11.
Na zewnątrz panował mrok, a ja cały czas siedziałam w studiu wraz z
chłopakami. Ochłonęłam po nie za dobrym początku, a
dalej to się już samo jakoś potoczyło. Jednakże nie na tyle dobrze, bym ich
poinformowała, że Nick to mój brat. Dość trudno to wytłumaczyć. Zupełnie
inaczej brzmi to w głowie, a inaczej, gdy się to powie na głos.
Z pokoju nagraniowego, tak mi się zdaje, przenieśliśmy się do bardziej
oficjalnej części piętra. Atmosfera podczas rozmowy nieco się rozluźniła. Co
jednak nie zdołało wymusić na mnie zmiany pozycji na kanapie. Siedziałam
wtulona w kant siedzenia, trzymając torbę na kolanach.
Już samo ich towarzystwo mnie onieśmielało. Dodatkowo peszyło mnie
wszystko, co mówili bądź robili. Momentalnie robiłam się czerwona na całej
twarz, wyglądałam tak przez prawie cały czas. Policzki mnie paliły, a mnie
trudno było się na czymkolwiek skupić. Niektóre rzeczy obiły mi się o uszy.
Wolałam się im przyglądać, niż aktywnie uczestniczyć w konwersacji, do której
niestety zostałam brutalnie wciągnięta. Strasznie szybko przechodzili z jednego
tematu do drugiego, jak wyścigówki na torze rajdowym. Wiedziałam, że są z tego
jakże znanego zespołu, a usłyszenie tego jeszcze z ich ust wystarczająco wpływa
na to, że ma się ochotę tylko słuchać. Nie raz pogubiłam się w tym dialogu, na
szczęście z pomocą przychodził mi jeden z dwójki pozostałych chłopaków. Gustav
albo Georg, nie jestem pewna, jeszcze mi się mylą. Ale już niedługo ich
zapamiętam, przynajmniej mam taką nadzieję.
– Co ty taka spięta jesteś? Widzisz, że my nie gryziemy. A przynajmniej
ja – dodał Bill, zerkając na brata.
Melodyjny śmiech uniósł się nad aurą moich ponurych myśli.
– Za to tobie przydałoby się poluzować ten pasek od spodni – mruknęłam
zniesmaczona.
Tom siedzący po drugiej strony kanapy, uśmiechnął się pod nosem. Świetnie,
udało mi się go rozbawić. To już coś. Za to urażony Bill postanowił kontynuować
swój monolog.
Wyprostowałam się i leniwie przetarłam oczy, które powoli kleiły się od nadmiaru emocji dzisiejszego dnia. Cudownie byłoby się teraz zanurzyć w wannie pełnej gorącej wody i pozostać w niej, aż do ostygnięcia cieczy. Pomarzyć tylko mogę, sprawa sama się nie rozwiąże. No już, do dzieła. Przydałoby się trochę ożywić tę relację.
Wyprostowałam się i leniwie przetarłam oczy, które powoli kleiły się od nadmiaru emocji dzisiejszego dnia. Cudownie byłoby się teraz zanurzyć w wannie pełnej gorącej wody i pozostać w niej, aż do ostygnięcia cieczy. Pomarzyć tylko mogę, sprawa sama się nie rozwiąże. No już, do dzieła. Przydałoby się trochę ożywić tę relację.
Do pomieszczenia wkroczył Gustav z kolejną puszką coli tego wieczora.
– O Geo, postanowiłeś do nas wrócić. A już myślałem, że uciekłeś.
A nie, to jednak Georg. Muszę ich jakoś sobie uporządkować, bo inaczej to do
końca życia będą mi się już mylić. Zakoduj sobie: Georg, brązowe włosy do
ramion, dobrze zbudowany i gra na basie, a Gustav, postura misia, blond włosy,
małomówny i woli perkusję. W jakiejś części te fakty powinny mi pomóc,
przynajmniej na razie. Najwyżej będę sobie na dłoniach rysować ich podobizny,
wcześniej je podpisując, i używać jak ściąg. Zawsze to jakieś rozwiązanie.
Marne, bo marne, ale ważne, że jest.
Usiadł naprzeciw mnie, upił łyk gazowanego płynu. Spuściłam głowę, znowu
się we mnie tak dziwnie wpatruje. Właściwie od momentu gdy wróciłam, wygląda
jakby miał do mnie jakąś sprawę. Nienawidzę takich sytuacji, zamiast od razu
powiedzieć, zwleka i czeka na mój ruch. Co z tego, że ja robię dokładnie tak
samo. Ja to ja, a on to on.
– Ja cię skądś kojarzę. – Wskazał mnie puszką, wylewając z niej trochę
zawartości. Podążałam wzrokiem za lepiącą plamą rozprzestrzeniającą się po
podłodze.
To wy się znacie? – Bliźniacy odwrócili się w naszą stronę. – To jak? – dodał Tom, widząc nasze niezdecydowanie.
Georg i ja popatrzyliśmy na siebie podobnym wzrokiem.
– Tak.
– Nie – odpowiedziałam stanowczo z pewnością w głosie. Wiem, powinnam
powiedzieć prawdę, a trzymanie ich w niepewności sprawiało mi zbyt dużo
przyjemności. W końcu raz się żyje.
– Jak to, „nie”? – zwrócił się do mnie zdziwiony basista. – Przy rzece. To ja
ci pomogłem wstać, gdy przypadkowo cię oślepiłem. Byłaś tam z chłopakiem.
O matko, kolejny, który tak uważa. Za dużo ich. Tak trudno zauważyć nasze
podobieństwo? Ten sam nos, tak samo krzywe nogi i dziwne poczucie humoru. Cóż,
rodziny się nie wybiera.
– To nie jest mój chłopak – wysyczałam, wbijając paznokcie w czarną skórę.
Czas wyłożyć karty na stół. Kłamstwo ma krótkie nogi, a w moim przypadku to
już szczególnie. Chociaż… czasami mi się udaje długo na nim pociągnąć. Idę o
zakład, że w niedługim czasie palnę jakąś głupotę. Znowu.
– Czekaj, czegoś tu nie rozumiem – wtrącił Bill, bardziej przysuwając się
do przyjaciela. Jego bliźniak nieznacznie zmniejszył przestrzeń nas dzielącą,
nie uszło to mojej podzielnej uwadze.
Westchnęłam. Zbierz się do kupy, później będzie o wiele trudniej. Może nie
trudniej, raczej będę miała więcej do wyjaśniania. Policzysz sobie do trzech i
wszystko im wyśpiewasz, jak słowik, jak na przesłuchaniu. Raz, głęboki wdech,
dwa, donośny wydech, trzy, zabranie głosu.
– Dominick to mój brat, nie chłopak. – Wszyscy w trójkę spojrzeli na mnie
szeroko otwartymi oczami z rozszerzonymi źrenicami, jakby zaraz z oczodołów
miałyby im wyjść. Z nerwów zaczęłam strzelać kośćmi w palcach. – To taka gra – wyjaśniłam.
Spojrzałam na Toma, który siedział jeszcze bliżej mnie niż wcześniej. Tak
blisko, że gdybym chciała, to mogłabym bez trudu dotknąć jego policzka.
Wzdrygnęłam się na samą myśl takiego dotyku.
– To trudne do wyjaśnienia, ale zrobię to tak, żebyście jak najwięcej z
tego zrozumieli – zapewniłam.
Przymknęłam powieki. Ile ja bym dała, żeby rodzony brat był tu ze mną.
Dziecinne zachowanie, bo to on wszystko by wytłumaczył. Zdecydowanie lepiej to
robi ode mnie. Ale nie zawsze będzie mógł mi pomóc, a wykorzystywać go aż nadto
nie będę. Muszę sama sobie poradzić i schrzanię to. Niech mi już pozwolą stąd
pójść.
Otworzyłam lekko oczy, pochylali się nade mną, aby lepiej słyszeć każde
wypowiedziane przeze mnie słowo. Czekali aż ponownie zabiorę głos, lecz było
widać, że się niecierpliwią. Billowi pulsowała żyła na szyi, Tom pocierał nerwowo
ręce, a Georg intensywnie lustrował mnie wzrokiem.
– W sumie to ja już wszystko powiedziałam, wszystko co, powinniście wiedzieć
na chwilę obecną. Dominick nie jest moim chłopakiem – podsumowałam i opadłam na
oparcie.
– Przecież dobrze pamiętam, co mówiłaś i to, co widziałem – zaprotestował
gitarzysta z dziwnym wyrazem twarzy. Pomieszanie wściekłości, nadziei i
niepewności z odrobiną niedowierzania. Wybuchowa mieszanka, brakuje tylko
tykającego zegara, który odliczałby sekundy do uruchomienia się ładunku
wybuchowego w bombie.
– Po prostu zapomnij o tamtym. Chcę, abyście traktowali go jako mojego
brata i nic więcej. Czy to wiele? – starłam kroplę potu z czoła.
W odpowiedzi na pytanie strużka krwi doleciała mi do ust, zapełniając je i
pozostawiając w nich metaliczny posmak. Kurde, chyba za bardzo się tym
wszystkim stresuję. Starłam ją dłonią, krwotok z nosa nie chciał ustać.
Powinnam pójść wczoraj do kliniki. Co za leń ze mnie, mam teraz za swoje.
Wstałam z siedzenia, zrobiło mi się słabo. Zamrugałam oczami, mdłości po
kilku sekundach ustały. Odwróciłam się z zamiarem zapytania, gdzie znajduje się
łazienka, lecz Bill mnie wyprzedził.
– Drugie drzwi na lewo – poinstruował, a ja szybkim krokiem udałam się za
jego wskazówkami.
Powiedziałam, co chciałam, dlaczego cały czas czuję się przybita? Powinnam
się poczuć lepiej, prawda? Tak mi się zdaje. Co takiego ważnego mi umyka, a
woła, bym im to powiedziała. Ona? Nie, niemożliwe. A może jednak…
Pociągnęłam za klamkę, zapaliłam światło i weszłam do środka. Opłukałam ręce
pod ciepłą wodą, krew zabarwiła wodę, ta z kolei białą umywalkę. Popatrzyłam w
lustro. Plaster nadawał się do wyrzucenia. Cały zakrwawiony (pojęcia nie mam skąd
się na nim krew wzięła), a na dodatek odklejał się przy jednym boku. Oderwałam
go jednym sprawnym ruchem ręki. Szkarłatna ciecz poleciała po raz kolejny.
Powinnam mieć drugi plaster w kieszeni.
Przeszukałam wszystkie, jakie miałam, lecz opatrunku jak nie było, tak nie
ma. Gdzie go mogłam wsadzić… Torba? Nie, nawet jeśli, to nie będę teraz po nią
iść. Kieszenie? Sprawdzone. To gdzie ja go mam?
Postukałam chwilę paznokciami o krawędź umywalki.
Już wiem.
Kucnęłam i rozwiązałam sznurówki glanów. Tajna skryta, często przeze mnie
zapominana, ale grunt, że dobra. Chowałam do niej wszystko, zaczynając od paragonów
po nocnych wypadach do sklepu z bratem po kolejną paczkę chipsów na film,
kończąc na drobnych pieniądzach. W drugim bucie miałam taką samą, idealnie
nadającą się do przechowywania małej broni. Ja tam broni nie trzymałam, ale
scyzoryk już pełnił jakąś obronną funkcję.
Znalazłam upragnioną rzecz i powróciłam do pozycji stojącej. Podciągnęłam
rękawy szarej koszuli, by ich nie ubrudzić, a przede wszystkim nie zamoczyć.
Zza drzwi słyszałam ich głosy, lecz nie mogłam usłyszeć, o czym rozmawiają. A
podsłuchiwać to nie chciałam, wścibskie i nieuczciwe by to było. Gdybym na co
dzień sobie odpuszczała takiego zachowania, oszczędziłabym sobie wielu
rozczarowań.
Zmyłam krew z twarzy i nakleiłam plaster we właściwe miejsce. Obejrzałam się w lustrze, po czym wyszłam z pomieszczenia. Zanim mi się to udało, zahaczyłam szelką o klamkę. Zdjęłam ją, ponownie spoglądając w łazienkę. Światła nie zgasiłam, co za tuman. Przełączyłam włącznik i wróciłam do chłopaków czekających na mnie.
Zmyłam krew z twarzy i nakleiłam plaster we właściwe miejsce. Obejrzałam się w lustrze, po czym wyszłam z pomieszczenia. Zanim mi się to udało, zahaczyłam szelką o klamkę. Zdjęłam ją, ponownie spoglądając w łazienkę. Światła nie zgasiłam, co za tuman. Przełączyłam włącznik i wróciłam do chłopaków czekających na mnie.
– W porządku? – Tom wydawał się być szczerze tym zainteresowany.
– Tak – zapewniłam go, siadając na swoim miejscu.
– Skoro nie masz chłopaka – zaczął niepewnie, wpatrując się w mnie błagalnym
spojrzeniem swych czekoladowych oczu, o wiele ciemniejszych od Billa. To udało
mi się dzisiaj zaobserwować, ciekawe, co następnym razem – to znaczy, że się ze
mną umówisz?
– Kiedy indziej, zawsze możesz próbować. Postaw sobie tylko jedno pytanie,
co, jeśli ty się mnie w ogóle nie podobasz? – spytałam, uciekając wzrokiem, a
ostatecznie zawiązując rozwiązanego buta.
Nie żeby mi się nie podobał, jest okay. Po prostu nie chciałabym się na
kimś zawieść po raz enty. A faceci mają w sobie skłonność do tego, aby
zdobyć, pobawić się i porzucić. Po co coś zaczynać, skoro można uchronić siebie
przed niektórymi sidłami przez nich zastawionymi?
– Cóż, wtedy będziemy mogli zostać przyjaciółmi – odpowiedział spokojnie,
lecz w oczach miał wypisane wszystkie uczucia. W końcu są one odzwierciedleniem
naszej duszy.
Szansę mogę mu dać, tylko że nie na miłość, co najwyżej właśnie na przyjaźń. Miło by było, gdyby chociaż raz się to spełniło. Samo znaczenie słowa „przyjaciel” ma dla mnie wiele definicji oraz ogrom zobowiązań. Jak na razie miałam może z trzech prawdziwych przyjaciół. Gdzie teraz są? Hen daleko, o tam, za horyzontem, za morzem. Jeden pogrzebany, drugi się na mnie wypiął, a trzeci zatracony.
Szansę mogę mu dać, tylko że nie na miłość, co najwyżej właśnie na przyjaźń. Miło by było, gdyby chociaż raz się to spełniło. Samo znaczenie słowa „przyjaciel” ma dla mnie wiele definicji oraz ogrom zobowiązań. Jak na razie miałam może z trzech prawdziwych przyjaciół. Gdzie teraz są? Hen daleko, o tam, za horyzontem, za morzem. Jeden pogrzebany, drugi się na mnie wypiął, a trzeci zatracony.
– Ja powinnam iść. Ciemno już, a mówiłam, że wrócę wcześniej do domu.
Oddajcie mi tylko płaszcz i już mnie nie ma. – Wzięłam torbę spod nóg. – Dziękuję. – Chwyciłam w dłonie bordowy materiał podany przez frontmena i założyłam go na ramiona.
– Odwiozę cię – zaproponował Tom, ubierając kurtkę, która leżała przy jego
boku. Wyglądał komicznie z koszulką po kolana, szerokimi spodniami i kurtką do
bioder, które ciężko było znaleźć pod tak obszernymi ciuchami.
– Dam sobie radę – ucięłam i wyszłam.
Umiem sobie poradzić, za wcześnie na podwózki, jeszcze się niepotrzebnie
nakręci. Pomijając fakt, że brat nie dałby mi spokoju. Jak wiadomo, uwielbia
wpatrywać się w drogie markowe samochody przejeżdżające po naszej ulicy. Mnie
to nie mógłby przeoczyć, sama zainteresowałabym się takim modelem. Kiedyś może
będzie mi dane, czas zadecyduje dokładnie kiedy. Motoryzacja to jedna z moich
fascynacji i dzielę ją wraz z ojcem i Nickiem. Od zawsze wolałam samochodziki
od koników, dlatego też tak często bratu ginęły zabawki z pokoju.
Na dzień dzisiejszy powinno mu wystarczyć, towarzystwo Kaulitza nie jest
męczące, Nawet zdążyłam go trochę polubić, tylko trochę. Nie musi mnie
niańczyć, nie mam pięciu lat. Blisko do domu mam, więc podwózka zupełnie niepotrzebna. Rozumiem chęci,
ale bez przesady. Chociaż jednak nie mam blisko, prawie po drugiej stronie
miasta. Godzina, jak nie więcej w autobusie. Jakoś to przeboleję.
Włożyłam ręce do kieszeni płaszcza, założyłam torbę na ramię. Otworzyłam ją
i przy pobliskim śmietniku wyrzuciłam folię, z której wciąż ulatywał słodkawy
zapach bułek. Bułki rozeszły się w mgnieniu oku, choć brane były z wielką
ostrożnością. Po zjedzeniu wszystkich okazało się, że tylko jedna była z
niespodzianką, że też na Billa musiało wypaść. Najmniej zjadłam ja, bo zaledwie
jedną, a na siłę udało mi się wcisnąć Gustavowi, jeśli dobrze mówię, dwie.
Opuścił nas szybko, twierdząc, że musi załatwić jakąś sprawę na mieście. Widząc
reakcje chłopaków, spokojnie mogłam stwierdzić, że ową sprawą była dziewczyna, toteż kazałam mu wziąć dwie. Kazałam taa... po prostu włożyłam mu dwie bułki do
ręki i tyle.
Zimny wiatr smagał moje wciąż rozgrzane policzki, jeśli się przez nich rozchoruję, to im tego nie daruję. Kichnęłam, w momencie gdy jakiś mężczyzna przeszedł obok, podrażniając mój nos. Nie przepadam za męskimi perfumami, zawsze tak na mnie działają. Kręcą w nosie, a potem kicham jak opętana.
Zimny wiatr smagał moje wciąż rozgrzane policzki, jeśli się przez nich rozchoruję, to im tego nie daruję. Kichnęłam, w momencie gdy jakiś mężczyzna przeszedł obok, podrażniając mój nos. Nie przepadam za męskimi perfumami, zawsze tak na mnie działają. Kręcą w nosie, a potem kicham jak opętana.
Na przystanku wsiadłam do autobusu i zajęłam pojedyncze miejsce. Włożyłam
słuchawki w uszy, puściłam najnowszą płytę Kasabian. Gdy autobus ruszył, pozwoliłam sobie na kilkuminutową drzemkę.
~
Następny rozdział – 26.11
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńByłam przekonana że ona nie wie, że Bill i spółka są z Tokio i,że będzie w pewnym momencie takie "Badumss jesteśmy Tokio Hotel", no ale w sumie w tej ich szkole cały czas o nich trąbili (o ile mnie pamięć nie myli :D) więc.. Czekam na coś miłosnego między Tomem a Nicką i nie mogę się doczekać ;c Ogólnie tak mi żal Toma że ona go tak spławia ;c I w sumie nie wiem czemu ale mi teraz przykro xxx Na pocieszenie szybko nowy rozdział dodawaj! c; <3 Nie no wiem że i tak tego nie zrobisz zły żółwiku! ;* :(
OdpowiedzUsuńKurczę... On nei chciał jej przecież niańczyć xD On chciał być miły i dobry xD A ona nieee :D Nie mogę się już doczekać kiedy między nimi rozwinie się akcja :3
OdpowiedzUsuńPoza tym nie ma to jak trzymać pół domu w butach xD ! :D
Czekam na kolejny ! :*
Po pierwsza piosenka jest świetna - WIELBIĘ :3
OdpowiedzUsuńA poza tym to coś czuję,że między nimi nic nie będzie. Nicka jest bardzo...hymmm...tajemniczą dziewczynom.
Szczerze, to jestem za tym, żeby Nicka byłą z Billem a nie Tomem. Nie wiem czemu xD
OdpowiedzUsuńCałość okey, coraz lepiej ! :D
Leeecę <3