bierz się do roboty człowieku,zanim ucieknie do tej pierdzielonej Barcelony! Boże,cieszę się kurna jak kretynka, kolejny raz czytając ten rozdział. Chociaż trochę mnie boli,że to tylko Billosław coś do niej czuje, coś więcej niż przyjaźń. Szkoda tylko, że Nicka sobie ucieka, super po prostu -,-. Chociaż ja już mam ułożony cały scenariusz co się się stanie potem xD I nie widzę innej możliwości Ale nie będę mówić,bo zrobisz mi ja złość i tyle z mojego pięknego zakończenia :c (Nie wiem, czy cokolwiek zrozumiesz z mojego koma, bo jestem taka szczęśliwa,że pisze jakieś głupoty xD)
    Także czekam na więcej i chcę, aby ten blog już nigdy się nie kończył. Buziaczki 😘😘

    OdpowiedzUsuń
  5. 'Przeszedłem dyskretnie do kuchni pod pretekstem zrobienia czegoś dobrego przed seansem' - doprawdy Dominika niektóre zdania pozwalają mnie na łopatki do tego stopnia, że wpatruje się w nie, czytając raz po raz.
    Mam nadzieję, bo uważam cię za taką osobę. Chodziło mi po prostu o to, żeby pokazać ci, że przesadzasz. Wiesz, feelings smother też był dla mnie pewną formą odreagowania, więc rozumiem cię. Nie chodzi o to, że rozkładasz wszystko na czynniki pierwsze tylko o moc, jaką ma to zdanie. Zresztą ja też tak piszę, też wszystko rozwijam. Myślę, że niektórzy czytelnicy potrzebują takiego rozwinięcia, jedno zdanie może do nich nie dotrzeć tak jak na przykład do mnie. Każdy jest inny. Zapewne gdybyś wzięła kogoś innego to ta osoba wybraliśmy inny fragment, który mógłby nie być dla mnie tym samym co dla niej. Nie wiem, czy warto wracać. Co chwila mam inne zdanie na ten temat i coraz bardziej ambiwalentne odczucia. Moje planu to jedno, a uczucia drugie.
    Nie wiem dlaczego, ale ten odcinek wydaje mi się smutny. Teoretycznie nie ma on takiego wydźwięku, ale napawa mnie on dziwnymi, skrajnymi uczuciami.
    Czy Bill jest zagubiony? Odnoszę takie wrażenie. Tak jakby nie ogarniał tego, co się wokół niego dzieje. Czy to objawy zakochania?
    Ściskam mocno.

    OdpowiedzUsuń