środa, 12 listopada 2014

Rozdział 10

Tyle wątpliwości, tyle sprzecznych emocji, tyle wersji na ten rozdział. Uważam, go za totalną klapę i beznadziejny odcinek, jednym słowem *bip*. Jednakże pozostawiam go do Waszej opinii. I jeszcze sąsiad, który nie daje spokoju swoim instrumentom od trzech dni...Koszmar.


10.
KONGOS- Come With Me Now

Przeczesywałam skołtunione włosy, które swoją drogą przydałoby się przyciąć, bo wyglądają jak siano, za każdym szarpnięciem na mojej twarzy pojawiał się grymas bólu. Upięłam włosy w niedbałego koka, założyłam wystające kosmyki za uszy, poprawiłam przekrzywioną koszulkę, której używałam jako piżamy, i wyszłam z łazienki na piętrze. W podskokach zeszłam po schodach, a po drodze przywdziałam uśmiech.
Dominick siedział przy kuchennym stole, zatopiony w internetowym świecie odbijającym się w jego oczach. W kuchni krzątała się średniego wzrostu kobieta o ciemnych, falowanych włosach. Kiedyś zwana przeze mnie matką, dziś zwyczajną osobą w moim życiu. Co prawda nazywałam ją mamą, lecz to już nie to samo co kiedyś. Zapracowane dłonie posłusznie wykonywały polecenia jej mózgu.
Przysiadłam się do brata, lecz zanim to uczyniłam, usadowiłam sobie Huntera, już nie tak małego, co za pierwszym razem, psisko rosło jak na drożdżach, a przy tym gryzło co popadnie, na kolanach. Podrapałam szczeniaka za uchem, kładąc głowę na blacie. W tle słychać było odgłosy telewizora, w którym komentatorzy zawzięcie przyglądali się zmaganiom zawodników w wyścigach motocyklowych. Gdyby nie to, że mam ważną, niecierpiącą zwłoki sprawę do załatwienia, z chęcią bym się przyłączyła do oglądania i zajadała słonymi przekąskami. Dźwięk otwierania puszki ze schłodzonym piwem przez rosłego mężczyznę siedzącego na kanapie przed telewizorem, rozniósł się po całym domu. O ile z matką w ogóle się nie dogadywałam, to z ojcem miałam bliski kontakt, jeśli można to tak ująć.
Sophie ucałowała męża z czułością w czoło, a ja skrzywiłam się. Z pozoru kochająca się rodzina, lecz co jakiś czas to miejsce przeradzało się w istne piekło. Co najmniej raz w tygodniu wybuchała między nami żarliwa kłótnia, przeważnie to ja rozniecałam ogień, a oni tylko dolewali oliwy. Nie mam pojęcia, co między nami się zdarzyło. Z czasem się od siebie oddaliliśmy i cóż tak już zostało. Czasami miałam ochotę stąd uciec, jak najdalej się da. I już nigdy nie wracać. Zostawałam, bo ciągle czuję się członkiem tej rodziny. Nieważne, że dawno przestaliśmy nią być.
Dźgnęłam palcem owłosioną rękę, która poruszała się przy każdym ruszeniu komputerową myszą. Szczęśliwie ja byłam praworęczna, lecz Nick umiał lepiej posługiwać się lewą ręką. Od najmłodszych lat (brzmi to trochę jakbym była w podeszłym wieku) dziwiłam mu się, że potrafi tak pisać. Kiedyś próbowałam pisać drugą ręką, jedyne, co udało mi się uzyskać, to bohomazy, z których nie potrafiłam się rozczytać. Od tamtej pory dałam sobie z tym spokój i nie wracałam do ponownych prób wyćwiczenia lewej ręki. Jest możliwe potrafić pisać obiema, tylko za dużo czasu by mi to zajęło. A jak wiadomo, dzieci szybko porzucają swoje postanowienia na rzecz innych.
Przerwał na chwilę swoją podróż i spojrzał na mnie ospałym wzrokiem.
 Mogę coś zobaczyć?  spytałam, przekrzywiając głowę w prawą stronę. Hunter niespokojnie poruszył się na moich nogach, lekko dygocząc przy tym nóżkami.
 Zależy co. Jestem zajęty.  odparł, na powrót zatapiając się w informacje wyświetlane na ekranie czarnego laptopa.
 Czy jest to na tyle ważne, że nie pozwolisz swojej siostrzyczce na chwilę zajrzeć na jedną stronę, z której musi coś wydrukować? Bezzwłocznie na jutro. – Przysunęłam bliżej swoje krzesło i zajrzałam w monitor.
 Trafiłaś w sedno. – Pstryknął palcami.
– Proszę, jeśli mi dasz, to pomogę ci szukać. Obiecuję, że oddam za chwilę  zapewniłam, chwytając laptopa w dłonie i odwracając w swoją stronę. Czworonóg zeskoczył na kafelki, radośnie podreptał w stronę pary siedzącej na kanapie w swoich objęciach.
 Studia same się nie znajdą  odburknął zrezygnowany. Po chwili wstał, po czym rozciągnął się w drodze do losowo wybranej szafki.
Spojrzałam na zakładki, w których szukał i wszystkie zamknęłam. Otworzyłam nową stronę, wpisałam adres strony. Po znalezieniu przepisu poszłam na górę do pokoju z drukarką.
Co do studiów brata, to wszystko mieliśmy już zaplanowane. Tak, my. Chciał koniecznie znaleźć uczelnię za granicą, a ja poparłam jego inicjatywę. Pomagałam mu je znaleźć pod warunkiem, że gdy już się na jakieś zdecyduje, to weźmie mnie ze sobą. Po długich rozmowach przystanął na mą propozycję. Początkowo upierał się, że muszę ukończyć liceum, aby móc potem udać się na studia, tak jak on. 
Problem tkwił w tym, że ja w ogóle nie chciałam studiować. Za nic w świecie nie usiedziałabym na wykładach profesorów, to nie dla mnie. Wytłumaczyłam mu wszystko od samej podszewki. Miałam marzenie, kolejne z dzieciństwa i z jeszcze mniejszą możliwością spełnienia się, jednak jak mówią, nadzieja matką głupich. Za wszelką cenę będę dążyć do jego spełnienia, choćbym miała poświęcić wszystko na swojej drodze, opuścić najbliższych. Dosłownie i w przenośni wszystko.
Chwyciłam w dłonie ciepłe kartki. Zbiegłam z nimi i z laptopem z powrotem na dół. Odstawiłam własność brata na miejsce, a sama zaczęłam szykować sobie miejsce pracy w kuchni. Pozostało już tylko sprawdzić czy wszystkie produkty znajdują się w szafkach lub lodówce i mogłam się zabierać za pieczenie.

*~*

Siedzieliśmy w studiu od kilku godzin. Aktualnie mieliśmy przerwę w nagrywaniu. Praca nad płytą szła pełną parą, lecz to nie ona zaprzątała moje myśli. Kilka kawałków było już skończonych, niektóre potrzebowały korekty, a inne jeszcze napisania.
 Jesteś pewien, że to przeczytała?  spytałem Toma leżącego na fotelu. Cały dzień nawijał mi jak bardzo boi się tego spotkania. Tylko czego się tu bać? Najwyżej nie przyjdzie, to przecież nie koniec świata. Tak, tyle że Tom zdawał się tego nie pojmować. Jakby widział tylko jedno rozwiązanie.
 Tak, na własne oczy widziałem, a wzrok mam jak sokół.
 Raczej jak rentgen – dopowiedział Georg, wchodząc do pomieszczenia z batonikiem w ręku.
Tom spojrzał na niego spod zmrużonych oczu.
 Okay, już nic nie mówię. – Basista podniósł ręce w obronnym geście.
 To może datę pomyliłeś  podsunąłem kolejną przyczynę, dlaczego Nicka wciąż nie przychodzi.
 Sam mi tekst dyktowałeś, a potem sprawdzałeś  przypomniał, bawiąc się kostką od gitary.
 Faktycznie  przyznałem mu rację, zakładając ręce za zagłówek siedzenia.  To ja już nie wiem. Może nie miała ochoty przychodzić lub jest dziś zajęta.
Musiało istnieć jakieś wytłumaczenie. Nie wiedziałem nawet dlaczego staram się ją usprawiedliwić, wymyślając najróżniejsze przyczyny. Polubiłem ją, ale to nie oznacza, że od razu muszę za nią stawać murem. Co właśnie w tej chwili czyniłem.
Kurczę, czy jej nie da się rozgryźć? Raz zachowuje się inaczej, a po chwili robi coś zupełnie do niej nie pasującego. Czyż to nie fenomen? Nie spotkałem dotychczas osoby tak pokręconej, nad którą bym się tak długo zastanawiał. Zawsze przychodziło mi to z łatwością, można powiedzieć, iż była to moja druga specjalizacja, w której byłem naprawdę dobry.
Wyjątkowe osoby są trudniejsze do odkrycia w całości. Gdy raz skosztujesz, nie będziesz mógł się oderwać, podpowiadał mi nikły głos w głowie.
 Słyszycie to?  Gustav przystanął na środku pokoju. Ucichliśmy wszyscy, wsłuchując się w otoczenie. Do moich uszu docierał stłumiony odgłos pianina dochodzący zza ściany.
Wstałem z kanapy, po drodze pochwyciłem pustą szklankę. Podszedłem do ściany i przyłożyłem naczynie otworem do niej. Tym razem dźwięk był o wiele wyraźniejszy.
 Nie działa  powiedział ze smutną miną Tom, robiąc to co ja.
Uśmiechnąłem się pod nosem z bezradności bliźniaka.
 Bo przykładasz nie tą stroną. – Obróciłem jego szklankę. – Spróbuj teraz.
Ktoś grał na pianinie melancholijną melodię, która wprowadzała w stan osłupienia. Chciało się jej słuchać i słuchać, hipnotyzowała swoim wykonaniem. Każda nuta przepełniona była emocjami. Uderzenia w klawisze nie były mocne, jakby ktoś obawiał się, że może uszkodzić ów instrument. Najdziwniejsze było to, iż wszyscy byli z nami. Więc kto grał?
Całą czwórką wyszliśmy z pomieszczenia z zaciekawieniem i chęcią poznania osoby, grającej na pianinie. Udaliśmy się do pokoju obok. Pchnąłem drzwi, a dźwięk momentalnie ucichł. Zauważyłem postać leżącą na podłodze, a obok niej drewniane pudło, na którym zapewne siedziała.
 Nie musieliśmy jej tak straszyć  wyszeptał Tom, wystrzeliwując jak z procy w stronę dziewczyny. Pochylił się nad nią, podając dłoń.

*~*

Wywróciłam się z taboretu, gdy drzwi zostały otworzone zamaszystym ruchem ręki. Po jakimś czasie Tom zaoferował mi pomoc, podając silną dłoń. Złapałam się niej i wstałam. Otrzepałam się z paproszków i ruszyłam w stronę torby położonej na stole w środkowej części pokoju.
 Czyli przeczytałaś  zagadnął któryś z bliźniaków.
 Inaczej by mnie tu nie było, czyż nie?  wyciągnęłam torbę z moimi wypiekami, które zrobiłam wczoraj wieczorem. 
Przemyślałam sobie kilka rzeczy i uznałam, że przeprosiny by się przydały. Uświadomiłam sobie, iż tak naprawdę nie chciałam być niemiła. Nie, nie, jednak chciałam, ale nie tak. Nie przepraszałam zbyt często, prawie że w ogóle, lecz jeśli chciałam naprawić to, co zepsułam, postanowiłam być miła. Przynajmniej się postarać w jakiejś części. Pokazać im się z innej strony i być może dać szanse Kaulitzowi. Tylko jak mu teraz wytłumaczyć, że nie mam chłopaka?
 Więc to musi być ta piękność z powieści – powiedział muskularny chłopak, którego skądś kojarzyłam. Ale skąd? A już pamiętam, spływ kajakowy, no tak, bo co innego.
Ukryłam twarz w włosach, aby nie mógł ujrzeć mojej twarzy. Jeszcze by ich utwierdził w tym, że chodzę z Dominickiem. Wtedy tak to wyglądało w końcu mieliśmy napad głupawki. Jeszcze większe pokręcenie sytuacji w niczym mi nie pomoże, może sprawić, że będzie tylko gorzej.
Rozwinęłam folię, zapach drożdżowych bułek z czekoladą doleciał do mojego nosa. Do chłopaków też, bo ślina wzbierała im się w kącikach ust, a oczy lśniły im jak wypolerowane okna.
 Śmiało, bierzcie. – zachęciłam, stawiając tacę na stole oraz biorąc jedną bułkę, od razu się w nią wgryzając. Czekolada rozpływała się w ustach, doskonale komponując się z ciastem.
 Nie robisz tego tylko dlatego, że chcesz odzyskać swój płaszcz?  spytał Bill, jako pierwszy kosztując mojego prezentu przeprosinowego.
Przełknęłam kawałek czekolady.
 Poniekąd. Ważniejsze jest to, że chciałam was przeprosić i wyjaśnić kilka spraw. I tobie, Tom, muszę oddać czapkę.
Sięgnęłam do torebki i wyjęłam z niej czerwoną czapkę. Podałam ją jej właścicielowi, który dzisiaj przyodziany był w podobną koloru błękitnego.
– Dziękuję  powiedział zszokowany, wpychając sobie łakoć do buzi.
 Poznaliście mnie z innej strony. Teraz chcę wam pokazać tę drugą  szybko wyrzuciłam ze siebie słowa. Przymknęłam oczy, jednak zaraz je otworzyłam. Popatrzyłam na zespół zajadający się bułkami.
Ręce zaczęły mnie swędzieć. Nie rób czegoś głupiego. Wstrzymaj się, choć raz, powstrzymywałam się. Już miałam ochotę cisnąć słodycz w twarz Toma i rozsmarować go na jego twarzy. Oprzytomniałam, przypominając sobie, że nie po to tu przyszłam. To będzie trudniejsze niż się spodziewałam. I to o wiele trudniejsze. Miejmy nadzieję, że nic się nie wydarzy. 
Jak na zawołanie Bill zaczął się krztusić. Blondyn, przypominający z postury misia idealnego do przytulania, poklepał go po plecach. Łzy wypełniły wcześniej roześmiane oczy Czarnego, zaczął kasłać.
 Wo…dy  wychrypiał, łapiąc się za brzuch.
 Cholera. Papryczki – wymamrotałam nerwowo, szukając jakiejkolwiek butelki z piciem.
Że też nie pomyślałam o tym, iż zostawiając bułki w piekarniku, są one pozostawione z bratem sam na sam. Mogłam nie iść się wtedy czytać tylko poczekać, aż się upieką i dopiero wtedy pójść zająć się innymi rzeczami. Ostatnio chwalił mi się, że z kolegami kupili piekielnie ostre papryczki chili. Mógł się chociaż zapytać dla kogo są. Ale nie, tak będzie śmieszniej. Szkoda tylko, że prawie by uśmiercił wokalistę znanego zespołu. Czekaj, przecież nadal może to zrobić. Pospiesz się. Mózg pracował mi na wysokich obrotach. W torebce nie znalazłam żadnej butelki. Jednak zanim udało mi się cokolwiek więcej uczynić, Bill dostał plastikowy kubeczek z wodą, który łapczywie opróżnił. Siadł na krześle i odzyskiwał siły.
 Bill, ja cię bardzo przepraszam. To nie ja. To Dominick. Nie wiem, co go naszło. Znaczy wiem, ale to trudne do wytłumaczenia. – Potok słów wypłynął z moich ust. Zaczęłam się wiercić w miejscu.  Lepiej jak sobie pójdę.
Wzięłam wszystkie swoje rzeczy i szybki krokiem udałam się do wyjścia. Zamknęłam drzwi za sobą, czyjaś dłoń zacisnęła się na przegubie mojej. Odwróciłam głowę, wyrywając się z uścisku.
 Odwal się – warknęłam Tomowi w twarz. 
Rozszerzonymi źrenicami wpatrywał się w moje ściągnięte brwi.
– Przecież możemy normalnie porozmawiać – powiedział łagodnie, kładąc dłoń na mym ramieniu. Zbliżył się o krok, podniósł palce i zatrzymał je tuż przy moim policzku.
 Możemy – Odsunęłam twarz od jego dłoni.
 Wróćmy tam i porozmawiajmy. Miałaś nam coś wytłumaczyć, a teraz co? Uciekasz, jeśli tak dalej pójdzie, to nigdy się nie poznamy. A ja bym bardzo nad tym ubolewał  wyrzucił na jednym wdechu, opuszczając przedramię.
Podniosłam torbę, która wypadła mi z rąk w momencie jego zbliżenia do mnie. Podążyłam za nim, ponownie wkraczając do pomieszczenia z pianinem. Bill siedział z uśmiechem na twarzy, pozostała dwójka wpatrywała się we mnie niepewnie. Opadłam na krzesło, zastanawiając się jakim cudem oni ciągle chcą mnie poznać. Ja na ich miejscu już dawno bym sobie odpuściła. 


~
Dziś wcześniej, na drodze wyjątku. Kolejna – 19.11

9 komentarzy:

  1. Hah,no wiec tak cieszy mnie fakt ,ze Nicka daje szanse Kaulitzom. Serio ,bo tu moze wyjsc cos fajnego :) milego i wgl ! Poza tym Tom jest cholernie slodki jak tak wypytuje sie Billa o ten liscik ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Widać,że Twoja bohaterka ma temperament jak mało kto ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. "Już miałam ochotę cisnąć słodycz w twarz Toma i rozsmarować go na jego twarzy."- Padłam :D Mój ulubiony fragment tego rozdziału. Pojawili się Gucio i Georg więc jestem szczęśliwa *w* Tak w ogóle to jak zwykle extra i bardzo mi pasjue to WCZEŚNIEJSZE dodawanie rozdziałów, nie mam nic przeciwko temu, żeby tak było CZĘŚCIEJ xxx <3

    OdpowiedzUsuń
  4. "Oczy lśniły jak wypolerowane okna" :D Świetne porównanie! ;) Fajny pomysł z tymi bułkami, tylko taki do niej niepodobny. No ale, tak jak chciałaś, dodałaś jej tym charakteru. I przez ciebie też mam ochotę na taką bułkę :(

    Wszystko fajnie, Tom jak zawsze słodki, a Nicka jak nie-zawsze wylewna. I ten niegrzeczny Dominick... Ale i tak go kocham! :D

    Pozdrawiam cieplutko i czekam do 19! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oddaj mi trochę tej pięknej pogody, dobrze ?
    Bo mnie dopada migrena przez taką szarą burą i jestem bardzo nieznośna :/
    Hahahaha wyglądam niczym duch no nie :D ? Można by było nawet uznać,że to miał być taki zamierzony efekt , takie złudzenie.
    Postaram się robić ich jak najwięcej !:*
    Ahhh czekam na kolejną notkę, wiesz :>???

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie rozumiem, czego ty się sama siebie czepiasz. Rozdział wyszedł dobrze. Płynnie akcja przechodziła do kolejnej. Dialogi super, motyw z papryczkami jeszcze lepszy. Chciałabym w realu zobaczyć Billa który robi się czerwony po zjedzeniu takiej niespodzianki. Pewnie te cudne piwne oczka by mu z orbit wypłynęły (he he he).
    Muszę cię pochwali, bo z każdym kolejnym tekstem robisz postępy. Choć twierdzę, że robisz również wiele błędów stylistycznych, przydałaby ci się beta, która rzuciłaby swoim fachowym okiem na tekst.

    betowanie.blogspot.com <---- wejdź sobie tu. Na pewno kogoś znajdziesz. Nawet jeśli nie bezie nikogo z twojej kategorii to wystarczy popytać w komentarzu. Sama mam stamtąd bety i jestem zadowolona. Nawet ja robię błędy, a rzeczą ludzka jest błądzić :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak wiem wiem wiem i cieszę się przeogromnie na myśl o kolejnym odcinku ! :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie poznaję Cię :D Chyba musiałaś ostro rozkręcić się z akcją ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wyobrażam sobie Bill, jak się krztusi xD xD SIKAM XD
    Rozdział cudowny, cieszę się, ze postanowiła się z nimi zaprzyjaźnić, a przynajmniej pogodzić :3
    I ta jej domyślność...Skąd ona wiedziała, że to te papryczki XD

    OdpowiedzUsuń