środa, 21 stycznia 2015

Rozdział 20

Wszystkim, którzy tego potrzebują- powodzenia!



Biegłam przed siebie, ile sił w nogach, po ścieżce w parku. Było na tyle późno, że otaczała mnie ciemność z każdej strony, lecz jeszcze w miarę wcześnie, by spotkać kilka osób na spacerach przy blasku księżyca. Unikałam świateł latarni, a gdy słyszałam szmer rozmowy, schodziłam jeszcze bardziej ze ścieżki, choć wciąż byłam na tyle blisko, by mieć ją w zasięgu wzroku. Ostre kamienie wbijały się w gładką skórę stóp, gdzieniegdzie ją rozcinając.
Z domu wybiegłam, a właściwie wyskoczyłam, tak szybko, że zapomniałam kilku potrzebnych mi rzeczy- w tym telefonu- prócz zapalniczki.
Co chwila dotykałam tylnej kieszeni spodni, upewniając się, że pudełko z „odstresowaczami” wciąż w niej jest. Do bazy dobiegłam w momencie, gdy zaczynało mi już brakować tchu oraz sił.
Przy każdym wdechu czułam palący płuca ból, przy każdym kroku odczuwałam nieprzyjemne szczypanie, kiedy rana stykała się z zimną glebą.
Zadarłam głowę do góry, mrużąc oczy, by obraz się wyostrzył. Po kilku chwilach plamki, które tańczyły mi przed oczami, zaczęły znikać, a wzrok powoli przyzwyczajał się do wszechobecnej ciemności. Z korony ogromnego drzewa, stojącego tu odkąd pamiętam, a nawet  dłużej, wyłaniały się znajome kształty.
Szelest liści drzew i ciche pohukiwanie sowy w oddali-  to dźwięki, które tylko słyszę. Jestem za głęboko w parku, aby usłyszeć ruchliwą ulicę, przy której obecnie się znajduję. Jestem tutaj tylko ja, moje wątpliwości i wspomnienia. Wszelakiego rodzaju.
Po dłuższym przyglądaniu się cieniom w górze dębu, stwierdziłam, że nie powinnam tam wchodzić. Niegdyś była tam nasza baza, nasze schronienie, w którym zawsze mówiliśmy prawdę, taka była zasada wchodzenia tam, zaś teraz pozostały już tylko pozostałości po niej, szczątki tego, co łączyło mnie dawniej z trójką wspaniałych ludzi. Których już nie ma.
Westchnęłam cicho, zaciskając dłonie w pięści. Żwawym krokiem ruszyłam w stronę innej bezpiecznej i wyłącznie mojej kryjówki, o której istnieniu wiedziała, poza mną, jeszcze jedna osoba.
Odliczyłam w myślach pięćdziesiąt osiem kroków, po czym ponownie spojrzałam w górę. Stanęłam akurat na kupce śniegu, co przyniosło ukojenie poranionym stopom. Tym razem nie musiałam długo zastanawiać się na tym, co zamierzam zrobić. Obeszłam drzewo naokoło. Dostrzegłszy wyżłobienia w korze, zaczęłam się ostrożnie wspinać, unikając ostrych krawędzi oraz pojedynczych gałązek.
Znajdując odpowiednią gałąź, by mogła mnie utrzymać, zaprzestałam wspinaczki. Wypuściłam szybko powietrze z organizmu. Usadowiłam się w miarę możliwości wygodnie na konarze, po czym wyciągnęłam z kieszeni paczkę papierosów. Podciągnęłam nogawkę czarnych jeansów, ukazując tym samym małą, okrągłą bliznę na kostce.
Odpaliłam papierosa Odchyliłam głowę do tyłu, opierając ją o pień drzewa i mocno zaciągnęłam się szlugiem. Powoli wypuszczałam małe obłoczki dymu tytoniowego z ust. Po raz pierwszy od dawna pozwoliłam sobie rozpamiętywać wydarzenia z dnia, który zmienił dokładnie wszystko.
Słone, samotne łzy zaczęły mi ściekać po zaróżowionych od zimna policzkach, kilka z nich dostało się do spierzchniętych ust. Drżącą dłonią strzepywałam pył z papierosa na ziemię pod sobą. Przymknęłam lekko powieki, gdyż obraz przede mną stawał się coraz bardziej rozmazany.
…Uciekam. Czuje gorące powietrze za plecami, goniące mnie z jeszcze większą determinacją. Płomienie rozprzestrzeniają się z każdą sekundą, tlen podsycał żywioł ze zdwojoną siłą. To był wyścig z czasem.
Nagle coś przygniotło mnie do podłogi, zabierając ze mnie ostatki tlenu, który pozostał mi jeszcze w płucach. Utknęłam pod stosem gruzu.
Oczy zaszły mi łzami, którymi zaczęłam się dławić. Do organizmu dostawał się tylko dym, a płomienie zaczynały mnie dosięgać.
Nic nie mogłam zrobić. Byłam bezsilna. Przecież z naturą nie wygram! Gaz szczypał w oczy niemiłosiernie, podrażniając je.
Traciłam siły, a wraz z nimi nadzieję na wydostanie się z płonącego budynku. Gdy myślałam, że to już koniec, ujrzałam sylwetkę przyjaciela kilka metrów przed sobą, gdzie ogień jeszcze nie zdążył dojść. Stał zaciskając mocno pięści.
- Tay?- wychrypiałam niepewnie.- Tay! Błagam, pomóż mi!- krzyknęłam, wyciągając ku niemu dłoń.
Ale on wciąż stał w miejscy, nie ruszał się, jakby był sparaliżowany.
- Proszę, proszę, proszę- błagałam szeptem. Gorące łzy spływały mi falami po całej twarzy.
Ujrzałam, że oddalił się na kilka kroków, lecz wciąż był w stanie mi pomóc się wydostać. Kiedy żarłoczne języki ognia dosięgnęły moich pleców, zaczęłam przeraźliwie krzyczeć. Woń palonej skóry otoczyła mnie z każdej strony, zamykając  gazowym kokonie.
Płonęłam żywcem, a on mi nie pomógł. Patrzył na to. Patrzył jak umieram…
Odruchowo moje palce powędrowały pod materiał cienkiej koszulki, odszukały palących blizn, które były pamiątką feralnego dnia. Wypukłości zaczęły pulsować, czułam je.
Papieros przygasał, więc zgasiłam go na kostce, gdzie robiłam to od zawsze, a peta rzuciłam w dół. Sięgnęłam po kolejnego i zapaliłam, odgarniając zlepione potem kosmyki włosów z czoła.
…Ciemność. Wszędzie widzę ciemność. Choć słowo „widzę” zdecydowanie nie pasuje do staniu, w jakim się obecnie znajduję.
Nie mogę podnieść powiek, są za ciężkie. W tle słyszę pikanie aparatury, oznajmiającej, że wciąż znajduję się wśród żywych.
A może to tylko wymysł mojej chorej wyobraźni? Może umarłam?
Halo? Jest tu kto?
W odpowiedzi usłyszałam kroki obok mnie.
W ogóle, to gdzie ja się znajduję? Jakiś stan przed śmiertelny, czy jak? Nie, stop.
Pikanie aparatury, Jest  w szpitalu. Pożar. Szkoła. Tay.
Ktoś przysunął się bliżej, gdyż poczułam ciepły oddech na policzku.
- Na pozór taka łagodna- zaczął znajomy głos, gładząc moją skroń.- Taka delikatna, można by rzec, że niewinna. Sądziłem, że taka jesteś, Nicka. Do niedawna. Pokazałaś nam swoje prawdziwe ja.- Dłoń przestała pieścić skórę, na której poczułam pojawiającą się gęsią skórkę. Do nozdrzy doleciał do mnie słodkawy zapach, kojące truskawki z mocnym imbirem. Charakterystyczna woda kolońska, sama myśli o niej, sprawiała, że mimowolnie się uśmiechałam. Ale nie teraz, teraz to koszmar.- Wiem, że ta suka siedzi w tobie. Głęboko, gdzie prawie nikt nie ma dostępu. Ale ja się tam dostałem. Nieprawdaż, Er? Wolisz, jak się tak do ciebie mówi? Widziałem wszystko- wyszeptał jadowitym tonem tuż przy moim uchu.- Zapewne mnie nie słyszysz, ale uznałem, że powinnaś wiedzieć. Jutro wyjeżdżam, na zawsze. Nie chcę mieć do czynienia z tobą, ani z całą ta popieprzoną sprawą z podpaleniem gimnazjum. Nigdy już tu nie wrócę. Obiecuję ci to, nigdy do ciebie nie zadzwonię. Po prostu zniknę z twojego życia, jakbyśmy się nigdy nie spotkali. Nie jesteś już moją przyjaciółką. Zabiłaś ich…
Otuliłam się ramionami, cała dygotałam z zimna. Dreszcze przeszywały każdy milimetr mojego ciała. Drżałam, a pojedyncze łzy zamieniły się w strumienie, ciurkiem spływające po rozgrzanej skórze.
Szloch wydobywał się z moich ust za każdym razem, gdy wspomnienia do mnie wracały. I to za jego sprawą.
Bo wrócił, choć obiecał, że tego nie zrobi. Czego on tutaj szuka? Czego chcesz, Tay?
…Zmieniają mi od przeszło pół godziny opatrunki. Z ran wciąż sączy się ropa z krwią. Zaciskam mocno usta, gdy pielęgniarki przemywają moje plecy spirytusem.
Robią tak trzy razy dziennie: po śniadaniu, przed wizyta Dominicka, bo tylko on może mnie odwiedzać. Rodzice cały czas są w pracy; oraz przed położeniem się spać.
Z nikim nie rozmawiam. Czasami przychodzi do mnie psychiatra i stara nawiązać kontakt. Choćby najmniejszy. Lecz ja zawsze milczę. Zamknęłam się w sobie i za nic nie chcę się ponownie otworzyć na świat. Nie teraz.
Widzę ekran telewizora przed sobą, akurat lecą wiadomości.
-Witamy. Oto najnowsze doniesienia w sprawie pożaru Max- Brauer- Schule. Przenosimy się na miejsce tragedii.
Po tych słowach nie chciałam dalej oglądać telewizji, lecz byłam do tego zmuszona przez samą siebie, gdyż słowem się nie odezwałam.
- To tutaj miało miejsce owe zdarzenie. W pożarze zginęła uczennica tutejszego gimnazjum niejaka Lorein Hügel, jej ciało niedawno przewieziono do szpitala. Nie odnaleziono jednak ciała Jamie’ego Ingwara. Ekipa ratunkowa wciąż szuka jakiejkolwiek oznaki życia ze strona chłopaka…
Nie wytrzymałam. Zaczęłam krzyczeć, rwać się. Kobiety pośpiesznie przywiązały mnie do szpitalnego łóżka. Wybiegły z pomieszczenia, uprzednio wstrzykując mi dożylnie środek uspakajający, który zaczynał działać po pewnym czasie. Wyrzucałam z siebie agresję, aż nie straciłam tchu, sił oraz głosu. Wtedy przychodził do mnie lekarz prowadzący…
„Przyjaciele… Jeden pogrzebany, drugi się na mnie wypiął, a trzeci zatracony”
Rozdział 11.
Zaciskałam powieki jeszcze mocniej, nie chciałam widzieć i pamiętać wszystkich tych zdarzeń. Prześladowały mnie.
Ugryzłam się w przedramię, by stłumić krzyk. Nikt nie mógł mnie teraz usłyszeć. Ostatnie wspomnienie, jakie mnie dopadło to rozmowa z psychiatrą.
…- Boję się.
- Dlaczego?- pyta mężczyzna, przytykając mi do ust magnetofon.
- Nie wiem, boję się ludzi.
- To oni powinni się bać.
- Czego?
- Że ich pozabijasz…
Niespokojnie kołysałam się na gałęzi. Rozbiegane oczy patrzyły na wszystkie strony.
Chcę tu zostać do rana. Chcę.

*~*

Północ to nie najlepsza pora na wybieranie się na spacer do parku. I Tom i ja doskonale o tym wiemy.
Ale ten wypad był jednorazowy i na naprawdę wyjątkową okazję. Zresztą nie moja wina, że dopiero teraz mi się to przypomniało.
- Tom- zwróciłam się do osoby po mojej lewej stronie.- Widzisz to drzewo?- Wskazałem buk przed nami.
- Widzę. Co z nim nie tak?- zapytał poirytowany, bo zmusiłam go do wyjścia z domu o tej porze.
Musieliśmy się pośpieszyć, gdyż uprzedził mnie, że jest „bardzo zajęty”.
Gdy staliśmy u podnóża drzewa, ponownie zwróciłem się do bliźniaka.
- Wejdziesz na to drzewo i urwiesz mi trochę jemioły, dobra?
- Chyba ci się święta pomyliły, Bill. Jutro są Walentynki, a nie Boże Narodzenie- prychnął niezadowolony, lecz wykonał moją prośbę.
- Właśnie o to chodzi. Jutro Walentynki- powiedziałam, szczelniej zakrywając się bluzą.
- Zamierzasz się z kimś całować, czy jak?- spytał z góry. Zaraz po jego słowach obok mnie spadła spora gałąź jemioły.
- Niewykluczone- mruknąłem, podnosząc ją.
Wtem usłyszałem czyjś szloch niesiony przez wiatr. Kobiecy szloch.
- Słyszałeś to?- zapytałem zaniepokojony Toma.
Zeskoczył z drzewa, lądując pewnie na ziemi.
- Co miałem słyszeć?- odpowiedział zdziwiony, wracając do domu.
- Płacz. Kobiety- dodałem.- Zresztą nieważnie. Nie było o tym mowy.- Machnąłem ręką, zakańczając temat. Lecz dźwięk nie dawał mi spokoju.
Dziewczyna zdecydowanie nie powinna wylewać łez, w szczególności dzisiaj i tutaj.


*~*

Zasypiałam, gdy oberwałam kamieniem w bok.
- Nicka!- usłyszałam szept Starszego.
- Hm?- mruknęłam.
- Zejdź na dół. Czas wracać do domu- poinformował mnie, przybliżając się do pnia.
Niechętnie zmieniłam pozycję. Mięśnie dawały o sobie znać, wszystko mnie bolało. Nie wiem, jak długo siedziałam na tym drzewie, ale byłam tu zdecydowanie za długo. Schowałam puste opakowanie papierosów do kieszeni i powoli zeszłam z drzewa na dół.
Ledwo trzymałam się na nogach, widząc to, Nick podparł mnie ramieniem, po czy, delikatnie wziął na ręce.
- Przemyślałem to i Tay wcale nie musiał wrócić tu po ciebie- oświadczył, wchodząc na ścieżkę, gdzie oświetliły nas latarnie.
Spojrzałam na niego przestraszona spod opuchniętych oczu. Otworzyłam usta, by mu na to odpowiedzieć.
- Nic nie mów- wyprzedził mnie.- Zaniosę cię do domu. Rodziców nie ma. Przepraszam, że nie przyszedłem wcześniej, ale czekałam aż oboje pójdą na nocną zmianę.
Wtuliłam się mocniej w jego tors, mocno pociągając nosem.
Praca naszych rodziców jest specyficzna. Sophie zajmuje się ochranianiem w nocy muzeum, coś jak nocny stróż. Za to zawodu ojca nigdy nie pamiętam. W każdym bądź razie nie mają zbyt wiele dla nas czasu. Nigdy nie mieli.
Niesiona w mocnych ramionach dziewiętnastolatka, momentalnie usnęłam, zmęczona oraz wyczerpana po igraszkach z pamięcią.


~
Teraz muszę się nad tym wszystkim zastanowić, bo obawiam się, że to zepsuję, a nie jest to coś, co zamierzam osiągnąć. 
Lovegood Adrianna- Jakby się tak dłużej zastanowić, to znaczna większość sytuacji tutaj jest z mojego życia lub otoczenia, w którym się znajduję. A wiesz, że początkowo miało być tam inaczej? Ale zmieniłam to na takie zdanie, bo w końcu nie ma to jak zaprzeczać czemuś, co się właśnie zrobiło. Z Twoją twarzą to ja mogę się wykłócać o wygląd. Każdy jest piękny na swój sposób, a optymizm to dobra cecha, której z pewnością mi brakuje. 19. rozdział tajemniczy? Ciekawe co powiesz o tym... Podkreślam, Tay był jej przyjacielem i nic więcej, chyba. O, herbatka z pluszakami na drzewie, teraz już wiem czego mi brakowało w dzieciństwie. Tak, bo ja piszę "regularnie".
Marta Rys- Wiesz co mnie ciągle zastanawia? Dlaczego napisałaś komentarz, który jest odpowiedzią do komentarza koleżanki wyżej. Żebyś wiedziała, jaki mam z tego ubaw. Nie szpanuj mi tu tak niemiecki, bo za nic w świecie nie jestem w stanie Cię zrozumieć, a po słownik nie chce mi się sięga (stoi centralnie przede mną na biurku). Jeszcze doczekasz się wyjaśnień od Kaulitza, musisz tylko poczekać. Podpalić coś? No, no, wyobraźnia działa, a prawda taka, że musiała zapalić. Za tego Kubusia to mam ochotę w Ciebie czymś strzelić, ale pozostawię to mu do załatwienia. Chłopak wie, jak się za to zabrać. Te wszystkie Twoje emotki mnie rozwalają.
Rose Kaulitz- Na ten czas nie chce ich słuchać, bo według niej sprawa jest załatwiona. Co do Taya- wszystko w swoim czasie.Niby nie mam dużo do nadrabiania, ale czasu, na choćby taką rzecz, brak.
K'Bill- Żebyś wiedziała, że mnie dokładnie to samo interesuje. Nie podoba mi się jego postać i pomyśleć, że to ja ją powołałam do życia. Ta duma ją kiedyś zgubi, mówię Ci to. 
unnecessary- Twój komentarz, jak i to, że ten odcinek miałam już od dawna przemyślany, wpłynęło na jego jakość i treść. Przy czym krytyka mi się przydaje, chociaż strasznie się jej boję. Przeważnie chyba chodzi oto, żeby pokazać nam coś ze swojej perspektywy lub perspektywy innej osoby. Uzmysłowić nam kilka spraw i zmusić do dłuższego zastanowienia się na pewną kwestią. Oczywiście, że czytałam Twoje poprzednie opowiadanie. Nawet zostawiłam komentarze pod każdym postem, co prawda z dużym opóźnieniem. Wtedy jeszcze byłam jako anonim. A mi to znowu nie przeszkadza. Chcę się tego trzymać, ale jak wiadomo, nie zawsze wychodzi tak, jakbyśmy chcieli, by było. Zrobiłabym już to dawno, przemyślała pewne sprawy, ale wtedy źle bym się czuła. Niesprawiedliwie, jakbym Was zawiodła i po prostu wyrzuty sumienia zjadłyby mnie od środka, poza tym ściśle trzymam się zasad, które sobie wyznaczam. Cała trójka z pewnością sobie tego nie przemyśli, ale dwie osoby już w zupełności wystarczą. Nicka jest bardzo wrażliwą osobą, czasami postrzegane jest to jako wada, ale ja widzę w tej cesze charakteru więcej zalet. Proszę bardzo, wszystko prawie jest podane na tacy dzisiaj. A Twoje opowiadanie wręcz ubóstwiam. A ten wątek z Simone, wszystko w swoim czasie wskoczy na odpowiednie miejsce, obiecuję.
Sylwia Szymańczuk- Zamieszania to on już jej kiedyś w życiu narobił, niech bierze to, co chce i zmyka z tego miasta. Wysłucha ich, nawet nie wiesz jak szybko. Relacje nawet się nie pogorszą, powiedziałabym nawet, że wyjdzie to na ich korzyść. Godzina dwudziesta trzecia, powiadasz? Ja kiedyś siedziałam do drugiej w nocy i uczyłam się na sprawdzian, na którym byłam już ledwo żywa. Niemniej jednak, życzę Ci powodzenia!
Dlaczego ja muszę się zawsze tyle rozpisywać w odpowiedziach?...
Teraz nie jestem pewna, czy następny wpis będzie za tydzień, gdyż wyjeżdżam. Ale postaram się, jak mogę, by się pojawił- 28.01

7 komentarzy:

  1. Po raz kolejny pierwsza :3
    Okay, miałaś rację, ten rozdział jeszcze bardziej tajemniczy. W trzech słowach (if you know what i mean) - dziwne, niebezpieczne, smutne. Mam nadzieję, że dowiemy się, o co chodzi z tym Er, czy Tay jest ładny, po cholerę tam jechał i czy nadal jest taką wredną świnią. Ale pocieszył mnie Nick - też chciałabym mieć brata, do którego można się przytulać 24 na dobę, nosi cię i jeszcze przystojny... Aww, rozmarzyłam się. Historia ze spaleniem szkoły mnie przeraziła, bo Nicka na taką grzeczną (w miarę) wygląda. I jeszcze jaranie szlugów... Oj, poważnie muszę się zastanowić nad nią. Ale dobra, popłakała się, mogę jej wybaczyć.
    Weny życzę... (nie to co ja).
    Pozdrawiam <3 :3

    OdpowiedzUsuń
  2. ScheiBe! Cholera zaraz się wkurze! Jeśli tym razem ten komentarz się nie doda... No nic piszemy od nowa. Tylko co ja tam pisałam? A no tak! Ten rozdział dalej nie wyjaśnił wszystkiego... Wiadomo już, że Tay to jej Freund tak? No ale czemu jej nie pomógł? Zachorował na jakąś chorobę psychiczną? Bo trochę się tak zachowuje i to mnie przeraża. Kto to Er?Jakieś alterego Nicki czy co? Po co gimnazjum zostało podpalone? Za dużo pytań za mało odpowiedzi ;-; A co się tyczy Billa. To czy on ma zamiar wyrwać turkuska na jemiołę? Serio? Jeśli tak to idę o zakład że ona na to nie pójdzie albo znów coś wyjdzie nie tak jak miało. A jeśli ona nawet by i na to poszła to nwm czy bym się cieszyła.. Dlaczego? Jedno imię: TOM X'C Jeśli chodzi o niemca to oczywiście że będę szpanować jego świetną znajomością (a raczej brakiem) i nic ci do tego! XD A tak serio to mega rozdział. Standardowo dużo weny i miłości :] <3

    OdpowiedzUsuń
  3. O.o swietny ten rozdzial. Poznalismy troche tajemniczego zycia Nicki :) no i jestem zniecierpkiwiona kiedy Tay sie pojawi ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nadrabiam zaległości i gdzie nie wejdę, wszystko mi na psychikę siada xD Ten rozdział był... mocny :D I tyle pytań bez odpowiedzi... co jak co, ale nie spodziewałam się takich wydarzeń z przeszłości Nicki oO
    Zobaczymy czym jeszcze zaskoczysz :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Łoohoo! Się dzieje , oj dzieje się ! :)
    Ale mi się to podoba, nawet bardzo ! :D
    Robi się tajemniczo ;D Przeszłości Nicki musi być nieźle mroczna.
    Czekam na kolejną środę ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wydawało mi się, że jak będę miała ferie to będę miała więcej czasu, a tymczasem dopiero dziś nadrobiłam ten odcinek. Krytyki nie trzeba się bać, chociaż rozumiem cię, bo pamiętam jak się czułam po jednym z krytycznych komentarzy, ale czasem trzeba coś takiego przeżyć, żeby się podnieść i być mocniejszym o kolejne bolesne doświadczenie. Pamiętaj! Zasady są po to, żeby je łamać! A co do wrażliwości to punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ja posiadam tą cechę i w życiu codziennym generalnie jest wadą, chociaż bardzo się przydaje do pisania. O rany za co ty tak ubóstwiasz to opowiadanie...?
    Przechodząc w końcu do odcinka to bardzo mi się podoba. No i w końcu uchylasz rąbka tajemniczy. Duży plus dla ciebie, że nie powielasz schematów tylko dajesz coś od siebie, coś innego, dziwnego. To jest tym trudniejsze, że cały czas powstaje coś nowego i trzeba się naprawdę wysilić, żeby wymyślić coś oryginalnego.
    Ściskam i do przeczytania :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czy tylko ja płaczę?
    To jedno z nielicznych opowiadań, które doprowadzają mnie do takiego stanu. Uwierz, że strasznie trudno mnie wzruszyć,a tobie się to udało, więc...gratulacje? XD
    Naprawdę dobry rozdział, jestem dumna! (Choć nwm czemu, bo nie mam na to wpływu. Tak po prostu dobrze czuję się z tym, ze coraz lepiej ci idzie.)
    Wiedziałam, że Nicka nie jest taka zimna ! :D

    OdpowiedzUsuń