10.
KONGOS- Come With Me Now
Przeczesywałam skołtunione włosy, które swoją drogą przydałoby się
przyciąć, bo wyglądają jak siano, za każdym szarpnięciem na mojej twarzy
pojawiał się grymas bólu. Upięłam włosy w niedbałego koka, założyłam wystające
kosmyki za uszy, poprawiłam przekrzywioną koszulkę, której używałam jako piżamy, i wyszłam z łazienki na piętrze. W podskokach zeszłam po schodach, a po drodze
przywdziałam uśmiech.
Dominick siedział przy kuchennym stole, zatopiony w internetowym świecie
odbijającym się w jego oczach. W kuchni krzątała się średniego wzrostu kobieta
o ciemnych, falowanych włosach. Kiedyś zwana przeze mnie matką, dziś zwyczajną
osobą w moim życiu. Co prawda nazywałam ją mamą, lecz to już nie to samo co
kiedyś. Zapracowane dłonie posłusznie wykonywały polecenia jej mózgu.
Przysiadłam się do brata, lecz zanim to uczyniłam, usadowiłam sobie Huntera,
już nie tak małego, co za pierwszym razem, psisko rosło jak na drożdżach, a
przy tym gryzło co popadnie, na kolanach. Podrapałam szczeniaka za uchem,
kładąc głowę na blacie. W tle słychać było odgłosy telewizora, w którym
komentatorzy zawzięcie przyglądali się zmaganiom zawodników w wyścigach
motocyklowych. Gdyby nie to, że mam ważną, niecierpiącą zwłoki sprawę do
załatwienia, z chęcią bym się przyłączyła do oglądania i zajadała słonymi
przekąskami. Dźwięk otwierania puszki ze schłodzonym piwem przez rosłego
mężczyznę siedzącego na kanapie przed telewizorem, rozniósł się po całym domu.
O ile z matką w ogóle się nie dogadywałam, to z ojcem miałam bliski kontakt,
jeśli można to tak ująć.
Sophie ucałowała męża z czułością w czoło, a ja skrzywiłam się. Z pozoru
kochająca się rodzina, lecz co jakiś czas to miejsce przeradzało się w istne
piekło. Co najmniej raz w tygodniu wybuchała między nami żarliwa kłótnia,
przeważnie to ja rozniecałam ogień, a oni tylko dolewali oliwy. Nie mam
pojęcia, co między nami się zdarzyło. Z czasem się od siebie oddaliliśmy i cóż
tak już zostało. Czasami miałam ochotę stąd uciec, jak najdalej się da. I już
nigdy nie wracać. Zostawałam, bo ciągle czuję się członkiem tej rodziny.
Nieważne, że dawno przestaliśmy nią być.
Dźgnęłam palcem owłosioną rękę, która poruszała się przy każdym ruszeniu
komputerową myszą. Szczęśliwie ja byłam praworęczna, lecz Nick umiał lepiej
posługiwać się lewą ręką. Od najmłodszych lat (brzmi to trochę jakbym była w
podeszłym wieku) dziwiłam mu się, że potrafi tak pisać. Kiedyś próbowałam pisać
drugą ręką, jedyne, co udało mi się uzyskać, to bohomazy, z których nie
potrafiłam się rozczytać. Od tamtej pory dałam sobie z tym spokój i nie
wracałam do ponownych prób wyćwiczenia lewej ręki. Jest możliwe potrafić pisać
obiema, tylko za dużo czasu by mi to zajęło. A jak wiadomo, dzieci szybko
porzucają swoje postanowienia na rzecz innych.
Przerwał na chwilę swoją podróż i spojrzał na mnie ospałym wzrokiem.
– Mogę coś zobaczyć? – spytałam, przekrzywiając głowę w prawą stronę. Hunter
niespokojnie poruszył się na moich nogach, lekko dygocząc przy tym nóżkami.
– Zależy co. Jestem zajęty. – odparł, na powrót zatapiając się w informacje
wyświetlane na ekranie czarnego laptopa.
– Czy jest to na tyle ważne, że nie pozwolisz swojej siostrzyczce na chwilę
zajrzeć na jedną stronę, z której musi coś wydrukować? Bezzwłocznie na jutro. – Przysunęłam bliżej swoje krzesło i zajrzałam w monitor.
– Trafiłaś w sedno. – Pstryknął palcami.
– Proszę, jeśli mi dasz, to pomogę ci szukać. Obiecuję, że oddam za chwilę – zapewniłam, chwytając laptopa w dłonie i odwracając w swoją stronę. Czworonóg
zeskoczył na kafelki, radośnie podreptał w stronę pary siedzącej na kanapie w
swoich objęciach.
– Studia same się nie znajdą – odburknął zrezygnowany. Po chwili wstał, po czym rozciągnął się w drodze do losowo wybranej szafki.
Spojrzałam na zakładki, w których szukał i wszystkie zamknęłam. Otworzyłam
nową stronę, wpisałam adres strony. Po znalezieniu przepisu poszłam na górę do
pokoju z drukarką.
Co do studiów brata, to wszystko mieliśmy już zaplanowane. Tak, my. Chciał
koniecznie znaleźć uczelnię za granicą, a ja poparłam jego inicjatywę.
Pomagałam mu je znaleźć pod warunkiem, że gdy już się na jakieś zdecyduje, to
weźmie mnie ze sobą. Po długich rozmowach przystanął na mą propozycję.
Początkowo upierał się, że muszę ukończyć liceum, aby móc potem udać się na
studia, tak jak on.
Problem tkwił w tym, że ja w ogóle nie chciałam studiować. Za nic w świecie nie usiedziałabym na wykładach profesorów, to nie dla mnie. Wytłumaczyłam mu wszystko od samej podszewki. Miałam marzenie, kolejne z dzieciństwa i z jeszcze mniejszą możliwością spełnienia się, jednak jak mówią, nadzieja matką głupich. Za wszelką cenę będę dążyć do jego spełnienia, choćbym miała poświęcić wszystko na swojej drodze, opuścić najbliższych. Dosłownie i w przenośni wszystko.
Problem tkwił w tym, że ja w ogóle nie chciałam studiować. Za nic w świecie nie usiedziałabym na wykładach profesorów, to nie dla mnie. Wytłumaczyłam mu wszystko od samej podszewki. Miałam marzenie, kolejne z dzieciństwa i z jeszcze mniejszą możliwością spełnienia się, jednak jak mówią, nadzieja matką głupich. Za wszelką cenę będę dążyć do jego spełnienia, choćbym miała poświęcić wszystko na swojej drodze, opuścić najbliższych. Dosłownie i w przenośni wszystko.
Chwyciłam w dłonie ciepłe kartki. Zbiegłam z nimi i z laptopem z powrotem
na dół. Odstawiłam własność brata na miejsce, a sama zaczęłam szykować sobie
miejsce pracy w kuchni. Pozostało już tylko sprawdzić czy wszystkie produkty
znajdują się w szafkach lub lodówce i mogłam się zabierać za pieczenie.
*~*
Siedzieliśmy w studiu od kilku godzin. Aktualnie mieliśmy przerwę w
nagrywaniu. Praca nad płytą szła pełną parą, lecz to nie ona zaprzątała moje
myśli. Kilka kawałków było już skończonych, niektóre potrzebowały korekty, a
inne jeszcze napisania.
– Jesteś pewien, że to przeczytała? – spytałem Toma leżącego na fotelu. Cały
dzień nawijał mi jak bardzo boi się tego spotkania. Tylko czego się tu bać?
Najwyżej nie przyjdzie, to przecież nie koniec świata. Tak, tyle że Tom zdawał
się tego nie pojmować. Jakby widział tylko jedno rozwiązanie.
– Tak, na własne oczy widziałem, a wzrok mam jak sokół.
– Raczej jak rentgen – dopowiedział Georg, wchodząc do pomieszczenia z
batonikiem w ręku.
Tom spojrzał na niego spod zmrużonych oczu.
– Okay, już nic nie mówię. – Basista podniósł ręce w obronnym geście.
– To może datę pomyliłeś – podsunąłem kolejną przyczynę, dlaczego Nicka
wciąż nie przychodzi.
– Sam mi tekst dyktowałeś, a potem sprawdzałeś – przypomniał, bawiąc się
kostką od gitary.
– Faktycznie – przyznałem mu rację, zakładając ręce za zagłówek siedzenia. – To ja już nie wiem. Może nie miała ochoty przychodzić lub jest dziś zajęta.
Musiało istnieć jakieś wytłumaczenie. Nie wiedziałem nawet dlaczego staram
się ją usprawiedliwić, wymyślając najróżniejsze przyczyny. Polubiłem ją, ale to
nie oznacza, że od razu muszę za nią stawać murem. Co właśnie w tej chwili
czyniłem.
Kurczę, czy jej nie da się rozgryźć? Raz zachowuje się inaczej, a po chwili
robi coś zupełnie do niej nie pasującego. Czyż to nie fenomen? Nie spotkałem
dotychczas osoby tak pokręconej, nad którą bym się tak długo zastanawiał. Zawsze
przychodziło mi to z łatwością, można powiedzieć, iż była to moja druga
specjalizacja, w której byłem naprawdę dobry.
Wyjątkowe osoby są trudniejsze do odkrycia w całości. Gdy raz skosztujesz, nie będziesz mógł się oderwać, podpowiadał mi nikły głos w głowie.
– Słyszycie to? – Gustav przystanął na środku pokoju. Ucichliśmy wszyscy,
wsłuchując się w otoczenie. Do moich uszu docierał stłumiony odgłos pianina dochodzący
zza ściany.
Wstałem z kanapy, po drodze pochwyciłem pustą szklankę. Podszedłem do
ściany i przyłożyłem naczynie otworem do niej. Tym razem dźwięk był o wiele
wyraźniejszy.
– Nie działa – powiedział ze smutną miną Tom, robiąc to co ja.
Uśmiechnąłem się pod nosem z bezradności bliźniaka.
– Bo przykładasz nie tą stroną. – Obróciłem jego szklankę. – Spróbuj teraz.
Ktoś grał na pianinie melancholijną melodię, która wprowadzała w stan
osłupienia. Chciało się jej słuchać i słuchać, hipnotyzowała swoim wykonaniem.
Każda nuta przepełniona była emocjami. Uderzenia w klawisze nie były mocne,
jakby ktoś obawiał się, że może uszkodzić ów instrument. Najdziwniejsze było
to, iż wszyscy byli z nami. Więc kto grał?
Całą czwórką wyszliśmy z pomieszczenia z
zaciekawieniem i chęcią poznania osoby, grającej na pianinie. Udaliśmy się do
pokoju obok. Pchnąłem drzwi, a dźwięk momentalnie ucichł. Zauważyłem postać
leżącą na podłodze, a obok niej drewniane pudło, na którym zapewne siedziała.
– Nie musieliśmy jej tak straszyć – wyszeptał Tom, wystrzeliwując jak z
procy w stronę dziewczyny. Pochylił się nad nią, podając dłoń.
*~*
Wywróciłam się z taboretu, gdy drzwi zostały otworzone zamaszystym ruchem
ręki. Po jakimś czasie Tom zaoferował mi pomoc, podając silną dłoń. Złapałam
się niej i wstałam. Otrzepałam się z paproszków i ruszyłam w stronę torby
położonej na stole w środkowej części pokoju.
– Czyli przeczytałaś – zagadnął któryś z bliźniaków.
– Inaczej by mnie tu nie było, czyż nie? – wyciągnęłam torbę z moimi wypiekami,
które zrobiłam wczoraj wieczorem.
Przemyślałam sobie kilka rzeczy i uznałam, że przeprosiny by się przydały. Uświadomiłam sobie, iż tak naprawdę nie chciałam być niemiła. Nie, nie, jednak chciałam, ale nie tak. Nie przepraszałam zbyt często, prawie że w ogóle, lecz jeśli chciałam naprawić to, co zepsułam, postanowiłam być miła. Przynajmniej się postarać w jakiejś części. Pokazać im się z innej strony i być może dać szanse Kaulitzowi. Tylko jak mu teraz wytłumaczyć, że nie mam chłopaka?
Przemyślałam sobie kilka rzeczy i uznałam, że przeprosiny by się przydały. Uświadomiłam sobie, iż tak naprawdę nie chciałam być niemiła. Nie, nie, jednak chciałam, ale nie tak. Nie przepraszałam zbyt często, prawie że w ogóle, lecz jeśli chciałam naprawić to, co zepsułam, postanowiłam być miła. Przynajmniej się postarać w jakiejś części. Pokazać im się z innej strony i być może dać szanse Kaulitzowi. Tylko jak mu teraz wytłumaczyć, że nie mam chłopaka?
– Więc to musi być ta piękność z powieści – powiedział muskularny chłopak,
którego skądś kojarzyłam. Ale skąd? A już pamiętam, spływ kajakowy, no tak, bo
co innego.
Ukryłam twarz w włosach, aby nie mógł ujrzeć mojej twarzy. Jeszcze by ich
utwierdził w tym, że chodzę z Dominickiem. Wtedy tak to wyglądało w końcu
mieliśmy napad głupawki. Jeszcze większe pokręcenie sytuacji w niczym mi nie
pomoże, może sprawić, że będzie tylko gorzej.
Rozwinęłam folię, zapach drożdżowych bułek z czekoladą doleciał do mojego
nosa. Do chłopaków też, bo ślina wzbierała im się w kącikach ust, a oczy lśniły
im jak wypolerowane okna.
– Śmiało, bierzcie. – zachęciłam, stawiając tacę na stole oraz biorąc jedną
bułkę, od razu się w nią wgryzając. Czekolada rozpływała się w ustach, doskonale
komponując się z ciastem.
– Nie robisz tego tylko dlatego, że chcesz odzyskać swój płaszcz? – spytał
Bill, jako pierwszy kosztując mojego prezentu przeprosinowego.
Przełknęłam kawałek czekolady.
– Poniekąd. Ważniejsze jest to, że chciałam was przeprosić i wyjaśnić kilka
spraw. I tobie, Tom, muszę oddać czapkę.
Sięgnęłam do torebki i wyjęłam z niej czerwoną czapkę. Podałam ją jej
właścicielowi, który dzisiaj przyodziany był w podobną koloru błękitnego.
– Dziękuję – powiedział zszokowany, wpychając sobie łakoć do buzi.
– Poznaliście mnie z innej strony. Teraz chcę wam pokazać tę drugą – szybko
wyrzuciłam ze siebie słowa. Przymknęłam oczy, jednak zaraz je otworzyłam.
Popatrzyłam na zespół zajadający się bułkami.
Ręce zaczęły mnie swędzieć. Nie rób czegoś głupiego. Wstrzymaj się, choć
raz, powstrzymywałam się. Już miałam ochotę cisnąć słodycz w twarz Toma i
rozsmarować go na jego twarzy. Oprzytomniałam, przypominając sobie, że nie po
to tu przyszłam. To będzie trudniejsze niż się spodziewałam. I to o wiele
trudniejsze. Miejmy nadzieję, że nic się nie wydarzy.
Jak na zawołanie Bill zaczął się krztusić. Blondyn, przypominający z
postury misia idealnego do przytulania, poklepał go po plecach. Łzy wypełniły
wcześniej roześmiane oczy Czarnego, zaczął kasłać.
– Wo…dy – wychrypiał, łapiąc się za brzuch.
– Cholera. Papryczki – wymamrotałam nerwowo, szukając jakiejkolwiek butelki
z piciem.
Że też nie pomyślałam o tym, iż zostawiając bułki w piekarniku, są one
pozostawione z bratem sam na sam. Mogłam nie iść się wtedy czytać tylko
poczekać, aż się upieką i dopiero wtedy pójść zająć się innymi rzeczami.
Ostatnio chwalił mi się, że z kolegami kupili piekielnie ostre papryczki chili.
Mógł się chociaż zapytać dla kogo są. Ale nie, tak będzie śmieszniej. Szkoda
tylko, że prawie by uśmiercił wokalistę znanego zespołu. Czekaj, przecież nadal
może to zrobić. Pospiesz się. Mózg pracował mi na wysokich obrotach. W torebce
nie znalazłam żadnej butelki. Jednak zanim udało mi się cokolwiek więcej
uczynić, Bill dostał plastikowy kubeczek z wodą, który łapczywie opróżnił. Siadł
na krześle i odzyskiwał siły.
– Bill, ja cię bardzo przepraszam. To nie ja. To Dominick. Nie wiem, co go
naszło. Znaczy wiem, ale to trudne do wytłumaczenia. – Potok słów wypłynął z
moich ust. Zaczęłam się wiercić w miejscu. – Lepiej jak sobie pójdę.
Wzięłam wszystkie swoje rzeczy i szybki krokiem udałam się do wyjścia.
Zamknęłam drzwi za sobą, czyjaś dłoń zacisnęła się na przegubie mojej.
Odwróciłam głowę, wyrywając się z uścisku.
– Odwal się – warknęłam Tomowi w twarz.
Rozszerzonymi źrenicami wpatrywał się w moje ściągnięte brwi.
Rozszerzonymi źrenicami wpatrywał się w moje ściągnięte brwi.
– Przecież możemy normalnie porozmawiać – powiedział łagodnie, kładąc dłoń
na mym ramieniu. Zbliżył się o krok, podniósł palce i zatrzymał je tuż przy
moim policzku.
– Możemy – Odsunęłam twarz od jego dłoni.
– Wróćmy tam i porozmawiajmy. Miałaś nam coś wytłumaczyć, a teraz co?
Uciekasz, jeśli tak dalej pójdzie, to nigdy się nie poznamy. A ja bym bardzo nad
tym ubolewał – wyrzucił na jednym wdechu, opuszczając przedramię.
Podniosłam torbę, która wypadła mi z rąk w momencie jego zbliżenia do mnie.
Podążyłam za nim, ponownie wkraczając do pomieszczenia z pianinem. Bill siedział
z uśmiechem na twarzy, pozostała dwójka wpatrywała się we mnie niepewnie.
Opadłam na krzesło, zastanawiając się jakim cudem oni ciągle chcą mnie poznać.
Ja na ich miejscu już dawno bym sobie odpuściła.
~
Dziś wcześniej, na drodze wyjątku. Kolejna – 19.11
Hah,no wiec tak cieszy mnie fakt ,ze Nicka daje szanse Kaulitzom. Serio ,bo tu moze wyjsc cos fajnego :) milego i wgl ! Poza tym Tom jest cholernie slodki jak tak wypytuje sie Billa o ten liscik ;)
OdpowiedzUsuńWidać,że Twoja bohaterka ma temperament jak mało kto ;D
OdpowiedzUsuń"Już miałam ochotę cisnąć słodycz w twarz Toma i rozsmarować go na jego twarzy."- Padłam :D Mój ulubiony fragment tego rozdziału. Pojawili się Gucio i Georg więc jestem szczęśliwa *w* Tak w ogóle to jak zwykle extra i bardzo mi pasjue to WCZEŚNIEJSZE dodawanie rozdziałów, nie mam nic przeciwko temu, żeby tak było CZĘŚCIEJ xxx <3
OdpowiedzUsuń"Oczy lśniły jak wypolerowane okna" :D Świetne porównanie! ;) Fajny pomysł z tymi bułkami, tylko taki do niej niepodobny. No ale, tak jak chciałaś, dodałaś jej tym charakteru. I przez ciebie też mam ochotę na taką bułkę :(
OdpowiedzUsuńWszystko fajnie, Tom jak zawsze słodki, a Nicka jak nie-zawsze wylewna. I ten niegrzeczny Dominick... Ale i tak go kocham! :D
Pozdrawiam cieplutko i czekam do 19! :)
Oddaj mi trochę tej pięknej pogody, dobrze ?
OdpowiedzUsuńBo mnie dopada migrena przez taką szarą burą i jestem bardzo nieznośna :/
Hahahaha wyglądam niczym duch no nie :D ? Można by było nawet uznać,że to miał być taki zamierzony efekt , takie złudzenie.
Postaram się robić ich jak najwięcej !:*
Ahhh czekam na kolejną notkę, wiesz :>???
Nie rozumiem, czego ty się sama siebie czepiasz. Rozdział wyszedł dobrze. Płynnie akcja przechodziła do kolejnej. Dialogi super, motyw z papryczkami jeszcze lepszy. Chciałabym w realu zobaczyć Billa który robi się czerwony po zjedzeniu takiej niespodzianki. Pewnie te cudne piwne oczka by mu z orbit wypłynęły (he he he).
OdpowiedzUsuńMuszę cię pochwali, bo z każdym kolejnym tekstem robisz postępy. Choć twierdzę, że robisz również wiele błędów stylistycznych, przydałaby ci się beta, która rzuciłaby swoim fachowym okiem na tekst.
betowanie.blogspot.com <---- wejdź sobie tu. Na pewno kogoś znajdziesz. Nawet jeśli nie bezie nikogo z twojej kategorii to wystarczy popytać w komentarzu. Sama mam stamtąd bety i jestem zadowolona. Nawet ja robię błędy, a rzeczą ludzka jest błądzić :)
Pozdrawiam.
Tak wiem wiem wiem i cieszę się przeogromnie na myśl o kolejnym odcinku ! :*
OdpowiedzUsuńNie poznaję Cię :D Chyba musiałaś ostro rozkręcić się z akcją ;)
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie Bill, jak się krztusi xD xD SIKAM XD
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, cieszę się, ze postanowiła się z nimi zaprzyjaźnić, a przynajmniej pogodzić :3
I ta jej domyślność...Skąd ona wiedziała, że to te papryczki XD